Pasjonujący wywiad z Ewą Gogolewską-Domagałą - autorką książki "Blondie$"

Niesamowite przygody, ciekawi ludzie, noce polarne oraz kolorowy, egzotyczny i całkowicie odmienny świat obyczajowości arabskiej - to fascynująca powieść Ewy Gogolewskiej-Domagały "Blondie$". Co zainpisorwało autorkę do stworzenia tej historii? Zapraszamy do przeczytania wywiadu!
/ 01.02.2011 11:53

Niesamowite przygody, ciekawi ludzie, noce polarne oraz kolorowy, egzotyczny i całkowicie odmienny świat obyczajowości arabskiej - to fascynująca powieść Ewy Gogolewskiej-Domagały "Blondie$". Co zainpisorwało autorkę do stworzenia tej historii? Zapraszamy do przeczytania wywiadu!

Skąd pojawił się pomysł na powieść „Blondie$”?

Pomysły z reguły rodzą się w głowie – niektóre długo dojrzewają, a niektóre są jak błysk. Taki, jak z Pomysłowego Dobromira, wiecie, ta żarówka… Ten wpadł mi do głowy nagle, ale dojrzewał potem bardzo długo. Otóż dawno, dawno temu byłam wieziona na wycieczkę przez dziką przyrodę tunezyjską i gdzieś tam przy drodze zobaczyłam okutaną w białe szaty dziewczynę, trzymającą na ręku niemowlę. Wyglądało to trochę tak, jakby czekała, by komuś to dziecko oddać, wręczyć wręcz! Niewątpliwie tak nie było, pewnie czekała na samochód męża, albo może nawet na autobus, ale w mojej głowie zakodowało się to pierwsze wrażenie, i przepadło! Akurat dzień wcześniej rozmawialiśmy z zaprzyjaźnionymi polskimi lekarzami na temat możliwych (bardziej „nie -możliwych”) nieślubnych dzieci w krajach muzułmańskich. Jeden temat  przylgnął mi do drugiego i zapisały się w pamięci. A potem wymyśliłam pierwsze zdanie, jakiś czas później ostatnie… Reszta czekała na odpowiedni czas, który nadszedł, jak widać, właśnie teraz.

Była Pani piosenkarką. Co sprawiło, że zrezygnowała Pani z kariery muzycznej i oddała się pisaniu?

Ja z kariery muzycznej nigdy nie rezygnowałam, ja kariery muzycznej wcale nie zrobiłam. Początkowo tak, bardzo chciałam, pięłam się po tych cieniutkich szczebelkach,  wygrywałam różne festiwale, ale wielka kariera widocznie nie była mi pisana. (A może właśnie pisana, od: pisać? I dopiero teraz?). Co nie znaczy, że nie śpiewałam najlepiej na świecie. Może po prostu miałam pecha w tej dziedzinie sztuki… Wobec tego kiedy już przestałam o tę karierę walczyć, śpiewanie stało się moim zawodem, rzemiosłem, celem do zarabiania pieniędzy. Stąd te wyjazdy i śpiewanie po zagranicznych hotelach. W holach i kawiarniach, nie na scenach bynajmniej. Co nie znaczy, że nie przynosiło mi takie śpiewanie satysfakcji. Zawsze byłam szczęśliwa, kiedy mogłam ludziom pośpiewać. I kiedy czuli się z tym dobrze, i kiedy im się podobało. Jasne, że teraz mi tego brakuje, a odpowiadając na pytanie – jestem już w wieku lekkopółśrednim (zaznaczam, że to właśnie JA  wymyśliłam to powiedzenie bardzo dawno temu, i poszło w Polskę – szkoda, że go nie opatentowałam!) i  po pierwsze: skończył się popyt „na mnie” bo piosenkarki nieznane w branży komercyjnej muszą być piękne i młode, a ja zostałam już tylko piękna, po drugie: moja sytuacja rodzinna tak się ułożyła, że należało  na dłużej „zakotwiczyć”  w jednym miejscu, a po trzecie: po co? Już przecież nie muszę! A pisać zaczęłam właściwie nie wiem z jakiego powodu, może dlatego, że bardzo lubię czytać? Całe życie, od kiedy poznałam literki, czytałam nałogowo, a w pewnej chwili tak  mi się ułożyło zdrowotnie, że przez jakiś czas czytać nie mogłam. A skoro nie czytać, to może pisać? Coś przecież trzeba robić, patrzenie w ścianę (albo w telewizor, to coraz bardziej wszystko jedno) trochę mi nie wystarczało.  Z drugiej strony jestem potwornie leniwa, więc chciałam robić coś niezbyt absorbującego fizycznie…  usiadłam przy komputerze, przykleiłam się do słuchawki telefonu, i tak powstało Blondie$. Do słuchawki dlatego, ze odnalazłam w Przemyślu fantastyczną panią doktor Basię Boroń, poznaną naturalnie kiedyś w Tunezji,  i zamęczałam ją pytaniami o szczegóły życia w tym egzotycznym dla mnie świecie, lecznictwo, przygody jej i różnych znajomych ludzi. Co wątpliwość, to telefon! Pani Basia pracowała w krajach arabskich bardzo długo i dlatego wybrałam ją na konsultantkę. Że też miała do mnie tak anielską cierpliwość!...  Ja przecież znałam ten kraj  tylko z perspektywy gościa, nie widziałam nigdy na przykład wnętrza arabskiego domu, nie mówiąc już nawet o szpitalu! Bez pani Basi nie byłoby Blondie$. Można się łatwo domyślić, że doktor Hania z książki to ona, ale przysięgam, że żadnego wspólnego szwindlu nie wykonałyśmy! Książka jest fikcją literacką, Benalut też naprawdę nazywa się inaczej… Każdy mój pomysł musiała zaklepa pani Basia, czy też podpowiedzieć realia. Stąd opowieści o klęskach żywiołowych i  na przykład ta o wielbłądzie. To są fakty! Niczego tam nie musiałam dodawa, bo same w sobie są wystarczająco niewiarygodne… Książkę napisałam dosyć szybko i dobrze się bawiłam przy jej tworzeniu. Nie wiem, jak pani Basia, ale w końcu Tunezja występuje tylko w  jednej części książki. Krótko więc ją męczyłam, nie skarżyła się specjalnie. I spodobało mi się to pisanie. Bardzo.

W książce opisała Pani zaskakujące i zabawne przygody głównych bohaterek. Czy podczas swoich wyjazdów zarobkowych doświadczyła Pani także takich interesujących przeżyć?

Powiedzmy tak: wszystko, co opisałam, każde miejsce, hotel, kraj, są prawdziwe. Część zaskakujących przygód też, ale nie powiem, które. Interesujące też były, o tak! Nie wszystkie moje, jak wspomniałam wcześniej, nie wszystkie  też opisałam – na przykład kiedy przyleciałam z Węgier do Polski na jeden dzień i  wracając wiozłam samolotem całą  torbę polskich książek do czytania! Coś tam przecież trzeba było robić, miasteczko było małe, a siedzieliśmy tam, z zespołem, dość długo. Kłócić się też nie można bez przerwy, tematów zabraknie. Wyobraźcie sobie minę celnika na lotnisku w Budapeszcie, kiedy zamiast jakiegokolwiek bagażu zobaczył olbrzymią ilość zaczytanych na śmierć, poszarpanych książek! Zanim sprawdził w paszporcie, że  pracuję na Węgrzech i wracam z jednodniowego wypadu, o mało co nie wysłał mnie na kontrolę osobistą. Ale nie wysłał, na szczęście…  Można było chyba przewieźć dwadzieścia kilo, o ile pamiętam!  Zmieściłam się w limicie. A potem to wszystko z powrotem przywiozłam. Na tle tych wszystkich przygód opisałam całkowicie zmyśloną historię całkowicie zmyślonych bohaterek… i  cieszy mnie, że są odbierane jako prawdziwe osoby,” z krwi i kości”…

Odwiedziła Pani wiele krajów jeżdżąc „za chlebem”. Który z nich wspomina Pani najmilej i dlaczego?

Chyba nie potrafię wybrać jednego kraju. W ciepłych krajach było ciepło i było morze, w zimnych krajach morze podobno też było, skoro graliśmy na wyspie, no i tam było najmniej roboty, dokładnie tak, jak opisałam to w książce. Tu nie było co ściemniać, i tak była wieczna noc.   Nie chciałabym jednak znaleźć się tam drugi raz. Brrr, za zimno jednak…!  A w Tunezji chciałabym. Tyle że nie teraz, kiedy dzieją się tam okropne rzeczy. Bardzo to przeżywam. Tunezję pokochałam, tam poznałam najwięcej „Polaków-kooperantów” i innych przybyszów z dalekich krain, a także Tunezyjczyków. Może właśnie dlatego, że nie mieszkaliśmy w hotelu, tylko kawałeczek dalej, nie wiem… 

Emigracja zarobkowa w „Blondie$” to czas, kiedy można poznać wspaniałych przyjaciół, a w potrzebie zawsze liczyć na swoich rodaków. Czu uważa Pani, że dzisiejsze wyjazdy emigracyjne różnią się od tych, w czasach PRL-u?

Niewątpliwie, z tego, co słyszałam o współczesnej emigracji…  ale nie mnie o tym się wypowiadać,  chociaż oglądając telewizję można się przerazić. Wygląda na to, że tam wyścig szczurów potrafi przybrać niebezpieczną postać. Ale proszę mnie o to nie pytać, naprawdę mało wiem na ten temat, a na pewno nie mam informacji  „z pierwszej ręki”. Wtedy, kiedy ja jeździłam, Polaków wszędzie było niewielu, nasze instytucje wysyłające ludzi do pracy  robiły duży odsiew i jeżeli już ktoś się wydostał, to robił wszystko, żeby pokazać się z dobrej strony i mieć szanse przedłużenia kontraktu, czy  nawet powrotu. Przypomnę slogan z tamtych czasów: W jedności siła! Wprawdzie nie o to wyznawcom tego hasła chodziło, ale niechcący pasuje tu dokładnie.

Zakończenie „Blondie$” jest zaskakujące. Co było inspiracją do takiego finału powieści?

Zawsze byłam przekorna. A poważnie - to przecież cała książka powstała dla takiego właśnie finału. Zaczęło się od tego widoku w Tunezji i książka wymyśliła się jakby od końca.

Czy planuje Pani kontynuację przygód Doroty i Danuty?

Tak, nawet już mam dosyć dużo napisane. Nie będzie to zwykła kontynuacja, nie one będą głównymi bohaterkami, ale wątek Donaty i Samiry musi biec, ku rozwiązaniu… Więc Dorota i Danka też będą. Nie może być inaczej!

Redakcja poleca

REKLAMA