Na największym targowisku próżności w świecie filmu, jakim są Oscary, każdy prezentuje to, co ma najlepszego: najlepsze kreacje, fryzury i oczywiście najlepszych partnerów. Rzadko kto pozwala sobie jednak na przyjście z pięknym, młodym kochankiem, podczas gdy stary mąż został w domu z dziećmi. Z wyjątkiem Tildy, która nie przejmuje się tym, co na jej temat ludzie powiedzą. Oficjalnie po raz pierwszy pokazała się z młodszym o 18 lat, 30-letnim nowozelandzkim malarzem Sandrem Koppem w czasie festiwalu filmowego w Berlinie. Sandro jest mężczyzną, który, jak twierdzi Tilda, „pozwala się jej realizować jako kobiecie w sensie fizycznym”. Sypia z nią i towarzyszy w podróżach po świecie. Był u jej boku, gdy odbierała Oscara za drugoplanową rolę w „Michaelu Claytonie”. Drugi oficjalny partner aktorki, starszy od niej o 20 lat malarz i pisarz John Byrne, z którym Tilda jest już niemal ćwierć wieku, musiał zostać w domu w Szkocji, by opiekować się bliźniakami, 11-letnimi Honor i Xavierem. Tilda nie widzi jednak problemu w tym, że żyje w trójkącie. „Każdy z mężczyzn pełni w moim życiu inną rolę, więc nie muszą być o siebie zazdrośni”, utrzymuje. Najbardziej niezwykłe jest jednak to, że obaj panowie nie tylko wiedzą o swoim istnieniu, lecz także spotykają się i w pełni akceptują taki układ. I choć dzielenie się Tildą z pewnością nie jest im specjalnie na rękę, istnienie tego drugiego uważają za niewielką cenę w zamian za życie u boku kobiety tak fascynującej jak ona.
Nikt mi nie będzie rozkazywał
O tym, że Tilda będzie nietuzinkową osobą, wiadomo już było, gdy skończyła lat 10. Jako potomkini jednego z najstarszych szkockich rodów, którego udokumentowane korzenie sięgają IX wieku, Swinton spędziła wczesne dzieciństwo w rodowym zamku w Berwickshire pod opieką nianiek, gdzie panował wojskowy dryl i żelazny regulamin. Potem trafiła do szkoły z internatem. Do elitarnej West Heath Girls’ Scholl w Kent, w której uczyła się wówczas także Diana Spencer. O ile jednak przyszła księżna Walii odnalazła się w angielskiej podstawówce bez trudu, dla Tildy rygory panujące w tej szkole były nie do zniesienia. Gdy ze spuszczoną głową wysłuchiwała nakazów i zakazów, jakim miała się poddać, postanowiła, że jedyną zasadą w jej życiu będzie brak zasad. „Wiedziałam, że rozczaruję rodziców, ale nie mogłam pozwolić, aby o moim losie zdecydowało urodzenie. Dałam sobie prawo, by być sobą”, stwierdziła. Co jednak miałoby to oznaczać w praktyce, nie miała pojęcia. Ku rozpaczy rodziców, po ukończeniu Fettes College w Edynburgu najpierw wyjechała do Afryki, gdzie jako wolontariuszka przez dwa lata pracowała w szkole. Po czym wróciła do Anglii, by na uniwersytecie w Cambridge zdobyć fakultety z socjologii i literatury angielskiej i związać się z teatrem. Dla ojca Tildy, generała majora sir Johna Swintona, byłego dowódcy przybocznej straży królowej brytyjskiej, był to wstrząs, bo zgodnie z tradycją szlachcianka z jej pozycją miała tylko dobrze wyjść za mąż i zająć się domem.
Wiem, czego nie chcę robić
„Czułam, że tym, co sprawia mi największą frajdę i daje nieograniczone poczucie wolności, jest sztuka”, wspominała Tilda. Po czym najpierw trafiła na deski Traverse Theatre w Edynburgu, potem w skład prestiżowego Royal Shakespeare Company. Swinton jednak bardzo szybko poczuła się rozczarowana takim stylem życia. „Praca w teatrze była dla mnie tak monotonna, że nie mogłam tam zostać ani chwili dłużej. Nadal więc nie wiedziałam, co chcę robić w życiu, byłam za to pewna, czego robić nie chcę”, zwierzyła się aktorka. O tym, gdzie jest jej miejsce, przekonała się dopiero wtedy, gdy spotkała w 1986 roku Dereka Jarmana. Brytyjskiego reżysera, homoseksualistę i outsidera, który nadał jej życiu właściwy kierunek. Tilda zadebiutowała w jego „Caravaggiu” i została muzą reżysera na prawie dekadę. Choć ona sama nie uważała się za muzę. „Ludzie używają takiego terminu, bo nie wiedzą, jak zdefiniować związek kobiety z homoseksualistą. Ale nie byłam muzą Dereka, bo muza jest osobą pasywną. Byłam raczej jego intelektualnym partnerem, z którym toczyłam niekończące się dyskusje o sztuce, o życiu i poszukiwaniu tożsamości. To Derek nauczył mnie, że ważny jest nie tylko produkt, lecz także proces tworzenia”, mówiła. Nie wiadomo, czy Derek był także kochankiem Tildy, pewne jest natomiast to, że aktorka równocześnie już wtedy związana była z Johnem, który w 1984 roku dla atrakcyjnej 24-latki porzucił żonę i dwoje dzieci.
Zgadnij, kim jestem
Badanie własnej tożsamości stało się dla Tildy na tyle fascynującym doświadczeniem, że wśród niszowych ról, jakie wybierała, coraz częściej zaczęły pojawiać się postaci osób nieokreślonych płciowo. Takich jak mężczyzna zmieniający się w kobietę w „Orlandzie”, archanioł Gabriel – idealny hermafrodyta w „Constantine”, czy kobieta, która zmienia się w zabitego na wojnie męża w „Man to Man”. Role, które wybierała Tilda, w połączeniu z jej androgynicznym wyglądem, sprawiły nawet, że zaczęto podawać w wątpliwość jej kobiecość. Wysoka, bardzo szczupła, z alabastrową skórą, rudymi włosami i szmaragdowymi oczami, Tilda wygląda bowiem jak przybysz z kosmosu bez określonej płci i wieku, od którego nie można oderwać wzroku. Zafascynowani urodą Tildy duńscy kreatorzy Viktor i Rolf poświęcili nawet aktorce całą kolekcję na 2003 rok. Jak można było jednak oczekiwać, Tilda zupełnie nie przejęła się spekulacjami na temat swojej seksualności. „Niektórzy uważają, że kobieta to ta, która chodzi na wysokich obcasach i maluje usta szminką. Często więc, gdy jestem w garniturze na płaskich obcasach, ludzie zwracają się do mnie per pan. Nie przeszkadza mi to. Szkoda życia, by przejmować się drobiazgami. Lubię męskie ubrania. Nie używam make-upu. Najważniejsze dla mnie jest to, by czuć się wygodnie w ubraniu, a wysokie obcasy przy 180 centymetrów wzrostu wcale nie ułatwiają życia”.
Śmierć Dereka w 1994 roku na AIDS była dla Tildy takim wstrząsem, że przez dwa lata nie była w stanie w ogóle pracować. Wraz z Johnem, który stał się dla niej wówczas jedynym oparciem, zdecydowała się wrócić do rodzinnej Szkocji, by odnaleźć spokój.
Dzieciaki to moja specjalność
Niespodziewanie odkryła też uroki macierzyństwa. W wieku 36 lat zaszła w ciążę. „Nie planowałam dzieci. Zupełnie nie wiedziałam więc, czego się spodziewać po macierzyństwie”, przyznaje. Narodziny bliźniaków, dziewczynki i chłopca, przyniosły jednak Tildzie wiele radości. „To najbardziej twórczy projekt, w jakim uczestniczyłam”, stwierdziła. Mając w pamięci swoje koszmarne dzieciństwo, Swinton postanowiła dać dzieciom więcej swobody i przeniosła się z Johnem Byrne’em, ojcem dzieci, z Londynu do Szkocji. „Dzięki temu dzieci rozpoczynają dzień nie od telewizji, której tu nie ma, lecz poszukiwania ciekawych okazów roślin w trawie”, mówi z dumą Tilda. Gdy Honor i Xavier skończyli pięć lat, posłała je do szkoły, ale oczywiście nie mogła to być zwykła szkoła. Wybrała szkołę steinerowską, która promuje „bardziej holistyczne widzenie świata i bardziej angażuje rodziców w życie szkoły”. Nierzadko więc można zobaczyć laureatkę Oscara, jak szoruje szczotką ryżową podłogę z desek w klasie swoich pociech. I, jak twierdzi, daje jej to wielką radość. „Oboje z Johnem bardzo lubimy swoje dzieci. Honor i Xavier są niezwykle otwartymi na świat, błyskotliwymi istotami, z których wyrosną niebanalne osoby. Spędzanie z nimi czasu to nie tylko frajda, lecz także intelektualne wyzwanie”.
Czekam, co los przyniesie
Macierzyństwo na tyle zaabsorbowało Tildę, że związki z mężczyznami stały się dla niej na pewien czas mniej ważne. Wydawało się nawet, że przyszedł moment, w którym aktorka zechce się ustabilizować i pielęgnować tradycyjne wartości rodzinne. Na prośbę dzieci zdecydowała się jednak przyjąć rolę złej czarownicy w „Opowieści z Narnii” i na planie tego filmu poznała właśnie Koppa. Ich związek miał jednak od początku wyłącznie fizyczny charakter, Tilda nie zdecydowała się więc odejść od Johna. John, z którym już wtedy nie sypiała, szybko zresztą zaakceptował kochanka żony i zaprzyjaźnił się z Sandrem. Młody kochanek Tildy stał się częstym bywalcem w Szkocji, kimś w rodzaju wujka dla Honor i Xaviera. Swinton doszła więc do wniosku, że dalsze ukrywanie przed światem Koppa byłoby obłudą. „A jeśli ktoś tego nie pochwala? No cóż, trudno. Każdy powinien żyć przede wszystkim w zgodzie ze sobą, a nie z innymi”, podsumowuje aktorka.
Magda Łuków / Viva