Maminsynek
Szczupły chłopiec w krótkich spodenkach na szelkach i w pończochach. Gdy jego rówieśnicy grali w piłkę, on zawsze stał trochę z boku. „Byłem bardzo kochanym dzieckiem. Odstawałem trochę od rówieśników, którzy uważali mnie za maminsynka. Tata pilnował, żebym nie wpadł w złe towarzystwo, i jak miałem pięć lat, kupił mi pianino”, wspominał Ryszard Rynkowski w wywiadzie dla „Vivy!”.Ojciec od najmłodszych lat dbał o edukację syna. Po dwie, trzy godziny dziennie Rynkowski uczył się nut, wygrywał gamy i etiudy. Był pilnym uczniem, ale czasem... wygodniej mu było takiego udawać. Przede wszystkim nienawidził prac w ogródku, zwłaszcza pielenia. Gdy ojciec – pracownik zakładów zielarskich Herbapol – zajmował się działką, mały Rysiek siadał przy maszynie do szycia, otwierał szufladę stołu, w której chował książeczkę wojenną z serii „Tygrys”, i oddawał się lekturze. Gdy tylko słyszał kroki ojca, który od progu pytał: „Co robisz?”, natychmiast zasuwał szufladę i odpowiadał: „Matematykę!”. „Oszukiwałem go, a on był zadowolony, że spełnia rodzicielski obowiązek”, przyznał w „Twoim Stylu” Ryszard Rynkowski.
Nauka gry na pianinie nie poszła w las. Ale gdy dorastający Rysiek usłyszał Radio Luxemburg, wiedział, że chce grać inaczej... To marzenie spełniło się, gdy artysta zdał egzaminy na Wydział Wychowania Muzycznego WSP w Olsztynie. Założył pierwszy poważny zespół El i... na zabój zakochał się w Hani, swojej późniejszej żonie. Pierwszy sukces przyszedł niespodziewanie.
W 1972 roku Ryszard Rynkowski razem z kolegami zagrał na Festiwalu Kultury Studenckiej w Olsztynie. Przewodniczącym jury konkursu był wówczas Czesław Niemen. Okazało się, że grupa Rynkowskiego tak wpadła w ucho artyście, że w nagrodę otrzymała pobyt na warsztatach jazzowych w Chodzieży. Tam Ryszard podjął decyzję, która na zawsze odmieniła jego życie.
Wypijmy za błędy
„Gdybym nie znał Hani, byłbym pewnie dzisiaj zgorzkniałym nauczycielem muzyki w moim rodzinnym Elblągu, a dzięki niej w 1973 roku wzięliśmy ślub i zamieszkaliśmy w Warszawie”, przyznał w rozmowie z „Vivą!”.Najpierw Ryszard Rynkowski pracował jako akompaniator w stołecznej operetce. Dopiero w 1979 roku trafił do zespołu Vox. Długie trasy koncertowe po Europie, noce w hotelach z dala od domu.
W Warszawie czekały na niego ukochana córka Marta i żona Hania, z którą przechodzili pierwsze kryzysy. Ale wtedy „Bananowy song” nuciła cała Polska, a propozycji występów było coraz więcej.
Z czasem sukces uderzył mu do głowy. Przed koncertami i po nich płynęło morze alkoholu, a on zdaniem kolegów z zespołu stawał się coraz bardziej nieprzewidywalny. W lipcową noc w 1987 roku, po występie w Kutnie, Rynkowski wdał się w bijatykę z milicją i według relacji świadków zdemolował radiowóz. Po dwóch dniach, które spędził na izbie wytrzeźwień, koledzy z Voxu nie chcieli mieć z nim już nic wspólnego.
Menedżer telefonicznie zażądał zwrotu kostiumów i podziękował za współpracę. Przez wiele lat niechlubne odejście Ryszarda Rynkowskiego z zespołu było owiane tajemnicą. Do czasu, gdy w jednym z wywiadów Rynkowski wyznał, że „Vox rozpadł się przez alkohol”. Rozpętała się medialna burza. Koledzy nie pozostali mu dłużni i na łamach prasy przedstawiali swoją wersję wydarzeń. „Kiedyś Rysiek połamał kredens w apartamencie hotelowym podczas tournée po ZSRR. W Odessie zaatakował mnie żelazkiem, bo zwróciłem uwagę, że musi popracować nad choreografią w niektórych piosenkach. Całe szczęście, że sznur żelazka zaplątał się w wieszak i nie trafił we mnie”, zdradził w „Angorze” Jerzy Słota.
Obraz Ryśka awanturnika nadużywającego alkoholu kłócił się z wizerunkiem Rynkowskiego, który znają jego fani. Nostalgiczny, spokojny, liryczny... „Z różnych ust, czasem moich kolegów, popłynęły już takie historie na mój temat, że gdyby to było prawdą, to prawdopodobnie musiałbym się zapić na śmierć. Nie jestem taki zły, jak o mnie czasem piszą…”, skwitował artysta.
W stronę boga
Nic nie dzieje się bez przyczyny i wszystko ma swój głębszy sens – to życiowe motto wokalisty. „Gdybym nie wyleciał z Voxu, nie poznałbym Jacka Cygana, a gdybym go nie poznał, nie rozpocząłbym solowej kariery”, mówi. Współpraca Rynkowskiego z Cyganem zaowocowała wspaniałymi płytami. Pierwszy solowy album „Szczęśliwej drogi już czas” okazał się wielkim sukcesem i utwierdził Rynkowskiego w przekonaniu, że poradzi sobie na polskiej scenie.Kiedy wydawało się, że wszystko wróciło na właściwy tor, żona Rynkowskiego Hanna zachorowała na raka piersi. Artysta nie odstępował żony na krok. Jeździł z nią na konsultacje, woził na chemioterapię. Choć lekarze dawali jej tylko rok życia, oni walczyli o każdy kolejny dzień. „Przez cztery lata choroby mojej żony ocierałem łzy ukradkiem. Ja, człowiek prostolinijny, zdałem najtrudniejszy dla mnie egzamin – z dyskrecji, bo to mnie lekarz przekazał prawdziwe wyniki badań. (...) Do dnia śmierci nikomu nic nie powiedziałem. Ani żonie, ani córce, ani teściowej”, wyznał. Nawet kiedy Hanna miała przerzuty na kręgosłup, które spowodowały częściowy niedowład, on dalej wierzył, że wygrają. Śmierć ukochanej żony była dla niego wielkim ciosem. Został sam z 17-letnią wówczas córką Martą i wiedział, że to dla niej musi być silny. Po pogrzebie odwołał koncerty. Wziął trzy tygodnie wolnego i zabrał Martę na wakacje do Hiszpanii. Podczas tej podróży pierwszy raz od lat zbliżyli się do siebie, wyjaśnili sprawy z przeszłości. Od tego momentu córka stała się najważniejszą kobietą w jego życiu. Długo był sam, choć od czasu do czasu widywano go w damskim towarzystwie. „Wiem, że nie założę już rodziny, bo nie chciałbym umrzeć, zanim moje dziecko skończy szkołę”, deklarował. Ale los miał dla niego niespodziankę.
Dary losu
W 2002 roku, po koncercie Ryszarda Rynkowskiego w Tychach, fani ustawiają się po autograf. Wśród nich ona: duże oczy, ciemne włosy. Delikatna, skromna. Młodsza od wokalisty o 22 lata Edyta od zawsze była jego wielbicielką. Wystarczyła chwila rozmowy, żeby nawiązała się między nimi nić porozumienia. Edyta zdobyła jego numer telefonu. Wysyłała SMS-y, coraz częściej ze sobą rozmawiali. Minęło ponad pół roku, zanim z serdecznej przyjaciółki stała się dla Rynkowskiego kimś więcej. Ale nawet wtedy trzymali swój związek w tajemnicy. O ich ślubie w kaplicy w zamku w Szczytniku wiedzieli tylko najbliżsi. „Niektórzy wróżyli, że po roku nasz związek się rozpadnie. Ale chcę wyraźnie powiedzieć, że trwamy, że jest nam cudownie i będzie jeszcze piękniej”, mówi artysta. I choć Rynkowski nie chciał mieć więcej dzieci, okazało się, że życie dało mu drugą szansę, by odrobił lekcje z ojcostwa. Znajomi pary żartują, że narodziny Rysia juniora to prawdziwy cud i dar od Boga, bo Edyta zaszła w ciążę tuż po tym, jak w sanktuarium maryjnym w Lourdes modliła się o dziecko.Intymnie
Dziś Rysio junior jest oczkiem w głowie taty. I choć Ryszard Rynkowski spędza teraz większość czasu w Elblągu, gdzie trenuje ze swoją drużyną do „Bitwy na głosy”, zawsze na noc wraca do swojego domu w Zbicznie niedaleko Brodnicy, by ucałować syna na dobranoc.W wolne dni wokalista godzinami może patrzeć, jak mały Rysio słucha muzyki, śpiewa i tańczy przy telewizorze. A gdy do Rynkowskich przyjeżdżają Marta z wnukami: Jasiem i Ignasiem, Ryszard zapomina o scenie, codziennych kłopotach i cieszy się dzieciakami. Rynkowski wie, że życie pisze różne scenariusze, dlatego już teraz postanowił zadbać o przyszłość syna. Razem z żoną Edytą otwierają w Brodnicy centrum rehabilitacji. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, ośrodek ma szansę ruszyć pod koniec roku. Fani artysty mogą jednak spać spokojnie – Ryszard Rynkowski nie zamierza się przekwalifikować. Jaki ma więc plan na przyszłość? „Nigdy nie czułem się wokalistą. Nie dbam o gardło, po prostu śpiewam piosenki. Tak już mam i... inny nie będę!”.