Wraz z przesileniem wiosenno-letnim słychać w show-biznesie coraz głośniejsze zapowiedzi wielkich powrotów trochę już zapomnianych gwiazd polskiej estrady. Czyj ponowny debiut po latach szykuje się w tym lub następnym roku? I z czyjego wypadałoby się cieszyć, a którym martwić?
Są odrobinę zakurzone i jakby trochę spóźnione – bo czas największej prosperity sprzedaży płyt muzycznych minął bezpowrotnie kilka lat temu i nawet powrót największej kiedyś gwiazdy polskiej sceny muzycznej wcale nie musi oznaczać, że półki sklepów muzycznych zostaną wyczyszczone do ostatniego egzemplarza nowej LP. Poza tym ponowny debiut po latach, jeśli można tak to wydarzenie roboczo nazwać, niesie za sobą jednak poważne ryzyko: mające swoje muzyczne nawyki i konkretne doświadczenie, ale od dawna nie testujące gustów publiczności gwiazdy mogą się nieźle zdziwić, kiedy wyjdą ze swoim nowym repertuarem do słuchaczy, których na rynku już nie ma, a jeśli są, to bezpowrotnie zmienili już swoje gusta, chłonąc dokonania nowych kapel – tych, które pojawiły się w czasie, gdy powracająca gwiazda wzięła sobie artystyczny urlop. Granie na sentymentach może nie wystarczyć. Co więc pozostaje? Obserwacja poczynań kolegów po fachu. Ale czy to wystarczy, żeby nowo narodzone gwiazdy rodzimej estrady podbiły tak jak przed laty serca i słuch muzycznej publiczności? Miejmy nadzieję, że tak, tymczasem sprawdźmy, kto szykuje w najbliższym czasie swój coming back, a kto po dłuższym show-biznesowym niebycie już taki zaliczył.
Edyta Bartosiewicz – tej artystki nie trzeba nikomu przedstawiać. Jeden z bardziej charyzmatycznych i oryginalnych głosów polskiego popu lat 90. to przede wszystkim takie przeboje jak „Jedwab” (zaśpiewany z Różami Europy), „Zegar”, 'Ostatni”, „Sen” czy „Szał”, które nuciła cała Polska jeszcze wiele miesięcy – o ile nie lat – po ich premierze. O solowym powrocie Bartosiewicz mówi się już od dłuższego czasu: milcząca od 12 lat – zarówno pod względem artystycznym, jak i prywatnym – gwiazda polskiego popu i romansująca jednocześnie (w naprawdę ciekawy sposób) z rockiem jest chyba najbardziej wyczekiwaną, powracającą po latach do artystycznego świata piosenkarką. O jej coming backu zaczął przebąkiwać kilka miesięcy temu Krzysztof Krawczyk, z którym autorka „Jenny” nagrała przebój „Trudno tak” w 2004 roku, odrobinę odkurzając swój talent, ale szybko po tym znów się gdzieś zawieruszając. Długo jednak miała wodzić swoich fanów i krytyków muzycznych za nos, co rusz dając mały, ale jakby niepewny sygnał artystycznego życia.
W roku 2002 roku wychodzi OST do filmu „Nigdy w życiu”, na którym pojawia się nigdzie dotąd niepublikowany utwór Edyty „Opowieść” z 2001 roku. W tym również czasie pojawiają się liczne pogłoski o tym, że angażująca się do tej pory w artystyczne projekty z Justyną Steczkowską, Anitą Lipnicką, Yugotonem, Agressivą 69 czy Kazikiem wchodzi do studia i nagrywa dla BMG Poland nową płytę, której zwiastunem miał być właśnie utwór „Opowieść”. Premiera „Niewinności”, bo tak się miał nazywać nowy LP artystki, jest jedna co rusz przekładana, a sama wytwórnia nie potrafi wytłumaczyć dlaczego. Wreszcie wypływa informacja o tym, że 2006 rok ma być tym, w którym „Niewinność” zagości na półkach sklepów fonograficznych – niestety, tuż przed tym wydarzeniem umiera menadżer i wieloletni przyjaciel Edyty, Jacek Nowakowski. Ta strata jest dla artystki powodem kolejnego przesunięcia premiery na „świętego Nigdy”, a dla fanów narodzeniem się domysłów o poważnej, mającej trwać kilka lat depresji ich ulubienicy.
W latach 2001-20010 pojawiała się na scenie sporadycznie, uświetniając swoją osobą takie imprezy jak Sopot Festival, TOPTrendy, koncerty Myslovitz, Jedynkowy Sylwester 2005 czy Festiwal Piosenki Zaczarowanej. Wciąż w otoczeniu wielkich gwiazd sama jednak nie decydowała się zabłysnąć własnym, solowym talentem – nawet sukces duetu z Krawczykiem nie był ku temu impulsem.
W prasie jednak zaczyna wrzeć: pojawiają się plotki o tym, że sama Edyta wesprze w produkcji nowej płyty Dodę, swoje trzy gorsze o przygotowaniach do nowych nagrań Bartosiewicz dorzuca Krawczyk, który twierdzi, że jest ona artystką bardzo wymagającą wobec siebie i jednocześnie przewrażliwioną na punkcie swojej muzyki, wreszcie wycieka informacja o tym, że nowego LP piosenkarka wyprodukuje z pomocą męża Natalii Kukulskiej, Michał Dąbrówka. Wreszcie, 18 czerwca br. menadżerka Bartosiewicz wystosowała oświadczenie do mediów, w którym przedstawiła oficjalne stanowisko artystki w kwestii jej powrotu na scenę i szeregu artystów, którzy jej w tym pomogą: „W związku z pojawieniem się w dniu 16.06.2010 w mediach elektronicznych informacji dotyczących nowego albumu Edyty Bartosiewicz, w imieniu artystki pragnę sprostować i uszczegółowić informacje na temat jej planów artystycznych. Edyta planuje wydać nową płytę jesienią tego roku. Artystka jest autorką, kompozytorką i producentką nagrań. W sesjach wzięli udział muzycy którzy współpracują z nią od lat: Romuald Kunikowski, Maciej Gładysz i Michał Grott oraz muzycy sesyjni. Za realizację dźwięku odpowiada Leszek Kamiński. Album ukaże się w założonej przez Edytę wytwórni Eba Records we współpracy z Sony Music.”
Czy będzie to muzyczne wydarzenie roku?
Varius Manx – wielki powrót zapowiada także druga legenda lat 90., tym razem w wersji zespołowej, czyli legendarna maszynka przebojów – Varius Manx. Borykający się co kilka lat z problemem odchodzących wokalistek (najpierw była Anita Lipnicka, potem Kasia Stankiewicz, następnie Monika Kuszyńska, a teraz szykuje się nowa, wokalna krew w osobie Anny Lubienickiej), co ponoć było spowodowane ciężkim, wymagającym charakterem Roberta Jansona, przygotowuje się do ponownego scenicznego coming outu, okrytego jednak cieniem wielkiej tragedii, jaka wydarzyła się kilka lat temu i która na zawsze zmieniła variusowych muzyków: samochód, którym jechał wraz z Kuszyńską prowadzący go Janson, tuż koło Milicza wpadł w poślizg. Muzyk wyszedł z tego cało, choć mocno poturbowany, jednak Kuszyńska miała mniej szczęścia: do dzisiaj jeździ na wózku inwalidzkim. Zespół ucichł na cztery długie lata, jednak wszystko wskazuje na to, że właśnie przyszedł czas na jego reanimację.
Wielkie poruszenie kilka miesięcy temu spowodował wywiad, jakiego udzielił po czterech latach
milczenia sam Janson. Jak czytamy w leadzie artykułu w „Vivie!”: skruszony, z poczuciem winy, wychodzący z depresji lider VM postanowił opowiedzieć o swojej traumie. Uwywnętrznianie się Jansona, jak w przypadku wielu gwiazd polskiego show-biznesu, można by podsumować porównaniem do worka łzawych komunałów, w których pełno jest powtarzanej jak mantra skruchy i poczucia winy z powodu tego, co się stało. Ale nie to jest najważniejsze. Pojawia się w tej rozmowie zapowiedź wielkiego coming backu zespołu, któremu przewodzić będzie nowa wokalistka – kolejna, bowiem Monika od czterech ponoć lat nie odbiera od lidera Varius Manxa telefonów w sprawie połączenia na nowo sił zespołu i wydania kolejnej wspólnej płyty.
Kilka tygodni później w tym samym magazynie wywiadu udziela Monika Kuszyńska – największa ofiara brawurowej jazdy Jansona. Sparaliżowana od pasa w dół trzecia wokalistka zespołu właśnie zaczęła wracać do życia publicznego, pokazując się na różnego rodzaju gwiezdnych eventach i rozmawiając z dziennikarzami o zmianach (na szczęście pozytywnych) w swoim życiu. Ostatnio w „Dzień dobry, TVN” wystąpiła wraz z Beatą Bednarz, fenomenalnie wykonując ciepły utwór „Nowa rodzę się”. W przeciwieństwie do wywiadu z Jansonem w rozmowie z Kuszyńską nie widać wołania o litość, krzyku rozpaczy – piosenkarka wydaje się pełna nadziei na to, że wyzdrowieje, patrzy na świat przez bardziej kolorowe okulary, choć to ona wyszła z tego wypadku w gorszym stanie niż kierowca. Jednak to, co uderza najbardziej, to wiadomość o tym, że Varius zaczyna na nowo grać – bez niej, za to z nową dziewczyną i o czym dowiedziała się z mediów.
Czyżby wokalistka na wózku nie mogła przynieść spodziewanego rozgłosu? Nowa płyta wymaga odpowiedniej promocji. Pytanie tylko, czy ta, którą prowadzi Janson na łamach gazety, płacząc krokodylimi łzami i przedstawiając tak naprawdę siebie w roli ofiary powypadkowego, psychicznego dołka, sprawi, że nowy Varius Manx zdobędzie serca starych fanów. Bez starej, naprawdę uzdolnionej, uwielbianej przez tłumy i bardzo pożądanej w roli frontmenki VM wokalistki.
Edyta Górniak – Maja Sablewska: nazwisko klucz do powrotu najbardziej utalentowanej polskiej wokalistki. Szerzej o przebiegu jej kariery i nagłym zastoju pisaliśmy już w artykule: Stracone talenty show-biznesu, cz. 1 – Edyta Górniak, jednak teraz wypada wspomnieć o pojawiających się regularnie informacjach o wejściu Edyty do studia i nagrywaniu przez nią pierwszej od lat płyty. Wyposażona w nowy image medialny (prasa kolorowa doceniła zerwanie Górniak z dotychczasową wizerunkową tandetą i powrót do stonowanych, eleganckich kreacji), nową menadżerkę – Maję Sablewską właśnie (dotychczasowym, wieloletnim opiekunek kariery artystki był jej mąż, po rozwodzie w 2009 roku wzięta została pod skrzydła Rochstara i Rinke Rooyensa, a już w lutym 2010 rozpoczęła współpracę z dawną menadżerką Dody) i nowe zachowanie (uchodząca za rozwydrzoną i rozhisteryzowaną gwiazdę Górniak wreszcie wzięła się w garść i wydaje się bardziej cenić swoją prywatność, o której nie rozpowiada już na prawo i lewo w tabloidach) artystka sprawia wrażenie odrodzonej z popiołów antygwiazdy. Jej recital, jaki zorganizowała podczas ostatniego TOPTrendy na uczczenie swojej 20-letniej kariery scenicznej, powalił na kolana nie tylko fanów jej talentu, ale i krytyków, dla których stało się jasne, że do polskiej muzyki powraca naprawdę profesjonalna piosenkarka. Dużo jednak musiało czasu i uwłaczających plotek oraz wypowiedzi samej Górniak zamieszczanych w kolorowych gazetach upłynąć, zanim doszła do dzisiejszego momentu w swojej karierze.
Elementem bardzo źle wpływającym na karierę Górniak było właśnie jej zbytnie uwywnętrznianie się: potrafiła mówić o wszystkim, co się dzieje u niej w domu, jak i w jej głowie, angażując się w udział w kiczowatych i nie posuwających jej kariery do przodu show („Jak Oni śpiewają” na przykład), wypowiadając spektakularne wojny dziennikarzom, ale poza tym nie robiąc nic innego. Źli doradcy, a może ciężki charakter samej gwiazdy sprawił, że Edyta stała w miejscu, powtarzając jak mantrę, że czas na nową płytę, a tymczasem marnował się piękny głos i naprawdę atrakcyjna dla oka osobowość sceniczna. Wreszcie w tym roku zaczęło się coś dziać: Górniak zakończyła ważny etap swojego życia, jakim było małżeństwo z Darkiem Krupą (sama Sablewska stwierdziła, że miał ją ponoć przez pięć lat związku ograniczać artystycznie – stąd ten zastój w karierze), zatrudniła nową menadżerkę, wystąpiła w nowej odsłonie na zaplanowanym recitalu. To dało jej kopa jak widać, bo od maja słychać, że Edyta urlopu teraz mieć nie będzie, o ile... sama Maja na to nie pozwoli. Nowa płyta wymaga nowego podejścia zarówno do dziennikarzy, jak i współpracowników – zobaczymy jednak, jak to się ma do podejścia do muzyki w wydaniu nowej Edyty.
Fot. MWmedia
Magdalena Mania