Wywiad z Agnieszką Szulim w Party

Agnieszka Szulim fot. Akpa
Wywiad z gwiazdą dla magazynu "Party"
/ 28.03.2014 14:34
Agnieszka Szulim fot. Akpa
Nie chce rozmawiać o Dodzie ani o tym, co się wydarzyło na gali rozdania nagród „Niegrzeczni 2014” w Chorzowie. Dlatego gdy się spotykam z Agnieszką Szulim (36), na języki bierzemy właśnie ją. O co chodzi z ostatnią przemianą dziennikarki? Wszyscy stwierdzili, że Szulim ostatnio złagodniała, a wręcz spokorniała. Czy rzeczywiście tak jest?

Agnieszko, po obejrzeniu ostatnich odcinków „Na językach” nasuwa mi się pytanie: czy ty teraz będziesz miła, grzeczna i wszystkim gwiazdom będziesz mówiła „proszę, dziękuję, przepraszam”?
– (śmiech) Ale przecież ja cały czas, od początku istnienia tego programu, powtarzam wszystkim, że większość pokazywanych tam materiałów ma wydźwięk pozytywny. W naszym środowisku jest jednak cała masa celebrytów, którzy są przewrażliwieni na swoim punkcie i rozpętują od czasu do czasu medialne burze i afery. Nasz program i ja jesteśmy oceniani przez pryzmat tych afer, dlatego ludzie odbierają nas jako zdecydowanie bardziej bezwzględnych, niż jesteśmy w rzeczywistości.

A wy tacy nie jesteście?
– Moim zdaniem nie. Gdy słyszę, że wszystkich dookoła obrażam, to proszę o podanie przykładu. I co? I jest problem. Jasne, że bywamy złośliwi, że lubimy sobie pożartować, ale bez przesady. Jedno się nie zmieniło i nie zmieni: mówię to, co myślę, koniec. Jeżeli coś mnie irytuje, to mówię. Jeżeli uważam, że ktoś jest ok, robi coś fajnego, to też mówię. Lubię wiele naszych gwiazd i wbrew pozorom nie naparzam się z całym światem.

A czy ostatni, pozytywny, materiał o Nataszy Urbańskiej to były przeprosiny za to, że jeszcze niedawno się z niej podśmiewaliście?
– Absolutnie nie! Zwłaszcza że akurat Natasza do tych obrażalskich nie należy. Faktycznie kiedyś zrobiliśmy materiał o tym, że Urbańska i inne gwiazdy projektują. W tym materiale był też m.in. Czesław Mozil. Co w tym złego? Nawet jeśli jesteśmy czasem uszczypliwi albo z kogoś żartujemy, to nie znaczy jeszcze, że chcielibyśmy zmieść celebrytów z powierzchni ziemi, nie popadajmy w paranoję. Z Nataszy Urbańskiej media zrobiły sobie dziewczynkę do bicia. Nie rozumiem skali tej nagonki, przecież na salonach bryluje cała masa ludzi, który nie mają ani takiego talentu, ani takiej urody, ani tyle pracy, zajmują się głównie bywaniem i pozowanie na ściankach, a i tak obrywa Natasza. Dlatego na przekór innym zależało mi, żeby pokazać, że ta dziewczyna ciężko pracuje i na wielu polach osiąga sukcesy.

Ale sama mówiłaś mi w ostatnim wywiadzie, że tacy ludzie są potrzebni, że bez PeKaya czy Grycanek show-biznes byłby nudny.
– I bez Moniki Pietrasińskiej, która zawsze co nieco pokaże! (śmiech) Te osoby są jak meteory, które pojawiają się w najmniej oczekiwanym momencie. Robią zamieszanie, my możemy z nich pożartować i po chwili gasną. Oni nadają show-biznesowi koloryt, bez nich rzeczywiście byłoby nudno. Dlatego uważam, że są potrzebni, ale nie zgadzam się na to, żeby do tego samego worka wrzucać Nataszę Urbańską, bo to nie fair.
Program „Na językach” zapewnia ci rozgłos.

A co daje ci „Stylowy magazyn”?
– Ten program jest moim sposobem na „odreagowanie” problemów świata show-biznesu (śmiech). Tam jestem bliżej ludzi i realnych spraw, bo poruszamy tematy, które dotyczą nas wszystkich. Lubię ten program, bo dzięki niemu mogę się rozwijać na innych polach. Nigdy i nigdzie nie powiedziałam, że show-biznes to całe moje życie. Podczas przerwy w ramówce postanowiłam trochę od tego świata odpocząć i to były cudowne chwile. Chociaż tęskniłam za pracą.

Może jesteś pracoholiczką?
– Lubię to, co robię. Lubię wkręcić się w pracę, która mnie interesuję, ale zawsze dbam, żeby mieć czas na swoje sprawy prywatne. Nie jestem pracoholiczką.

A może ty wcale nie musisz pracować? Słyszałem plotkę, że pochodzisz z tak bogatej rodziny, że pracujesz dla przyjemności. To prawda?
– (śmiech) Nie, ale chciałabym, żeby tak było!

Co najczęściej oglądasz w telewizji?
– Ostatnio najczęściej włączam TVN24, TVN BiŚ,
i to nie tylko po to, żeby sprawdzić, jak wygląda sytuacja na Ukrainie, ale i po to, by zobaczyć, co dzieje się na świecie. Bardzo dobry kanał, jestem fanką. Z programów rozrywkowych od lat chętnie oglądam Kubę Wojewódzkiego, a ostatnio „Project Runway”, bo staram się śledzić nowości. Kocham też Jimmy’ego Kimmela, Jimmy’ego Fallona i Ellen DeGeneres. Amerykańscy showmani są genialni. Daleko nam do nich.

To czemu nie zostaniesz polską Ellen DeGeneres?
– Daj spokój, żeby prowadzić taki program trzeba być świetnym komikiem, nie mam showmańskich aspiracji. Ale czekam na jakieś polskie objawienie, na naszego Kimmela, Fallona czy DeGeneres.

Ale wy, telewizyjni weterani, nie dopuszczacie świeżej krwi do mediów.
– Całkowicie się z tym nie zgodzę. To nie jest prawda, że młodzi, zdolni, pracowici i utalentowani stoją w kolejce pod telewizją i tylko czekają na swoją szansę. Wiem, jakie mieliśmy problemy, kompletując zespół. Na przykład dobry reporter to prawdziwy skarb, tacy są potrzebni zawsze, bo jest ich mało.

Nie myślisz o tym, żeby wzorem Karoliny Korwin-Piotrowskiej napisać książkę o świecie gwiazd?
– Od początku programu śmiejemy się, że powinniśmy napisać „Alfabet »Na językach«”, pracę zbiorową, w której przedstawialibyśmy kulisy naszego programu, pracy i przygody z gwiazdami. Niewykluczone, że taka książka powstanie, bo jej wizja jest kusząca. I uwierz mi, byłoby o czym pisać...

ROZMAWIAŁ: WIKTOR KRAJEWSKI

Redakcja poleca

REKLAMA