Susan Boyle: Mam dużo szczęścia

Susan Boyle fot. Sony Music Poland
Brytyjska piosenkarka opowiada o swoich osiągnięciach, marzeniach i najnowszej płycie
/ 22.11.2011 06:29
Susan Boyle fot. Sony Music Poland
- Jak minął Ci ostatni rok?
Susan Boyle:
Ostatni rok był wspaniały, niesłychanie przyjemny. Miałam jednak też czas na rozmyślania. Mogłam spojrzeć w przeszłość i ocenić to, co zdołałam osiągnąć i czego się nauczyłam.


- Powiedz o tym, co najważniejsze.
Susan Boyle:
Najdziwniejsze było zobaczenie swej rzeźby z wosku. Kiedy weszłam do Madam Tussaud i zobaczyłam siebie, pomyślałam... "mój Boże, co to jest?". Uchwycili najdrobniejsze szczegóły, choć byli bardzo łaskawi dla mojej pupy, bo naprawdę mam na pewno większą. Niesamowicie było zobaczyć siebie na wystawie. Niesamowicie ważne były dla mnie wszystkie podróże, które odbyłam. Udało mi się zobaczyć kawał świata i to była wielka frajda. Już nie boję się latać. Bardzo podobało mi się w Chinach. Zupełnie inna kultura, ale przemili ludzie. Występ w tamtejszym "Mam talent" był bardzo ważnym wydarzeniem dla mnie.

- Sprzedałaś 14 milionów płyt w 14 miesięcy, więcej niż niektórzy wykonawcy w ciągu całej kariery.
Susan Boyle:
Brzmi to niesamowicie, kiedy tak to ujmujesz. Może dlatego, że mam nietypowy głos. Chyba po prostu mam dużo szczęścia.

- Przyjrzyjmy się temu, co osiągnęłaś przez te dwa lata.
Susan Boyle:
Jest tego tak wiele, że straciłam rachubę. Szykuję musical, nagrałam trzy płyty, jest książka, programy telewizyjne i dokument. Jest tego naprawdę dużo. Kiedy się temu przyjrzeć, jest to nieco przerażające. Oczywiście w dobry sposób przerażające. Ciężko to jednak ogarnąć. Nie jestem jednak już strachliwą kobietą, poświęcam się pracy i stawiam przed sobą nowe wyzwania. Rok 2009 wydaje się tak odległy, zupełnie inna epoka. Z drugiej strony mam wrażenie, że było to wczoraj, że dopiero co weszłam na scenę "Mam talent". W 2009 roku dopiero się wszystkiego uczułam, robiłam małe kroczki.

- Jakie sławne osoby poznałaś od tego czasu?
Susan Boyle:
Oj, było ich trochę. Andrew Lloyd Webber, Terry Wogan, Donny Osmond, Piers Morgan, Simon Cowell, Tony Hadley from Spandau Ballet, Westlife w moim studiu, papież, książę Karol i Kamila, Michael Crawford-cóż to za facet, Russell Watson, który był dla mnie wielką inspiracją, Take That i Robbie i wielu, wielu innych. Zawsze było wspaniale.

- Jak się czułaś, kończąc 50 lat?
Susan Boyle:
Chciałam jakoś przemknąć przez tę datę, nikt nie lubi się starzeć. Ale 50 to nowe 40! Oczywiście, był to ważny moment, ważne urodziny, kiedy dziękujesz, że ich dożyłaś. Nie czuję się jednak na swój wiek. Sercem jestem znacznie młodsza. Nie siedzę w kącie owinięta kocem. Na pewno nie czuję się jakbym miała 50 lat.

- Byłaś zaskoczona, kiedy tak wiele osób składało Ci życzenia i słało prezenty?
Susan Boyle:
Nie mogłam uwierzyć, jak wielu ludzi chciało uczcić moje urodziny. Wszyscy byli tacy mili i naprawdę mnie rozpieszczali. Nadal nie przywykłam do bycia w centrum uwagi. Nie byłam w stanie odpisać na wszystkie listy i podziękować wszystkim osobiście. Skorzystam więc teraz z tej okazji i podziękuję wszystkim za serdeczności i kartki.

Porozmawiajmy o gwiazdach - forum >>


- Impreza urodzinowa Ci się podobała?
Susan Boyle:
Oczywiście. Miałam prawdziwe, wielkie urodzinowe przyjęcie. Każdy świetnie się bawił, pił i tańczył. Moja rzeczniczka, Joanne zaprosiła Stavros Flatley (taneczny duet z "Britain's Got Talent ") w ramach niespodzianki. Cudownie było ich znów zobaczyć. Przyjechali specjalnie do Szkocji i wykonali dla mnie taniec. Ja też tańczyłam, a raczej próbowałam, bo mam dwie lewe nogi. Jednym z najpiękniejszych momentów był ten, gdy stałam w rogu i patrzyłam, jak moja rodzina i przyjaciele się bawią, śmieją i tańczą. O to w tym chodzi - zgromadzić ludzi, na których ci zależy pod jednym dachem i patrzeć jak się śmieją i tańczą.

- Dokąd w tym roku podróżowałaś?
Susan Boyle:
Byłam w Chinach, wróciłam też do Los Angeles i Nowego Jorku, a później miałam okazję udać się na wakacje do Rzymu, a potem jeszcze do Knock w Irlandii. Jeżdżę tam co roku, to dla mnie ważne miejsce, moje sanktuarium. Byłam w tak wielu miejscach, że nie pamiętam już wszystkich. Może jednak widać, że mam 50 lat.

- Jaki był występ w "China’s Got Talent"?
Susan Boyle:
Wspaniały. Kiedy weszłam na stadion, zapytałam menedżera... "co to jest?". A on na to... "Pomyślałem, że zaczniemy od czegoś małego". "Małego" - zapytałam? Tam było 60 tysięcy miejsc i wszystkie zajęte. Patrzyłam tuż przed siebie, nie odważyłam się spojrzeć na publiczność. Bardzo mi się jednak podobał ten występ, dodał mi odwagi. Po nim zaczęłam więcej koncertować. Nie mogę się doczekać kolejnych.

- Powiedz jeszcze coś więcej o tym występie w "China’s Got Talent".
Susan Boyle:
Rano mieliśmy próbę. Kiedy przyszło do występu byłam gotowa i po prostu zaśpiewałam. Wykonałam dwie piosenki. Niesamowite doświadczenie, nieco chaotyczne momentami, ale dobrze się bawiłam.

- Jak Ci się śpiewało przed 60 tysiącami?
Susan Boyle:
Kiedy jesteś na scenie, aż tak bardzo się nad tym nie zastanawiasz. Liczby nie są najważniejsze. Liczy się, by jak najlepiej zaśpiewać. Nieważne czy słucha cię 60 czy 60 tysięcy osób.

-Byłaś stremowana?
Susan Boyle:
Chciałabym powiedzieć, że nie, ale oczywiście byłam. To jednak pomaga się skupić na występie.

- Czy przez miniony rok miałaś wakacje?
Susan Boyle:
Byłam w ubiegłym roku w Rzymie i Irlandii. Było miło, odpoczęłam. Udało mi się zobaczyć plac świętego Piotra, nie miałam jednak okazji zwiedzić Ogrodów Watykańskich. Podczas jednej wizyty nie sposób zobaczyć wszystko. Zwiedziłam jednak wiele kościołów i dowiedziałam się sporo o Rzymie. Mieliśmy też audiencję u papieża. Wszyscy poszli na plac, a papież nas pobłogosławił. Mamy zdjęcia. Było mnóstwo ludzi.

- Kiedy zaczęły się rozmowy o trzeciej płycie?
Susan Boyle:
Prawdę mówiąc, chcieliśmy zacząć trochę wcześniej, ale też nie chcieliśmy się spieszyć na siłę. Konkretne plany zaczęły się formować w okolicach lutego.


- Kiedy wróciłaś do studia?
Susan Boyle:
Zaczęłam na początku marca. Na początku trochę eksperymentowaliśmy, chcieliśmy wypróbować różne piosenki i sprawdzić, jak brzmią. Czy się będą nadawać, pasować do mnie. To był bardzo ciekawy czas.

- Jak Ci się znów pracowało ze Steve'm Makiem?
Susan Boyle:
Och, on jest naprawdę dobry. Bardzo dobrze się z nim pracuje. Wspaniały koleś i prawdziwy profesjonalista.

- Opowiedz coś więcej o piosenkach, które wybrałaś.
Susan Boyle:
Tym razem zainspirowały mnie listy, które otrzymywałam z całego świata. Ludzie, z których większości nigdy nie poznałam, przysyłali mi przepiękne listy. Niektóre smutne, w których pisali o swych żalach, rozwodach, inne bardzo pozytywne. Jestem im niesłychanie wdzięczna za czas, który poświęcili, by napisać tak osobiste rzeczy. Wiele z nich bardzo mnie wzruszyło, szczególnie, że ci ludzie naprawdę się przede mną odsłaniali. Chciałam więc, by trzeci album był o emocjach, odzwierciedlał je. Sama płyta to podróż o odkrywaniu samego siebie. To emocjonalny rollercoaster. Żałuję tylko, że nie mogłam odpisać na te wszystkie listy. Co mnie jednak zaskoczyło, że przychodziły one od ludzi w każdym wieku - od 20- do 90-latków. Każdy list był dla mnie inspirującym wejrzeniem we wnętrze tych ludzi. Muzyka na tej płycie odzwierciedla smutek, szczęście i ogromną odwagę tych ludzi. "Someone to Watch Over Me" to bardzo stary numer Gershwina. Na tym albumie naprawdę jest kilka mocnych numerów. Mam nadzieję, że udało nam się nagrać coś poruszającego.

- Czy pominięcie tym razem hymnów i utworów religijnych było zamierzone?
Susan Boyle:
Wiara nadal odgrywa bardzo ważną rolę w mojej muzyce. Nie ma zbyt wielu hymnów i kolęd z ostatnich lat, ale pojawiają się utwory odnoszące się do religii, inspirujące dyskusję na ten temat. To bardzo mocne rzeczy. "Mad World" każe zastanawiać się, w jakim świecie przyszło nam żyć, w jakim społeczeństwie. Czy to naprawdę szalony świat? Musimy opuścić naszą bezpieczną strefę i stawiać sobie wyzwania. Trzeba bardziej prowokować i myśleć społecznie. Sądzę, że to dojrzałe spojrzenie.

- Powiedz, jak doszło do nagrania coverów Depeche Mode i właśnie "Mad World".
Susan Boyle:
To było dla mnie coś zupełnie nowego. Coś innego dla mnie i dla moich fanów. Ja jednak lubię zaskakiwać. Zresztą już Simon mówił, że jest we mnie coś nieprzewidywalnego i nie będę za to przepraszać, bo lubię być nieprzewidywalna. Nie chcę, by ludzie znali każdy mój kolejny krok. "Mad World" to rzecz surrealistyczna, ale i skłaniająca do refleksji. Odejście od tego, do czego przyzwyczaiłam ludzi i pokazanie innego oblicza. To był fajny eksperyment, fajnie jest nieco namieszać ludziom w głowach.

- Pewien ceniony dziennikarz powiedział, że z "Unchained Melody" zrobiłaś to, co Eva Cassidy z "Somewhere over the rainbow". CO o tym myślisz?
Susan Boyle:
Eva Cassidy to wspaniała, bardzo soulowa wokalistka. "Somewhere Over the Rainbow" to niezapomniana piosenka, więc takie porównanie to niesamowity zaszczyt.


- Jaka jest Twoja ulubiona piosenka na płycie?
Susan Boyle:
To trudne pytanie, każda bowiem ma dla mnie szczególne znacznie. Gdybym jednak musiała wybrać jedną to chyba to "This Will Be The Year". Wszystko jest w niej doskonała - aranżacje, melodia, filmowy klimat. Poza tym to smutna piosenka, a ja łatwo się wzruszam.

- Co fani myślą o Twoich decyzjach muzycznych?
Susan Boyle:
Kiedy w sierpniu byliśmy w Nowym Jorku, spotkaliśmy się z fanami i zaprezentowaliśmy im kilka piosenek. Szczęśliwie, odzew był pozytywny, acz nie zabrakło konstruktywnej krytyki. Kiedy po raz pierwszy usłyszeli "Enjoy the Silence" byli zdziwieni - nie przywykli bowiem do takiej muzyki z mojej strony. To duża zmiana, ale jako artystka muszę podejmować ryzyko. Od razu spodobały się natomiast rzeczy bliskie temu, co do tej pory prezentowałam. Niemniej, dali mi błogosławieństwo do dalszych eksperymentów, zachęcili, bym się nie bała. "Enjoy the Silence" to doskonały wybór i jestem z niego dumna, wiem jednak, że to spore ryzyko, szczególnie w Ameryce. Mam nadzieję, że z czasem ta piosenka w ludziach dojrzeje. To bardzo silnie oddziałujący utwór i bardzo ciekawa aranżacja. Ten numer ma szansę spodobać się młodszej publiczności i na to liczę. Chcę, by odnaleźli coś swojego w mojej muzyce. Lubię eksperymentować i staram się dawać z siebie, co najlepsze.

- Porozmawiajmy o poszczególnych piosenkach - o tym, co dla Ciebie znaczą.
Susan Boyle:
You Have To Be There: To prośba o interwencję Boga. Numer, który każe się zastanawiać, czy Bóg jest tam, gdzie go potrzeba. Napisali go  Benny i Bjorn z zespołu ABBA. Pochodzi z ich musicalu "Kristina" i jest pełen emocji.

Unchained Melody: Autorami są sławni Righteous Brothers, którzy napisali tę piosenkę w latach 60. To piosenka miłosna o rozpadzie związku. Bardzo podoba mi się inna aranżacja tego kawałka. Kiedy ludzi zobaczą tytuł, pomyślą, że usłyszą znów to samo, ale moja wersja jest inna i zaskakująca.

Enjoy The Silence: To moja wyprawa na zupełnie nowy muzyczny teren. Depeche Mode to zespół z lat 80. To coś innego dla mnie, inne od piosenek, które zazwyczaj nagrywałam. Mam nadzieję, że dotrze do młodszej publiczności.

Both Sides Now: Tytuł dokładnie oddaje charakter tej piosenki. To skłaniający do refleksji kawałek, spojrzenie wstecz na swe życie. Spojrzenie na sprawy z różnych stron. W moim wieku ciężko o zaskoczenie. Jeśli patrzysz na coś z dwóch stron, to znaczy, że wiesz, o co chodzi w życiu i nic cię już nie zszokuje.

Lilac Wine: Numer rozsławił Elkie Brooks. Uwielbiam ten utwór - to potężna, klasyczna ballada. Moja interpretacja jest jednak bardziej delikatna.

Mad World: To utwór ze społecznym komentarzem. Twoje oko staje się kamerą i możesz wszystko obserwować. To bardzo surrealistyczny kawałek.

Autumn Leaves: Piosenka o końcu lata, kiedy wszytko usycha, umiera i zbliża się zima. To rzecz o utracie miłości. Ta piosenka przypomina mi o śmierci matki przed pięcioma laty. O tym jak zostałam sama i co wtedy czułam. Strasznie smutny i emocjonalny kawałek. O tęsknocie za kimś, o tym, że nie zdajesz sobie spawy, jak kogoś kochasz, póki go nie zabraknie. Wtedy zostajesz z wielką dziurą w sercu.

This Will Be The Year: Ten numer przypomina mi o Nowym Jorku i postanowieniach, których nie udaje się dotrzymać. O tym, co sobie obiecujemy, ale nie realizujemy. To piosenka o przyglądaniu się minionym dwunastu miesiącom. To jednak też bardzo optymistyczna piosenka, która pcha do przodu i dodaje wewnętrznej siły. To będzie rok, którym pokażę, na co mnie stać i sprawię, że ta płyta okaże się sukcesem. To moje przesłanie, które ja osobiście wyciągnęłam z tej piosenki. Zdecydowanie optymistyczny numer.

Return: To utwór o ludziach, którzy odeszli. Piosenka, przy której myślę o żołnierzach walczących za nasz kraj, rodzinach, które czekają na ich powrót, które tęsknią za nim. Dużo tu emocji, dużo do myślenia. Kiedy bowiem żyjesz bez bliskiej osoby, jest tak, jakby cząstki ciebie zawsze brakowało. Chociaż to bardzo poetycki i dramatyczny utwór, ma też inne znaczenia. To jednak silnie oddziałujący kawałek.

Someone To Watch Over Me: Bardzo bluesowy, trochę jazzowy kawałek. To kompozycja Gershwina i kolejna nietypowa dla mnie rzecz.


- Na tej płycie, każda piosenka ma inne brzmienie. Twój głos zachowuje się jak kameleon.
Susan Boyle:
Staram się, być jak najbardziej różnorodna, inaczej ludzie by się znudzili przestali słuchać. Nie mogę więc cały czas śpiewać tak samo, monotonnie. Poza tym, trzeba
wyrażać siebie, swoje uczucia, ludzie przecież nie chcą usnąć w pół piosenki.

- Opowiedz, jakąś zabawną anegdotę ze studia.
Susan Boyle:
Zawsze jest zabawnie, gdy się mylisz. Trzeba się śmiać z pomyłek. Nie można traktować się zbyt poważnie.

- Co najbardziej podoba Ci się w pracy w studiu?
Susan Boyle:
Lubię to, bo jesteś jakby w bańce. To twoja przestrzeń, do której nikt nie ma wstępu. Wszystkie emocje są wewnątrz. Masz do dyspozycji słowa i muzykę i tylko od Ciebie zależy, jak to zinterpretujesz. Nie można się bać tego, jak wyrażasz emocje, bo nikt poza Tobą nie może tego ocenić. Nikt nie może się do Ciebie zbliżyć, to fantastyczne. Lubię być w swoim świecie.

- Co najbardziej lubisz w studiu?
Susan Boyle:
Lubię prywatność. Lubię być w swoim świecie, swoim kreatywnym świecie. Jestem tylko ja i producent, a to genialny człowiek, który wydobywa ze mnie, co najlepsze.

- Co Cię najbardziej zaskoczyło podczas nagrywania tego albumu?
Susan Boyle:
To, że piosenki tak pięknie się dopasowywały, kiedy zaczynałam je próbować. Nie wiedziałam, czego się spodziewać. Szybko zaczęły jednak układać się w całość.

- Lubisz to, co robisz?
Susan Boyle:
Oczywiście, inaczej bym tego nie robiła. Jestem szczęściarą - mam najlepszą pracę na świecie.

- A co z byciem osobą publiczną?
Susan Boyle:
Teraz jest trochę spokojniej. Zaczynam się w końcu przyzwyczajać. Nie jestem taka wystraszona jak kiedyś. Kiedy po raz pierwszy się z tym stykasz, to wielki stres, ale teraz jest coraz łatwiej.

- Czujesz, że to już coś Ci znanego?
Susan Boyle:
Z jednej strony tak, z drugiej, nie można traktować tego, jako pewnika. Trzeba zawsze starać się osiągnąć więcej, być lepszym. Dobrze mi z tym, jak się sprawy układają, ale ja też zawsze próbuję dać z siebie więcej.

- Masz jeszcze jakieś obawy?
Susan Boyle:
Cały czas się boję, że nie będę wystarczająca dobra. Boję się, że moja kariera nie będzie długowieczna, ale to chyba zmartwienia każdego artysty.

- Czy wraz ze sławą, brak pewności znika czy wręcz przeciwnie, wzmacnia się?
Susan Boyle:
Sława oznacza, że ludzie myślą o Tobie inaczej, bo jesteś osobą publiczną. Ja jednak nie jestem w aż tak wyjątkowa. Jest człowiekiem a sława to tylko łatka. W życiu jednak wciąż coś się zmienia i jedne troski zastępują inne.

Redakcja poleca

REKLAMA