Pokochałam wrażliwego, wyjątkowego człowieka – mówi Beata C., narzeczona Sławomira Sikory. – Nigdy nie patrzyłam na Sławka jak na podwójnego mordercę, skazanego na 25 lat więzienia. Nie potępiam go, nie rozliczam, bo wiem, co znaczy paraliżujący strach, który człowieka zmienia w zaszczute zwierzę.
Teraz, gdy Sikora został ułaskawiony, para poważnie myśli o małżeństwie. Oboje nie mają złudzeń. Wiedzą, że nie uda im się uciec od dramatycznej przeszłości. Ale chcą być razem, bez względu na wszystko.
Katarzyna Rędaszka: – Od ponad pół roku jesteś wolnym człowiekiem. Co wydarzyło się w Twoim życiu od czasu prezydenckiego ułaskawienia?
S. S.: Wreszcie mam dowód osobisty, studiuję resocjalizację na jednej z warszawskich uczelni. Wkrótce ukaże się moja kolejna książka, którą napisałem z zaprzyjaźnionym literatem Michałem W. Pistoletem. Nie mam jednak stałej pracy, która zapewniłaby mi choć minimum stabilizacji, kompletnie nie mam z czego żyć. Powoli załamuje mnie ta sytuacja. Ludzie obiecują pracę, pomoc, ale na słowach się kończy. Co dalej? Nie wiem. Wykonuję tysiące nerwowych ruchów i nic. Można się załamać.
– Gdzie mieszkasz, chyba nie pod mostem?
S. S.: Mam oddanych przyjaciół, którzy przygarnęli mnie pod swój dach. Tylko tak dalej nie da się funkcjonować. Od pół roku siedzę im na głowie. Powoli czuję się jak intruz. Chciałbym dać od siebie odpocząć, tymczasem nie stać mnie nawet na wynajęcie niewielkiego pokoju. Zero perspektyw.
– Doprawdy jest aż tak dramatycznie? Krążą pogłoski, że całkiem nieźle Ci się wiedzie. Podobno na filmie „Dług” Krzysztofa Krauzego zarobiłeś majątek?
S. S.: Bzdura! Wiesz, ile otrzymałem za „Dług”, za sprzedanie mojej historii życia? Karton marlboro! Żeby było śmieszniej, to nigdy nie paliłem papierosów! Nie chcę nic więcej na ten temat mówić. Wierzę, że jutro będzie lepiej. Na szczęście mam fantastyczną kobietę, która jest ze mną bez względu na wszystko i wspiera mnie każdego dnia. Gdyby nie ona, chyba strzeliłbym sobie w łeb.
– Beata, o której już kiedyś opowiadałeś na łamach „Vivy!”, odeszła od Ciebie przed ułaskawieniem. Jak to się stało, że znów jesteście razem?
S. S.: Nasz związek ją niszczył. I wiesz, to naprawdę cud, że udało mi się ją odzyskać.
B. C.: Potrzebowałam czasu, by zrozumieć, że dłużej nie mogę siebie oszukiwać i walczyć z uczuciem. Po prostu pewnego dnia dotarło do mnie, że nie potrafię bez tego faceta żyć.
– Zostawiłaś Sławka w najtrudniejszym momencie, kiedy popadł w depresję, miał próbę samobójczą i dwa razy trafił do psychiatryka.
B. C.: Poddałam się. Nie wyobrażasz sobie, jak bardzo było mi ciężko. Kilka miesięcy oczekiwania na podpisanie przez Aleksandra Kwaśniewskiego aktu łaski wyczerpało mnie psychicznie. Zrezygnowałam z walki o nas, bo straciłam nadzieję, że Sławek odzyska wolność. Bałam się, że wróci do więzienia.
– A to oznaczałoby koniec?
B. C.: Nieuchronny. Przecież nie mogłam obiecać Sławkowi, że będę na niego czekać do końca wyroku – 15 lat! Chciałam zabić to uczucie. Dziś dręczą mnie wyrzuty sumienia. Wiem, że gdybym była przy Sławku cały czas, nie próbowałby ze sobą skończyć. Ale miałam naukę, studia w Gdyni. Nie mogłam wszystkiego zawalić. Kiedy dowiedziałam się, że Sławuś chciał popełnić samobójstwo i wylądował w psychiatryku, myślałam, że zwariuję. Nie miałam z nim żadnego kontaktu. Po dwóch miesiącach Sławek wyszedł ze szpitala, ale zmieniony nie do poznania. Nie potrafiłam mu pomóc. Po kilku tygodniach znów załamał się i wrócił na oddział zamknięty. Żyłam jak w jakimś koszmarze. Zrezygnowałam z nas, by ratować siebie. Tak, poddałam się, i nigdy sobie tego nie wybaczę.
– Sławku, nie masz żalu do Beaty, że wtedy odeszła?
S. S.: Rozumiałem jej decyzję. Jasne, czułem się podle, ale zdawałem sobie sprawę, że mojej traumy nikt nie byłby w stanie znieść. Po każdym wyjściu z psychiatryka potrzebowałem czasu, by dojść do siebie. Nafaszerowany psychotropami, byłem jak otępiałe zwierzątko, bez kontaktu z otoczeniem.
B. C.: Przeraziłam się takiego Sławka. Bałam się, że on już nigdy nie wróci do równowagi.
– Nie obawiasz się, że w trudnym momencie, gdy przyjdą problemy, znów odwrócisz się i go zostawisz?
B. C.: Najgorsze mamy za sobą. Zresztą życie nie oszczędza nas. Kłopoty finansowe, brak perspektyw na pracę i wspólną przyszłość, to wszystko już powinno mnie przerazić. Jednak tak nie jest. Będę walczyć o nas. Dziś mam w sobie tę siłę i zrobię wszystko, żebyśmy byli szczęśliwi.
– Jak to możliwe, że tak młoda, piękna kobieta jak Ty zakochała się w facecie skazanym na 25 lat więzienia za podwójne morderstwo?
B. C.: To nie stało się z dnia na dzień. Byłabym idiotką, w mig tracąc głowę dla mężczyzny, który siedzi w kryminale za tak okrutną zbrodnię. Potrzebowałam czasu, by uwierzyć, że Sławek to wartościowy człowiek, a nie morderca.
– Jak się poznaliście?
B. C.: Jechałam do Gdyni pociągiem. W przedziale siedział ze mną Paweł, kolega Sławka z jednej celi. Nie wyglądał na kryminalistę, więc gawędziliśmy sobie. I zeszło na film „Dług”. Paweł powiedział, że zna Sikorę i jeśli chcę, to skontaktuje mnie z nim. Sławek miał wtedy przerwę w odbywaniu kary. I spotkałam się z nim, ale tylko po to, by dostać jego książkę „Mój dług”. Byłam pewna, że na tym skończy się nasza znajomość.
– Tymczasem Sławek nie dał za wygraną i dręczył Cię telefonami?
B. C.: To nie tak. Dzwoniliśmy do siebie, rozmawialiśmy godzinami. Aż zrozumiałam, że ten mężczyzna staje się dla mnie kimś ważnym. Czekałam na wiadomości od niego, chciałam słyszeć jego głos. Aż pewnego dnia dostałam od niego SMS-a: „Beatko, masz w sobie blask, w którym chcę się zanurzyć”. Mimo że zdawałam sobie sprawę, że to facet z kryminalną przeszłością, nie potrafiłam dla własnego dobra zerwać z nim kontaktu. Kiedy Sławek zaprosił mnie do Warszawy (miał przerwę w odbywaniu kary), zgodziłam się.
– Naprawdę, przyjęłaś zaproszenie? Nie obawiałaś się, że coś z jego strony może Ci grozić?
B. C.: Bałam się, jeszcze jak. Tak naprawdę wcale go nie znałam. Jednak zaryzykowałam. Na wypadek, gdyby ślad po mnie zaginął, zostawiłam przyjaciółce dokładne namiary na Sławka. Już pierwszy wieczór spędzony z nim w Warszawie rozwiał wszelkie wątpliwości. Przegadaliśmy całą noc. Zadawałam Sławkowi brutalne pytania o to, co naprawdę stało się w lesie tej marcowej nocy. I wtedy zobaczyłam człowieka, który autentycznie cierpi za to, co zrobił. Sławek, opowiadając o zbrodni, o tym, jak do niej doszło, jak torturowano go, kazano kopać własny grób, płakał jak dziecko. Przytuliłam go i trwaliśmy tak jeszcze kilka godzin, bez zbędnych słów. Wiedziałam już wszystko. Zaufałam i nie potrafiłam patrzeć na niego jak na mordercę. On nie pokazuje emocji, jest dumnym facetem. Ale przy mnie wiele razy płakał, opowiadając o zabójstwie i koszmarze, jaki przeżył. Zdarza się, że budzi się z krzykiem w środku nocy. Nadal śnią mu się okrutne sceny: odcinane głowy, głosy Grześka i Mariusza, których doprowadzony do skrajnej desperacji zabił razem z Arturem Brylińskim. Wtedy razem modlimy się, odmawiamy różaniec. To pomaga. Boże, nie wiem, czy Sławek kiedykolwiek wybaczy sobie to, że drugiemu człowiekowi odebrał życie.
– A Ty mu wybaczyłaś? Nie przeraża Cię, że popełnił taką zbrodnię?
B. C.: Trudno mi z tym żyć. Ale potrafiłam mu wybaczyć, rozgrzeszyć, nie potępiam go, rozumiem. Dlaczego? Bo uwierzyłam mu. Poza tym sama doświadczyłam, czym jest paraliżujący strach, który człowieka zmienia w zaszczute zwierzę.
– Ktoś próbował Cię skrzywdzić?
B. C.: Jeszcze nie jestem w stanie o tym mówić. Na samo wspomnienie chce mi się płakać. Przeżyłam horror. I wtedy wpadł mi w ręce film „Dług”. Był dla mnie formą psychoterapii. Aż pewnego dnia spotkałam Sławka – pierwowzór bohatera mojego terapeutycznego filmu. Czy to nie jest przeznaczenie?
– Kiedy powiedziałaś najbliższym, że jesteś ze Sławkiem?
B. C.: Mama wiedziała o Sławku od samego początku. Zwierzyłam się również mojej starszej siostrze. Obie znały jego historię z „Długu”. Prosiły, błagały, bym dała sobie spokój. Jednak wiedziały, że jestem uparta i czekały, aż sama go zostawię. Tymczasem zaprosiłam go do mojej rodzinnej miejscowości, by udowodnić mamie i siostrze, że jest inny, niż myślą. Kiedy go poznały, zmieniły zdanie. Zobaczyły w nim wartościowego człowieka, ofiarę tamtych wydarzeń, a nie kata. Zresztą dzięki siostrze znów jesteśmy parą. Nalegała, bym po ułaskawieniu zaprosiła Sławka na Wigilię. Powiedziała: „Beata, to nie w porządku, że facet, który był ci tak bliski, zostaje sam na święta”. Posłuchałam i nie żałuję.
– Wierzycie, że Wam się uda?
S. S.: Udowodnię, że potrafię uczciwie żyć, kochać, szanować ludzi, że nie jestem wyrachowanym typem, który mógł z perfidią zaplanować morderstwo. Gdyby tak było, nie wciągnąłbym w to piekło brata! A on za pomoc w zabójstwie odsiedział w celi trzy lata.
B. C.: Wiem, że nieraz ktoś zarzuci mi, że związałam się z zabójcą, który po dziesięciu latach więziennego horroru pewnie jest psychopatą. Mam gdzieś to, co myślą inni. Kocham tego faceta. Zamierzam z nim być do końca życia. Chciałabym tylko prosić usłużne znajome, które próbują nastawiać moją mamę przeciwko nam, by przestały znosić do mojego domu brukowce z artykułami pełnymi bzdur na nasz temat. To moje życie i moja sprawa, jak nim pokieruję!
– Mówisz, że chcesz być ze Sławkiem do końca życia. Planujecie ślub?
B. C.: Jeśli wszystko ułoży się po naszej myśli, pobierzemy się na początku przyszłego roku.
– Co na to Twoja mama?
B. C.: Jeszcze nie rozmawiałam z nią na temat ślubu. Ale wiem, że pragnie mojego szczęścia. Przecież zna Sławka. Kiedy zobaczyła go po raz pierwszy, powiedziała: „To niemożliwe, by człowiek o tak dobrych oczach mógł dokonać takiego okrucieństwa”. Wierzę, że kiedy pozna go bliżej i przekona się, że Sławuś darzy mnie miłością i szacunkiem, to w pełni mu zaufa.
– Gdzie zamieszkacie? Z czego będziecie żyć?
B. C.: Te pytania spędzają mi sen z oczu. Wiem jedno: kłopoty finansowe na pewno nas nie podzielą. Wierzę, że uda nam się stanąć na nogi, dostać pracę i nie przyjdzie nam mieszkać pod mostem. Nie tęsknię do domu z ogrodem i wypasionej fury. Dla mnie w życiu liczy się coś innego. Najważniejsze, że mam faceta, z którym rozumiemy się bez słów. Będę z nim szczęśliwa nawet w wynajętej kawalerce. Przetrwamy kryzysy.
– Myślicie o tym, by mieć dzieci?
B. C.: Coraz częściej rozmawiamy o naszych dzieciakach, wybieramy im nawet imiona. Marzę o tym, byśmy zaadoptowali jakiegoś malucha skrzywdzonego przez los. Nie niemowlę, ale właśnie świadome dziecko, które wiele przeszło – nie miało miłości, poczucia bezpieczeństwa. Stworzymy mu ze Sławkiem prawdziwy dom, pełen ciepła, szacunku, dom bez krzyków, pijackich awantur. Oboje nie mieliśmy szczęśliwego dzieciństwa. Wychowywały nas tylko mamy. Ojcowie niewiele się nami interesowali. Wiemy, jak to boli, dlatego chcemy choć jedno dziecko uczynić szczęśliwszym.
– Tylko czy jakikolwiek sąd, biorąc pod uwagę przeszłość Sławka, wyrazi zgodę na adopcję?
B. C.: Jeśli nie, będzie to moja ofiara. Poświęcę to pragnienie dla miłości do Sławka.
– Co powiecie Waszym dzieciom, gdy spytają, dlaczego ojciec zabił?
B. C.: Najważniejsze dla naszych dzieci będzie to, by zrozumiały, że ich ojciec nie popełnił zbrodni, bo potrzebował pieniędzy. Zrobił to, bo bał się o życie swoje i bliskich. I nigdy nie planował morderstwa. Sławek i jego wspólnik w biznesie, Artur, chcieli bandytów tylko nastraszyć. Niestety, tam w lesie sprawy wymknęły im się spod kontroli. Doszło do zbrodni.
S. S.: Zabiłem, by bronić własnej rodziny. Wiem, że nieraz jacyś obcy ludzie będą próbowali zdyskredytować mnie w oczach mojego syna czy córki. Pozostaje mi nadzieja, że moje dzieciaki nie odwrócą się ode mnie, nie będą potępiać.
– Beata, naprawdę nie obawiasz się o swoją przyszłość ze Sławkiem?
B. C.: Ani trochę. Świadomie podejmuję decyzję, by być z nim na dobre i na złe. Przyszłość zależy teraz tylko od nas. Wiem, że Sławek nie zmarnuje ani chwili ze swojego życia, nie zawiedzie mnie. Jestem pewna, że ten czas, który mu pozostał, wykorzysta tak, że niczego nie będziemy żałować.
Katarzyna Rędaszka/ Viva!
Zdjęcia Mateusz Wajda
Stylizacja Iza Wójcik
Makijaż, fryzury Katarzyna Warchoł
Produkcja sesji Michał Korolec