Wywiad z Natalią Lesz

Natalia Lesz fot. AKPA
Bogata panna wylansowana przez tatusia? Dziewczyna, która nie myśli o tym, co śpiewa, pisze i mówi? Tylko u nas Natalia Lesz odpowiada na zarzuty swoich wrogów!
/ 05.11.2012 07:37
Natalia Lesz fot. AKPA
Jej wypowiedź na temat lidera Paktofoniki, hiphopowca Magika, wywołała prawdziwą burzę! W blogowym wpisie o poświęconym raperowi filmie „Jestem Bogiem” Natalia Lesz (31) napisała, że gdyby przytuliła Magika (który popełnił samobójstwo), do dziś tworzyliby piosenki jak Liber i Grzeszczak. Po tej wypowiedzi internauci nie zostawili na piosenkarce suchej nitki. „Gdyby przytuliła Marilyn Monroe, grałyby razem w filmach, a jak przytuli Tuska, będzie po kryzysie”, drwili. To nie pierwszy raz, kiedy artystka staje się przedmiotem takich ataków. Gdy pojawiła się na estradzie, mówiono, że rozgłos zawdzięcza swojemu tacie, biznesmenowi, który łoży bajońskie sumy na jej karierę. Potem zaś, że „ojcem chrzestnym” jej sukcesów jest Kuba Wojewódzki, z którym Lesz się przyjaźni. A co na to wszystko sama Natalia?

- Po co był ci wpis o przytulaniu Magika?
Natalia Lesz:
Myślę, że gdybym pisała blog, na który nikt by nie zwracał uwagi, nie miałoby to sensu. Najczęściej prowokuję z premedytacją. Lubię to! Niektórym się to podoba, niektórym nie.

- To była prowokacja?! Ale na czym miała polegać?
Natalia Lesz:
Ironii się nie tłumaczy. Albo się ją wyczuwa, albo nie! Nie będę wchodzić w polemikę z tymi, którzy nie odróżniają recenzji filmu od felietonu czy impresji na jakiś temat. Nie napisałam w tym felietonie nic, co mogłoby kogoś obrazić. Zaobserwowałam natomiast inne zjawisko. Oprócz negatywnych wpisów anonimowych internautów powstała ostatnio grupa osób „znanych z tego, że krytykują w sieci inne znane osoby”.

- To ciekawy fenomen, wart uwagi! Mogłaś jednak liczyć się z krytyką. To było pewne…
Natalia Lesz:
Prawda, niestety, nigdy nie sprzedawała się dobrze, a rzeczy wyrwane z kontekstu są od dawna tajną bronią redaktorów tych portali. I zawsze więcej „kliknięć” będzie miał tytuł „córka milionera” niż po prostu „Natalia Lesz”. Ale czy ja wyglądam na taką, która za wszelką cenę stara się żyć bez konfliktów z każdym portalem w tym kraju? Dziękuję, wolę w tym czasie pisać kontrowersyjny blog.

- Internauci zarzucają ci też, że nic byś z Magikiem nie stworzyła, bo hip-hop to nie twoje klimaty muzyczne…
Natalia Lesz:
W czasach świetności Paktofoniki żyłam w świecie Wilków, Heya, Bartosiewicz, Kowalskiej. Potem w Stanach pokochałam U2, Portishead, Toma Petty’ego, Alanis Morissette…

- Kto wpadł na pomysł, żebyś wyjechała do Stanów? Ty czy rodzice?
Natalia Lesz:
Żartujesz?! Dla rodziców to był zły sen. Oni wiązali moje plany z Polską! I tak jest do tej pory.


- Kilka lat temu wróciłaś do Polski, zaczęłaś robić karierę i… wojować z opinią, że zaistniałaś tylko dzięki bogatemu ojcu.
Natalia Lesz:
No i wyobraź sobie, że ja muszę z tym żyć (śmiech). A tak serio, to zdaję sobie sprawę, że dzieci z tak zwanych dobrych domów muszą mocniej i dłużej udowadniać światu, że są oddzielnymi bytami. Po kilku latach życia i pracy w Polsce czuję, że coraz więcej ludzi widząc, co robię, przekonuje się do mnie. Są to często subtelne znaki, ale czuję dobrą energię. To mnie motywuje: małymi kroczkami, ale konsekwentnie do przodu.

- Rozumiem więc, że utrzymujesz się bez kieszonkowego od taty?
Natalia Lesz:
Pewnie cię zaskoczę, ale zarabiam na siebie od dawna. Będąc jeszcze w szkole teatralnej na Uniwersytecie Nowojorskim, pracowałam dorywczo w stacji telewizyjnej WNBC, potem byłam asystentką w agencji, która wyławiała młode talenty. Przez trzy lata współpracowałam z Music Education Center na Brooklynie. W Los Angeles śpiewałam w klubach. Mam wolny zawód. Czasem jest lepiej, czasem gorzej. Od kiedy jestem w Polsce, nie narzekam na zarobki.

- Kiedy zarobiłaś swoje pierwsze pieniądze?
Natalia Lesz:
Miałam 13 lat i tańczyłam w Teatrze Wielkim w spektaklu „La Gitana” główną rolę na zmianę z Magda Wałęsą. Honorarium, oczywiście, grzecznie oddawałam rodzicom (śmiech)!

- Ciekawe, czy kiedyś i twoje dzieci będą tak miłe… Przy okazji, myślisz już o zostaniu mamą?
Natalia Lesz:
Coraz częściej myślę o założeniu rodziny, ale od planowania do realizacji droga daleka.

- Przez kilka lat spotykałaś się ze Svenem Martinem. Dlaczego się rozstaliście?
Natalia Lesz:
W którymś momencie zawsze wybieram życie singielki. Potrafię świadomie zdobywać, ale potem tracę siłę, żeby stawić czoła codziennemu życiu – zwłaszcza kiedy pojawiają się wymarzone projekty zawodowe. Dostałam wtedy propozycję roli w „Tancerzach” i zdecydowałam się wyjechać na dwa lata do Wrocławia na plan zdjęciowy.

- A powiedz, co tak naprawdę łączyło cię z Kubą Wojewódzkim?
Natalia Lesz:
Kuba to jedna z niewielu osób w rodzimym show-biznesie, której opinie biorę sobie do serca. I wciąż utrzymujemy ze sobą kontakt. Pozatą sentencją ten temat – jak i Magika – jest wyczerpany.

- Jeden ze związków zerwałaś, drugi, w który „ubrała” cię prasa, to tylko plotka… Czyżbyś miała ochotę zostać czołową polską singielką?
Natalia Lesz:
To nie jest z góry uknuty plan, ale przyznaję się do tego, że to ja byłam zawsze inicjatorką rozstań. Nigdy nie pozwalałam, żeby mężczyzna robił to pierwszy. Jestem wymagająca i nie wybaczam zdrad. Nigdy też nie rozumiałam związków, w których nie ma – choć czasami – skrajnych emocji. U mnie w związkach zawsze musi polać się krew (śmiech)!

- Mówisz, że jesteś wymagająca… Od siebie też?
Natalia Lesz:
Przede wszystkim od siebie! Nie oczekuję, że dostanę coś za darmo. Nie potrafię spocząć na laurach, jestem pracoholiczką, perfekcjonistką i idealistką. Zawsze starałam się być panią swojego losu i miałam swoje zdanie. U mnie nic nie jest na pół gwizdka. Ani prywatnie, ani zawodowo.

Redakcja poleca

REKLAMA