Russell Brand: Miło. To jedno z moich najprzyjemniejszych doświadczeń na planie. Uwielbiam go. Julianne i Diego też. Są naprawdę cudowni. Większość czasu spędziłem jednak z Alekiem. Mnóstwo czasu byliśmy razem. Z Tomem Cruise'em też trochę miałem okazję przebywać. Jest uroczy. Wszyscy zresztą byli uroczy.
- W takim razie powiedz coś więcej o pracy z Tomem Cruise'em.
Russell Brand: Był genialny. Jest jak gigantyczny, charyzmatyczny huragan, który wdziera się w Twoje życie. Wspaniale jest zdobyć jego uwagę i wspaniale jest spędzać z nim czas. Jest cudownym, szczerym, bardzo miłym facetem. Mam dla niego wiele szacunku.
- Byłeś zdenerwowany przed scenami śpiewanymi?
Russell Brand: Nie, bo samo śpiewanie trzeba nagrać wcześniej, w osobnym pomieszczeniu. Przed kamerą po prostu stajesz i udajesz, że śpiewasz. A to jest dość łatwe. Jak żucie gumy.
- Jesteś fanem musicali?
Russell Brand: Tak, tak. Szczególnie tego, w którym gram.
- Jak ci się pracowało z Diego Bonetą?
Russell Brand: Cudowny człowiek. Jest uroczy i przystojny. Naprawdę, bardzo miły młodzieniec. Na dodatek bardzo utalentowany. Słodki koleś. Uważam, że jest dobrym człowiekiem i dobrym aktorem. Mam dla niego dużo sympatii.
- Praktykujesz medytację transcendentalną. Czy to prawda?
Russell Brand: Tak jest, zgadza się, medytację transcendentalną. Ćwiczę też jogę kundalini. Dzięki tym dwóm praktykom codziennie mogę sięgać do niewidocznych pokładów świadomości i siły.
- Co najbardziej zaskoczyło Cię we współpracy z Tomem Cruise'em?
Russell Brand: Jak słodkim facetem jest. Myślisz sobie, że skoro jest największym gwiazdorem filmowym, nie będzie się interesował innymi ludźmi. Tymczasem jest wręcz przeciwnie. Interesuje się innymi i troszczy o nich. Jest też bardzo oddany swojej pracy. Jest poważnym facetem, ale jednocześnie uroczym i takim, z którym miło przebywać. Naprawdę. Dostałem od niego bardzo fajny prezent urodzinowy.
- Naprawdę?
Russell Brand: Same moje ulubione rzeczy i świetną matę do jogi. Moje ulubione jedzenie. Nie mogłem w to uwierzyć, bo skąd mógł o tym wiedzieć. To naprawdę miły facet.
- Jakie jest w takim razie Twoje ulubione jedzenie?
Russell Brand: Wegetariańskie i wegańskie rzeczy. Takie, przy których przygotowaniu nic nie musi umierać ani cierpieć, co najwyżej ja, kiedy już wszystko zjem.
- Czy Tom był dobry, wiarygodny jako gwiazdor rocka?
Russell Brand: Jasne. Uważam, że był niesamowity, Jest genialnym, genialnym facetem. Bardzo go polubiłem.
- Do kogo się bardziej zbliżyłeś? Do Aleca czy Toma?
Russell Brand: Zdecydowanie do Aleca, bo z nim przebywałem cały czas. Toma po prostu podziwiam jako człowieka. Jest naprawdę, naprawdę cudowny. A Aleca po prostu mógłbym ucałować (śmiech).
- Kto jest Twoim ulubionym rockowym wokalistą?
Russell Brand: Niech pomyślę. Bardzo lubię Jima Morrisona. Lubię też Roberta Planta. Nie wiem, kogo jeszcze, ciężko wybrać kilku. Na koszulce mam Elvisa i ciężko o kogoś lepszego od niego. Był ponad wszystko.
- W jaki sposób przygotowywałeś się do roli?
Russell Brand: Musiałem na przykład wkładać perukę... jak zresztą widzisz.
- To to nie są Twoje prawdziwe włosy?
Russell Brand: Nie. Tylko te po bokach. Te u góry to aktorskie włosy.
- Czego możemy spodziewać się po "Rock of Ages"?
Russell Brand: Przede wszystkim genialnych piosenek i dobrej zabawy. Myślę, że z radością będziecie oglądać ten film. To ekscytująca i zabawna rzecz. Miła odskocznia.
- Ponieważ zbliża się Olimpiada, wszystkich o to pytam. W jakiej dyscyplinie chciałbyś wytarować, gdybyś mógł.
Russell Brand: W jakiejś szalonej. Na pewno w czymś zwariowanym. Jak odkurzanie podłogi. To jednak raczej nie jest dyscyplina olimpijska. Może więc w rzutkach. Albo w łucznictwie. No, w czymś takim.
- Może curling?
Russell Brand: O tak, curling bardzo chętnie. Cokolwiek z tego, co wymieniłem. Na pewno nic trudnego i ciężkiego jak bieganie czy rzut oszczepem. Nie, nie, nie. Nic z tych rzeczy. Z pewnością coś szalonego.
- Czy coś łączy Cię postacią Lonniego, którego grasz w "Rock of Ages"?
Russell Brand: Tak. To bardzo przyjazny facet i uwielbia muzykę. Jest uroczy. Podoba mi się jego niewinność. To, że tak naprawdę, chce po prostu grać rocka.