Umiem pokazać pazury

18-letnia Monika Brodka stała się znana, gdy wygrała III edycję telewizyjnego „Idola”. Teraz góralka-idolka chce pokazać światu, na co ją stać.
/ 16.03.2006 16:57
Na spotkanie umówiłyśmy się w warszawskim klubie Między nami, bo Monika powiedziała, że właśnie tu najczęściej spotyka się z przyjaciółmi. Kiedy weszłam, opowiadała coś z ożywieniem, co chwilę wybuchając mocnym, serdecznym śmiechem. Gdy mnie dostrzegła, pożegnała znajomych i ruszyła przez salę, by dosiąść się do mojego stolika.
Jest drobna, szczuplutka, niewysoka. Porusza się energicznie i tę samą energię słychać w jej głosie. Mówi szybko, wyraźnie, z wielką pewnością siebie. Także zamówienie kelnerce składa bez cienia wahania. Po prostu wie, czego chce. Bierze kisiel owocowy ze śmietaną.

Jesteś na jakiejś kisielowej diecie?
Ja na diecie? Chyba żartujesz. Nie mam za bardzo czego zrzucać, a poza tym mogę się pochwalić doskonałą przemianą materii. Jem więc wszystko, na co tylko mam ochotę. Kiedy chcę i co chcę, a za kisielem owocowym po prostu przepadam. A tu podają przepyszny, więc zawsze się nim objadam.

I nie biegniesz potem na siłownię, walczyć z kaloriami?
Nie mam czasu na ćwiczenia, choć pewnie przydałoby mi się trochę ruchu. Może z wiosną zacznę jakiś trening. Na razie kondycję wciąż mam niezłą i jestem raczej zadowolona ze swojego wyglądu, no może poza jednym…

Czyli?
Wzrostem. Zawsze był moim największym kompleksem. Czuję się fatalnie, gdy stanie obok mnie dziewczyna znacznie wyższa ode mnie, do tego z pięknym dużym biustem i smukłymi udami (śmiech). No cóż, mogłabym być wyższa, ale nie jestem i dramatu z tego nie robię. Braki nadrabiam obcasami i cieszę się tym, co mam.

A co Ci się w Tobie podoba?
O, Jezu! Musi być to pytanie? No dobrze, uważam, że mam ładne oczy. Są czarne, wyraziste, mają ładną oprawę. Specjalnie nie muszę ich podkreślać. Nie maluję się jakoś agresywnie, raczej subtelnie. Makijażu nikt mnie nie uczył. Sama wybieram sobie kosmetyki, kieruję się tylko impulsami: albo mi się coś podoba, albo nie. Raczej nie słucham rad innych, ważne jest, jak ja się z tym czuję. Ponieważ lubię mieć śniadą cerę, skupiam się na podkładach. Zwykle maskuję bladość i przyciemniam sobie trochę twarz. Wyglądam wtedy zdrowiej i jakoś tak promiennie. Podobają mi się też moje włosy. Fajnie, że są takie długie i ciemne. Nigdy nie zmieniam fryzury. Nie eksperymentuję. Natura dała mi takie włosy, jakie lubię.

Dbasz o nie jakoś szczególnie?
Nie, raczej zwyczajnie. Czasami tylko stosuję coś do nabłyszczania. Rzadko chodzę do fryzjera, poza tym w Warszawie nie mam jeszcze swojego zaufanego.

Zadomowiłaś się już w stolicy?
Wszędzie czuję się dobrze. Mogłabym mieszkać w każdym miejscu na świecie i nie miałoby to na mnie większego wpływu. Wszędzie można grać, śpiewać, komponować, czyli robić to, co robię i lubię robić.


Nie wierzę, że to takie proste. Rzuciłaś się na głęboką wodę show-biznesu. Ciężko pracujesz i uczysz się. Po raz pierwszy w życiu mieszkasz sama i sama płacisz rachunki.
Jak sobie z tym radzisz?
Dobrze. Rzeczywiście na początku mama bała się o mnie. Opuściłam spokojną góralską wieś, wyjechałam do wielkiego miasta. Sama. Mama jest bardzo opiekuńcza, dobra i silna. Obawiała się, że przywykłam do jej opieki i bez niej będzie mi ciężko. Nie jest tak źle. Doceniam to, że mi zaufała i staram się tego zaufania nie zawieść. Tak zostałam wychowana, w poczuciu odpowiedzialności…

…i chyba jeszcze w dyscyplinie, skoro od czwartego roku życia ćwiczyłaś grę na skrzypcach?
Tak, do tego namówił mnie tata. Prowadził zespół folklorystyczny ziemi żywieckiej. Cała moja rodzina muzykowała, także starszy brat Przemek. Tato mówił: „Ucz się, ćwicz, to będziesz z nami grała, będziemy razem jeździli po świecie”. I to była dla mnie wielka zachęta. Ćwiczyłam sumiennie, najmniej dwie godziny dziennie, choć nieraz miałam dość. Zazdrościłam innym, że mają czas, żeby się bawić, a ja nic, tylko muszę w kółko „rzępolić”. Skrzypce tak mi dały w kość, że kiedy już byłam starsza, zemściłam się na nich symbolicznie. W moim teledysku jest scena, w której roztrzaskuję skrzypce na kawałki.

Bywasz niesforna i zbuntowana?
Niesforna to może tak. Potrafię mieć charakterek (śmiech). Gdy byłam młodsza, ubierałam się jak pankówa. Lubiłam glany, kolczaste bransolety i ponure czarne ciuchy. Miałam niewyparzony język. Teraz umiem pokazać pazury, gdy ktoś mi coś próbuje narzucić na siłę albo kiedy czuję w czyimś postępowaniu fałsz. Nie cierpię udawania – wolę wtedy wszystko szybko przeciąć i wyjaśnić na zasadzie: „kawa na ławę”, „wóz albo przewóz”. Ale chyba już nie ma we mnie buntu. Zbyt wcześnie musiałam wydorośleć.

Co Cię do tego zmusiło?
Życie! Życie tak mi się ułożyło, że wcześnie zaczęłam czuć się samodzielna i nauczyłam się liczyć tylko na siebie.

Nie masz przyjaciół?
Mam, kilkoro. Resztę nazywam znajomymi. Jestem raczej ostrożna w zawieraniu przyjaźni. Nie nawiązuję bliższych kontaktów z osobami, które dopiero co poznałam. To miłe mieć fanów, zbierać dowody sympatii, ale nie robię sobie złudzeń, że za tym kryje się coś głębszego. Tak funkcjonuje show-biznes, którego częścią właśnie się stałam. I to jest OK.

Czy popularność wpłynęła na zmianę Twoich upodobań?
Na pewno trochę się zmieniłam. Ale to nie jest tak, że woda sodowa uderzyła mi do głowy i zadzieram nosa. Lubię trochę poszpanować, nie powiem. Sprawia mi czasem przyjemność to, że jestem w centrum zainteresowania. Na specjalne okazje stroję się w jakieś supersukienki i szpilki. Bo na co dzień ubieram się bardzo zwyczajnie – chodzę w dżinsach i bluzkach koszulowych. Jedyne moje szaleństwo to jakieś akcenty etniczne: lubię się przyznawać, że pochodzę z gór. Mam więc zwykle jakiś rzemyczek, torebkę, chustę w góralski wzorek czy kolczyki – coś, co mi przypomina góry.

Jurorzy „Idola” zwrócili uwagę, że jesteś intrygującą mieszaniną dojrzałej kobiety i dziecka.

Nie jestem lolitką i taki wizerunek mi nie odpowiada. Myślę, że mam w sobie dużo męskiej siły.

A może właśnie kobiecej? Niesłusznie przywykliśmy siłę przypisywać tylko mężczyznom.
A ja bym się jednak upierała przy tej męskiej energii. I może właśnie dlatego w teledysku do mojej płyty pokazuję się przebrana za mężczyznę z domalowanymi wąsami. To był mój pomysł. Śpiewam tam o pewnym konkretnym mężczyźnie. Mam nadzieję, że się w tej piosence rozpoznał i że nie było mu przyjemnie. Bo o to mi właśnie chodziło.

Rozmawia: Magda Rozmarynowska,
Zdjęcia: Marek Straszewski

Stylizacja S. Blaszewski,
fryzury J. Hupało & T. Wolff/Hair Design,
makijaż T. Kocewiak/D’Vision Art dla Lancôme