O. J. Simpson

Jedenaście lat temu, kiedy oskarżono go o zamordowanie byłej żony i jej znajomego, wydał 6,5 miliona dolarów na najlepszych adwokatów.
/ 24.11.2008 16:24
Jedenaście lat temu, kiedy oskarżono go o zamordowanie byłej żony i jej znajomego, O. J. Simpson wydał 6,5 miliona dolarów na najlepszych adwokatów. Opłaciło się. Słynny sportowiec i aktor został uniewinniony.

W autobiografii „Jeśli to zrobiłem...”, która miała ukazać się w grudniu ubiegłego roku, O. J. Simpson przyznał się jednak do winy. Oburzone rodziny ofiar oraz media doprowadziły do wstrzymania publikacji. Nie zarobi milionów dolarów. To jedyna kara dla O. J. Simpsona, bowiem zgodnie z amerykańskim prawem nie można po raz drugi sądzić za tę samą zbrodnię.

Zamierzam opowiedzieć wam historię. Miała miejsce w nocy 12 lipca 1994 roku i dotyczy zamordowania mojej byłej żony, Nicole Brown Simpson i Ronalda Goldmana. Chcę, byście teraz zapomnieli o wszystkim, co do tej pory wydawało wam się, że wiecie o tej sprawie, ponieważ znam fakty lepiej niż ktokolwiek inny – zapowiadał w nocie do swojej książki O. J. Simpson. Po czym przechodził do opisu mordu, który przypominał krwawą rzeź. Relacjonował, jak wszedł do ogrodu domu w Brentwood w Los Angeles, następnie zaszlachtował nożem swoje ofiary i spokojnie poszedł się przebrać przed podróżą do Chicago. „Kiedy wróciła mi przytomność, Ron leżał martwy kilka kroków ode mnie, ja zaś stałem z bijącym sercem nad ciałem zamordowanej Nicole. Dopiero kiedy przyłożyłem rękę do serca, poczułem, że cały jestem we krwi”, napisał O. J. Simpson.

Czytelnikom nie dane jednak będzie zapoznać się z pełną wersją jego wyznań. Rupert Murdoch, właściciel Regan Books, wydawcy „If I Did It...” („Jeśli to zrobiłem...”) i telewizji Fox, która 27 i 29 listopada miała nadać wywiady z Simpsonem, musiał ugiąć się pod naciskami opinii publicznej. Protestowali nawet dziennikarze Fox News. Jej główna gwiazda Bill O’Reilly grzmiał: „To żerowanie na krwi zamordowanych!” 400 tysięcy egzemplarzy poszło na przemiał.


Kobieta-trofeum
Od początku O. J. Simpson był jedynym podejrzanym. Miał motyw – jego małżeństwo nie było idealne. Od chwili, gdy w 1978 roku zobaczył 18-letnią Nicole w jednym z klubów w Los Angeles, nie widział poza nią świata. Dla niej porzucił swoją pierwszą żonę Marguerite L. Whitley i dwójkę dzieci – Arnelle i Jasona (trzecie dziecko, Aaren, utonęło tuż przed swoimi drugimi urodzinami w 1979 roku w przydomowym basenie). Pobrali się w lutym 1985 roku. Miesiąc potem na świat przyszło ich pierwsze dziecko, córka Sydney. Po trzech latach Nicole urodziła chłopca, Justina.

Bliscy Nicole od początku wiedzieli, że Simpson miał na jej tle obsesję. Był chorobliwie zazdrosny i traktował jak swoją własność. Wystarczyło, że dłużej rozmawiała przez telefon, kupiła sobie nową sukienkę, a on już zaczynał podejrzewać ją o zdradę. Sąsiedzi widzieli Nicole pobitą i zastraszoną. Nieraz byli świadkami, jak Simpson wyrzucał ją z domu, kiedyś kijem baseballowym wybił okna w samochodzie, którym próbowała uciec do rodziców w Monarch Bay.

Podczas jednej z awantur w sylwestra 1989 roku konieczna była interwencja policji. Simpson przyznał się do bicia żony.

Oszalały z zazdrości
W końcu Nicole odeszła. W 1992 roku Simpson dał jej rozwód. Zgodził się na 433 tysiące dolarów odprawy i 10 tysięcy dolarów na dzieci miesięcznie. I wydawało się, że pogodził się z jej decyzją. Ale były to tylko pozory.
W rzeczywistości jego obsesja tylko przybrała na sile. O. J. Simpson nie mógł zaakceptować tego, że eks-żona zaczęła nowe życie, spotykała się z innymi mężczyznami. Śledził ją. Przyjaciel Nicole, Keith Zlomosowitch, twierdził, że Simpson podglądał ich przez okno, kiedy się kochali. Straszył mężczyzn, którzy się z nią spotykali. „On nie widział poza nią świata. Nawet po rozwodzie potrafił gadać o niej godzinami. Można było odłożyć słuchawkę na bok, pójść pod prysznic, wrócić i wziąć ją z powrotem, a on dalej mówił o Nicole”, wspominał z kolei jeden z przyjaciół Simpsona w „The New York Timesie”.
O. J. Simpson wciąż liczył na to, że Nicole wróci. Kupił jej apartament i białe ferrari za 90 tysięcy dolarów. Na dzień przed swoją śmiercią eks-żona powiedziała mu jednak zdecydowanie, że wszystko między nimi skończone.

Czarno na białym
W trakcie procesu, który trwał ponad 10 miesięcy, ani razu nie widać było, żeby cierpiał z powodu straty Nicole.
Przeciwnie, mimo poszlak, które wskazywały na O. J. Simpsona jako mordercę, zachowywał się wyzywająco. Śmiał się i odgrażał policji.
Śledztwo prowadzone przez jednego z najlepszych detektywów w Los Angeles, Marka Fuhrmana, dostarczyło prokuratorom jednoznacznych dowodów jego winy. Kiedy policja przybyła na miejsce zbrodni, 35-letnia Nicole leżała przy schodach do domu w pozycji embrionalnej z tak głęboko poderżniętym gardłem, że prawie miała odciętą głowę. 22-letni Ron Goldman był pokłuty nożem jak sito. Nie był nawet kochankiem Nicole. Pracował jako kelner w restauracji, w której Nicole wraz z matką jadła tego dnia obiad. Znał adres Simpsonów i przyjechał, by oddać okulary, które zostawiły przez nieuwagę.
Oprócz krwi ofiar śledczy odkryli wszędzie krew Simpsona. Pełno było też odcisków butów marki Bruno Magli, które prowadziły z podwórza do domu, gdzie znaleziono dodatkowo zabrudzone krwią ubranie, skarpety, latarkę, czarną kominiarkę i futerał po nożu. W trakcie dochodzenia wyszło na jaw, że zarówno bieżnik, jak i wielkość śladu buta zostawionego przez mordercę idealnie pasował do butów należących do Simpsona.

Idol Ameryki
Ale skazanie O. J. Simpsona było praktycznie niemożliwe. Do procesu był jednym z największych bohaterów Ameryki. Człowiekiem, któremu dzięki talentowi i pracy udało się osiągnąć wielki życiowy sukces. Simpson pochodzi z najuboższych dzielnic San Francisco. Miał pięć lat, kiedy rodzice – Eunice i Lee – rozeszli się, a on został z matką i trojgiem rodzeństwa niemal bez środków do życia. Wychowywał się na ulicy. W wieku kilkunastu lat dołączył do Persian Warriors, jednego z największych murzyńskich gangów w San Francisco. I dopiero kiedy trafił do ośrodka dla trudnej młodzieży Youth Guidance Center w 1962 roku, zauważono jego zdolności i Simpson zyskał szansę na normalne życie i sportową karierę. Mimo krzywicy, na którą cierpiał w dzieciństwie, i zniekształcenia kolan, zaczął grać w najlepszych drużynach szkolnych i uniwersyteckich, aż trafił do zawodowej ligi NFL. W drużynie 49ers stał się jednym z najlepszych zawodników futbolu amerykańskiego wszech czasów.
W 1985 roku zakończył sportową karierę. Szybko jednak pokazał, że ma nie tylko talent do futbolu. Wkrótce trafił do Hollywood, gdzie zaczął grać w filmach. Jego rolę w „Nagiej broni” chwaliła nie tylko publiczność, ale i krytyka. I choć właściwie odciął się od czarnej społeczności: ożenił się z białą kobietą i zamieszkał w białej dzielnicy Brentwood w Los Angeles, dla Murzynów był nadal wielkim idolem.

Nie damy swojego
Ameryka się podzieliła. Biali uważali, że jest winny. Czarni byli gotowi bronić go za wszelką cenę i uwierzyli w historię, którą przedstawili jego adwokaci. Najpierw prawnikom O. J. udało się przenieść rozprawę z zamieszkanego przez białych Brentwood do centrum Los Angeles, gdzie żyją głównie Murzyni. Dzięki temu na ławie przysięgłych zasiedli prawie sami czarni, bo skład ławy w amerykańskim sądzie musi odzwierciedlać przekrój rasowy miejsca, gdzie odbywa się proces.
O. J. miał więc za sobą ławników.
Potem tak odwrócili sytuację, że z oskarżonego zrobili ofiarę rasistowskiego spisku. Przekonali przysięgłych, że to policja sfabrykowała dowody i podrzuciła je na miejsce zbrodni. Że jedyne zdjęcie, na którym O. J. jest w butach marki Bruno Magli, zostało zmontowane. Obrońcom Simpsona udało się nawet zakwestionować wyniki badań DNA świadczące o tym, że krew znaleziona na miejscu zbrodni należała do Simpsona. Głównym oskarżonym stał się śledczy Fuhrman, któremu przypomniano wypowiedzi rasistowskie z przeszłości.
Napięcie w Los Angeles było tak duże, że omal nie doszło do rozruchów na tle rasowym. Fuhrman musiał uciekać z miasta. Ławie przysięgłych wystarczyło tylko trzy i pół godziny na obrady, by uniewinnić Simpsona. Przyznano mu nawet opiekę nad dziećmi – ośmioletnią wówczas Sydney i pięcioletnim Justinem – które od zamordowania matki przez dwa i pół roku mieszkały z rodzicami Nicole, Lou i Judith Brownami. Kiedy Simpson wychodził z sądu po zakończeniu procesu, na jego twarzy malował się nie wyraz ulgi, ale triumfu. Urzędujący wówczas prezydent Bill Clinton stwierdził: „Musimy uszanować werdykt niezawisłego sądu”.

Czysta fikcja
Po dwóch latach od procesu karnego rodzinie ofiar udało się postawić go jeszcze raz przed sądem.
Rozprawa z powództwa cywilnego o odszkodowanie miała miejsce w Santa Monica. Ławnikami tym razem byli prawie sami biali. Prokuraturze udało się odnaleźć i przedstawić nie jedno, a 31 zdjęć piłkarza w butach marki Bruno Magli. Można też było przesłuchać Simpsona i wykazać, że kłamie. W trakcie przesłuchań O. J. nie tylko plątał się w zeznaniach. Pewny swojej bezkarności lżył rodziny ofiar, a także eks-żonę. Twierdził, że Nicole była „narkomanką i dziwką” i spotkało ją to, na co zasługiwała. Sąd w Santa Monica nie miał więc wątpliwości co do winy piłkarza. Jednogłośnie uznał go odpowiedzialnym za obie zbrodnie i zasądził 33,5 miliona dolarów dla poszkodowanych: ojca Rona Goldmana, Freda, rodziców Nicole oraz dzieci Simpsonów.
Przez 10 lat, które minęły od procesu, O. J. spłacił jednak tylko 800 tysięcy. Z majątku szacowanego na 11,6 miliona dolarów, jakim dysponował w 1995 roku, tylko w pierwszym procesie wydał na prawników 6,5 miliona. Tymczasem prawo Kalifornii stanowi, że bez względu na wysokość zasądzonej kary, winnemu musi pozostać co najmniej 25 procent majątku na godne życie. Gdy wychowuje dzieci, jeszcze więcej. Simpsonowi nie można było zająć jego sportowej emerytury, jaką otrzymał po skończeniu 55. roku życia. Na koncie emerytalnym sportowcowi udało się zgromadzić ponad trzy miliony dolarów. Nie wolno mu było także skonfiskować domu, bo zgodnie z prawem Florydy, gdzie szybko przeprowadził się po zakończeniu sprawy, byłoby to nielegalne.
Simpson mógłby spłacać dług, gdyby podjął legalną pracę. Ale nie zamierza tego robić. W wywiadzie udzielonym kilka lat temu „Playboyowi” stwierdził: „Nie ruszę palcem. Nie mam zamiaru pracować”. Dziś żyje więc sobie spokojnie w wartym 575 tysięcy dolarów domu w Miami i całymi dniami ogląda telewizję lub gra w golfa.

Jestem bezkarny
Simpsona nie można już postawić w stan oskarżenia. Nawet gdyby napisał książkę bez słowa „if” w tytule, w Ameryce prawo „double jeopardy” zabrania sądzenia człowieka dwukrotnie za to samo przestępstwo. Może więc kpić z wymiaru sprawiedliwości i nawet włos mu z głowy nie spadnie.
Nikt jednak nie spodziewał się, że po 12 latach od morderstwa sam Simpson zechce wrócić do sprawy i próbować zarobić na śmierci żony. Nie zważa na to, co po publikacji książki czułyby rodziny ofiar, co czułyby jego własne dzieci, które przecież straciły matkę. Przestali bronić go nawet ci, którzy do tej pory byli orędownikami jego niewinności lub litowali się nad jego losem. Pytają: „Kim jest człowiek, który chciał wrócić do tak strasznych wydarzeń i opisać je z detalami?” Nawet jeśli nie jest mordercą, z pewnością obce mu są ludzkie uczucia.

Magda Łuków/ Viva!