Sandra Bullock: Rozluźnienie przychodziło dopiero pod sam koniec dnia. Ale kiedy mogłam wreszcie odczuć, że skończyłam i mogłam spokojnie pomysleć o lunchu, zrzucając z siebie całe napięcie, Peter (Rogness) pojawiał sie z wizją typu: “Kochanie, mam pomysł, potrzebuję Ciebie w jeszcze jednej scenie – leżysz na łóżku, jesteś zrozpaczona..”
Ja mu na to: “Czekaj! Co? Czyli mam teraz iść w tamto miejsce?” On: “Tak, kochanie, ale lunch będzie za 20 minut, więc pospiesz się”, a potem było oczywiście “Dobrze, jeszcze raz”, więc po prostu musiałeś być w stanie permanentnej dyspozycyjności.
Humor powracał dopiero pod koniec dnia kiedy np w złości mogłam powiedzieć coś Stephenowi (Daldry) tylko po to, by nieco rozluźnić atmosferę. To były trudne zdjęcia, ale nie były przygnębiające. Plan był świetnie zorganizowany. Każdy miał swoje zadanie, któremu był bardzo oddany i traktował je bardzo poważnie. Nigdy przedtem nie pracowałam na takim planie.
Ale pod koniec dnia przychodziło rozluźnienie, bez wątpienia!
-Towarzyszysz dwóm najważniejszym mężczyznom w tym filmie.
Sandra Bullock: Zgadza się.
- Opowiedz o swojej relacji z każdym z nich.
Sandra Bullock: O mojej realcji z Tomami? Młody - Thomas Horn - wszystko, co trzeba zrobić, to popatrzeć w te oczy, na tego młodego człowieka, to dziecko, na to piekno. Miałam ochotę ciągle go przytulać, ale Stephen kazał mi zachować dystans. I było to trudne - zwłaszcza podczas scen, w których był zrozpaczony - by nie chcieć go pocieszać i obdarzać miłością. To było trudne. A on był tak profesjonalny! I wbudzał we mnie tak wielki podziw. Nie masz go czego nauczyć, bo to dziecko wie znacznie więcej niż nam się wydaje.
Tom Hanks natomiast jest człowiekiem, w którego towarzystwie po prostu chcesz przebywać gdy tylko go spotkasz. Jego poświęcenie jako aktora, człowieka, ojca, męża! Podziwiałam go i bardzo lubiłam już przedtem. Teraz go uwielbiam i nawet nie umiem tego wyrazić słowami.
Jego etyka zawodowa, jego swoboda i życzliwość – dziękuję Bogu, że w tym biznesie zdarzają się tacy Tomowie Hanks! Zasługuje na wszystko, co osiągnął – na każdą pochwałę, każdą nagrodę Akademii. Zasługuje na więcej. To niezwykły człowiek.
- Dorastałaś w latach 60-tych - w czasach Wietnamu - ale dla mnie to stare dobre czasy. Moi rodzice mieli II Wojnę Światową, ale dla nich to też stare dobre czasy. Czy świat po 11 września jest bardziej przerażający, czy może to też stare dobre czasy?
Sandra Bullock: Myślę, że przez wzgląd na media oraz dostępność konkretnych obrazów i wojennych horrorów coś się w nas trwale zmieniło. Myślę, że nie powrócą owe stare dobre czasy, bo niczego już nie możemy ukryć. Nie możemy udawać mówiąc: “O, to sie dzieje za granicą i nie dotyczy nas tutaj, w domu” ponieważ z każdym obrazem i każdą akcją, do których mamy tak łatwy dostęp, uświadamiamy sobie, że to trwa każdego dnia.
Myślę też, że powinniśmy wiedzieć o poświęceniu innych ludziI. Powinniśmy wiedzieć o tym, że są ludzie, którzy bardzo cierpią. W ten sposób budujemy naszą świadomość – wzrasta również poczucie zagrożenia, ale myślę, że świat zawsze taki był. Mogliśmy to ukrywać w owych starych dobrych czasach, ponieważ tego nie dostrzagaliśmy, nie mieliśmy tego na twarzach. Nie wydaje mi się, by to mogło powrócić.
Można jednak sprawić, by każdy dzień był dobrym dniem. To nie musi być jedynie skrawek czasu. Musisz się po prostu zmierzyć z każdym dniem. Może to poprowadzi ludzi w kierunku bardziej spokojnego sposobu życia, ponieważ stawiamy temu czoła każdego dnia. Chciałoby się mieć taką nadzieję.