Sean Lennon: W imię ojca

Yoko Ono, Sean Lennon fot. ONS
Historia najstarszego hipstera
/ 04.08.2014 08:24
Yoko Ono, Sean Lennon fot. ONS

Najsławniejszy hipster na świecie i jego muza. Para artystów – pięknych, wolnych, bezkompromisowych. Sean Lennon i Charlotte Kemp Muhl przypominają Johna Lennona i Yoko Ono sprzed lat. Ale idąc śladami wielkich poprzedników, wciąż muszą mierzyć się z ich sławą. Sean po tacie odziedziczył nazwisko, rysy twarzy i głos. Od dawna próbuje udowodnić, że również talent. Ale czy mu się to udaje?

Pogodziłem się już z tym, że zawsze znajdą się tacy, którzy będą mówić, że na pewno nie umiem grać ani śpiewać, bo jestem przecież »tylko« synem Johna Lennona i odcinam kupony od sławy ojca”, mówi Sean. „A ja nie potrafię śpiewać ani pisać tekstów piosenek, bo jestem niezbyt mądrą modelką”, dopowiada Charlotte Kemp Muhl. „Ludzie myślą stereotypami: jego ojciec był sławny, to on musi być miernotą. Ona chodzi po wybiegu i pozuje do zdjęć, więc na pewno jest głupia. Oboje musimy się z tym zmagać na co dzień”. Nikt nie przypuszczał, że modelka i syn lidera The Beatles mogą stworzyć coś wartościowego. A jednak od ośmiu lat żyją i tworzą razem. Właśnie wydali kolejną płytę. Zanim jednak Sean odnalazł swoją drogę, musiał uporać się z przeszłością.

Komputer od Jobsa
Tak naprawdę Sean pamięta ojca jak przez mgłę – John zginął z rąk zamachowca przed swoim nowojorskim domem w 1980 roku, gdy syn miał zaledwie pięć lat. Po zamachu Yoko Ono zabrała Seana do Japonii, aby tam dorastał jako Taro Ono. Do Ameryki wrócili oboje po kilku latach, a Yoko stała się prawdziwą gwiazdą sceny alternatywnej i ikoną feminizmu. W Nowym Jorku prowadziła bujne życie towarzyskie. Z ich wspólnego domu zrobiła jeden z najsłynniejszych salonów Manhattanu, w którym bywali artyści, biznesmeni, najbardziej wpływowi ludzie tamtych czasów. Sean nie przepadał jednak za takim życiem. Rzeczywiście, nie były to może idealne warunki do wychowywania dziecka, ale z pewnością było ciekawie. Muzyk z sentymentem wspomina wizytę technologicznego wizjonera Steve’a Jobsa, który dziewięcioletniego syna Johna Lennona obdarował niezwykłym prezentem – jednym z pierwszych modeli osobistego komputera Macintosh (to był pierwowzór tak lubianych dziś przez hipsterów urządzeń firmy Apple).

Sean miał 11 lat, gdy zajęta własną twórczością matka wysłała go na cztery lata do Institut Le Rosey – szkoły z internatem w Szwajcarii. Zdobywał wykształcenie, ale też bardzo tęsknił za Yoko. To dlatego nie chciał zostać w Europie i wrócił do Nowego Jorku.

W obronie mamy
Zawsze mówi o matce z miłością i szacunkiem. Od najmłodszych lat uczestniczył w jej artystycznej działalności. Już jako pięciolatek recytował wiersz na płycie „Season of Glass”, a swój największy sukces muzyczny Yoko Ono zawdzięcza właśnie 20-letniemu Seanowi, który wystąpił z nią na płycie „Rising” w 1995 roku.

Z uznaniem (choć i nutką złośliwości) Sean mówi dziś o dokonaniach artystycznych mamy, także jako projektantki. Jej najsłynniejszy pokaz ostatnich lat to kolekcja odzieży z naszytymi w „strategicznych” miejscach symbolami dłoni. Awangardowe i szokujące projekty wzbudziły zachwyt krytyków mody, a – jak ujawnia Sean – pochodziły jeszcze z lat 50.

„To dowód na to, jak bardzo nowocześnie moja mama myślała ponad pół wieku temu”, przekonuje 39-letni muzyk. Broni jej, gdy wciąż pojawiają się głosy obwiniające Yoko za śmierć Johna. W końcu zabójca – Mark David Chapman – ogłosił, że to przez nią Lennon odszedł zarówno od wiary w Boga, jak i z jego ukochanego zespołu – The Beatles. O knucie spisków i odciąganie Johna od muzyki oskarżali japońską performerkę także członkowie grupy, a zwłaszcza Paul McCartney. To tylko zacieśniło mocne więzi Seana z matką. Po trudnych początkach udało mu się też nawiązać dobry kontakt z Julianem – synem Johna z pierwszego małżeństwa z Cynthią Powell. Starszy o ponad dekadę Julian miał w sobie sporo gniewu i frustracji spowodowanych odejściem ojca. To dla Juliana John pisał „Lucy in the Sky with Diamonds” czy „Good Night”, ale dla Seana zrobił o wiele więcej – przerwał karierę i poświęcił się jego wychowaniu. Julian miał żal, bo jego narodziny w 1963 roku próbowano ukryć, a Cynthii nie pozwolono towarzyszyć mężowi w trasach koncertowych. Według ówcześnie obowiązującej polityki PR-owej Beatlesi mieli być idolami nastolatek, a ujawnianie związków gwiazd, a co gorsza – dzieci, mogło mieć negatywny wpływ na sprzedaż płyt.


Nierozłączni
Sean wychowywał się w zupełnie innych czasach. Po hippisowskiej rewolucji, w której wielką rolę odegrali właśnie jego rodzice, temat miłości i związków przestał być tabu. Gdy Sean wspomina tamte chwile, do głosu dochodzi jego słynne sarkastyczne poczucie humoru.
„W naszym mieszkaniu stale przesiadywali Elton John i Andy Warhol”, mówi z uśmiechem muzyk. „Szczerze mówiąc, nie miałem zbyt wielu wzorców heteroseksualnych mężczyzn. Aż sam się dziwię, że nie zostałem gejem”.

Rzeczywiście, choć nauczył się od ekscentrycznych przyjaciół matki niezwykle wyrafinowanego stylu, to od zawsze interesowały go kobiety. Jako 20-latek związał się z japońską multiinstrumentalistką z zespołu Cibo Matto – Yuką Hondą. Potem była aktorka i piosenkarka Bijou Phillips, z którą wspólnie zrobił niezwykły projekt artystyczny – zestaw teledysków do płyty „Friendly Fire”, gdzie wcielając się w różne postaci, pokazał się całkiem ciekawie jako zdolny aktor. W końcu jednak nastała epoka Charlotte Kemp Muhl i przyćmiła wszystkie poprzednie miłości Seana.
Sean i Charlotte od ośmiu lat są nierozłączni. Wspólnie mieszkają, pracują i udzielają wywiadów. Niedawno ukazał się ich album „Midnight Sun”. Lekko psychodeliczna muzyka z wyraźnymi stylistycznymi aluzjami do popu lat 60. Brzmienie zdecydowanie dla koneserów. Nie będzie też ani światowych tournée, ani wielkich, sponsorowanych przez bogate wytwórnie billboardów w największych miastach świata. Sean i Charlotte raczej nie zarobią milionów, ale wcale nie wyglądają na zmartwionych. Dziennikarze skarżą się, że podczas wywiadów para tak dobrze bawi się w swoim towarzystwie, że bardzo trudno jest im przerwać miłą pogawędkę i „wciąć się” ze swoim pytaniem. Sean jest niezwykle inteligentny, uwielbia zabawy słowem, buduje utopijną romantyczną wizję świata, w którym miłość zastępuje nienawiść, wojny religijne nie istnieją, a wszyscy ludzie są braćmi – niczym w jednej z ostatnich piosenek jego ojca – „Imagine”. Charlotte bez żadnych zahamowań złośliwie komentuje jego wypowiedzi, przerywa monologi, sypie jak z rękawa anegdotami, czasem z uśmiechem używając niecenzuralnych słów.

Garnitur i szpilki
Nic dziwnego, że nieuleczalny romantyk zakochał się w tej bezczelnej smarkuli (gdy się spotkali na backstage’u festiwalu muzycznego Coachella Valley, Charlotte była niespełna 19-latką) od pierwszego wejrzenia i kompletnie stracił dla niej głowę. Modelka miała już całkiem spory dorobek – jako 16-latka wystąpiła na okładce popularnego magazynu modowego „Harper’s and Queen”. Brała udział w kampaniach Tommy’ego Hilfigera, Dolce & Gabbana, Swarovskiego czy Donny Karan. Fotografowała ją Ellen von Unwerth i łączył ją czteroletni kontrakt z Vidalem Sassoonem. Seana urzekła jej dojrzałość, inteligencja i niebanalna uroda. Nie miał jeszcze wtedy pojęcia, że z Charlotte może związać się także zawodowo.
Rok po pierwszym spotkaniu Charlotte przysłała mu swój wiersz. Sean pamięta go do dziś. „Zimne słońce wznosi się nad światem, w którym kochać umieją już tylko maszyny”.

Ale łączy ich także twardy biznes. 26-letnia Muhl jest wspólniczką Lennona w małej wytwórni płytowej Chimera Music. Razem tworzą zespół The Ghost of a Saber Tooth Tiger. Oboje piszą teksty i śpiewają. Większość nagrań powstaje w przerobionym na studio pokoju w ich mieszkaniu na Manhattanie. Czy chcą podbić świat? Wywołać rewolucję? Niekoniecznie. Za to chcą dobrze się bawić i robić to, co kochają. Grać od czasu do czasu koncerty w klubach dla swojej publiczności. Do poważniejszych propozycji, wymagających zbytniego odsłonięcia się, wyjścia z cienia, podchodzą z nieufnością.

Mimo dzielącej ich różnicy wieku (12 lat), wyglądają na dobrze dobraną parę. Oboje mają słabość do kapeluszy, a Sean – dodatkowo – do elegancji w stylu belle époque.

Starają się żyć tak, żeby nie posiadać zbyt wielu rzeczy. Tłumaczą, że nie chcą się uzależniać od zarabiania pieniędzy. Do fryzjera nie chodzą, strzygą się sami nawzajem. Sean, wielbiciel i znawca męskich garniturów, uważa, że zamiast wielu markowych można mieć jeden, za to uszyty przez dobrego brytyjskiego krawca na Savile Row w Londynie.

„A w mojej szafie – według niego – mogłoby nie być niczego, z wyjątkiem wysokich szpilek. Bez obaw, mogą mi służyć całe życie, bo zakładam je tylko, jak idziemy ze sobą do łóżka”, dodaje Charlotte.

„No wiesz!”, oburza się Sean. „Przecież oni to wszystko napiszą i cały świat się dowie…”.

„Że uwielbiasz się ze mną kochać, gdy mam na sobie jedynie szpilki? A cóż w tym takiego dziwnego?”.
(Cytaty pochodzą z wywiadów dla magazynu „GQ” i „Guardiana”.)

Tekst SERGIUSZ PINKWART

Redakcja poleca

REKLAMA