Taniec rolowany

Przez lata znaliśmy tylko jego głos z Radia Zet. Gdy pojawił się na parkiecie „Tańca z gwiazdami”, typowano, że szybko odpadnie. Ale Rafał Bryndal podbił nasze serca.
/ 22.11.2007 10:02
Dziś jest ulubieńcem jury i publiczności. Znowu nas wyrolował...

Pamiętacie piosenkę „Jako mąż i nie mąż”? To jego sprawka. Pisał teksty do piosenek swego brata Atrakcyjnego Kazimierza i popularnej grupy Kobranocka. Pisał, bo nie chciał wbrew rodzinnej tradycji zostać lekarzem. Autor książki „Święty Mikołaj, krawiec i Kutno”. W Radiu Zet prowadzi z Edytą Jungowską i Borysem Szycem „Rozmowy rolowane”. Na śniadanie zamawia na ogół jajka po wiedeńsku z ciemnym pieczywem i kawę z mlekiem. Ale to nie dzięki diecie podbija serca widzów w „Tańcu z gwiazdami”. 

„Taniec z gwiazdami” wydobył cię z ukrycia. Świat zobaczył Bryndala. Czy ludzie proszą cię już, tak jak np. Pascala Brodnickiego, byś błogosławił ich dzieci?
– Żartujesz?

Nie.
– Czyli to jest tak, że jak jesteś w telewizji, to wchodzisz w poczet świętych? Masz nadprzyrodzoną siłę i potrafisz czynić cuda? Jezu! Na razie, na szczęście, ludzie chcą tylko robić sobie ze mną zdjęcia. To miłe, choć czasem czuję się jak figurant terenowy. Wiesz, kto to taki?

Nie.
– To jest koleś, który przebiera się pod Tatrami w białe futro i robi za misia.

Nie zdawałeś sobie sprawy, że to się tak potoczy?
– Nie, jestem trochę przerażony i zażenowany tym blichtrem. To szokujące, jak działa pięć minut na antenie... Ale mam ogromną frajdę, gdy stojąc przed wielką widownią, chociaż w pięciu słowach mogę publicznie powiedzieć, co myślę o świecie, o ludziach i o sobie. To przecież efekt całego mojego życia. Cieszę się też, że w tym wieku działam nie tylko na ludzi mojego pokolenia, ale też na młodzież. W końcu mam 47 lat.

A jak ty działasz na młodzież?
– Mój syn Tymoteusz twierdzi, że gdyby każdy miał taki dystans do siebie, to telewizja byłaby super. A może wtedy byłoby nudno, bo każdy byłby taki sam? Nie wiem. Czarna Mamba, czyli Iwona Pavlović, powiedziała mi kiedyś, że na spotkaniu z młodzieżą ktoś stwierdził: „Musi pani dać Bryndalowi dziesięć punktów”. „Ale on nie umie tańczyć” – odpowiedziała. „Ale jest świetny!” – usłyszała. Wzdrygała się długo, ale w końcu tak zatańczyłem, że mogła to zrobić z czystym sumieniem. To jest urocze.

Bo ty jesteś uroczy. Masz tego świadomość?
– W moim wypadku chyba sprawdza się to, co zawsze powtarzam: jeśli ktoś udaje, to publiczność, nawet ta najbardziej niewybredna, czuje ten fałsz. To odnosi się do wszystkiego: muzyki, kultury, polityki. Ja nie udaję.


Jak się dostałeś do tego tańca? Wkładają ludzi do maszyny losującej?
– Dostałem propozycję.

Ile czasu miałeś na decyzję?
– Kilka tygodni. Zostałem namówiony przez swoje koleżanki. No, i mój syn też się przyłożył. Jakoś mnie przekonał, że to nie jest
obciach.

Zawsze zastanawiało mnie, czy możecie sobie sami wybrać piosenkę do tańca.
– Nie, dostajemy z nadziału. Moje są na ogół trafione, poza jedną wpadką. Wykonywałem paso doble do dyskotegowego utworu „One Night in Bangkok”. Jak można do tego zatańczyć paso doble? Do dziś tego nie wiem.

Schudłeś przez te kilka tygodni?
– Tak.

Ile?
– Nie wiem, ale pewnie gdybym prowadził bardziej higieniczny tryb życia, to schudłbym jeszcze więcej.

Robisz szpagat?
– Nie, no co ty! Jestem starszym panem.

Co twój ojciec myśli o twoim występie w „Tańcu z gwiazdami”? A twój brat Jacek (Atrakcyjny Kazimierz), kumple z Torunia: Kobra, Wysol z Kobranocki?
– Na początku ojciec był sceptyczny, ale właściwie on zawsze taki jest. Nie mogłem spodziewać się innej reakcji. Teraz dzwoni do mnie i mówi: „Chłopie, jestem w sanatorium, oglądam cię, gratulacje”. A kumple mają dobrą zabawę.

A co byś zrobił, gdybyś wygrał?
– Nie ma takiej możliwości.

No to wyobraź to sobie.
– Ale co? Szkołę Tańca Bryndala miałbym niby założyć? Wydać książkę kucharską? Otworzyć Salsa Pub na Nowym Świecie. Ludzie potrafią zjeść samych siebie na fali tych „pięciu minut”. Szczególnie ci, dla których jest to jedyna szansa na zaistnienie. Ja mam co robić. Tak naprawdę tęsknię już za momentem wyciszenia. Odkąd zacząłem tańczyć, przestałem pisać, bo nie mogę się skupić. Nie myślałem, że to jest tak strasznie czasochłonne. Ćwiczymy codziennie, a w soboty i niedziele są próby. Czasem mam wrażenie, że oszaleję. Ożywiły się także wszystkie media. Nie piję do ciebie, ale kurde... Bardzo dużo tego jest. Dzisiaj mam jeszcze dwa wywiady, jutro też dwa. To miłe, ale też frustrujące. Zupełnie tak jakbym do tej pory w życiu nic nie robił.

A w serialu zagrasz?
– Chyba że sam napiszę scenariusz. Nie potrafię mówić tekstem napisanym przez kogoś innego. Nie jestem aktorem.

Mam wrażenie, jak tak oglądam twoje pląsy, że to właśnie ty przemycasz niektóre pomysły – świecące serca na piersi, gitary, szelki.
– To nie do końca tak. One są przeze mnie inspirowane i akceptowane. Mamy angielskiego choreografa, Colina Jamesa, któremu pomaga Maciej Zakliczyński. Od początku wiedzieli, po co ja w tym wszystkim jestem. Bardzo dobrze wyczuł moją osobowość. Angielska wersja „Tańca z gwiazdami” polega bowiem właśnie na takich kolesiach jak ja. Jest rozrywkowa. My dwaj wiemy, że to jest po prostu show.


Tym sposobem odbiegacie od komercyjności tego programu. Z którym uczestnikiem najbardziej się zakolegowałeś?
– Kochanek to najfajniejszy koleś. Jest cool. Szczery, dowcipny, z polotem. Słuchaj, już nie mam siły o tym tańcu gadać.

OK. To co byś zrobił, gdyby ksiądz Rydzyk usiadł ci na kolanach?
– Co?!

Nie chciałeś rozmawiać o tańcu.
– Pogłaskałbym go i powiedział, że świat nie jest taki zły, jak on go sobie w głowie maluje. Może napisałbym mu jakąś niemroczną piosenkę.

Przez lata pisałeś teksty dla Atrakcyjnego Kazimierza. Czy teraz coś razem planujecie?
– Nagrywamy składankę. Jacek jak zwykle napisał muzykę, ja – słowa. Różni faceci będą śpiewać nasze piosenki.

Którzy faceci?
– Janusz Panasewicz z Lady Pank, Adam Nowak z Raz, Dwa, Trzy..., Krzysztof Skiba z Big Cyca, może Muniek Staszczyk z T.Love, Paweł Kukiz, Staszek Sojka.

Kiedy to usłyszymy?
– Niebawem. Trwają już prace w studiu nagraniowym.

Potrzebujesz miłości? Podkochujesz się w jakiejś kobiecie?
– O Jezu, jeśli facet nie podkochuje się w jakiejś kobiecie, to znaczy, że zgnuśniał. Facet musi się podkochiwać.

Co robisz poza „Tańcem z gwiazdami”?
– W Radiu Zet pracuję z Szycem i Jungowską. Rolujemy ludzi na zmianę. W „Przekroju” drukowane≠ są moje „Wiadomości po całości”, w magazynie „A4” felieton, sporadycznie piszę scenariusze imprez.

Sypiasz dobrze?

– Bardzo krótko, choć uwielbiam to zajęcie. Gdy się wyśpię, jestem najszczęśliwszy na świecie. Marzę też o tym, żeby wyjechać na kilka dni do Sopotu.

Dlaczego właśnie tam?
– Lubię morze, wiesz? Wiatr.

To dlaczego nie pojedziesz do Jastrzębiej Góry? Tylko ciągle ten Sopot i Sopot.
– Lubię Sopot po sezonie. Zresztą to właściwie nie ma znaczenia. Do Władysławowa też mógłbym jeździć. Najważniejsze jest morze.

Jakie filmy oglądasz?
– Ostatnio znów oglądałem „Gang Olsena”. Uwielbiam wszystkie jego odcinki. Kocham ten rodzaj absurdu. Lubię „Hotel Zacisze”, z polskich filmów „Wojnę domową”, no i całego Jarmuscha.

Dlaczego Jarmuscha?
– Klimat jest tam niby bardzo rzeczywisty, ale równocześnie mocno refleksyjny. Zdystansowany. Do całego świata. Nie ma napinki, ciągnięcia historii na siłę.

Płaczesz czasem?
– Płaczę zawsze na filmie „Billy Elliot” (angielski film, którego bohater, jedenastoletni chłopiec, porzuca treningi bokserskie, by w tajemnicy przed ojcem i całą rodziną chodzić na lekcje tańca – przyp. red.).


Rafał, kim ty właściwie jesteś?
– Bardzo nisko się oceniam. Uważam, że mam słomiany zapał, najmniejsza przeszkoda mnie zniechęca i w rezultacie nie robię tego, co bym chciał. Jestem kolesiem, który ciągle czegoś próbuje i niczego nie potrafi skończyć.

Czego nie skończyłeś?
– Wielu rzeczy. Ze studiów prawniczych odszedłem po czwartym roku. Chciałem pisać scenariusze, robić kabarety. Zawsze kończy się na wstępnych rozmowach, nic z tego nie wynika. Nie potrafię sobie usystematyzować życia. Nie mam ani planów, ani rzeczy, do których dążę, ani ambicji. Żyję z dnia na dzień. Piotr Najsztub powiedział mi kiedyś, że on się tak tylko unosi nad wszystkim. Ale żeby się unosić, to trzeba się najpierw odbić. On się wysoko odbił, a ja tylko trochę. Nie mam nic. Ale najbardziej marzę o tym, żeby wstawać codziennie o godzinie 10 rano, napisać coś, wszystko jedno co, popracować. A ja marnuję chwile. One ode mnie odfruwają.

Cóż, dorobiłeś się psa...
– Musiałem wysłać go na wakacje do znajomych, bo nie mam dla niego czasu. Widzisz? Ja nie potrafię utrzymać nawet psa.

Kobiety cię uwielbiają.
– Też żadnej nie jestem w stanie utrzymać.

Trzeba cię zdobywać?
– To nie chodzi o zdobywanie. Chyba nie chciałbym się zmieniać dla kogoś.

Kobieta musi przyjąć cię z całym dobrodziejstwem inwentarza?
– Tak. Cenię sobie swoją wolność. Można powiedzieć nawet, że jestem nią zniewolony. Nie mógłbym być w związku z kobietą zaborczą.

Jak w twojej piosence „Wszystko mnie wkurza, wszystko mnie wkurza/zamiast w pończochach przyszłaś w rajtuzach/wszystko mnie wkurza, wszystko mnie wkurza/zaledwie przyszłaś, już chcesz odkurzać”. Czy kobiety aż tak bardzo pozbawiają cię wolności?
– Czasami lubię po prostu swoją samotność. Mimo rodziny, mnóstwa kumpli dookoła, pracy i całego życiowego zamieszania staram się, by jej nie stracić.

Jednak bywasz flirciarzem.
– Flirt jest ważny, potem robi się gorzej. Czasem martwię się tym, że nic nie mam. Nie mogę podjąć decyzji, odwlekam wszystko na jutro i tak trwam.

Może pomyśl o sobie jak o bohaterze Jarmuscha. O człowieku bez napinki.
– Chciałbym tak myśleć. Może zacznę od dziś? Niech się dzieje, co chce. Nic na siłę.

Hanna Halek / Party

Redakcja poleca

REKLAMA