Policjanci z telewizji

Zdobywcy Telekamer, policjanci z „W-11”, zawładnęli naszą wyobraźnią.
/ 24.05.2006 15:58
Godzina 17.00. Kraków. Osiedle Dąbie. 11-piętrowy wieżowiec. Na ostatnim piętrze na parapecie siedzi kobieta. Grozi, że zaraz skoczy. Pod blokiem karetka pogotowia, policja, straż pożarna. Tłum gapiów gęstnieje z minuty na minutę. Na miejsce zdarzenia podjeżdża samochód oznakowany TVN24.

Wyskakują z niego reporter i operator. Dobiegają do taśmy policyjnej, chcą dowiedzieć się, co się dzieje. Po chwili reporter krzyczy: „No nie, to znowu wy!”. Okazało się, że cała sytuacja została zaaranżowana na potrzeby serialu „W-11”. Gapie jednak wierzą, że wszystko to dzieje się naprawdę. Dlatego ktoś zadzwonił do reporterów z TVN. A ci dali nabrać się po raz kolejny. Bo od półtora roku, czyli od dnia, kiedy w Krakowie zaczęto kręcić serial „W-11”, nigdy nie wiadomo, czy coś się dzieje naprawdę.

Babcia i inni
Joanna Czechowska, Anna Potaczek, Anna Palka, Sebastian Wątroba, Jakub Gęsiarz i Rafał Kopacz jeszcze niedawno byli nikomu nieznanymi policjantami. Dziś, za sprawą serialu „W-11. Wydział śledczy”, zna ich cały kraj. Anna Potaczek ma 42 lata. Jest mamą trzech synów. Ukończyła studia prawnicze na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jest nadkomisarzem. Tak jak jej koleżanka z serialu, 33-letnia Joanna Czechowska, która policjantką chciała być od zawsze. Praca w policji jest też pasją jej filmowego partnera Sebastiana Wątroby, i to już od dziesięciu lat. 32-letni Sebastian jest absolwentem resocjalizacji i ojcem 12-letniego Krzysia. Z kolei Anna Palka (w policji od dziewięciu lat) jest już nie tylko matką, ale i... babcią. Niech nikogo nie zmyli jej wiek (34 lata) i młody wygląd. Niedawno do serialu dołączyli także: Rafał Kopacz (przygodę z policją rozpoczął w 1997 roku, żonaty, ojciec córki i syna) oraz Jakub Gęsiarz (31 lat, kawaler). Bohaterowie „W-11”, podpytywani o swoje prywatne życie, natychmiast milkną. Wolą nie opowiadać o swoich najbliższych. Przecież, gdy zakończy się ich przygoda z serialem, wrócą do pracy w policji, tłumaczą zgodnie.

Praca jak każda inna
Jak wyglądało ich życie, zanim zgłosili się na casting? „Praca jak każda inna, tylko trochę bardziej niebezpieczna”, śmieje się Rafał Kopacz. „Trochę niebezpieczna” oznacza pościgi za przestępcami, akcje z użyciem broni, poszukiwanie śladów na miejscu zbrodni. Praca w policji jest ciężka i żmudna. Zdarza się, że śledztwo trwa kilka miesięcy, a i tak kończy się fiaskiem. „Tutaj z góry wiem, że złapiemy złoczyńcę i koniec sprawy”, stwierdza Kuba Gęsiarz. Choć praca na planie jest zupełnie innego rodzaju, jest równie wyczerpująca. „Gdy wracam z planu do domu, już na nic nie mam siły”, mówi Joanna Czechowska. „Czuję się zmęczona i fizycznie, i psychicznie. Ale chyba nie bardziej, niż kiedy pracowałam na komendzie. Pamiętam, jak kiedyś, pracując w policji, musiałam odnaleźć w mieszkaniu nieboszczyka. Problem polegał na tym, że ten człowiek miał mieszkanie prawie po sufit zasypane śmieciami, które znosił z ulic. Nie było to ani łatwe, ani przyjemne”, opowiada.
Gdy dzień zdjęciowy się kończy, Joanna biegnie do domu. Czeka tam na nią pies. Znalazła go podczas zdjęć do jednego z odcinków. „Joanna kocha zwierzęta. Mogłaby gadać i gadać o nich godzinami. Lepiej nie zaczynaj tego tematu, bo Aśka zagada Cię na śmierć”, ostrzega mnie Sebastian.
Teraz serial to całe ich życie. Zanim w listopadzie ubiegłego roku dołączyła trzecia para, Joanna i Sebastian oraz Ania i Kuba grali na zmianę, co drugi dzień. W wolne dni odbywały się próby. Trochę lżej zrobiło się, gdy wspomogli ich Anna Palka i Rafał Kopacz. Ale nadal mają mało czasu. „Nie mamy kiedy odpocząć”, żali się Sebastian. „Od tygodnia jestem chory i powinienem leżeć w łóżku. Ale od razu mogę o tym zapomnieć”, dodaje.
Ich dzień zaczyna się wcześnie rano, a kończy późną nocą. Zazwyczaj spędzają na planie 12–14 godzin. „W ciągu jednego dnia trzeba nakręcić cały odcinek. Mamy mało czasu dla rodziny, dlatego roli uczymy się z Anią, jadąc samochodem na plan zdjęciowy”, opowiada Rafał.

Tęsknota za adrenaliną
„Nawet nie wyobrażasz sobie, co się czuje, gdy trzeba powiadomić kogoś o śmierci bliskiego”, mówi Sebastian. „Ja wiem. To jest potworne”, dodaje. „Najgorzej, gdy ofiarą jest dziecko”, mówi Anna Potaczek. „Emocje wtedy są tak wielkie, że trudno jest nad nimi zapanować. Do tej pory na samo wspomnienie kilku takich spraw, aż robi mi się gorąco”, dodaje i przyznaje, że niejeden raz zdarzyło jej się płakać. „Gdy czuję się bezsilna, wszystko się we mnie gotuje, ale raczej nie płaczę”, mówi Joanna. Na planie aż takich emocji nie ma. „Najbardziej brakuje mi tej prawdziwej adrenaliny”, mówi Kuba. Zanim trafił na plan, pracował najpierw w oddziałach prewencji, potem w plutonie wywiadowców i patrolowo-interwencyjnym, a na koniec w sekcji kryminalnej. „Całe życie pracowałem na ulicy, nie wyobrażam sobie, że mógłbym siedzieć za biurkiem”, opowiada. Ale chyba musi zacząć o tym poważnie myśleć. Gdy decydowali się na udział w serialu, zdawali sobie sprawę z tego, że już nie będą mogli wrócić na swoje dawne stanowiska. „Sprzedaliśmy swoje buźki – mówi Anna Potaczek – nie możemy już wrócić do tego, co robiliśmy wcześniej”.

Policjanci na castingu
Producenci od początku stawiali na „naturszczyków”. Rozesłali więc informację do wszystkich jednostek na terenie województwa małopolskiego i śląskiego, że szukają policjantów, którzy mogliby zagrać w serialu. Zgłosiło się ich bardzo wielu, ale na początku wybrano tylko czworo. Anna Potaczek wspomina: „Pojechałam ze znajomymi, żeby było im raźniej. Na nic nie liczyłam. Wydawało mi się, że jestem za stara. Okazało się, że jednak ktoś mnie zauważył i zaproponował mi rolę. Nie mogłam nie skorzystać z takiej okazji”. Kuba Gęsiarz: „Ja tu nie jestem od początku i wcale nie miałem takiego zamiaru. To mój partner mnie wrobił. Przyniósł mi do podpisania jakieś papiery. Okazało się, że to raport, w którym wyrażam chęć udziału w castingu. Jak już podpisałem, to pojechałem. Ale byłem całkowicie wyluzowany, bo moim celem nie było wygranie za wszelką cenę”. „Musieliśmy go trochę przystopować, bo na początku był jak sprężynka. Wszędzie go było pełno”, opowiada Krystyna Lasoń, producentka serialu. A Anna Potaczek dodaje: „Od razu na początku wyjaśniliśmy sobie, co i jak, i teraz jest w porządku. Najpierw czułam się okropnie. Z Maćkiem Friedkiem (Maciej odszedł z »W-11« i teraz gra w podobnym serialu »Detektywi« – red.) stawiałam pierwsze kroki przed kamerą. Docieraliśmy się, razem budowaliśmy naszych bohaterów. I nagle zabierają go. Ale cóż było robić. Nie miałam innego wyjścia”.

Anna Palka, podobnie zresztą jak Joanna, nie ukrywa, że przyjęła propozycję TVN między innymi ze względów finansowych. „Kilka miesięcy temu moja córka założyła rodzinę i urodziła córeczkę. Dzięki pracy w TVN mogę pomóc jej finansowo. A policyjna pensja nie dałaby mi takich możliwości”.

Komisariat na Pomorskiej
Policjanci z „W-11” nie pracują w prawdziwym policyjnym komisariacie. Ich wydział został zaaranżowany w budynku, w którym podczas II wojny światowej znajdowała się główna siedziba gestapo i w którym w 1993 roku Spielberg kręcił „Listę Schindlera”. „Gdybyśmy pracowali w normalnym komisariacie, utrudnialibyśmy pracę innym policjantom. Wyobrażasz sobie, że 30-osobowa ekipa wchodzi do komisariatu i tam robi zdjęcia? To jest niemożliwe”, tłumaczy Joanna.
„Filmowy komisariat jest tak samo obskurny jak te prawdziwe”, opowiada jeden z policjantów statystujących w nagraniu. Scenograf, zanim zabrał się do zaprojektowania biura komisarzy, odwiedził chyba wszystkie komisariaty w Krakowie. Na Pomorskiej jest więc pokój przesłuchań, zestaw do daktyloskopii, ściana ze specjalną podziałką, na tle której robi się zdjęcia zatrzymanym.
Serial powstaje na niemieckiej licencji. Ale tylko pierwsze odcinki nakręcono według oryginalnego scenariusza. „Gdybyśmy wszystko zrobili tak jak u nich, nie bylibyśmy wiarygodni”, mówi Krystyna Lasoń. Schemat jednak pozostał ten sam. Jeden odcinek to jedno dochodzenie. Problemy, które przed kamerami rozwiązują komisarze, nie są wyssane z palca. Scenarzyści mają pozwolenie na zapoznawanie się z aktami dawnych, zamkniętych już spraw. Dużo wolności pozostawiają bohaterom, którzy zazwyczaj wtrącają swoje trzy grosze. „Zdarza się nam, że zmieniamy tekst. Używamy policyjnego slangu”, mówi Rafał Kopacz.

Najpopularniejsi gliniarze w Polsce
Gdy zaczynali, nie liczyli na to, że ich przygoda z telewizją potrwa dłużej niż rok. „Nie spodziewaliśmy się, że odniesiemy taki sukces”, mówi Joanna. „Z góry założyłam, że to się dość szybko skończy. I wcale nie chodzi o to, że jestem pesymistką. Po prostu wolę być mile zaskoczona, niż niemile rozczarowana”, dodaje. „A ja się spodziewałem – przerywa Sebastian – może nie tego, że będziemy mieć ponad cztery miliony widzów i że zdobędziemy Telekamerę, ale wydawało mi się, że to może się udać”.
Żaden z bohaterów serialu nie lubi, kiedy mówi się o nim „aktor”. „Jesteśmy policjantami i nimi pozostaniemy”, mówią zgodnie. „Gdyby ktoś kiedyś mi powiedział, że będę grała w serialu, to roześmiałabym mu się w twarz”, mówi Joanna. Teraz marzy o małym domku gdzieś w Borach Tucholskich. Mieszkałaby sobie w środku lasu i miałaby święty spokój. Pracuje jak szalona, żeby jej pragnienie mogło się spełnić. Tak jak cała szóstka wie, że być może właśnie teraz przeżywa największą przygodę w życiu. Anna Potaczek każdą wolną chwilę poświęca swoim synom. „Oni są ze mnie bardzo dumni – mówi – ale nie lubią, jak o nich opowiadam. Szczególnie ten najstarszy. Ta praca ma swoje dobre i złe strony. Mam dla nich dużo mniej czasu niż wtedy, gdy pracowałam na komisariacie, ale nie próbuję im tego rekompensować na przykład drogimi zabawkami. Jedyne szaleństwo, na jakie sobie pozwoliłam, gdy zaczęłam lepiej zarabiać, to nowy sprzęt narciarski dla całej rodziny. Uwielbiamy góry”.

„W-11” dobre na wszystko
Jak wielką popularnością cieszy się serial, okazało się w październiku ubiegłego roku. W jednym z odcinków ulubieniec całej widowni, komisarz Maciej Friedek, został ciężko ranny. Przez kilka kolejnych odcinków walczył w szpitalu o życie. W TVN i na komendach rozdzwoniły się telefony: „Dzień dobry. Chciałbym oddać krew dla komisarza Friedka”. Ludzie pytali, gdzie mogą oddać krew, bo chcą ratować swojego ulubionego bohatera. Mówili, że się za niego modlą i trzymają kciuki, żeby jak najszybciej wrócił do zdrowia. O popularności serialu przekonują się krakowscy policjanci: „Często dzwonią do nas ludzie i mówią, że jeśli my nie możemy sobie z czymś poradzić, to zadzwonią do »W-11«”.

Katarzyna Zwolińska/ Viva!