Nie trzeba znać kroków

O tańcu opowiada Piotr Galiński, słynny nauczyciel tańca i choreograf, sędzia w programie „Taniec z gwiazdami”.
/ 26.01.2007 14:50
Piotr Galiński – wybitny choreograf specjalizujący się w tańcu jazzowym, towarzyskim i nowoczesnym. W 1985 roku otrzymał tytuł Króla Polskiej Choreografii. Jego układy taneczne dwukrotnie zdobywały mistrzostwo świata. Trener najlepszych par zawodowych w kraju.

- Czy tańczyć każdy może?
Piotr Galiński: Odpowiem panu tak... (tu mój rozmówca wyciąga z plecaka podręcznik „Tańczyć każdy może”).
Napisał tę książkę człowiek, który stworzył polski ruch taneczny, profesor Marian Wieczysty. Dowodzi on, że taniec towarzyszył człowiekowi od zawsze, w sposób naturalny. Gdy mężczyźni wyruszali na łowy, to tańczono. Gdy wracali, to też tańczono. Taniec nie był rozrywką. To był podstawowy sposób podtrzymywania więzi plemiennej i wyrażania emocji. Do dziś każdy z nas ma to w sobie. Taniec towarzyski oparty jest na naturalnych ruchach człowieka, dlatego naprawdę każdy może się tego nauczyć. Oczywiście, towarzyszą temu różne opory. Zahamowania mają w szczególności faceci.

- No, ja bez drinka nie umiem wyjść na parkiet.
A właśnie! Ale ważne, że się pan w którymś momencie decyduje, by zatańczyć. Wcale nie trzeba znać kroków, żeby świetnie tańczyć. Niektórzy potrafią tańcem oddać nastrój muzyki, nastrój imprezy, na której się bawią. A jednocześnie potrafią uruchomić swoje ciało. Podporządkować ciało muzyce. Na tym polega naturalny talent do tańca.

- A co czeka kogoś, kto zdecydował się pójść na kurs tańca?
No, każdy kurs zaczyna się, oczywiście, od nauki kroków. Bywa, że to wystarczy, by dać sobie radę na kilku ważnych balach w życiu. Ale najważniejsze jest rozróżnianie rytmów. Chodzi o to, żeby człowiek słyszał walca i wiedział, że to jest walc wiedeński, a nie angielski. Podstawowa nauka ma oswoić człowieka z tym, że jest ileś tych tańców, w tych tańcach są jakieś charakterystyczne kroki. Nawet jeśli te kroki nie są dobrze opanowane, ważna jest ogólna orientacja. Muszę objąć partnerkę, muszę z nią odpowiednio stanąć. Jeśli ktoś wie, że walc jest tańczony w trzech krokach, to choćby tańczył w miejscu, z nogi na nogę – będzie to już walc. I tak jest ze wszystkimi tańcami. Po pierwszym kursie tańca, kiedy tych godzin jest naprawdę bardzo mało, każdy powinien zdążyć nauczyć się właśnie rozróżniania rytmów i pokazania kilku najprostszych kroków. Jednak najważniejsze, że taki podstawowy kurs uwalnia z kompleksów. Uczy otwartości.

- Jak sobie poradzić ze świadomością, że w tańcu jesteśmy oglądani przez innych?
Kurs tańca oswaja nas z tym. Przecież patrzy na nas instruktor, patrzy partnerka. Patrzą inni uczestnicy. Ale zaletą jest to, że wszyscy są na podobnym poziomie. Nikt nie jest znacząco lepszy od pozostałych. Na kursie można przełamać własną nieśmiałość. Ja przez dziesięć lat prowadziłem kursy tańca. Dla każdej grupy organizowałem bale. Ludzie szaleli, bo nie było między nimi znaczących różnic. Taka zabawa na kursie bardzo pomaga się przełamać.

- Czym jest prowadzenie w tańcu? Dla mnie to bardzo tajemnicze pojęcie.
Oprócz kroków w tańcu mamy figury. Na przykład obroty pod ręką partnera, przejście za plecami partnera. Przesunięcia się do boku partnera. Prowadzenie polega na wskazaniu partnerce, co ma w danej chwili robić. Kiedy tańczy para nieznająca kroków, zdecydowane prowadzenie przez partnera, pewność, co w danej chwili chce zrobić z dziewczyną, bardzo pomaga. Prowadzenie to przekazywanie rękami własnej pewności partnerce. Natomiast katastrofą jest, kiedy prowadzić próbuje dziewczyna.

- A czy można prowadzić instynktownie? Dobrze prowadzić, nawet o tym nie wiedząc?
Są mężczyźni, którzy nie uczyli się tańczyć, ale im to wychodzi. To może być proste. Trzymam dziewczynę za rękę, lekkie odepchnięcie dłoni, lekkie przyciągnięcie dłoni. Nic brutalnego. Większość kobiet umie w tańcu odczytać takie sygnały. Oczywiście, bywa też, że każde z partnerów tańczy według własnego schematu. To kolejna katastrofa. To są rzeczy „zauczone”, trudno z tym walczyć.

- „Zauczone”, czyli takie, które raz na zawsze weszły nam w krew?
Tak. Bo często coś, co nam wyszło raz czy drugi, zostaje nam w głowie na zawsze. Na kursie tańca też się czegoś „zauczamy”, ale poprawnie. Ważne jest też, żeby nie „zauczyć” się tańczyć danego tańca tylko do jednego utworu. A to się często ludziom zdarza.

- Da się taniec zaimprowizować, zagrać?
Tak. Tylko że ktoś, kto umie to robić, w gruncie rzeczy już umie tańczyć. Po prostu. Można odegrać charakter danego tańca bez kroków. Ale jeśli to potrafimy, to może warto pójść dalej i się tańca nauczyć porządnie?

- Nie będzie za późno na naukę?
Tańczyć można się nauczyć w każdym wieku. W Polsce często ludzie już po trzydziestce krępują się, bo myślą, że kursy tańca są dla młodzieży. Dlatego ja organizowałem kursy specjalnie dla dorosłych. Efekty były znakomite, bo dorośli szybciej się otwierają. To były rewelacyjne kursy.

- Jeśli ktoś decyduje się na kurs tańca, to czy powinien brać się do nauki wszystkich tańców? A może wystarczy opanować jeden i potem zadawać nim szyku na parkiecie?
Od kilku lat popularne są też szkoły tanga – wielu ludziom to wystarcza. Młodzież uczy się poloneza na studniówkę i też bywa, że się świetnie przy tym bawi. Egzamin zdają nawet szybkie kursy tańca, na przykład przed sylwestrem, czy indywidualne lekcje przed weselem. Nie martwmy się o perfekcję wykonania, to zostawmy zawodowcom.

mav/ Przekrój