Akademia Wampirów. Ostatnie poświęcenie - recenzja

Oskarżona o zabicie królowej morojów - Rose Hathaway - przebywa w areszcie. Nie mogąc liczyć na sprawiedliwy proces przeżywa katusze. Nie może pogodzić się z tym, że w tak oto marny sposób zakończy swój żywot - stracona z rąk kata a nie strzygi!
/ 27.02.2012 11:34

Oskarżona o zabicie królowej morojów - Rose Hathaway - przebywa w areszcie. Nie mogąc liczyć na sprawiedliwy proces przeżywa katusze. Nie może pogodzić się z tym, że w tak oto marny sposób zakończy swój żywot - stracona z rąk kata a nie strzygi! 

Akademia Wampirów. Ostatnie poświęcenie - recenzja

Od czego są jednak przyjaciele? Choć Rose się tego nie spodziewa, już wkrótce wyruszy w pełną niebezpieczeństw podróż. Rozpocznie dramatyczny wyścig z czasem. Aby ocalić swoją skórę będzie musiała nie tylko pomóc swojej przyjaciółce odzyskać prawa rodu Dragomirów, ale też - i przede wszystkim - odnaleźć mordercę Tatiany.

Richelle Mead w iście mistrzowski sposób prowadzi bohaterów przez gąszcz tajemnic. Wybiera te najbardziej kręte z najbardziej krętych dróg, abyśmy nie mogli domyślić się zakończenia. Przynajmniej częściowo. Jako, że to ostatnia część Akademii Wampirów, z góry wiadomo, że skomplikowane dotychczas relacje między Dymitrem a Rose z czasem stanął się mniej zawiłe, aż w końcu ku uciesze wszystkich fanów sagi zakończą się happy endem. Jakby nie było - mamy tu do czynienia z jedynym w swoim rodzaju dampirzym love story! Dużo w tej książce Rose i Dymitra. Zdecydowanie mniej pozostałych bohaterów sagi. Szkoda. Zwłaszcza Adriana Iwaszkowa. Cóż można rzec. Takie jest życie. Wszyscy nie mogą być szczęśliwi.

"Ostatnie poświęcenie" dostarcza całej gamy emocji - przez wzruszenie i złość, poprzez radość aż do podniecenia. Pod tym względem nie różni się od poprzednich części. Mead trzyma poziom. W dalszym ciągu potrafi omamić czytelnika, zagwarantować mu kilka godzin przejmującej lektury, nie pozwalając na odrobinę wytchnienia. Wykreowani przez nią bohaterowie nadal rzucają ciętymi ripostami, rozbawiając chwilami do łez. Są pełni sprzeczności, wielowarstwowi i dzięki temu – tacy prawdziwi. To dzięki nim saga ta odniosła taki sukces! To dzięki nim każdy kolejny tom dostarczał wybornej rozrywki, która mogłaby trwać w nieskończoność! To z nimi najtrudniej się rozstać…

Podejrzewam, że właśnie dlatego zamiast dramatów autorka zaserwowała na koniec nieco lukru rodem z disney’owskich bajek. Tylko czy dzięki temu łatwiej się będzie pożegnać z Rose, Dymitrem, Adrianem, Lissą, Christianem i innymi postaciami? Nie! Żal serce ściska, że to już koniec ich przygód. Richelle Mead nie powiedziała na szczęście ostatniego słowa. Niebawem światło dzienne ujrzy kolejny cykl tej autorki – „Kroniki krwi”. Kto wie, może znajdzie się w niej miejsce dla Rose i spółki, choćby epizodycznie? Polecam!  

Fot. Nasza Księgarnia

Redakcja poleca

REKLAMA