Na wywiad umawia się w swoim mieszkaniu. Przytulnym, pełnym bibelotów, stylowych mebli. „Mieszkanko z duszą” i dusza człowiek – w takim zestawie można poczuć się i rodzinnie, i bezpiecznie, i naprawdę miło…
- Piękne te dwie statuetki, które stoją na szafce…
Teresa Lipowska: Piękne i ważne. To nagrody, które dostałam w ostatnich latach. Złoty ekran za rolę w „M jak miłość” i Wielki Splendor za 50 lat pracy artystycznej dla Polskiego Radia.
- Gdyby były nagrody za bycie babcią, też by je pani dostała. Podobno ma pani absolutnego bzika na punkcie swoich wnuków…
Teresa Lipowska: Nie zaprzeczę. Uwielbiam te moje szkraby. Mogłabym opowiadać o nich godzinami, a najchętniej spędzać te godziny z nimi.
- To chyba trudne, gdy jest się rozchwytywaną aktorką?
Teresa Lipowska: Rzeczywiście, pracy mam mnóstwo. Ale taką profesję wybrałam i dzięki Bogu, że jeszcze mnie chcą zatrudniać. Z drugiej strony, jak wspomniałam, każdą wolną chwilę poświęcam wnukom.
- Ma pani ich dwoje…
Teresa Lipowska: Tak, prawie siedmioletniego Szymka i dwuipółroczną Ewę. Śliczne są jak aniołki i tak kochane, że tylko przytulać, uwielbiać…
- Każda babcia tak mówi.
Teresa Lipowska: Wiem, ale naprawdę niezwykłe z nich dzieci. I świetnych mają rodziców. Synowa zrezygnowała z fantastycznej pracy, by móc w pełni im się poświęcić. Czyta książki o wychowaniu, chodzi na kursy psychologiczne. Zadziwia świadomym rodzicielstwem.
- Pani była inną matką?
Teresa Lipowska: Kochałam nie mniej, ale wychowywałam jedynego syna Marcina bardziej, jak to się mówi, na czuja. Intuicyjnie. Zdarzało mi się go i ścierką zdzielić za psoty, i huknąć na niego. Błędów wychowawczych chyba jednak nie popełniłam, bo wyrósł na prawego, porządnego człowieka.
- Łatwiej być babcią czy mamą?
Teresa Lipowska: Oj, trudne pytanie. Jedno wiem na pewno: babcia nie może podważać zdania rodziców. Mówić, że coś jest białe, gdy oni mówią – czarne. To niepedagogiczne.
- Rozpieszczanie wykluczone?
Teresa Lipowska: Nie można go mylić z rozpuszczaniem, pozwalaniem na wszystko, brakiem określonych granic zachowania. Synowa pilnuje, bym nie pojawiała się u wnuków z prezentami dawanymi bez okazji. Chce, by od wejścia nie wyglądali tego, co przyniosłam, ale mnie samej. A jak Szymuś coś nabroi, synowa mówi mu, co zrobił źle i prosi o przemyślenie swojego postępowania oraz o przeprosiny. A mądry z niego mały mężczyzna...
- Razem jeździcie już na wakacje…
Teresa Lipowska: Dwa lata temu pojechałam z nim sama. Nie płakał za mamą, całymi dniami bawiliśmy się, spacerowaliśmy po lasach. W ostatnie wakacje, razem z drugą babcią Izą, też wybraliśmy się na kanikułę. I było równie wspaniale.
Porozmawiajmy o gwiazdach - forum >>
- Dzieci ciągle domagają się uwagi. Nie męczy to pani?
Teresa Lipowska: Skądże! Jak tylko biegną mi na powitanie z rozpostartymi ramionami, wzbiera we mnie energia do szaleństw. Bawimy się lalkami, klockami, tarzamy po podłodze. Ostatnio z Szymusiem udawaliśmy, że prowadzę warsztat samochodowy dla jego autek. Podjeżdżał do naprawy, a ja robiłam za mechanika. Zaraz przybiegła Ewunia i z garażu zrobił się sklep z ubrankami.
- Nieelegancko o to pytać, ale skąd u pani, 73-latki, tyle energii?
Teresa Lipowska: To chyba sprawa genów i charakteru. Zawsze byłam trochę jak nakręcona. A zresztą miałam dobre wzorce. Moi dziadkowie Amelia i Józef, którzy mieli domek w Gostyninie, witalnością mogliby obdzielić pułk ułanów. Spędzałam u nich wakacje jak z bajki. Obok był sad pełen grusz i jabłoni, na które się wspinałam. W altance wystawiałam przedstawienia, w których zamiast kukiełek pojawiały się makówki udające ludzkie głowy. Mam nadzieję, że moje wnuki będą kiedyś tak mile wspominać chwile spędzone ze mną.
- Wiedzą, że mają wyjątkową babcię i wyjątkowych rodziców?
Teresa Lipowska: Mówi pan o tym, że zostały adoptowane? Tak, syn i synowa nie kryją tego przed nimi. Bardzo pragnęli mieć dzieci, tak na nie czekali, że gdy w końcu mogli im podarować swoją miłość, jasne było, że oddadzą im się bez reszty.
- Pani też czekała na dziecko…
Teresa Lipowska: 10 lat. I kiedy już zaczęliśmy z mężem myśleć o adopcji, dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Równie wielką radość czułam tylko wtedy, gdy wzięłam pierwszy raz na ręce Szymka. Miał wtedy dwa miesiące, ogromne, ciemne oczy, rzęsy jak firany i rozbroił mnie zupełnie. Popłakałam się, bo spełnił moje marzenie o tym, by poczuć, co znaczy być babcią.
- To coś więcej niż tylko ciepłe uczucia do wnucząt?
Teresa Lipowska: To świadomość, że na tym świecie pojawia się ktoś, za kogo jesteśmy skłonni oddać nawet życie. I wcale nie jest ona ciężarem.
- Zrobiło się bardzo poważnie, więc pytanie z zupełnie innej beczki: gotuje pani wnukom jakieś babcine smakołyki?
Teresa Lipowska: Szczerze powiem, że dużo lepsza w gotowaniu jest druga z babć. Ja przynoszę najwyżej malutkie ptysie czy babeczki z zaprzyjaźnionej cukierni.
- Czyli jednak trochę pani te wnuki rozpieszcza. Tak na słodko…
Teresa Lipowska: Zaraz rozpieszcza! A zresztą one to też sama słodycz.
- Dają pani laurki na Dzień Babci?
Teresa Lipowska: Szymek pięknie je rysuje. Ewcia próbuje. Ale wystarczy, że szepną mi do ucha: „Babciu, kocham cię”, i już jestem w raju…
Krzysztof Rajczyk / Pani domu