Mają ukończone prestiżowe szkoły i studia teatralne, w których nauka zawodu była wymagającym, ale satysfakcjonującym je zajęciem. „Stara, dobra szkoła aktorstwa”, którą widać w każdym ich geście, modulacji głosu i całym „tym czymś”, co sprawia, że grane przez nie role wydają się jak najbardziej prawdziwe. Wszystkie mają też w życiorysie bardzo ważny, choć dzisiaj coraz mniej doceniany epizod gry na deskach teatru, uznawany za najlepszy magiel dla starającego się o tytuł aktora. Przedstawiamy najbardziej wybitne przedstawicielki tego profesjonalnego, dojrzałego aktorstwa.
- Judi Dench
Dopiero w 1981 roku, mając 47 lat, zaistniała jako rozpoznawalna aktorka, występując przez cztery lata w lubianym serialu „A fine Romance” i została uhonorowaną kolejnymi dwoma (pierwsze dwie otrzymała w latach 60.) nagrodami Brytyjskiej Akademii Filmowej BAFTA. Cztery lata później pojawiła się w melodramacie kostiumowym „Pokój z widokiem” Jamesa Ivory'ego i tą rolą rozpoczęła swój zwycięski marsz ku kinowej karierze. Ogromną popularność przyniosła jej rola powściągliwej i bezwzględnej – choć czasem ulegającej urokowi agenta 007 – szefowej brytyjskiego wywiadu M w serii filmów o Jamesie Bondzie, genialnie przełamując stereotyp sprawującego do tej pory ten filmowy urząd mężczyzny. W latach 90. jej kariera nabrała niesamowitego, komercyjnego rozpędu: zagrała wręcz epizodyczną rolę królowej Elżbiety II w kasowym hicie „Zakochany Szekspir”, za którą w 1999 roku została uhonorowana Oscarem, schorowaną i niedołężną pisarkę Iris Murdoch w „Iris”, Aeron w „Kronikach Riddicka” (za które dostała pierwsze w karierze negatywne oceny jako aktorki drugoplanowej i groziła nawet Złota Malina – nic jednak dziwnego, skoro cały film nie odznaczał się pod względem scenariusza nawet namiastką wybitności), w „Czekoladzie” Lassego Hallströma (ta drugoplanowa kreacja z kolei bardzo przypadła do gustu Amerykańskiej Akademii Filmowej, która nominowała ją do drugiego Oscara, oraz Hollywoodzkiemu Stowarzyszeniu Prasy Zagranicznej, nominującemu ją z kolei do Złotych Globów), filmowej adaptacji jednej z tzw. królewskich sztuk Szekspira – „Hamleta”, w „Dumie i uprzedzeniu” czy ostatnio jako w najnowszym musicalu Boba Marshalla „Nine – Dziewięć”. Rok 2007 był dla niej przełomowym w karierze: zdobyła bowiem 6 nominacji do Oscara, mając szósty krzyżyk na karku. Był to fenomen, bowiem dzięki niej Hollywood powoli zaczęło dostrzegać siłę aktorstwa odtwórczyń kobiecych ról, którym daleko było do młodych gwiazd ekranu.
brightestyoungthings.com
Jaką jest aktorką według krytyków? Wybitną – bez dwóch zdań. W pełni skoncentrowaną na roli, która w jej wykonaniu zawsze wypada przekonująco. Jest w niej też coś z tajemniczej, nie do końca „rozgryzionej” kobiety, którą to cechę przemyca do niemal każdej granej przez siebie postaci, ale za każdym razem inaczej, w odpowiednich proporcjach. I mimo upływu lat pozostaje aktorką, która swoją grą ożywia ekran – nawet wtedy, gdy gra kogoś, kto z aktywnym usposobieniem nie ma nic w wspólnego. Aktorski charakter Dench świetnie opisuje pewna anegdota związana z propozycją Petera Halla, dyrektora Royal Shakespeare Company Director, który zapytał aktorkę, czy nie chciałaby zagrać głównej roli Kleopatry w jego telewizyjnej produkcji. Dench odmówiła, tłumacząc swoją decyzję tym, że w jej wykonaniu legendarna, piękna władczyni Egiptu będzie jedynie „cierpiącą na menopauzę karlicą” (później jednak dała się namówić, zbierając za tę kreację pochlebne recenzje). Dystans do siebie jako kobiety mocno dojrzałej widać u Dench także w wypowiedzi na temat rozbieranych scen w filmie, których miałaby być bohaterką: „Gdyby było trzeba to w filmie bym się rozebrała. Tylko czy ktoś chciałby oglądać takie gołe ruiny?”. Zaś o przygotowywaniu się do roli mówi w ten sposób: „Prawdę mówiąc, nie przepadam za czytaniem scenariuszy. Wolę, gdy ktoś kompetentny opowie mi tylko, o czym jest film, w którym mam grać”.
guardian.co.uk
Nonszalancja matrony kina? Niezupełnie. Przemawia przez nią wieloletnie doświadczenie i, jeśli można tak powiedzieć, swoista aktorska mądrość. Gani młodych aktorów za ignorowanie doświadczenia, jakie można zdobyć na deskach teatru, i stawianie na pierwszym miejscu popularności, jaką można zdobyć za występ (niekoniecznie grę) na wielkim kinowym ekranie. Gdy ona brała pierwsze lekcje gry w teatrze, przerw nigdy nie spędzała w garderobie – podglądała starszych kolegów po fachu zza kurtyn, a dzięki tej obserwacji uczyła się podwójnie. I stwierdza, że jeśli ktoś nie ma tremy, gdy pojawia się czy to przed publicznością, czy przed kamerą, niezależnie od tego, ile ról ma w swoim aktorskim CV, to znaczy, że się zawodowo wypalił. Ona tremę odczuwa za każdym razem, czego i tak nie widać. Świetnie maskuje ją fenomenalną grą aktorską.
Pierwsze zdjęcie (małe): realbollywood.com
Drugie zdjęcie (małe): allmoviephoto.com
Magdalena Mania