– Nosisz tylko markowe ciuchy?
Tomasz Karolak: A co ja niby mam teraz na sobie markowego?
– Wszystko. Choćby trampki.
Tomasz Karolak: Nie były drogie. Nie przykładam wagi do tego, jak wyglądam. Często przecież jestem w czołówkach najgorzej ubranych Polaków. Nie chodzę w garniturze, bo wyglądam w nim jak świnia w siodle, choć to w dużej mierze zależy od moich gabarytów. Jak jestem gruby, to nie ma mowy o garniturze. Jak trochę schudnę, jak teraz, to wyglądam w nim w miarę dobrze.
– Skoro o tym wspomniałeś, to zdradź, na jakiej jesteś diecie.
Tomasz Karolak: „MŻ”, czyli mniej żryj (śmiech). Przygotowuję się obecnie do triathlonu, który odbędzie się już 6 lipca. Razem ze mną wystartują jeszcze inni aktorzy. Wiesz, chcemy sobie udowodnić, że choć jesteśmy po czterdziestce, to do skapcaniałych flaków jeszcze nam daleko (śmiech).
– Jak się przygotowujesz do startu?
Tomasz Karolak: Zaczęło się właśnie bieganko po parku.
– Na własną rękę czy z trenerem?
Tomasz Karolak: Powiedziałbym, że na własną nogę (śmiech).
– Jak cię znam, to pewnie kupiłeś masę gadżetów, aby uprawiać sport.
Tomasz Karolak: Uwielbiam gadżety. Mój ostatni nabytek to blenderek! (śmiech)
– Blenderek?
Tomasz Karolak: Pomyślałem, że przyda mi się do przygotowania zdrowych posiłków. Tylko że minęły już trzy miesiące, a ja nie wyjąłem go nawet z pudełka. Ale wyjmę! Jesienią wezmę udział w motocyklowym rajdzie w Maroku, potem być może w rajdzie Paryż–Dakar, więc muszę być w formie!
– Jesteś uzależniony od adrenaliny?
Tomasz Karolak: Podróże dają mi adrenalinę, ale też okazję do odpoczynku i wiedzę na temat świata.
– Gdzie już byłeś?
Tomasz Karolak: Wszędzie oprócz Antarktydy i bieguna, ale tam jakoś mnie nie ciągnie. Może dlatego, że nie ma tam zabytków do zwiedzania (śmiech). Ten sam problem mam z Nową Zelandią – tam nie ma nic do oglądania. W USA też nie ma zabytków. No, można je nazwać młodymi zabytkami, ale jest za to Nowy Jork, który uwielbiam.
– Często zabierasz ze sobą córkę?
Tomasz Karolak: Tak. Chętnie jeździmy razem. Lena była już w całej Europie.
– Od kiedy otworzyłeś swój teatr, masz chyba mniej czasu na podróże. Gdybyś miał ułożyć hierarchię ważnych dla ciebie spraw, co byłoby na pierwszym miejscu? Teatr?
Tomasz Karolak: Zdziwię cię, bo właśnie tak by nie było. Teatr umieściłbym dopiero na drugim miejscu.
– A co w takim razie na pierwszym?
Tomasz Karolak: Od prawie pięciu lat przypada ono niezmiennie jednej osobie – mojej córce Lenie.
– Ona jest bardzo do ciebie podobna.
Tomasz Karolak: Nic dziwnego, w końcu jest moją córką (śmiech). A tak serio, jest mieszaniną mnie i Violki.
– A co odziedziczyła po tobie?
Tomasz Karolak: Jest wulkanem energii, dokładnie tak jak jej tatuś! (śmiech)
– Ciężko wychowywać tak energiczną córkę?
Tomasz Karolak: Jakoś dajemy radę! (śmiech) Leną zajmuje się głównie Violka, która jest twardą kobietą ze Śląska, i doskonale ją wychowuje. Ja jestem głównie od rozpieszczania.
– Kiedyś na moje pytanie, czy chcesz stworzyć rodzinę, odpowiedziałeś: „Jest mama, jest tata i jest dziecko, więc tworzymy rodzinę”. Jak to w końcu jest między tobą a Violą?
Tomasz Karolak: Nic nie zdradzę. To pozostanie naszą słodką tajemnicą.
– Ale co do Lenki, to przyznasz, że to wokół niej kręci się cały twój świat?
Tomasz Karolak: Właśnie nie do końca tak jest. Wiesz dlaczego? Bo muszę dzielić swoje życie między dwa światy. Z jednej strony bardzo ważne jest dla mnie bycie ojcem, ale z drugiej strony muszę pracować i zarabiać, bo przecież trzeba za coś żyć. Ale gdyby zdarzyło się tak, że dla Leny muszę rzucić wszystko, to... rzuciłbym wszystko w cholerę.
– No proszę, a powszechne jest zdanie, że aktorzy to egoiści, którzy widzą tylko czubek własnego nosa.
Tomasz Karolak: To nieprawdziwa i krzywdząca opinia. Znam wielu aktorów, stykam się z nimi na co dzień i choć są bardzo skupieni na sztuce, to wcale nie chodzą z głową w chmurach. My, aktorzy, bardzo dbamy o rodzinę, bardzo kochamy swoje dzieci.
– Ja zauważyłem, że aktorzy są dziś postrzegani jako eksperci, którzy wypowiadają się na każdy temat.
Tomasz Karolak: Może to bierze się stąd, że gramy różne postaci, wymądrzamy się w jednym czy drugim serialu albo spektaklu. I potem płacimy taką cenę, że ludzie uważają nas za ekspertów od wszystkiego.
– Najbardziej się chyba do tego przyczyniają występy gwiazd w telewizjach śniadaniowych. Ty też dostajesz takie zaproszenia?
Tomasz Karolak: Tak. Proszą, bym komentował to, o czym piszą gazety, ale dostaję też często zaproszenia do rozmów o dorosłości czy o wychowywaniu dzieci. Dla mnie to lekka przesada. Ale trzeba przyznać, że telewizja śniadaniowa króluje dziś
w mediach.
– A ty oglądasz telewizję?
Tomasz Karolak: Sporadycznie w weekend, gdy nie muszę wstawać bladym świtem i gnać na plan. Czasem siedzę przed telewizorem wieczorami.
– I co wtedy włączasz?
Tomasz Karolak: Wszystkie kanały anglojęzyczne, bo są znacznie ciekawsze od tego, co proponują nasze telewizje. Pasjami oglądam „Fanów czterech kółek”, „Top Gear” czy „Szkołę przetrwania”.
– Dwa lata temu otworzyłeś własny teatr. Jak dziś oceniasz tamtą decyzję? To był skok na głęboką wodę?
Tomasz Karolak: Na bardzo głęboką! Cieszę się, że otwierając IMKĘ, nie zdawałem sobie sprawy z tego, że ta
woda będzie aż tak głęboka. W momencie gdy sobie to uświadomiłem, przyszli mi z pomocą świetni pływacy, czyli sponsorzy, i jakoś staramy się ogarnąć całe przedsięwzięcie. Czuję ogromną satysfakcję, że mój teatr idzie do przodu, co rusz mamy nowe premiery. Wielkim plusem IMKI jest to, że gromadzi ludzi bardzo oddanych swojej pracy.
– Ale rozgłos, jaki zyskała IMKA to głównie zasługa twojego nazwiska.
Tomasz Karolak: Ale recenzenci nie patrzą na to, że Tomasz Karolak jest tu dyrektorem. Co więcej, nie mam dzięki temu taryfy ulgowej. A ja najbardziej się cieszę, kiedy opinie na temat granego przez nas spektaklu są diametralnie różne, bo rodzi się wówczas dyskusja. Tak było w przypadku „Króla dramatu”. Uwielbiam ścieranie się skrajnych opinii.
– Bo taki jest cel teatru?
Tomasz Karolak: Dokładnie. Może to zabrzmi banalnie, ale chciałbym, żeby IMKA była miejscem, które prowokuje do myślenia i spierania się. Co nie oznacza, że potępiam komercję w teatrze. Przeciwnie! Sam myślę nad tym, aby zrobić dobre komercyjne przedstawienie. Ale nie mogę jeszcze zdradzić, co to będzie.
– Zrób wyjątek dla „Party”!
Tomasz Karolak: No dobra, powiem tylko, że będzie to farsa albo komedia, ale na jak najwyższym poziomie, takim, jaki widziałem na deskach teatrów w Londynie czy Stanach. Poza tym ma to być duże wyzwanie dla aktorów, fajna reżyseria i dobry tekst. Ale ten plan nie oznacza, że chcę teraz zmienić oblicze IMKI. Dwa lata pracowaliśmy z tekstami poważnymi, trudnymi i ten nurt chcę zachować.
– A wyobrażasz sobie sytuację, że rezygnujesz z grania w serialach i jesteś tylko dyrektorem teatru?
Tomasz Karolak: Pewnie, ale nie ukrywam, że lubię grać w serialach, bo sprawia mi to wielką frajdę. Ale teraz większość czasu poświęcam teatrowi i daje mi to poczucie spełnienia zawodowego.
– Czy to znaczy, że sprawy związane z prowadzeniem prywatnego teatru nie spędzają ci snu z powiek?
Tomasz Karolak: Oczywiście, że spędzają. Teatr jest jak piękna kobieta, która kocha cię do szaleństwa, ale jest przy tym nad wyraz kapryśna.
– Ty, naczelny luzak Polski, się stresujesz?
Tomasz Karolak: Czemu się dziwisz? To, że na wywiad nie włożyłem garnituru, nie oznacza, że się nie stresuję. Chociaż ze mną jest tak, że trudne sytuacje mobilizują mnie do szukania rozwiązania, a że zwykle rozwiązanie samo się znajduje, to nie ma się co denerwować. IMKA to taki twór, że jak będzie chciał istnieć, to będzie istniał, a jak nie, to się zamknie tę budę i po problemie.
– Żalu nie będzie?
Tomasz Karolak: Sam nie wiem. Na razie jestem na zupełnie innym etapie w życiu.
– Myślałem, że IMKA to twój azyl?
Tomasz Karolak: Mój azyl jest u przyjaciół oraz u Leny i Violki. Pewnego rodzaju azylem są też podróże, które pozwalają mi doładować akumulatory, dają energię. Teraz jednak nie szukam azylu, tylko zasuwam, ale to z własnego wyboru.
– Bo wizja pieniędzy jest kusząca?
Tomasz Karolak: Bo mam co robić, a do tego wszyscy wokół mnie są bardzo wyrozumiali i pozwalają mi realizować plany zawodowe.
– Czy ty nie jesteś pracoholikiem?
Tomasz Karolak: Uwielbiam pracować, ale nie nazwałbym siebie pracoholikiem. Nie wyobrażam sobie na przykład pracy w korporacji.
– Dla wielu ludzi jesteś człowiekiem sukcesu. Sam też tak myślisz?
Tomasz Karolak: Absolutnie nie, bo choć osiągnąłem w życiu wiele sukcesów, to miałem też wiele porażek. To, że dzięki telewizji czy filmom zdobyłem popularność, nie oznacza, że jestem w czepku urodzony. Dla niektórych pojawianie się w gazecie czy rubryce towarzyskiej jest czymś wielkim. Ale nie dla mnie! Ja mam inną hierarchię wartości. Jestem tylko aktorem w serialu czy filmie i nie mam tam misji. Misja pojawia się dopiero w teatrze.
– A aktor musi mieć misję, nie da się bez niej wykonywać tego zawodu?
Tomasz Karolak: Da się, takich aktorów jest mnóstwo i ja ich nie potępiam. Każdy ma swoją drogę i dokonuje własnych wyborów. A aktorstwo to bardzo ciężki zawód. Dziś są propozycje, jutro ich nie ma. Tak samo jest z misją.
– Umiesz się bić o rolę?
Tomasz Karolak: Nigdy tego nie robiłem. Nigdy też nie miałem agenta ani portfolio, które wysyłałbym do producentów i reżyserów.
– Wciąż chciałbyś zagrać przeciwnika Jamesa Bonda?
Tomasz Karolak: Pewnie!
– Bo?
Tomasz Karolak: Bo czarne charaktery są fajne.
– Wiesz, że Bond w nowym filmie będzie pił piwo zamiast martini?
Tomasz Karolak: Serio? Nieźle! Ciekawe, jakim samochodem będzie teraz jeździć. Zawsze to był aston martin.
– Ile masz samochodów?
Tomasz Karolak: To tajemnica.
– A jest wśród nich taki upragniony?
Tomasz Karolak: Kocham wszystkie moje auta. I wystarczą mi te, które mam.
– Nagrywasz teraz zdjęcia do drugiej serii „Rodzinki.pl”. Maciej Musiał, który gra tam twojego syna, jest obecnie tak samo popularny jak ty.
Tomasz Karolak: To polski Justin Bieber! Z szerokim gronem wielbicielek. Jest inteligentny, sympatyczny i marzy o tym, by być aktorem. Ma wzorce, bo jego rodzice są aktorami, więc szanse na sukces są duże.
– A nie myślisz, że skoro stał się sławny w wieku 17 lat, to może mu uderzyć woda sodowa do głowy?
Tomasz Karolak: Cholera, nie wiem. Dziś mam taką fazę, że nic nie wiem. Coś czuję, że moja miłość własna mnie opuszcza (śmiech).