Madonna

48-letnia gwiazda muzyki pop jest zdruzgotana. Nie spodziewała się, że ktoś może próbować odebrać jej dziecko.
/ 13.12.2006 15:48
48-letnia gwiazda muzyki pop jest zdruzgotana. Kiedy na początku października zdecydowała się na adopcję 13-miesięcznego półsieroty z Malawi, Davida Bandy, nie oczekiwała pochwał. Nie spodziewała się jednak, że ktoś może porównać to, co zrobiła, do zakupu butów i próbować odebrać jej dziecko.

Na razie Madonnie udało się zabrać chłopca z sierocińca w Malawi. David zamieszkał z nią w brytyjskiej posiadłości w Wiltshire, gdzie ma znakomite warunki i opiekę. Zajmuje się nim kilka wykwalifikowanych opiekunek, najlepsi lekarze i rosły ochroniarz. Dzięki pomocy Madonny chłopiec wyleczył się z zapalenia płuc i innych chorób. Maluch ma ogromny pokój wyposażony w piękne meble i zabawki, tak jak rodzone dzieci gwiazdy: dziesięcioletnia Lourdes i sześcioletni Rocco. Jeszcze nie potrafi chodzić, a już stoi tam zrobiony ręcznie koń na biegunach, kupiony przez Madonnę w Harrodsie za prawie 10 tysięcy dolarów. I choć ostateczna decyzja o tym, czy piosenkarka zostanie matką Davida, ma zapaść dopiero po 18 miesiącach tak zwanej próby, gwiazda zapowiada, że zrobi wszystko, by uchronić chłopca przed powrotem do sierocińca. Pragnie zapewnić mu komfort i dostęp do najlepszych szkół. Ale przede wszystkim dać dom i miłość, których był pozbawiony.

Ukryte pragnienia
„Znam Madonnę i wiem, że jest fantastyczną matką. W jej sercu jest tyle miłości, że mogłaby nią obdarować 20 sierot. Jest inspiracją dla innych”, zapewnia Ricky Martin, który od 10 lat pracuje dla UNICEF. Madonna marzyła o powiększeniu rodziny już od dawna. Miała nadzieję, że trzecie dziecko wzmocni jej relacje z mężem, brytyjskim reżyserem Guyem Ritchiem i pomoże zażegnać kryzys w ich związku. Kiedy więc okazało się, że sama nie będzie mogła już rodzić, zaczęła poważnie zastanawiać się nad adopcją. Początkowo myślała o wzięciu na wychowanie sieroty z Ameryki. Ale kiedy przyłączyła się do programu amerykańskiego ekonomisty Jeffreya Sachsa, ratującego afrykańskie dzieci przed śmiercią głodową, zdała sobie sprawę, że są bardziej potrzebujący.
Do jej rąk trafiły kasety z afrykańskich sierocińców. To, co zobaczyła na filmach z Malawi, przeszło jej wyobrażenia. Malawi to jeden z najbiedniejszych krajów w Afryce, w którym aż 14 procent z 12 milionów mieszkańców jest zarażonych wirusem HIV. Około miliona dzieci, których rodzice w większości zmarli na AIDS, przebywa w sierocińcach. Warunki, w jakich żyją, to istne piekło na ziemi. Na jednym z filmów pokazano sierociniec w Mchinji, w którym wraz z 500 innymi maluchami przebywał zaledwie dwutygodniowy David. Madonna wspominała: „Zwróciłam uwagę na Davida, bo miał takie wielkie ciemne, błyszczące oczy. Leżał na rękach u ośmioletniej dziewczynki, zarażonej wirusem HIV”.

Wstrząśnięta tym, co zobaczyła, od razu ustanowiła fundusz charytatywny Raising Malawi i przekazała prawie pięć milionów dolarów na budowę sierocińca dla 4000 dzieci cierpiących na AIDS. Czuła jednak, że powinna zrobić coś więcej. „Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to jego zaadoptuję. Ale pomyślałam, że powinnam pojechać do krajów Trzeciego Świata i pomóc jakiemuś dziecku, które inaczej nie miałoby żadnych szans na przeżycie”. Zwróciła się z prośbą do rządu Malawi o przygotowanie zdjęć dzieci, które nadawałyby się do adopcji. „Chciała, aby wybrać 12 chłopców do lat czterech z kilku sierocińców i przesłać ich zdjęcia mailem. Nie stawiała specjalnych wymagań”, potwierdziła rzeczniczka rządu Malawi.
Madonna wciąż jednak miała wątpliwości, czy to dobra decyzja. Nie mogła przekonać do swojego pomysłu męża. Guy, którego matka, lady Amber Leighton, została w wieku 17 lat zmuszona do oddania nieślubnego dziecka na wychowanie państwu Ritchie, uważał, że adopcja to zły pomysł, jeśli dzieci mają swoich biologicznych rodziców.

Odruch serca
Według gwiazdy o tym, że proces adopcyjny potoczył się w tak błyskawicznym tempie, zdecydowały okoliczności, a nie kaprysy. Początkowo Madonna zamierzała zobaczyć tylko budowę sierocińca. Potem jednak doszła do wniosku, że przy okazji wpadnie choć na chwilę do Mchinji, gdzie przebywał David. „Nie wiem, dlaczego tam pojechałam. Ale coś ciągnęło mnie do tego dziecka”, wspominała potem w rozmowie z Oprah Winfrey.
To, co zastała na miejscu, przeraziło ją. W ciągu swojego krótkiego życia David przeszedł już malarię i gruźlicę. Teraz cierpiał na ostre zapalenie płuc. Trudno było przewidzieć, czy w ogóle przeżyje. I nikt, się nim nie zajmował, oprócz nieco starszych dzieci, które były w podobnym stanie. Matka chłopca, Marita Banda, już będąc w ciąży wiedziała, że poród może skończyć się źle dla niej i dla dziecka. Dwie poprzednie ciąże poroniła. Udało jej się nawet dotrzeć na czas do szpitala, położonego o 100 kilometrów od wioski Lipunga, w której mieszkała. Po urodzeniu Davida dostała jednak gorączki i zmarła. Ojciec chłopca, 32-letni Yohane Banda, który został sam, nie miał możliwości, aby zająć się noworodkiem. Utrzymywał się z uprawy ziemniaków i cebuli, a jego miesięczne dochody nie przekraczały kilku dolarów. Wraz z 15 innymi rolnikami spał na trzcinowej macie w tak małej chacie z gliny, że nie było w niej miejsca nawet na przygotowanie posiłku. Sam przyznał w rozmowie z agencją Associated Press: „Wiedziałem, że muszę oddać Davida. Gdyby został ze mną w wiosce, wkrótce musiałbym go pochować”.
Dla Madonny to była jednoznaczna sytuacja. „Przez 13 miesięcy nikt z jego rodziny nie odwiedził go ani razu. Z mojej perspektywy nikt się nim nie zajmował”, mówiła piosenkarka. „Wpadłam w panikę, bo nie wiedziałam, co robić. Nie chciałam go zostawić w sierocińcu”.


Na granicy prawa
Gwiazda uruchomiła wszystkie możliwe środki, aby zabrać stamtąd chłopca.
Wiedziała, że oficjalna droga zajmie dużo czasu. „Jeśli myślicie, że pieniądze i wpływy mają jakieś znaczenie w Afryce i mogą cokolwiek przyspieszyć, to bardzo się mylicie. Tam wszystko trwa w nieskończoność”, opowiadała potem w programie Oprah Winfrey. Gwiazda wzięła sprawy w swoje ręce i doprowadziła do spotkania z prezydentem kraju, Bingu Wa Mutharika, który obiecał pomoc. Proces adopcyjny Davida nabrał niebywałego jak na Malawi tempa. W ciągu kilku dni władze przygotowały niezbędne papiery i zorganizowały spotkanie gwiazdy z ojcem chłopca. Yohan Banda nie miał, według relacji Madonny, żadnych zastrzeżeń. „Spojrzałam temu mężczyźnie w
oczy, a on powiedział, że jest bardzo wdzięczny, iż zapewnię jego synowi lepsze życie. Byłam pewna, że otrzymałam jego błogosławieństwo”, utrzymuje gwiazda.
Po dwóch tygodniach, 5 października, sąd przyznał piosenkarce prawo opieki nad chłopcem na najbliższe 18 miesięcy. „W tym czasie Madonna ma podlegać ocenie sądu w Malawi, zgodnie z plemiennymi zwyczajami tego kraju”, potwierdziła rzeczniczka gwiazdy Liz Rosenberg. Madonna mogła już więc przenieść chłopca z sierocińca do luksusowego apartamentu w hotelu i zacząć przygotowania do podróży do Wielkiej Brytanii. Swojej asystentce w Londynie poleciła kupno podstawowych rzeczy dla dziecka.
I pewnie wszystko przebiegłoby bez zakłóceń, gdyby nie małe niedopatrzenie. Kiedy Madonna i Guy przybyli na lotnisko, okazało się, że David nie ma paszportu. Pilot wynajętego przez gwiazdę samolotu zawiadomił o tym straż graniczną. Urzędnicy byli nieprzejednani. „Prawo to prawo, bez względu na to, kim jesteś”, stwierdzili i zabrali chłopca. Madonna musiała więc wrócić do domu bez syna i czekać na jego paszport. Dopiero po kilku dniach mogła zabrać dziecko.

Murzynka raz, proszę
Ten drobny incydent uruchomił jednak lawinę zdarzeń i oskarżeń nieprzychylnych gwieździe. Działacze organizacji praw dzieci pracujących w Malawi zaczęli podejrzewać, że cały proces adopcji był nielegalny. Według niektórych biali, którzy nie mieszkają w Malawi, w ogóle nie mają prawa ubiegać się o adopcję. Z kolei szef malawijskiego Centrum Praw Człowieka, Desmond Mghwana, uważa, że: „Ktoś, kto chce zaadoptować dziecko, może to zrobić pod warunkiem, że będzie z nim przebywać przez co najmniej 18 miesięcy”. Co by oznaczało, że przez ten czas wcale nie musi z nim mieszkać na terenie Malawi.
Zdaniem 67 organizacji, które chcą skarżyć Madonnę przed sądem i zabrać Davida z powrotem do sierocińca, naruszone zostały też prawa samego ojca. Yohane Banda bowiem, którego tak naprawdę nikt nie reprezentował na spotkaniu z Madonną, nie wiedział, co podpisuje. „Myślał, że Madonna tylko odchowa Davida i zapewni mu wykształcenie. Ale potem chłopiec w wieku kilkunastu lat wróci do niego”, uważa jego brat. Sam Banda w rozmowie z Assiociated Press przyznał: „Nie potrafię ani czytać, ani pisać, więc byłem zdany na to, co powiedzą mi urzędnicy”.
Przeciw Madonnie zwróciła się nawet światowa prasa. Artykuły w „Paris Match” czy „Hello” były jeszcze w miarę wyważone. Ale brytyjska prezenterka telewizyjna Lowri Turner na łamach dziennika „The Sun” porównała Madonnę do handlarzy niewolników. „Czego może chcieć kobieta, która ma już wszystko? Wydaje się, że mały Murzynek jest idealny. Mówiono, że Madonna była bardzo podekscytowana. To zapewne prawda, bo pewnie nie przeżywała takich emocji od czasu, kiedy kupowała parę butów u Gucciego. Dawno, dawno temu porywaliśmy kobiety i mężczyzn z Afryki. Teraz zabieramy ich dzieci”, stwierdziła Turner.


To, co najważniejsze
Madonna nie ma sobie jednak nic do zarzucenia. Uważa, że nie złamała prawa i racja jest po jej stronie. A każdy, kto znalazłby się na jej miejscu i miał możliwości, zrobiłby to samo, co ona. Zdaniem Madonny jednak działania, jakie podjęto przeciw niej, mogą zniechęcić innych. „Obawiam się, że jest wielu równie zamożnych i wpływowych ludzi, którzy mogliby zrobić dużo dobrego. Po tym jednak, co mnie spotkało, mogą nie chcieć pakować się w kłopoty”, stwierdziła w rozmowie z Oprah Winfrey. „Ostrzegano mnie, żebym starała się o dziecko w Kenii albo w Etiopii, gdzie są wyraźne przepisy w sprawie adopcji. Mówiono mi: »Tylko nie Malawi. Tam nie ma żadnego prawa«”, potwierdziła niedawno. „Ale wydawało mi się, że nie tylko dla mnie, ale i dla wszystkich najważniejsze jest dobro dziecka. Jak się okazuje – niesłusznie”.

Magda Łuków/ Viva!

Redakcja poleca

REKLAMA