Wywiad z Joanną Przetakiewicz w Party

Joanna Przetakiewicz fot. ONS
Szczera rozmowa z kobietą sukcesu
/ 29.06.2014 05:13
Joanna Przetakiewicz fot. ONS

Gdy spotykam się z Joanną Przetakiewicz (45) w siedzibie jej firmy na warszawskim Mokotowie, projektantka kończy właśnie prace nad swoją najnowszą kolekcją ubrań. Mimo że za kilka dni ma się odbyć pokaz La Manii, w pracowni jest spokojnie i cicho. Nikt nie biega, nikt nie krzyczy... Joanna przyjmuje mnie w swoim gabinecie. Nawet na co dzień jest żywą reklamą swojej marki – w żółtej sukience z kolekcji Fit wygląda tak, jakby przed chwilą zeszła z wybiegu.

Dla wielu ludzi pani nazwisko to synonim sukcesu. Pani też ma wrażenie, że już osiągnęła sukces?
– Jeżeli pomyślałabym, że odniosłam już swój życiowy sukces, nie czułabym się podekscytowana tym, co robię. Jestem na drodze, która – mam nadzieję – zaprowadzi mnie do sukcesu. Ale to nie jest moim celem. Robię to, co lubię, i staram się robić to najlepiej, jak potrafię.

Kogo chciałaby pani ubrać w sukienkę swojej marki La Mania, żeby zrobić kolejny krok w stronę sukcesu?
– Z wielu powodów, głównie marketingowych, byłaby to... Kate Middleton! Ona świetnie nosi sukienki, a poza tym jest jednym
z największych fenomenów medialnych ostatnich lat: uwielbiana, nie budzi większych kontrowersji i jest bardzo naturalna. Kate Middleton byłaby świetną ambasadorką La Manii .

Zgadza się pani z angielskim powiedzeniem „The sky is the limit” (Nie ma rzeczy niemożliwych – przyp. red.)?
– Tak, wierzę, że wszystko jest możliwe. Ale jednocześnie jestem pragmatyczna. Mogę wyznaczać sobie bardzo ambitne cele, ale dążę do nich konsekwentnie, według przemyślanego planu. Na sukces trzeba przede wszystkim zapracować.

Pani jest pracoholiczką?
– Nie jestem typem pracoholiczki, ale nie stanowi dla mnie problemu przyjście do pracy
w weekend. Zdecydowanie jestem za to perfekcjonistką, przykładam wielką wagę do każdego detalu. Podam przykład: pierwsza torebka marki La Mania powstawała równo rok. Jeden model za drugim wyrzucałam do śmieci i zaczynałam pracę od nowa. 

Niby nie jest pani pracoholiczką, ale w ostatnie wakacje nie pozwoliła sobie pani na chwilę oddechu...
– Latem byłam na studiach podyplomowych we włoskiej Polimodzie, która jest znaną szkołą mody i designu z wielkimi tradycjami. Uczestniczyłam w zajęciach od 9.00 do 19.00. I tak codziennie! Przerabiałam materiał z całego roku studiów. Tamtego lata Florencja była najgorętszym miejscem w Europie, więc przy tej intensywności zajęć czasem było ciężko. Ale było to bezcenne doświadczenie. Miałam indywidualny tok nauczania: tylko ja i wykładowca. Dodatkowo wiele nauczyłam się, odwiedzając atelier moich profesorów i spędzając długie godziny na rozmowach z nimi. Niestety, nie udało mi się zrealizować jednego punktu z mojego planu…

Jakiego?
– Planowałam, że przy okazji nauczę się języka włoskiego. Ten plan odłożyłam na przyszłość, bo chyba musiałabym spać godzinę dziennie, żeby jeszcze opanować język.

Wykładowcy nie dziwili się, że założycielka jednej z popularniejszych marek w Polsce przyjeżdża do nich zdobywać wiedzę o modzie?
– Absolutnie nie. Większość projektantów regularnie się dokształca i rozwija. Tak jak zresztą w każdym zawodzie – jeśli chce się być dobrym, trzeba wciąż się uczyć. Nikogo to nie dziwi. Laudomia Pucci, córka założyciela tej szkoły, pomogła ułożyć program specjalnie dla mnie. Żartowała, że to był program haute couture (śmiech). A nad całym planem mojej edukacji czuwała Linda Loppa, słynna dyrektor Polimody, a wcześniej dyrektor Akademii Królewskiej w Antwerpii. Linda wcześniej była mentorką m.in. Rafa Simonsa oraz Martina Margieli. 

Moda jest...?
– ...wymagająca i absorbująca, ale jednocześnie niezwykle fascynująca! Porównałabym ją do rozkapryszonego dziecka, którego nie można zostawić samego nawet na chwilę, które jest bardzo zazdrosne, a przy tym bardzo kochane.
Moda to też ciężka praca, która wymaga od ciebie ciągłego rozwoju, poznawania nowych konstrukcji, poszukiwania najnowocześniejszych,
a zarazem najwyższej jakości tkanin, szukania najlepszych wykonawców, uczenia się nowych strategii marketingowych, innowacyjnych sposobów budowania marki, bez których żaden dom mody nie może się rozwijać itp. Ludziom moda kojarzy się z projektantem, ale to tylko jedno
z bardzo wielu ogniw tego łańcucha. Wystarczy spojrzeć, jak często dochodzi do zmian na stanowisku głównego projektanta w najsłynniejszych domach mody na świecie. Oprócz talentu do tworzenia nowych kolekcji trzeba mieć dar rozumienia rynku. I ciągle się tego rynku uczyć.


W chwilach zmęczenia myśli sobie pani czasem: „Po co się pchałam do świata mody? Mogłabym być teraz radcą prawnym i mieć święty spokój”?
– Nie. Gdybym tak myślała, to zajęłabym się czymś innym. W życiu nie powinno się robić niczego wbrew sobie, bo wtedy nie da się tego robić dobrze. Moje wykształcenie prawnicze niewątpliwie nauczyło mnie logicznego myślenia, negocjacji, szybkiego analizowania i wyciągania wniosków, spokojnego ważenia argumentów za i przeciw. To wszystko jest niezbędne
w biznesie.

Właśnie zakończyła się pierwsza edycja show „Project Runway”, którego była pani jurorką. Ten program coś zmienił na rynku polskiej mody? 
– Uważam, że „Project Runway” był bardzo ważny dla polskiej branży mody. To międzynarodowy program, który pokazuje modę od kuchni, w rozrywkowej konwencji. Widzowie mogli poznać proces tworzenia kreacji, od rysunku do wybiegu. Pierwszy raz szersza publiczność mogła zobaczyć, na czym polega praca projektanta, jak skomplikowany i wymagający jest to zawód. Ile wymaga talentu, wiary w siebie, zdecydowania, hartu ducha. Uczestnicy musieli błyskawicznie wykonywać zaskakujące zadania, stawiać czoła bardzo wysokim wymaganiom, a potem jeszcze obronić efekt swojej pracy. Oczywiście, forma telewizyjna wymaga wielu uproszczeń, ale i tak dla większości odbiorców było to zaproszenie do zupełnie innego świata.

Jak ocenia pani poziom uczestników programu? 
– Bardzo wysoko. Wszyscy trzej finaliści są niespotykanie zdolni. Każdy z nich jest inny i ma inne wyjątkowe predyspozycje. Wierze, że zajdą bardzo daleko. Zadbam o to osobiście. Liliana dołącza do mojego zespołu projektowego, a dla Maćka mam specjalną nagrodę, która wiąże się z jego przyszłością i edukacją. Było jeszcze kilka innych bardzo utalentowanych osób, na przykład Natalia i Serafin. Wiem, że niemal wszyscy uczestnicy rozwijają skrzydła po zakończeniu programu, i bardzo się z tego cieszę. Polski rynek mody potrzebuje młodych, odważnych i utalentowanych ludzi. Mam nadzieję, że następne edycje „Project Runway” będą równie ciekawe.  

Patrzę na panią i mam jedną myśl: pani ma chyba dużą wiarę we własne możliwości. Mylę się?
– Nie. Jestem wielką optymistką. A to nic innego jak wiara, i to nie tylko w siebie, lecz także w innych. Bez tej wiary nie podjęłabym się wielu rzeczy, które robię lub zrobiłam w życiu. Gdy zakładałam La Manię, często słyszałam, że pomysł stworzenia polskiej marki modowej, która ma odnieść międzynarodowy sukces, jest szalony. Może i jest szalony, wymaga olbrzymiej pracy, determinacji, cierpliwości i inwestycji. Ale nie jest nierealny. Uwierzyłam w to i dlatego każdego dnia dążę do osiągnięcia wyznaczonego celu. ¦

Rozmawiał: Wiktor Krajewski

Redakcja poleca

REKLAMA