Paweł Deląg i Agnieszka Harla

Są ze sobą od dwóch lat. Rozstają się i wracają do siebie. Nie planują ślubu. Czemu są wciąż ze sobą? Może to po prostu miłość.
/ 16.03.2006 16:57
Iza Bartosz: - Czy to prawda, że po każdej kłótni Aga pakuje walizkę i się wyprowadza?
Agnieszka Harla: Jak kobieta ma dosyć mężczyzny, to się od niego wyprowadza.

– Często się tak wyprowadzacie i potem wprowadzacie z powrotem?
A. H.: Nie. Tylko raz się tak zdarzyło. Na razie wystarczy.

– Ale kłóciliście się, zanim Aga spakowała walizki?
A. H.: Nie, ale wiedziałam, że coś trzeba zmienić.
Paweł Deląg: Na przykład kolor ścian.
A. H.: I to właśnie zrobiliśmy.
P. D.: Żarty żartami, ale naprawdę przychodzi czasem taki moment, kiedy kobieta i mężczyzna muszą spróbować żyć bez siebie. Jest to bolesne, ale paradoksalnie czasami potrzebujemy tego, choćby po to, aby się za sobą stęsknić. Wydaje mi się to normalne. Dla mnie zmiana zawsze równa się polepszeniu. Od kiedy tylko zaczęliśmy być razem, chciałem nauczyć Agę, że sami musimy stanowić o sobie. Mam przekonanie, że nie można być zależnym od drugiego człowieka, na nim budować swego świata. Każda miłość może się kiedyś skończyć.

– Wyprowadzając się wiedziałaś, że niebawem do Pawła wrócisz?
A. H.: Nie do końca. Nie rozmawialiśmy wtedy o tym, co będzie.
P. D.: To było niesamowite, bo wpadaliśmy na siebie przypadkiem, a to w kawiarni, a to w sklepie. I dziwiło nas to, że te spotkania bardzo nas cieszą. W końcu zaczęliśmy się zastanawiać, dlaczego właściwie doszło do rozstania. No i od słowa do słowa zdecydowaliśmy, że znowu możemy zamieszkać razem, choć Aga i tak nadal wynajmuje własne mieszkanie. Mówi, że woli mieć tylko swój kąt.

– Dwa miesiące wystarczyły, żeby wszystko między Wami się ułożyło?
P. D.: Nie wiem, czy wystarczyły. To się dopiero okaże. Ten czas jednak nam obojgu dobrze zrobił. Bo my jesteśmy takim dziwnym związkiem. Żyjemy razem, jesteśmy bardzo blisko, ale oboje wiemy, jak ważna w życiu jest samorealizacja. Nie wyobrażam sobie, żeby któreś z nas nagle zamknęło się w czterech ścianach i żyło życiem drugiej osoby. Zawsze zależało mi na tym, żeby kobieta, z którą jestem, była dla mnie partnerem. Wtedy dopiero w związku jest energia, która pozwala być razem latami.
A. H.: Przeprowadzka dała nam poczucie, że jesteśmy razem, ale każde z nas jest na tyle silne, że może też być oddzielnie. Myślę, że tylko z taką świadomością można stworzyć naprawdę mocny związek.

– Dużo jeszcze takich przeprowadzek macie w planach?
A. H.: My niczego, co dotyczy naszego związku, nie planujemy.

– Ślubu też nie?
P. D.: Jakiego ślubu?

– Waszego?
P. D.: Aga, Ty myślałaś o jakimś ślubie?
A. H.: Myślałam.
P. D.: I co wymyśliłaś?
A. H.: Doszłam do wniosku, że nie ma z czym się spieszyć.
P. D.: Zgadzam się. To jest bardzo ważna decyzja. Ale tak naprawdę to ja jeszcze nie wiem, czy Agnieszka tego by chciała. Uważam, że takie rzeczy jak ślub powinny dziać się same.

– Jak to same?
A. H.: Tak po prostu. Przyjdzie odpowiedni moment, to będzie ślub. Na razie jest nam dobrze tak, jak jest i nie ma potrzeby tego zmieniać.
P. D.: Na pewno jakiś ślub kiedyś będzie. I dzieci będą...

– Fantazjujecie o Waszej przyszłej rodzinie?
P. D.: Bardzo ostrożnie podchodzimy do takich marzeń. Poza tym potrzebuję dużo wolnej przestrzeni. Niestety, dużo czasu zajęło mi zrozumienie, że jestem typem samotnika. A Agnieszka i tak nie narzeka na brak adoratorów.
A. H.: Co ty wygadujesz!
P. D.: Ona jest wyjątkowo skromna. Opowiem, bo to ciekawe.
A. H.: Paweł!
P. D.: No dobrze, nie podam żadnych nazwisk. Powiem tylko tyle, że niedawno oświadczył się jej pewien sławny aktor, światowe nazwisko, zdobywca Oscara...

– A Ty jesteś z tego chyba bardziej dumny niż ona?
P. D.: Tak. To zawsze poprawia samopoczucie, ale nie o to chodzi.
A. H.: Paweł, ja nie wiem, po co ty o tym opowiadasz.
P. D.: Dlatego, że wtedy zrozumiałem, jak ważny jestem dla ciebie. Mężczyźni to są dosyć prymitywne zwierzęta.

– Wiedziałeś, że Aga nie przyjmie oświadczyn?
P. D.: Tak.
A. H.: Paweł jest bardzo pewny siebie. Myśli, że jest nie wiadomo kim.
P. D.: Nieprawda. Mam po prostu do ciebie wielkie zaufanie. Taka wiara w drugą osobę to najpiękniejsze, co się może ludziom zdarzyć.

– Nie jesteście o siebie zazdrośni?
P. D.: Nie, ja nie jestem wcale.
A. H.: Jesteś, tylko nie chcesz się przyznać. Prawda jest jednak taka, że po tych dwóch wspólnie przeżytych latach wiemy już o sobie trochę. Kiedyś mnie denerwowało, że koło Pawła ciągle kręci się tyle dziewczyn. Teraz wiem, że po prostu Paweł jest dobrze wychowanym, kulturalnym mężczyzną i kobiety przy nim czują się wyjątkowe. Jest mało takich mężczyzn na świecie. Już się nie martwię, kiedy nie ma go w domu, a telefon jest wyłączony.
P. D.: Uff. Nareszcie.

– Wybaczylibyście zdradę?
A. H.: Nie. Jestem pewna, że zdrada nie wchodzi w rachubę i tego samego wymagam od partnera. Po prostu nie potrafiłabym być w związku i jednocześnie romansować z kimś innym. To nie w moim stylu.
P. D.: Widzisz, jaka ona jest? Nie ma się zupełnie czym denerwować.
A. H.: Ja ci dam!
P. D.: A z Agą od początku było inaczej. Nigdy wcześniej do nikogo nie miałem takiego zaufania. Niezależnie od tego, czy jest źle, czy dobrze, wiem, że ona jest przy mnie. Poza tym myślę, że część mężczyzn, do których ja się zaliczam, zazwyczaj zdradza wtedy, gdy w związku nie układa się tak, jak powinno. A my teraz naprawdę nie możemy narzekać. Poza tym wbrew pozorom nie prowadzimy życia, które wystawiałoby nas na pokusy. Mamy takie życie sekretne.

– To znaczy?
A. H.: Wcale nie przepadamy za imprezami. Rzadko gdzieś wychodzimy. Najszczęśliwsi jesteśmy, kiedy spędzamy wieczory we dwoje albo z małą grupką naszych przyjaciół. Niepotrzebny nam do szczęścia błysk fleszy. Najfajniej jest podczas romantycznych kolacji, wspólnych wypadów do kina...

– To prawdziwa sielanka.
A. H.: U nas nie ma mowy o żadnej sielance. Nawet nie wiesz, jaki z tego Pawła trudny typ.
P. D.: No już tak nie narzekaj.
A. H.: Z drugiej strony nikt tak mi w życiu nie pomógł jak on. Nie wiem, co by ze mną było, gdybym nie spotkała go dwa lata temu.

– A co się działo w Twoim życiu dwa lata temu?
A. H.: To nie był dobry moment. Żyłam jak w matriksie. Bardzo dużo pracowałam. O wszystko inne troszczyła się moja agentka. Często zmieniałam miasta, brakowało mi znajomych i żyłam sama, bez mężczyzny. Gdzieś głęboko zamknęłam się w tej mojej samotności. Miałam wrażenie, że to, co naprawdę ważne, dzieje się poza mną. Widocznie opatrzność chciała, żebyśmy się spotkali.
P. D.: A ja początkowo widziałem w niej po prostu piękną i skromną dziewczynę...

– I co było dalej?
A. H.: Kiedy się poznaliśmy, oboje poczuliśmy, że przydarzyło się nam coś ważnego i że nie możemy tego zmarnować. Na samym początku naszej znajomości wydarzyło się coś, co dało mi dużo do myślenia. Jechałam taksówką w Paryżu i nagle uderzyliśmy w ścianę. Taksówkarz zginął, a mi się nic nie stało. Kiedy minął szok i wyszłam ze szpitala, pomyślałam, że takie rzeczy nie dzieją się przypadkiem i że to jest dla mnie druga szansa.
P. D.: Oboje zrozumieliśmy, że los chce nam coś przekazać, że zdarzyło się coś, czego nie można przegapić. Wiedzieliśmy, że musimy wszystko raz jeszcze przemyśleć. Całe nasze życie.
A. H.: I zaczęła się praca...

– Co to znaczy?
P. D.: (śmiech) Rozpocząłem terapię wstrząsową.
A. H.: Tak. Chyba można to tak nazwać, ale nie było to żadne pranie mózgu, tylko spotkanie z prawdą. To tak jakby ktoś postawił przed tobą lustro i wtedy zaczynasz weryfikować wszystko, co zdarzyło się do tej pory.

– I jaki był rezultat tych przemyśleń?
A. H.: Okazało się, że prawie wszystko muszę zmienić.
P. D.: Aga jest wspaniałą kobietą, ale wtedy poczułem, że żyje sama ze sobą w sporze, że tkwi w niej ziarno smutku.
A. H.: To prawda. I gdyby Paweł nie przycisnął mnie do muru, odkrycie tego zajęłoby mi dużo więcej czasu. Ale nie było to wcale miłe.

– Nie zbuntowałaś się ani razu? W końcu od Waszego poznania minęło zaledwie kilka tygodni, a Paweł już chciał reformować Twoje życie.
P. D.: Już ty się tak o Agę nie martw. Ona nie da sobie niczego wmówić, jeśli sama nie ma do tego przekonania. Jest ode mnie o wiele bardziej asertywna.
A. H.: To prawda. Teraz wiem, że nie bałam się, bo czułam, że Paweł chce dla mnie dobrze. Wiedziałam, że zależy mu tylko na tym, abym była szczęśliwa.

– Ale dalej pracujesz jako modelka, podróżujesz. Co więc takiego się zmieniło?
A. H.: Pozornie nic, a tak naprawdę wszystko.
P. D.: Wracam kiedyś do naszego paryskiego mieszkania. Wchodzę, patrzę, a Aga cała w farbie. Pamiętam, że miała krótkie spodenki, jakąś bluzeczkę i ręce brudne po łokcie. Pokazuje mi swoje rysunki, które malowała cały dzień, kiedy ja byłem w teatrze. Zobaczyłem i się zachwyciłem. Pomyślałem sobie, że ona ma talent, który bardzo zaniedbuje...
A. H.: A potem były moje imieniny i Paweł kupił mi wspaniały prezent – zestaw do malowania pastelami. Teraz maluję prawie codziennie. Czuję, że to moja prawdziwa pasja. Niebawem będę miała swoją pierwszą wystawę. I to w Paryżu!

– A co Ty Paweł zawdzięczasz Agnieszce?
P. D.: Nauczyła mnie chyba asertywności. Ludzie często szukali kontaktu ze mną, ale tylko po to, żeby coś ode mnie wziąć. Bardzo rzadko spotykałem osoby, które mi coś dały. Zresztą ostatnio bardzo rażą mnie relacje między ludźmi. Myślę, że one się zmaterializowały i zwulgaryzowały. Poczucie samotności Agnieszki tak naprawdę wcale mnie nie dziwi, bo wielu z nas zamyka się teraz w sobie, bojąc się zranienia. Ale Aga ma jeszcze jedną wielką zaletę – niesamowite wyczucie. Często już po kilku słowach zamienionych z zupełnie obcą osobą potrafi powiedzieć, czy ta znajomość to będzie coś ważnego, czy lepiej dać sobie spokój.

– I nigdy się jeszcze nie pomyliłaś?
A. H.: Nie zdarzyło mi się.
P. D.: Trzeba jej przyznać, że jest w tym niezła.

– Nie boisz, że i Ciebie w końcu prześwietli?
P. D.: Nie mam nic do ukrycia.
A. H.: Akurat.

– Poznaliście się przypadkiem na ulicy, następnego dnia już razem pływaliście na windsurfingu. Wszystko działo się błyskawicznie. Tak samo szybko zamieszkaliście ze sobą?
A. H.: Tak. Wszystko rzeczywiście potoczyło się w mgnieniu oka.
P. D.: Ale zamieszkaliśmy ze sobą dopiero później.
A. H.: Nieprawda, już po miesiącu wprowadziłam się do ciebie.
P. D.: Przecież miesiąc to mnóstwo czasu.
A. H.: To zaledwie cztery tygodnie. Bardzo krótko jak na podjęcie decyzji o wspólnym domu.

– Często tak się sprzeczacie?
A. H.: Często.
P. D.: My się wcale nie sprzeczamy.

– A macie wspólne zdanie na temat tego, gdzie chcielibyście zamieszkać na stałe? Paryż czy Warszawa?
A. H.: Nie wyobrażam sobie już życia bez Paryża.
P. D.: Tylko w Polsce jesteśmy naprawdę u siebie.
A. H.: No tak. Znowu myślimy inaczej. Ale kiedy wracamy do Warszawy, to mówimy, że jedziemy do domu.

– Czyli niebawem wrócicie tu na stałe?
P. D.: Teraz jesteśmy w podobnym momencie w życiu. Przed wielkimi zmianami. Po raz pierwszy od bardzo dawna czuję, że mam jeszcze do zrobienia naprawdę ciekawe rzeczy w filmie, w teatrze. Chwyciłem znowu wiatr w żagle. I najlepsze propozycje są właśnie z Polski. Tutaj mam prawdziwych przyjaciół, z którymi chcę pracować.
A. H.: A ja w końcu zrozumiałam, że praca modelki nie jest już dla mnie. To tylko sposób na zarabianie pieniędzy. Jeszcze rok, dwa i pożegnam się z wybiegiem. Bo chcę w końcu zacząć robić coś ważnego i własnego, za co sama będę w pełni odpowiedzialna. A jeżeli chodzi o życie na walizkach, to chcę się w przyszłości pakować już tylko wtedy, gdy będę jechać na wakacje.

– Oboje jesteście bardzo ambitni. Nie rywalizujecie ze sobą, kto ma lepszą pracę, więcej zarabia?
A. H.: Na pewno nie jesteśmy rywalami. Ostatnio Paweł grał w teatrze w Paryżu, a ja siedziałam na widowni. To była sztuka na podstawie „Braci Karamazow” Dostojewskiego. Patrzyłam na niego i nie mogłam ukryć dumy. Francuzi aż kręcili głowami z podziwu.
P. D.: Aga jak nikt inny potrafi człowieka zmobilizować. Często mi powtarza, że nie osiągnę niczego, jeśli nie będę miał w sobie zapału i wiary. Wspieramy się, ale o miłości mówimy ostrożnie.
A. H.: Bo ty jeszcze musisz nad sobą bardzo popracować. A potem zobaczymy.
– Już chyba wiem, kto rządzi w tym związku.
P. D.: To nie jest tak, że ktoś tu rządzi.
A. H.: Ale to Paweł jest bardziej wymagający. Przyciska do muru i mnie, i siebie. Ciągle chce więcej, lepiej. Ale jak nikt potrafi mnie zarażać swoimi pasjami.

– Na przykład aktorstwem?
A. H.: Nie. To mnie nigdy nie interesowało. Ale nasze spotkanie z Pawłem to wejście w świat wyobraźni, książek, filmów. Zaowocowało nawet niedawno wspólną pracą nad scenariuszem.
P. D.: No i jeszcze zaczęliśmy razem jeździć konno.
A. H.: Paweł uczył jeździć mnie i swojego syna Pawła. Oboje okazaliśmy się wyjątkowo pojętnymi uczniami.
P. D.: Bo Aga i mój syn to teraz najlepsi kumple. Świata za sobą nie widzą.
A. H.: To prawda. Ty za to jesteś ulubieńcem mojej mamy.

– Nie bałaś się, że z Delągiem, sławnym kobieciarzem, nie ułożysz sobie życia?
A. H.: Moi rodzice zawsze powtarzali, że najważniejsze jest to, żebym była szczęśliwa. Pawła polubili od razu i nie musiałam wcale się specjalnie starać, żeby tak się stało.

– Czyli na razie nie rozmawiacie o kolejnej wyprowadzce?
A. H.: Właśnie dziś rano o tym rozmawialiśmy. Chcemy kupić nowe mieszkanie, a więc niebawem będziemy się przeprowadzać. Tylko że tym razem wspólnie.
P. D.: Dopiero teraz, po tych dwóch wspólnych latach czujemy się naprawdę ze sobą szczęśliwi. Kiedyś raniliśmy się nawzajem, potrafiliśmy bez końca wypominać sobie jakieś wady. Teraz nauczyliśmy się już spokojnie rozmawiać, nawet o tym, co jest dla nas trudne. Oboje wiemy, że gramy w jednej drużynie.

Rozmawiała Iza Bartosz/ Viva!
Zdjęcia: Szymon Szcześniak i Agata Kubień
Makijaż: Edyta Nowosad