Komentarz o kotach - dzień kota

Grafika fot. Ula Bugaeva
Na pierwszym roku studiów, kiedy wyprowadziłam się z rodzinnego domu i nie musiałam już słuchać, że „żadnych dużych zwierząt w domu Małgosiu!” wiedziałam, że przygarnę szybko jakąś bidulę. Stało się to nawet szybciej niż planowałam (ale podobno nigdy nie ma dobrego czasu na dziecko).
Małgorzata Machnicka / 18.02.2017 05:00
Grafika fot. Ula Bugaeva

Miałam w swoim życiu wiele zwierzątek. Rodzice ciągle próbowali stłumić we mnie chęć posiadania kota i kupowali mi wszystko to, co nim nie było. Nie rozumiałam (i nadal nie rozumiem) czym taki przykładowy chomik miałby się różnić od kota. Miał być prostszy w obsłudze? Miało być z nim mniej problemów? Może to ta ogromna chęć posiadania kota, a może moja nieudolność i niewiedza doprowadziła te biedne chomiczki (5 sztuk), rybki, kanarka i żółwia (okazało się, że przy mnie jednak nie każdy egzemplarz jest długowieczny) do śmierci. Tak, nawet te zwierzęta, które powinny mnie przeżyć i to dwukrotnie, nie wytrzymywały. A ja nie byłam rozpuszczonym i kapryśnym bachorem, który jedyne co potrafi, to im dokuczać.

Na pierwszym roku studiów, kiedy wyprowadziłam się z rodzinnego domu i nie musiałam już słuchać, że „żadnych dużych zwierząt w domu Małgosiu!” wiedziałam, że przygarnę szybko jakąś bidulę. Stało się to nawet szybciej niż planowałam (ale podobno nigdy nie ma dobrego czasu na dziecko). Śliczna, puchata, czarna kulka trafiła w moje ręce! No dobrze, wcale nie była taka śliczna, bo kot znaleziony w piwnicy, nigdy nie będzie wyglądał jak ten z reklamy Whiskasa, ale mi od razu zaświeciły się oczy na jego widok. Myślałam: "Ale piękny, śmieszny brzydalek z dziwnymi wąsami, jejuuuu jaki jest kochany, najkochańszy cmok cmok cmok". Nie umiecie zrozumieć mojej reakcji, bo nie znosicie kotów? Znam to. Ale na pewno macie w pamięci choć jeden taki obrazek: wianuszek dziewczyn ustawia się wokół wózka z dzieckiem koleżanki, wydurniając się i pieszcząc tak, że się robi niedobrze. A przecież dziecko to dziecko, każde wygląda tak samo.

 

"Ach, jakie małe rączki!" - a jakie ma mieć, przecież to dziecko?!

"Ach, jakie słodkie małe paluszki!" - a jakie ma mieć, przecież to dziecko?!

"Ach, jakie mięciutkie włoski!" - a jakie ma mieć, przecież to dziecko?!

"A jaki podobny do mamusi!" A do kogo ma być?!

 

To tak jakby dziwić się, że w zimę jest mróz, a w lato upał. A z kotem?! Z kotem jest zupełnie inaczej. Od razu uprzedzę złośliwe komentarze - nie, nie jestem sfrustrowaną singielką, która codziennie płacze w poduszkę i tęskni za miłością życia. Po prostu wolę koty. Nie ma w tym nic dziwnego.

 

Gdy tylko Joshi pojawił się w moim domu, mama nie miała już serca biduli wyrzucać. Co więcej, wystarczył rok, żeby sama zdecydowała się na swojego własnego (skamlanie siostry na kolanach mocno się do tego przyczyniło). Na tym się nie skończyło - mamy już 3 koty. 

 

Koty wprowadzają ład i porządek do domu. Dopełniają domowego ciepła. A przy tym są indywidualistami, łażą własnymi ścieżkami, są charakterne, a do tego każdy z nich jest inny. Czy może być coś przyjemniejszego niż wieczór pod kocem z książką, winem i mruczącym na kolanach kotem? To coś tak uzależniającego, że nie wyobrażam sobie nawet, żeby mogło być inaczej.

 

No i ta kocia filozofia. Kup mu designerskie legowisko - i tak będzie leżał na świeżo złożonym w równą kosteczkę praniu. Wydaj ostatnie pieniądze na drapak skandynawskiej marki - i tak poniszczy Ci fotel. Zafunduj zabawkę, która ma go zająć na długie godziny, i tak będzie się bawił tym, co aktualnie znajdzie na podłodze. Zmieniaj co 12 godzin wodę w misce, i tak napije się tej z wazonu z tulipanami. 


fot. Ula Bugaeva

Kiedyś nosiłam go w kieszeni bluzy, teraz już się do niej nie mieści. Jeszcze parę lat temu chciał biegać za każdą zgubioną przeze mnie gumką do włosów, teraz jak się tak przed nim wydurniam, patrzy z politowaniem i tylko przewraca się na drugi bok. Ale nie odstępuje mnie na krok, idzie za mną za każdym razem jak wstaję po herbatę i kładzie się zawsze obok, jak usiądę na sofę. Co wieczór zasypia na poduszce tuż nad moją głową. Przez okrągłych 12 lat. To jest JEGO miejsce i nawet, jak wściekła w ciągu nocy zepchnę go na ziemię, to po 10 minutach, jak tylko znów zasnę, wskoczy dokładnie w to samo miejsce. I nawet położy się tak samo. Zawsze budzę się z nim nad głową. I nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej.

Redakcja poleca

REKLAMA