Dlaczego wsiadłaś pijana za kierownicę?
Nie potrafię tego wytłumaczyć. Prawo jazdy mam od 10 lat. Zawsze dobrze jeździłam samochodem, wśród znajomych uchodziłam za przeciwniczkę prowadzenia nawet po małym piwie. Dlatego dziś tak trudno wytłumaczyć mi nawet przed samą sobą, dlaczego wsiadłam do samochodu. Policja stwierdziła w mojej krwi ponad dwa promile alkoholu.
Dwa promile? Tak dużo wypiłaś?
Po spektaklu koleżanka z teatru zaprosiła nas wszystkich na imprezę urodzinową. Bawiłam się do jakiejś 2.30 i nie wypiłam wcale dużo. No, ale fakty mówią same za siebie. Najbardziej wściekła jestem za to, że wsiadłam do samochodu. Przecież mieszkam zaledwie kilkaset metrów od teatru i tej restauracji, w której była impreza...
A co się zdarzyło, kiedy wsiadłaś do samochodu?
Niewiele pamiętam. Chyba straciłam przytomność. Ocknęłam się, kiedy już wokół samochodu stali policjanci. Pamiętam ból w klatce piersiowej od uderzenia o kierownicę. Zapytałam, czy coś się komuś stało, czy kogoś skrzywdziłam. Policjanci początkowo byli bardzo mili. Oznajmili, że muszę na kilkanaście minut pojechać do izby wytrzeźwień. Zapewniali, że na noc wrócę do domu. Potem okazało się, że mnie okłamali. Bo w izbie kazali mi zdjąć ubranie, zrobili mi rewizję osobistą, zabrali telefon. Nikt nie chciał mnie słuchać, gdy prosiłam, żeby pozwolili mi zadzwonić. Traktowali mnie jak śmiecia.
Spodziewałaś się innego traktowania?
Nie wiem, czego mogłam się spodziewać, bo nigdy nie byłam w takiej sytuacji, no ale przecież jestem człowiekiem! A to, co tam przeżyłam, to był jakiś koszmar! Położyli mnie na sali, na której na pryczach spały inne kobiety. Na środku sali stał otwarty sedes, z którego czuć było wymiociny i urynę. Ja do tej pory nie zdawałam sobie sprawy, że można w taki sposób traktować ludzi, nawet tych, którym życie się nie ułożyło, którzy żyją na marginesie. Pamiętam, jak prosiłam o wykonanie choć jednego telefonu do rodziny, a pracownicy izby wytrzeźwień kpili ze mnie na głos, mówiąc: "Proszę, jak gwiazdeczce się w głowie poprzewracało".
Następnego dnia rano prosto z izby przewieziono Cię do aresztu. Tam musiałaś poczekać na rozprawę?
Tak. Była sobota rano, a rozprawę wyznaczono mi na niedzielę na 10 rano. Czekała mnie więc cała doba w areszcie. Tym razem w celi byłam sama i pozwolono mi zadzwonić. Pierwszy telefon wykonałam do przyjaciela z teatru, żeby powiedzieć, że nie zagram wieczorem przedstawienia. Potem zadzwoniłam do brata, który jest prawnikiem. Nie zdążyłam go jednak poinformować, kiedy mam rozprawę, bo połączenie przerwano. Policjant powiedział, że już dość się narozmawiałam. Przed samą rozprawą zaczął mnie straszyć, że będę siedzieć w więzieniu dwa lata, że tyle się dostaje za jazdę po pijanemu. Potem mój brat wytłumaczył mi, że nie groziły mi kratki, bo podczas wypadku, który spowodowałam, nikt nie ucierpiał. Dostałam dwa lata więzienia w zawieszeniu na pół roku, musiałam zapłacić dwa tysiące złotych grzywny i na sześć lat odebrano mi prawo jazdy. Jednak wtedy wysokość wyroku nie miała dla mnie znaczenia. Marzyłam tylko o tym, żeby wrócić do domu.
Jakie były pierwsze słowa Twoich rodziców, kiedy Cię zobaczyli?
Powiedzieli, że strasznie schudłam i że bardzo źle wyglądam.
Wstydziłaś się?
Strasznie. Zawsze byliśmy bardzo blisko, wiedziałam, że mogę na nich polegać, a teraz po raz pierwszy ich zawiodłam. Ta świadomość ciągle nie daje mi spokoju.
Rodzice ani razu nie wypomnieli Ci tego, co zrobiłaś?
Ani razu. Mama tylko zapytała mnie później, dlaczego wsiadłam pijana za kółko, skoro wcześniej tak często mówiłam o tym, że to karygodne. Odpowiedziałam jej to samo, co tobie teraz, że nie wiem, co mi się stało.
Kim są Twoi rodzice?
To wykształceni, dobrzy ludzie. Miałam zawsze ciepły dom, w którym bardzo ważne były zasady moralne. Dlatego tak mi ciężko teraz, kiedy dziennikarze obrażają mnie, nazywając alkoholiczką.
Paparazzi nadal Cię prześladują?
Mam nadzieję, że już mniej. Ale zaraz po wyjściu z sądu przeżyłam koszmar. Dotąd media nie za bardzo się mną interesowały. Tymczasem, kiedy powinęła mi się noga, znalazłam się nagle w centrum zainteresowania. Fotoreporterzy czekali już na mnie przed sądem i jechali za nami, kiedy wracałam z bratem samochodem do domu. Nie wiedziałam jeszcze wtedy, że niebawem tak będzie wyglądało moje życie, że nie będę mogła zrobić bez nich kroku. Że będą stali pod moją klatką i czekali na mnie. To było straszne. Zrozumiałam jednak, że albo zacznę żyć normalnie, albo wpadnę w taką depresję, z której nikt nie będzie już mnie w stanie wyciągnąć. Pamiętam doskonale ten moment, kiedy wyszłam z domu bez okularów słonecznych i kamuflującej mnie czapki z daszkiem. Myślałam, że zemdleję, kiedy poczułam na sobie spojrzenia fotoreporterów. Ale szłam z podniesioną głową. I poczułam, że z nimi wygrałam.
Jak po tym wypadku zachowywali się Twoi koledzy z teatru?
Wspaniale. Bałam się, że będą mnie wytykać palcami. Tymczasem wszyscy mnie pocieszali. Kupili mi nawet czekoladę na osłodę.
W sztuce "Pasja" grasz alkoholiczkę, której życie wymknęło się spod kontroli. Czy widzisz podobieństwo między tym, co robisz na scenie, a tym, co Ci się przytrafiło?
Te dwie rzeczy nie mają ze sobą nic wspólnego. Przed wypadkiem miałam jednak bardzo ciężki okres. Pracowałam tak dużo, że aż z wycieńczenia trafiłam na jeden dzień do szpitala. Jestem typem wrażliwca, wszystkim się przejmuję. I w takim stanie byłam wtedy, gdy spowodowałam ten wypadek. Nie opowiadam ci jednak tego, żeby się tłumaczyć. Mnie nic nie jest w stanie usprawiedliwić.
Masz chłopaka, który Cię wspiera?
Nie. Od dłuższego czasu jestem sama. Dla mnie zawsze liczyła się tylko i wyłącznie praca, jej się poświęcałam. I ten wypadek uświadomił mi, jak bardzo potrzebuję bliskiej osoby. Zrozumiałam też, że nie ma nic ważniejszego niż rodzina, i że nawet kiedy zdarzy mi się w życiu jakaś tragedia, to mam przy sobie ludzi, którzy bez względu na wszystko będą ze mną. To wspaniała świadomość.
Boisz się, że już zawsze będziesz kojarzona z tym wypadkiem? Że reżyserzy będą się bali, że jesteś alkoholiczką?
Początkowo się tego bałam, ale teraz wiem, że ludzie z mojej branży nie sugerują się tym, co piszą brukowce, i wiedzą, że człowiek ma prawo popełniać błędy. Zresztą ci, z którymi pracowałam, mogą potwierdzić, że zawsze byłam i jestem obowiązkowa. A moi koledzy z teatru niedawno zaczęli mnie pocieszać, mówiąc, że ten wypadek to świetne doświadczenie aktorskie. "Monia, wyobraź sobie, że grasz w filmie dziewczynę, która była w areszcie. Wystarczy, że sobie przypomnisz, co przeżyłaś i zagrasz to najlepiej na świecie".
Chciałabyś cofnąć czas?
O niczym innym nie myślę. Każdego dnia na nowo rozpamiętuję ten wypadek, śni mi się to, co stało się tamtej nocy. I jeszcze ciągle mam nadzieję, że kiedy się obudzę, okaże się, że to był tylko sen. A potem przychodzi moment, kiedy dochodzi do mnie, że to wydarzyło się naprawdę.
Rozmawiała Iza Bartosz