Maciej Zień o kontrowersjach wokół pokazu w kościele

Maciej Zień o kontrowersjach wokół pokazu w kościele
Pierwszy wywiad na temat pracy projektanta
/ 08.01.2014 11:15
Maciej Zień o kontrowersjach wokół pokazu w kościele
- Po co pokaz mody w kościele? Żeby ucieszyć szatana?
Nie. Po to, żeby pokazać, że świat się zmienia. Moda jest komentarzem do tego, co się dzieje w społeczeństwie.

– A jako że my przestajemy tak bezkrytycznie kochać Kościół, to dlatego w kościele?
Tak.

– I masz babo kieckę… Omal nie doszło do powtórnej konsekracji kościoła po Pana pokazie. Spodziewał się Pan takich protestów?
Może nie aż takich… Ale moja moda kierowana jest do trochę innych ludzi. Ci, którzy krzyczeli, nigdy nie będą moimi klientami. A od swoich klientek dostałem wiele gratulacji i jestem bardzo zadowolony z efektu, który osiągnąłem.

– Pysznie. Ale kościół, przynajmniej dla wierzących, to sacrum.
Tam nie było podczas pokazu sacrum.

– Jak to? Widziałem Pana zdjęcie na tle stołu, za którym było tabernakulum, w którym – jak mniemam – było Ciało Chrystusa.
Nie było Ciała Chrystusa.

– Wyjęli?
Wyjęli, oczywiście. Przełamywa-
nie tabu przez artystów jest jak najbardziej wskazane, nie chcę tutaj używać górnolotnych słów…

– Walnijmy, walnijmy!
Sztuka jest językiem arystokracji, tak przynajmniej kiedyś mówiono.

– Ale porywa masy.
O to też w sztuce chodzi, żeby poruszała. Niejedna z moich klientek bardzo się wzruszyła i miała łzy w oczach na moim pokazie. Tak przynajmniej mi to relacjonowały.

– Co je tak wzruszało?
Sama atmosfera.

– Że kościół?
Na pokazy ludzie wchodzą z wielkim hukiem, awanturują się, że „ona tutaj siedziała, ona miała miejsce”. Zawsze mnie to trochę irytowało, że zapraszam elitę warszawską, polską, a tu ludzie jak przekupy. A w tym kościele wszystko odbyło się bardzo po cichu, z godnością. 

– Obserwował Pan, jak wchodzą?
Oczywiście, zza kolumny.

– Żegnali się wodą święconą?
Nie. Przecież przyszli na pokaz mody.

– Pytam, bo Polak, jak wchodzi do kościoła, nawet niewierzący, to ma odruch krzyża. A wyspowiadał się Pan potem z tej wystawy?
Nie musiałem, to wszystko było za przyzwoleniem księży. Zresztą po pokazie widziałem się z jednym z księży, bardzo piękny miałem wywiad w TVP Kultura, gdzie był jezuita, który mnie bronił i mówił…

– Ci przebiegli jezuici…
…że kościół czasów komunizmu był też miejscem spotkań ludzi, artystów, czyli że nie tylko msza.

– Kościół w czasach średniowiecza, renesansu, baroku był nawet miejscem, gdzie artyści się rodzili.
Nie chcę się porównywać do nich, bo byłoby to nadużyciem, ale nie miałem hamulców, żeby – jako artysta – w kościele pokazać swoje prace. Bo do swojej mody podchodzę jak do sztuki. Są to sukienki szyte w pojedynczych egzemplarzach, a ilość pracy w nie włożona śmiało pozwala je nazwać sztuką. 

– A w którym momencie uznałby Pan, że jest świętokradcą i bluźniercą?
Gdybym pokazał rozebrane modelki, szukał taniej sensacji albo zrobił coś na wzór czarnej mszy.

– Był pokaz, kościół na szczęście ocalał, można dalej odprawiać msze, choć były wątpliwości. Odprawiono mszę przebłagalną. Był Pan na niej?
Nie, zresztą gdybym był, to nie wiem, co by się ze mną stało.

– Mógłby Pan gruchnąć na kolana na środku kościoła, walnąć się w piersi. Katolicy bardzo to lubią.
Tak? Być może ja nie czuję, że zrobiłem coś złego.

– Jest Pan więc teraz bogatszy o doświadczenie skandalu. Czy skandal w polskiej modzie pomaga?
Bardzo wiele klientek już było i pozamawiało po pół kolekcji. Moje topowe klientki na pewno się
poznały na tym „skandalu”. Ja każdy
pokaz traktuję trochę jak egzamin, więc ten egzamin zdałem na piątkę.

– A byłby Pan skłonny, jako projektant, wziąć się za bary z tymi ikonami polskiej mody, jak na przykład strojem dziewczynki sypiącej kwiaty w Boże Ciało albo strojem polskiego małego ministranta? To są ikony.
To by było nie na miejscu z mojej strony. Jeżeli jestem zapraszany do kościoła, to nie chciałem robić taniej prowokacji.

– A wyobraża Pan sobie, że ten model stroju, jaki obowiązuje w Kościele katolickim, czyli sutanna, szal haftowany – nazwijmy tak ornat, dałoby się upowszechnić? Model męskiej sukni zapinanej na dziesiątki guzików z przodu.
W takich sukienkach chodzą już mężczyźni w Paryżu, w Londynie i to nie jest nic nowego.

– Czemu u nas nie mogę ich kupić?
Bo nie ma na to rynku, ale jeżeli będzie pan chciał, to chętnie to panu uszyję.

– Ja w takiej sukni bym pochodził. Zgłoszę się. I w Kościele katolickim, i w religii muzułmańskiej, i w buddyzmie święci mężowie, ale nie tylko, zwykli też chodzą, umownie rzecz biorąc, w sukniach. Może to jest jakiś zapomniany przez nas, ludzi Zachodu, archetyp mężczyzny? Można się spodziewać jakiegoś renesansu sukni dla mężczyzny?
On już trwa. Najbardziej znany projektant, który bardzo mocno to promuje od kilku lat, to Jean-Paul Gaultier. Potem Eric Owens, który ma bardzo dużo sukienek dla facetów, spódnic, długich T-shirtów, które przypominają sukienki.

– Pan czasem się budzi i myśli: Gdzie ja wylądowałem z tego mojego Lublina? Rany Julek!!!
Coś podobnego przeżyłem, kiedy po ostatnim pokazie zaproszono mnie na wywiad do TVP Kultura. 

– Panu się te projekty śnią czy boleśnie wymyślają?
Nie mogę powiedzieć.

– Dlaczego?
Dlatego, że… Powiem metaforycznie: wchodzę w inne stany swojej świadomości.

– I to pomaga?
Tak. Bo się uwalniam, totalnie relaksuję, wchodzę na inny poziom milczenia.

– A sam z siebie nie może się Pan tak zrelaksować?
Nie tak szeroko, no oczywiście w pracy nie jestem non stop, ale początek tej kolekcji na pewno powstał pod wpływem takich myślowych wędrówek. Odpłynąłem totalnie, zacząłem oglądać, szperać w Internecie, co może być ciekawego, i nagle natknąłem się na tematy bardzo kościelne. Zacząłem od Mieszka I, a później pomyślałem sobie: Matko święta, jaka potęga, jaka to jest niesamowita moc, jaka energia! Tylko jednego dnia troszeczkę zwątpiłem, złapałem stracha. 

– No to skąd ten strach?
Jak wszedłem do tego kościoła i powiedziałem do księdza proboszcza: „Trochę się boję, w sumie nie wiem, jak to będzie odebrane”. A on mówi: „Słuchaj, sam sobie wybrałeś taki trudny temat, więc teraz musisz go zrealizować”.

– A istnieje coś takiego, jak wyścig szczurów projektantów?
Tak.

– To smutne.
Dlaczego, to jest bardzo mobilizujące! My się nakręcamy wzajemnie! Każdy chce, żeby jego pokaz był najładniejszy, stroje najpiękniejsze i nie ma w tym nic złego. To nie jest poczucie konkurencji, które działa na mnie destrukcyjnie.

– Ale chyba konkurujecie po to, żeby jeden drugiego zniszczyć, wyprzedzić?
Wyprzedzić – tak, ale nie zniszczyć.

– Wyobraża Pan sobie sytuację, w której Pana marka upada, bo inni są lepsi?
Jeżeli ktoś dopuszcza do tego, żeby być gorszym… Ja do tego nie dopuszczam, cały czas mierzę się z tym tematem. Ale jest milion marek i dla każdego jest miejsce. Jeżeli klientka kupuje u mnie sukienkę, to nie znaczy, że nie pójdzie do Gosi Baczyńskiej czy Ani Kuczyńskiej.

– Wszystkich ma teraz na jednej ulicy Mokotowskiej, więc ma dużo łatwiej.
I może dokonywać wielu wyborów. Grunt to zyskać grono stałych klientek, którym odpowiada nasz styl, i ich nie zawieść.

– To jest emerytura, rozumiem, dla projektanta?
Nie, to jest coś, co nam pozwala realizować nasze marzenia, bo bez pieniędzy, niestety, nie spełnimy swoich marzeń o pięknym pokazie.

– Ile taki pokaz kosztuje?
To jest około 150–200 tysięcy
złotych.

– A ile takich pokazów rocznie musi Pan zrobić?
Dwa.

– Pojawia się czasem w Panu strach, że oto nadchodzi moment, w którym trzeba pokazać kolekcję wiosna–lato, a Pan nie ma żadnych pomysłów?
Bywają takie lata.

– I co wtedy?
Depresja.

– I pierzyna, alkohol czy seks?
Staram się z tego wyjść, rozmawiając z mądrymi ludźmi, staram się trafić do problemu gdzieś w głębi siebie, szukam przyczyny, dlaczego tak się dzieje.

– Projektant musi brać udział w każdym z tych dwóch dorocznych wyścigów czy może sobie któryś odpuścić?
Pewnie może, ale to pole działania ambicji! Rok temu miałem trudną sytuację, wymyśliłem sobie ważkę, że to jest fajny owad, niby piękny, ale wygląd ma niebezpieczny. Motyw dobry dla zadziornej klientki. I na ten sam pomysł wpadli McQueen i Gucci, a oni swoje kolekcje pokazali wcześniej. Mieliśmy już poszyte sukienki na planie ważki z aplikacjami, wyszywane, wyhaftowane! Musiałem to zmienić, bo wiem, w jakim kraju mieszkam, i ludzie tutaj najchętniej piszą źle, toteż napisaliby, że skopiowałem. Szybko pojechałem do Paryża – chodzenie po nim zawsze zdaje egzamin, zawsze na coś można wpaść, coś cię zainspiruje. 

– Ale co Pan ma z tymi owadami? Były ważka, skarabeusz…
Fascynują mnie! I wtedy znalazłem sklep w Paryżu, prowadzony przez Polkę, która sprzedaje zwierzęta, specjalnie preparowane, i ja tam te owady sobie kupuję. I wieszam w domu. I skarabeusz uratował kolekcję i pokaz. 

– Kiedy Pan mówi o modzie, która ma obserwować świat, to można by pomyśleć, że za kilka lat takie atelier, jak Pana na Mokotowskiej, zmieni się w jakąś redakcję, że będą tam pracowali redaktorzy, dziennikarze, że będą zbierali informacje, analizowali je… 
To już jest! To są domy kreatywne! Jest mnóstwo domów kreujących trendy, wyszukujących trendy. 

– Pan mówi o modzie, a ja mówię o polityce, że będzie Pan miał specjalistów od Azji Mniejszej i oni powiedzą Panu, co tam się dzieje z ludźmi, że narasta tam bunt. 
Moda już dziś korzysta z tego, trzeba obserwować wszystko i czytać, żeby trafić z kolekcją w punkt. Jeżeli w poprzednim sezonie wiosna–lato i początek jesieni było bardzo modne moro, to dlaczego? Dlatego, że to moro oglądamy cały czas w telewizji, te obrazki przenikają do naszej głowy. I nagle chcemy wyglądać jak żołnierze, oni są dla nas bohaterami. 

– Dożyjemy takich czasów, kiedy więcej będą mówiły o świecie nas otaczającym pokazy mody niż media?
Nie, to wszystko razem musi być połączone. I na pewno czeka nas pewien przełom, przynajmniej w Polsce. Dzięki transmisjom w Internecie pokazy w Polsce będą coraz bardziej masowo oglądane. Bardzo mocno wierzę w świat matrixa, w to, że już tak naprawdę część naszego życia jest w matriksie.

– Co to jest matrix?
Życie w cyberprzestrzeni. Dla mnie kreowanie swojego profilu na Facebooku to jest nic innego, jak avatar, który na razie jeszcze nie ma ciała. Ale to nie jesteśmy my, bo pokazujemy siebie w najszczęśliwszych momentach, dobrze zrobieni, niektórzy jako buźkę z windy. 

– Po co w tym uczestniczyć, skoro to nie jesteśmy my, po co to kreować? Życia Panu nie szkoda?
Ja nie kreuję tego, tylko wierzę w to, że będzie taki świat… I będzie świat arystokracji, znowu wrócimy do czasów arystokracji…

– Ci, którzy nie będą w matriksie, to będą arystokraci?
Tak i, moim zdaniem, oni będą naprawdę tworzyli, będą znowu rządzili krajami. Taką mam wizję. Że to będzie miasto za bramą, piękne.

– Chciałby Pan w tym mieście żyć? 
Tak.

– To będzie straszne, bo to będzie miasto hipokrytów. 
Dlaczego hipokrytów?

– Należenie do każdego rodzaju kasty wymaga hipokryzji, bo w obrębie kasty nie okazujemy prawdziwych emocji, prawdziwych uczuć, ponieważ to zaburza nasze poczucie klasy, mylone z szacunkiem dla siebie nawzajem.
Ale mi się wydaje, że czasy arystokracji wrócą, choć nie będzie się ona zachowywać jak arystokracja setki lat temu, bo teraz są inne czasy. Znam akurat bardzo dobrze rodzinę Radziwiłłów, oni są normalni, ale mają inne ideały, a mają tę tradycję…

– Może to tylko kompleksy prowincjusza?
To nie są kompleksy! Poznałem Karola Radziwiłła – jest to jeden z moich najlepszych przyjaciół i nie zawiódł mnie nigdy! Wręcz przeciwnie, ma piękne cechy charakteru. Zaczął mi opowiadać o swojej rodzinie, pokazywać stroje jego praprababki, ja się tym zachłysnąłem! I jeżeli ktoś chce mnie nazwać hipokrytą, to niech nazwie, mnie to nie interesuje. Dla mnie zawsze ważniejsze jest moje szczęście.

– Ale skoro Pan o szczęściu… A euforia się Panu przytrafia?
Euforia…

– Nie wygląda mi Pan na człowieka, który byłby w stanie się zatracić. Jest silna samokontrola? 
Tak.

– Artysto, nie budzi to w Panu żalu, że jest jednak ograniczony tą niechęcią do zatraty?
Nie, kocham swoje życie. Nic bym nie chciał w nim zmienić, żadnego momentu! Ja bardzo mocno wierzę w energię, którą mamy, i że sami jesteśmy energią. Dyskutowałem o tym bardzo długo z księdzem i on stwierdził, że teoria jest bardzo ciekawa i że pomyśli. 

– Powinien się z tego wyspowiadać. 
Nie, myślę, że Kościół jest gotowy na… 

– Nie tylko na Zienia, ale i…?
Na zmiany.

Rozmawiał PIOTR NAJSZTUB
Zdjęcia Adam Pluciński/Move
Stylizacja Marcin Dąbrowski/mrdynamo.com
Makijaż i fryzury Paweł Bik
Scenografia Wito Bałtuszys
Produkcja sesji Piotr Wojtasik

Redakcja poleca

REKLAMA