Kochanie, mam syna
Zwykłym ludziom podczas rozstania puszczają nerwy. Arnold i Maria chcieli zachować twarz do końca. Kiedy dziennikarze odkryli, że żona gubernatora już nie mieszka w posiadłości Brentwood, błyskawicznie pojawiło się oświadczenie: „Po głębokim zastanowieniu, rozmowach i modlitwach wspólnie podjęliśmy tę decyzję. Mimo że od teraz będziemy żyć oddzielnie, dołożymy starań, aby pracować nad naszymi stosunkami. Wciąż pozostajemy rodzicami czwórki dzieci. One są światłem i centrum naszego życia”. Ten przesłodzony ton nie zamydlił jednak mediom oczu, tylko wzbudził podejrzenia. Kilka dni później wyszedł na jaw prawdziwy powód separacji. „The New York Times” ogłosił, że Arnold ma 14-letniego syna ze swoją gospodynią domową. Mildred Beana pracowała u Swarzeneggerów do stycznia tego roku, kiedy to Arnold zdobył się na odwagę: „Po tym, jak odszedłem z urzędu, powiedziałem żonie o tym incydencie, który miał miejsce ponad dekadę temu”. Gwiazdor przyznał się, że płacił regularnie alimenty na nieślubnego syna. Jako pierwsza odeszła z domu gospodyni, chwilę potem zdradzona żona.
Gdy wybuchł skandal, odżyły wspomnienia. Dziennikarze przypomnieli sobie, że przecież kiedyś o temperamencie Arnolda krążyły legendy. W 2001 roku napastował reporterkę magazynu „Premiere” Annę Richardson: „Gdy tylko weszłam do pokoju, zaczął zachowywać się, jak pies w rui”, mówiła. Ktoś inny przypomniał sobie, że aktora przyłapano przed laty w garderobie w trakcie seksu oralnego z nieznajomą kobietą. „To nie zdrada”, miał wtedy żartować gwiazdor. Ale dziś Arnoldowi nie jest już tak wesoło. Publicznie wyraził skruchę: „Nie mam żadnej wymówki i biorę na siebie całą odpowiedzialność za krzywdę, jaką wyrządziłem rodzinie. Przeprosiłem Marię i dzieci. Proszę media, by z szacunkiem traktowały moich najbliższych w tym trudnym dla nich czasie”. Tym samym Arnold nie wstał z fotela gubernatora Kalifornii, ale spadł z niego, i to z wielkim hukiem.
Bez skazy
Kiedy osiem lat temu Arnold, porównywany kąśliwie do „prezerwatywy wypchanej orzechami laskowymi”, ogłosił, że chce kandydować na stanowisko gubernatora, Ameryka widziała w nim drugiego Ronalda Reagana. Uznawany na początku za „prawicowego półgłówka i marnego aktora” Reagan rządził krajem aż dwie kadencje. Podczas swojej kampanii Swarzenegger nie unikał skojarzeń z nim, a w dodatku miał w ręku tajną broń – swoją żonę. Maria Shriver w przeciwieństwie do męża była demokratką. Była też siostrzenicą ukochanego przez naród JFK. Zanim zajęła się domem i czwórką dzieci, robiła karierę w telewizji. „Przepadłby, gdyby nie stała u jego boku”, mówili obserwatorzy kampanii Arnolda. Mimo oskarżeń o antyfeminizm, molestowanie seksualne i udział w orgiach, Swarzenegger zdobył głosy 44 procent kalifornijskich kobiet. Ten wynik zawdzięczał właśnie żonie, która zawsze odpierała ataki oszczerców: „Patrzę na tego człowieka otwartymi oczyma”. Przez lata uchodzili za idealną parę. Maria Shriver wychwalała męża pod niebiosa: „Arnie jest dobrym i wrażliwym człowiekiem. Zawsze w pierwszej kolejności myśli o innych, potem dopiero o sobie”. Szybko stało się jasne, że pochodząca z klanu Kennedych żona w polityce czuje się jak ryba w wodzie. Arnold z jej nienagannej reputacji korzystał zresztą od dnia ślubu.
Porozmawiajmy o gwiazdach - forum >>
Siłacz i arystokratka
„Co ona w nim widzi?”, pytali ludzie. Maria Shriver, córka Eunice, rodzonej siostry Johna F. Kennedy’ego, ukończyła prestiżową uczelnię Georgetown w Waszyngtonie. Jej matka stworzyła ideę Olimpiad Specjalnych, a ojciec Robert Shriver był ambasadorem we Francji i założycielem Korpusu Pokoju. Maria miała opinię panienki z dobrego domu. Umięśnionego Arnolda poznała na imprezie dobroczynnej, organizowanej przez jej rodziców podczas turnieju tenisowego w 1977 roku. Połączyło ich ponoć zamiłowanie do żartów. „Machnęła mu tortem w twarz i facet się zakochał”, powiedział jej brat Bobby. Arnold i Maria mieli jednak więcej wspólnych cech. Przede wszystkim byli ambitni i nastawieni na sukces. Zawsze mówiło się też o niesamowitej chemii między nimi. Nie ukrywali, że seks jest dla nich bardzo ważny. Na ich ślubie w 1986 roku pośród 400 gości byli m.in. Andy Warchol i Quincy Jones. Arnie miał za sobą udział w filmowym hicie „Terminator”, a na koncie 20 milionów dolarów. Nikt specjalnie nie przejmował się tym, że ojciec aktora, policjant w prowincjonalnym Thal w Austrii, był przed wojną nazistą. Arnold nie był jego ulubieńcem. Dorastał w poczuciu odrzucenia, a ambicje skoncentrował na... swoim ciele. „Ćwicz, dopóki nie zaczniesz krzyczeć. Pompuj, aż nie będziesz w stanie wytrzymać”, powtarzał Arnoldowi jego pierwszy trener. Przyszły gubernator Kalifornii był gotów zrobić wszystko, by osiągnąć zamierzony cel. W jednym z wywiadów na początku lat 80. wyznał, że postanowił startować w zawodach dla kulturystów, bo chciał zobaczyć rywali, „jak wymiękają i dostają sraczki”. Nie był błyskotliwym mówcą. Chwilami wręcz wiało surrealizmem, gdy przemawiał, jak wtedy, gdy mówił np. o terroryźmie: „Mułła Omar i Ben Laden gdzieś są, niewątpliwie w ukryciu”, czy o małżeństwach homoseksualnych: „Uważam, że takie małżeństwa powinny być zawierane tylko między mężczyzną a kobietą”.
Mimo gaf mógł jednak spać spokojnie, bo miał u swego boku Marię Shriver. Ambicje małżonków sięgały dalej niż tylko do fotela gubernatora. Żona z koneksjami miała przeforsować w kongresie poprawkę do konstytucji umożliwiającą objęcie urzędu prezydenta przez osobę, która nie urodziła się w Stanach Zjednoczonych. Te dalekosiężne plany pokrzyżowały im właśnie ujawnione sprawy z przeszłości. Maria dziś już nie stawia na męża, ale na siebie.
Już nie muszę
„Mam złamane serce”, tylko tyle miała do powiedzenia dziennikarzom Shriver. W trudnych chwilach zaczęła szukać pociechy u dawnej przyjaciółki Oprah Winfrey. To z nią ostatnio Maria spotkała się na kolacji w Chicago. Żona Arnolda przymierza się ponoć do powrotu do telewizji. Na pewno chce dalej zajmować się działalnością dobroczynną. Czy na głośnym rozwodzie ugra teraz więcej niż tylko wysokie alimenty? Jedno jest pewne – ona się nie skompromitowała, w przeciwieństwie do męża. Przed laty żona Swarzeneggera udzieliła dużego wywiadu magazynowi „Hello” na temat swojego idealnego małżeństwa. Cieszyła się, że jako jedna z niewielu kobiet z klanu Kennedych ma szczęście w miłości. Przyznała, że kiedy widzi pary z 50-letnim stażem małżeńskim, zawsze pyta je, jak oni to robią. „Odpowiadają mi, że kluczem do sukcesu jest szacunek i umiejętność wybaczania, bo w małżeństwie nie zawsze przecież wszystko układa się tak, jakbyśmy tego chcieli”, mówiła. Wtedy było to dla niej oczywiste. Czy teraz nie potrafi mężowi wybaczyć, czy może już nie chce tego zrobić?
Sylwia Borowska / Party