pogłoskom o kryzysie w ich związku i opowiada, jak udało mu się Dodę przechytrzyć.
Iza Bartosz: Podobno Doda skoncentrowała się tylko na swojej karierze i Wasze małżeństwo przeżywa kryzys. To prawda?
Radosław Majdan: Nie, to nie jest prawda. Tak piszą tylko brukowce. Ostatnio przeczytałem nawet, że już się skończyłem, że teraz będę funkcjonował tylko jak mąż sławnej żony. Tymczasem właśnie teraz zaczynam nowy etap życia. Cieszę się z tego i zupełnie nie czuję się tak, jakbym zaraz miał się skończyć
– Doda jest zadowolona z tego, że zostałeś radnym sejmiku zachodniopomorskiego?
Myślę, że tak. To ona namawiała mnie, żebym zastanowił się nad tym, co mogę robić w życiu oprócz sportu. Bo kiedy piłkarz ma 36 lat, to musi liczyć się z tym, że za jakiś czas przyjdzie pora zejść z boiska. Doris podpowiedziała mi, że jej zdaniem powinienem pomyśleć o karierze publicznej. Nie mówiła jednak o polityce. Ja sam wpadłem na to, że jako rodowity szczecinianin mógłbym zrobić coś fajnego dla swego miasta. Jestem dumny z tego, że ludzie mi zaufali. Dostałem aż 15 tysięcy głosów. Ale myślę, że polityka nie jest dla mnie jedyną drogą.
– O czym jeszcze myślałeś?
Na przykład o tym, żeby zostać komentatorem sportowym w radiu. Taka praca wydaje mi się bardzo ciekawa. Ale najbardziej żałuję, że nie przemyślałem tego wcześniej i nie poszedłem w stronę muzyki. Zawsze chciałem być gitarzystą, a Dorotka śpiewa takie świetne kawałki.
– Zazdrościsz czasem swojej żonie barwnego życia?
Raczej jestem z niej dumny. Bo wiesz, to jest tak, że widownia widzi tylko projekt finalny, a ja wiem, ile pracy kosztowało ją, żeby dojść tak daleko. Uważam, że Dorotka jest niesamowicie zdolna. Niektóre teksty jej piosenek przeszywają mnie na wskroś.
– Teraz jednak nie będziesz miał zbyt wiele czasu na przebywanie w jej towarzystwie. Twoja kadencja będzie trwała cztery lata i choćby na ten czas będziesz musiał na stałe zamieszkać w Szczecinie. Tymczasem Doda ma mnóstwo koncertów, dużo podróżuje. Jak sobie wyobrażasz dalsze wspólne życie?
Oj, jakoś to będzie. Damy sobie radę z tą odległością. Teraz to Doris będzie musiała przyjeżdżać do mnie.
– Czy po długiej rozłące zdarza Wam się kłócić?
Ostatnio już bardzo długo się nie kłóciliśmy. Zresztą popatrz: odkąd na jednym palcu noszę pierścień Atlantów, to zauważyłem, że się nie kłócimy z żoną zupełnie.
– Ten wielki pierścień to Twój amulet? Jesteś taki przesądny?
Tak. Wierzę, że ten pierścień zapewnia mi ochronę. Podczas jednej z podróży poznałem też astrologa, który wykonał mi amulet. Noszę go na szyi i bardzo rzadko się z nim rozstaję. Wiesz, ja mam o tyle skomplikowaną sytuację, że moja żona jest czarownicą i muszę się chronić także przed nią!
– Podobno potraficie się pięknie przepraszać.
Wiem, co chcesz mi przypomnieć. Tę historię, kiedy w ramach przeprosin na drzwiach Doris poprzyklejałem tysiące serduszek wyciętych z papieru. Było to o tyle skomplikowane, że nie miałem nożyczek i te serca wycinałem maszynką do golenia. Na koniec na
tych drzwiach wykleiłem napis: „Kocham Cię”. Sąsiedzi mieli niezły ubaw. Ale razem z Doris wychodzimy z założenia, że niezależnie od tego, jak długo jest się razem, to o miłość trzeba dbać i tę drugą osobę stale zaskakiwać. Mam trudne zadanie, bo moją żonę trudno zaskoczyć. Ona ma w sobie coś ze szpiega. Pamiętam ten dzień, kiedy w dzień jej urodzin przyjechałem do hotelu z malutkim pieskiem. To był jej wymarzony prezent, ale zrobiłem wszystko, żeby nie domyśliła się tego, że jej kupię zwierzaka. Moja żona tego psa upatrzyła sobie w Internecie i stwierdziła, że kupi go sobie sama. Zależało mi jednak na tym, żeby to był prezent ode mnie. No więc zadzwoniłem do właściciela zwierzaka i poprosiłem, żeby Dorotce powiedział, że niestety, ale psa sprzedał już jakiejś innej parze, a ja później przyjadę i go od niego odbiorę. No i tak się stało. Doris strasznie narzekała na tego faceta, że sprzedał jej ukochanego pupila, ale ja ją uspokajałem, że znajdziemy innego. W końcu nadszedł dzień jej urodzin i razem z zakupionym już pieskiem przyjechałem do jej hotelu do Krakowa, bo ona wtedy tam grała koncert. Kiedy usłyszałem, że już zbliża się do pokoju, zamknąłem się w łazience. Piesek obwiązany czerwoną kokardką czekał na nią w ozdobnym pudełeczku. W końcu otwierają się drzwi i wchodzi Dorotka. Słyszę, jak zaczyna wąchać i mówi: „Czuję perfumy Radzia”. A potem zaraz: „Tu pachnie psem”. No i taka to była niespodzianka.
– A co to był za pomysł z wynajęciem krakowskiego aquaparku?
Oj, to też było niezłe. Chciałem, żebyśmy z Doris mogli poszaleć tylko w swoim towarzystwie i wymyśliłem, że najlepiej będzie, jak wynajmę nam basen. Oczywiście Doris nie pisnąłem ani słowa. Zawiązałem jej oczy i wsadziłem do samochodu. Kiedy już dojechaliśmy, zaniosłem ją na rękach do aquaparku. Nagle moja małżonka zaczyna intensywnie pociągać nosem. „Czuję chlor, czuję chlor”, mówi. Na szczęście, kiedy już ją postawiłem na ziemi i zdjąłem przepaskę z oczu, była zachwycona. Potem to ja się wystraszyłem, bo Doris tak szalała na tych wszystkich zjeżdżalniach, że w pewnym momencie z całej siły uderzyła się w głowę. Był taki huk, że zbiegli się wszyscy ratownicy. Potem przez kilka minut kompletnie nie potrafiła skojarzyć, gdzie jest i co się dzieje.
– Pojechaliście do szpitala?
Nie. Wtedy nie. Ale w ogóle szpital w naszym związku odgrywa bardzo dużą rolę, bo Doris jest straszną hipochondryczką. W zasadzie to kiedy tylko coś jej wpadnie do oka, już trzeba jechać na pogotowie. Dlatego te jej ataki zazwyczaj bagatelizowałem i teraz bardzo tego żałuję. Bo któregoś wieczoru Doris mówi, że ją bardzo boli kręgosłup. Pomyślałem sobie: „Mhm, znowu panikuje” i zupełnie się tym nie przejąłem. Następnego dnia miałem chyba jakiś mecz i poszedłem wcześnie spać. A potem okazało się, że Dorotka całą noc zwijała się z bólu, a rano nawet nie mogła wstać z łóżka. Lekarze w szpitalu stwierdzili, że to bardzo poważna wada kręgosłupa i od razu poszła pod nóż. A ja do dziś nie mogę sobie darować, że wtedy się nią nie zaopiekowałem tak, jak powinienem.
– Ale teraz z kręgosłupem jest już chyba w porządku?
Teraz to ona powinna przejść poważną rehabilitację. No, ale widzisz, to jest właśnie rzecz, o którą najbardziej się kłócimy. Bo ona za szybko znowu zaczęła koncertować. Jestem sportowcem i doskonale wiem, jak się potem takie sprawy mszczą na człowieku. Tego nie można bagatelizować, ale moja żona zupełnie nie chce mnie słuchać. Strasznie mnie to denerwuje.
– Wspominasz czasem moment, kiedy się poznaliście?
No pewnie. Często o tym myślę. Po raz pierwszy zobaczyłem ją w telewizji. Byłem na zgrupowaniu i wieczorem oglądałem telewizję. Akurat był program „Bar”. W pewnym momencie zobaczyłem tam Dorotę. Od razu mi się spodobała. Nie dość, że ładna, to jeszcze wygadana, rezolutna, pewna siebie. Dowiedziałem się wtedy, że śpiewa w zespole Virgin i poprosiłem kumpla, żeby załatwił jej występy w
Szczecinie. On stanął na wysokości zadania, tyle że w dniu koncertu byłem znowu na zgrupowaniu i nie mogłem dojechać. Na szczęście Dorota zostawiła mi wtedy swoją płytę z numerem telefonu. Kolejny ruch należał już do mnie. Zadzwoniłem i zaprosiłem ją na wspólny wyjazd nad morze. Najpierw Doris miała opory, ale w końcu się zgodziła. Musiałem tylko pojechać po nią do domu jej rodziców. A tam mama Doris wzięła mnie w krzyżowy ogień pytań. Byłem przygotowany na to, że poprosi mnie o to, żebym się Dorotką opiekował, a ona do mnie mówi: „A dlaczego wybrałeś właśnie ją?” Na szczęście odpowiedź chyba ją usatysfakcjonowała.
– Omówiliście już sprawę powiększenia rodziny?
No pewnie! Bardzo chcielibyśmy mieć dzieci. I mamy już nawet dla nich imiona. To znaczy ja wymyślałem imiona dla naszych synów, a Doda dla córek.
– I co wymyśliliście?
Tylko się nie śmiej. Moi synowie będą się nazywali Tristan i Mauro. Co prawda, trochę się boję, że chłopcy powiedzą mi później: „Tata, wiesz co, z tymi imionami to trochę przesadziłeś”. Ale trudno. Bo to nie są zwyczajne imiona. Z nimi wiążą się określone cechy. Na przykład Tristan będzie wojownikiem, a Mauro to raczej taki romantyk, ale energiczny, pełen werwy. Doris z tych moich imion to już się śmieje, ale sama ma jeszcze gorsze. Wiesz, jak ona chce nazwać córkę? Ira. Wyobrażasz sobie? Już jej mówiłem, że Ira to był kiedyś bardzo fajny zespół, ale na imię dla dziecka to to się w ogóle nie nadaje. Z drugą córeczką to już lepiej, bo Doris wymyśliła Carmen. No i to mi się podoba. Tylko że kiedy ja sobie wyobrażę tę małą Carmen, która będzie na pewno wyglądała jak mała Doris, to nie wiem, czy będę w stanie na nią krzyknąć. Myślę, że nie. Córki pewnie będę miał rozpuszczone.
– A zastanawiałeś się, kiedy te córki powinny się urodzić?
Ja bym najchętniej chciał je mieć już teraz. Tylko że Dorotka ma dopiero 22 lata. Pamiętam, kiedy ja byłem w jej wieku, to dzieci mi w ogóle nie były w głowie. Myślę więc, że jeszcze powinniśmy trochę poczekać. Chociaż z drugiej strony kto wie...
Zdjęcia Rafał Milach
Stylizacja Jola Czaja
Charakteryzacja Natalia Grewińska/Kayax
Produkcja sesji Paweł Walicki
Sesja odbyła się w Club Oasis w Warszawie, www.cluboasis.pl