Ma niespełna 160 centymetrów wzrostu, burzę blond włosów i uśmiech, o którym mówi się, że rozświetla wszystko wokół, jak 200-watowa żarówka. Mogłoby się wydawać, że jest delikatną ślicznotką. W rzeczywistości 29-letnia Reese Witherspoon jest nieustępliwa i pewna siebie. Po roli w „Legalnej blondyce” jej gaża wynosi do 15 milionów dolarów za film. Dzięki temu Reese uplasowała się na trzecim miejscu najlepiej opłacanych aktorek. Przed nią są już tylko Julia Roberts i Nicole Kidman.
Za swoją ostatnią rolę w musicalu „Spacer po linie” Reese dostała Złoty Glob i jest nominowana do Oscara. Ale postać żony legendarnego muzyka country, Johnny’ego Casha, nie od razu przypadła jej do gustu. Zdecydowała się zagrać dopiero kilka tygodni po przeczytaniu scenariusza. „Reżyser oświadczył, że będę musiała nauczyć się śpiewać. Zawsze uważałam, że nie mam głosu i kompletnie się do tego nie nadaję. Mam jednak taką zasadę w życiu: ilekroć pomyślę sobie, że nie jestem w stanie czegoś zrobić, od razu się za to zabieram. Myślę, że temu właśnie zawdzięczam sukces”.
Nasza mała prymuska
Urodziła się w Luizjanie w rodzinie wojskowego chirurga i dyplomowanej pielęgniarki. Państwo Witherspoon chcieli, aby Reese i jej starszy brat byli solidnie wykształceni oraz dobrze wychowani. Przodek Reese, John Witherspoon, był jednym z sygnatariuszy Deklaracji Niepodległości USA i w domu często mówiło się o obowiązkach wobec ojczyzny. A Reese zapewnia, że to dzięki rodzicom jest taka pracowita. „Nie pamiętam chwili, w której moja mama mówiłaby, że nie ma co ze sobą zrobić. Ona przez cały czas pracowała. Był nawet taki moment, że miała kilka etatów: oprócz pracy w szpitalu wykładała w szkole pielęgniarskiej, a po zajęciach opiekowała się niewidomymi”.
Jako dziecko Reese była spokojna i cicha. „Wymyślałam sobie różne światy i potem historię o istotach z innych planet opowiadałam rodzicom. Kiedy szłam pierwszego dnia do szkoły, mama powiedziała mi, żebym nikomu nie opowiadała o tym, co sobie wyobrażam, bo mogę być źle zrozumiana”, opowiada ze śmiechem. Ze zrozumieniem nie było chyba kłopotów, bowiem Reese została szkolną prymuską.
Reese po raz pierwszy wystąpiła przed kamerą zaraz po siódmych urodzinach, w reklamie kwiaciarni. „Od tego momentu zaczęłam marzyć o tym, aby występować. Moją największą idolką była Dolly Parton. Żeby trochę się do niej upodobnić, do biustonosza wkładałam watę i kupowałam tylko kowbojskie ciuchy”. Mała Reese nie chciała też opuścić żadnego szkolnego przedstawienia. Za każdym razem grała główne role i musiała mieć wpływ na wszystko: scenografię, obsadę, grę kolegów. „Nie wiem, jak oni ze mną wytrzymywali”, śmieje się dziś. A rodzice nie traktowali pasji córki poważnie. Ojciec marzył, żeby ukochana córeczka tak jak on została lekarzem.
Jako 13-latka Reese wygrała konkurs młodych talentów „Ten-State Search”. W nagrodę jej portfolio trafiło do największych agencji aktorskich Hollywood. Po pół roku zadzwonił pierwszy telefon. Witherspoon została zaproszona na zdjęcia do filmu Martina Scorsese „Przylądek strachu”. Miała wystąpić u boku Roberta De Niro. Rodzice zgodzili się, żeby pojechała na zdjęcia, mimo że nikt w lekarskiej rodzinie Reese nie miał pojęcia, kto to jest De Niro. „Gdy jechałam na zdjęcia, nie bałam się. W samolocie siedziałam koło jakiegoś pana. Powiedziałam mu, w jakim filmie mam wystąpić, a on wyjaśnił mi, że za kilka godzin spotkam się z największym aktorem Ameryki. Wtedy przeraziłam się nie na żarty”, opowiada. Kiedy dotarła do Hollywood, była tak wystraszona, że nie mogła wydusić z siebie słowa. „Po powrocie do domu płakałam, a mama z tatą stwierdzili, że widocznie aktorstwo nie jest dla mnie”, wspomina Reese, która wówczas uparła się, że lekarzem też nie chce zostać. Kiedy kilka lat później, podczas studiów na Uniwersytecie Stanforda zaproponowano jej rolę w melodramacie „Człowiek z Księżyca”, zamierzała odmówić. Bała się kolejnej porażki. Na zdjęcia namówiły ją koleżanki. Film został ciepło przyjęty przez krytykę, a Reese zaczęła otrzymywać kolejne propozycje. Sławę przyniósł jej występ w horrorze „Strach”. W momencie, gdy dostała propozycję zagrania u boku Susan Sarandon i Paula Newmana w thrillerze „Półmrok”, musiała zdecydować: albo aktorstwo, albo studia. Na rok przed dyplomem rzuciła uczelnię.
Piękna para Hollywood
Reese nigdy nie lubiła hucznych imprez. W dniu swoich 21. urodzin zmieniła zdanie i zorganizowała przyjęcie na 200 osób. Jednym z gości był aktor Ryan Philippe, który dzięki swojej urodzie nazywany jest Adonisem Hollywood. „Przegadaliśmy całą noc, a nad ranem powiedziałam mu, że jest moim najwspanialszym prezentem urodzinowym”, opowiada Reese. Od tej pory oboje nie widzieli poza sobą świata. Razem wystąpili w filmie „Szkoła uwodzenia”, w którym Reese gra trudną do zdobycia dziewicę, a Ryan wielkiego uwodziciela. Kiedy w 1999 roku brali ślub, była w szóstym miesiącu ciąży. Po urodzeniu córki Avy ogłosiła, że robi sobie wolne od pracy, a wtedy w Hollywood uznano, że już nigdy nie zagra. „Wszyscy mnie ostrzegali, że przerwa w karierze to dla aktorki śmierć. A ja wiedziałam, że wszystko zależy ode mnie”.
Rodzina w terapii
Niedawno pojawiły się jednak plotki, że w małżeństwie Reese nie dzieje się najlepiej. Podczas gdy Witherspoon kręciła film za filmem, kariera Philippe stała w miejscu. Ostatnio jego największym sukcesem był angaż do najnowszego filmu Clinta Eastwooda „Father of Our Flags”. I tak jednak wiadomo, że to Reese utrzymuje rodzinę i płaci rachunki. W końcu dziennikarze zaczęli pisać, że Philippe ma dosyć życia w cieniu sławnej żony.
Skandal wybuchł, gdy aktor publicznie przyznał, że chodzi do psychologa rodzinnego. Dziennik „The Sun” pisał wtedy, że ich związek wisi na włosku. W końcu na temat swojej rodziny wypowiedziała się sama Reese. „To, że Ryan przyznał, iż chodzi do psychologa, uważam za wielki akt odwagi z jego strony. I wiecie co, ja też chodzę. Wkurza mnie, że w Hollywood wszyscy pieją z zachwytu nad swoimi rodzinami i opowiadają, jak to idealnie ułożyli sobie życie. Mój dom nie jest idealny. Mam dni, kiedy chcę uciec od wrzeszczących dzieci i mam dość swego męża. Ale czy to oznacza, że zaraz mamy wziąć rozwód?”, pytała wściekła na jednej z konferencji prasowych.
Dziennikarze nie dali się przekonać. Teraz przed oscarową galą piszą, że Reese ma największą szansę na statuetkę. I porównują ją do Hilary Swank. Ona też zapewniała, że mąż radzi sobie z jej sławą. Dwa lata po otrzymaniu Oscara przyznała jednak, że to kariera zniszczyła jej małżeństwo. Czy to samo czeka Reese?
„Zawsze powtarzałam, że rodzina jest dla mnie najważniejsza. Nie pozwolę, żeby moje małżeństwo rozpadło się tylko dlatego, że jestem sławna. Do tej pory dostawałam w życiu to, co chcę. Teraz nie Oscar jest dla mnie najważniejszy, ale mój mąż i dzieci. I zrobię wszystko, żebyśmy zawsze byli razem”.
Iza Bartosz/ Viva!
Zdjęcia pochodzą z filmu "Jak w niebie". Dystrybutor: Kino - UIP.