Krystian Wieczorek wywiad "Flesz"

Krystian Wieczorek fot. AKPA
Bożyszcze kobiet i najpopularniejszy serialowy amant zdradza swoje tajemnice
/ 27.09.2013 17:00
Krystian Wieczorek fot. AKPA

Tego spotkania zazdrościły mi chyba wszystkie koleżanki z redakcji. Kto nie chciałby pójść na wywiad z Viva! Najpiękniejszym Krystianem Wieczorkiem (38)? Królem seriali, filmowym amantem i ulubieńcem widowni (oczywiście głównie żeńskiej). Spotykamy się w kawiarni na warszawskim Powiślu, gdzie mieszka. Widać, że aktor jest tu bardzo lubiany. Obsługa traktuje go jak dobrego znajomego, sąsiedzi pozdrawiają. Piotr Gąsowski podchodzi na chwilę, by osobiście pogratulować mu roli w „Czasie honoru”. Zaczynamy rozmawiać i… niechcący wylewam Krystianowi kawę na spodnie. „No to po wywiadzie”, myślę spanikowana. Na szczęście aktor ma w sobie dużo luzu i zamiast się zdenerwować, wyciera spodnie i spokojnie wraca do rozmowy. Po dwóch godzinach jestem już pewna: ten facet naprawdę potrafi zauroczyć…

Kiedy cztery lata temu robiłam z tobą pierwszy wywiad, mówiłeś, że nie musisz przeprowadzać się do Warszawy, bo Trójmiasto jest tylko parę godzin drogi stąd. Mieszkałeś wtedy z dziewczyną, grałeś w Teatrze Wybrzeże i nie miałeś prawa jazdy. Teraz wszystko jest inaczej!

Pod względem zawodowym, geograficznym i matrymonialnym dużo się zmieniło, ale to, co wcześniej było dla mnie ważne, jest ważne nadal. Na pewno dojrzałem i straciłem ten rodzaj naiwności, która utrzymywała mnie w przekonaniu, że wszystko da się pogodzić, a koszty tego będą znikome. Tak pięknie nie jest. Nie jestem jednak osobą, która żałuje przeszłości, co nie znaczy, że nie wyciągam wniosków z tych doświadczeń. Coś straciłem, ale i dużo zyskałem. Mam nadzieję, że bilans mam dodatni.

No to jak ci się mieszka w stolicy?

Warszawa to jest miasto połamane i rozproszone, architektoniczny koszmarek, w którym się mieszka raczej z konieczności, szczególnie w moim zawodzie. Takie miejsce do pracowania. O wiele lepiej czułem się w Krakowie czy Gdańsku, ale generalnie coraz częściej mam poczucie, że miasto, abstrahując już od stolicy, jest średnim miejscem do życia. Miasto zagłusza i rozprasza, a mnie potrzeba ciszy, spokoju i tras biegowych. Zima w mieście jaka jest, każdy wie. Ironia losu polega też na tym, że gdy przeprowadziłem się do Warszawy, zacząłem pracować w innych miastach. Ostatnio odkrywam uroki wschodnich terenów, bo serial „To nie koniec świata” kręcimy w Białej Podlaskiej. Jak widać, los funduje mi ciągły ruch, wiecznie w drodze.



I to swoim samochodem. Gratuluję zrobienia prawa jazdy!

Dzięki. Przez tych kilka miesięcy zrobiłem tyle kilometrów, ile niektórzy w rok. Ale w samym posiadaniu prawka nie ma nic wyjątkowego, wyjątkowy to jest jego brak. Z trywialnej rzeczy zrobiła się wielka sprawa, bo w paru wywiadach powiedziałem, że nie prowadzę auta. A że na swój temat nie dostarczam zbyt wielu interesujących informacji, oprócz tych zawodowych, to zrobiło się wielkie halo. Poza tym nigdy nie czułem ujmy na honorze z powodu braku umiejętności prowadzenia samochodu. Odkryłem za to, że większość ludzi myśli bardzo stereotypowo i mężczyzn zawsze kojarzy z samochodami. A to przecież jest fałszywy obraz. To tak, jakby jedna umiejętność miała określać całą resztę. Bzdura kompletna.

Zainteresowanie tobą mnie nie dziwi. Mam wrażenie, że bez Wieczorka nie ma serialu – pojawiasz się prawie w każdej stacji!

Bez przesady, nie ma w tym nic wyjątkowego. Naturą aktorstwa, mówiąc najprościej, jest zmienność. Jesteśmy ludźmi do wynajęcia. To, że podróżuję z jednej telewizji do drugiej, jest w tym zawodzie czymś zupełnie naturalnym. Nikogo nie dziwi przecież, że aktor gra gościnnie w kilku teatrach. A pojawiam się, bo ktoś mnie zatrudnia, bo ktoś widzi mnie w takiej, a nie innej roli. Chcę pracować tam, gdzie jest ciekawa rola do zagrania. Teraz, muszę przyznać, mam wyjątkowo ciekawe zadania aktorskie.

Wiem, wiem – Paweł, twój bohater w „To nie koniec świata”, jest ci bliski. Nie mów tylko, że stałeś się cynicznym mieszczuchem, tak jak on.

Nie, nie. Ta postać jest mi bliska przez analogie sportowe, bo ja też kiedyś myślałem o karierze sportowca i te marzenia tak samo przerwała kontuzja. A jeśli chodzi o podobieństwa charakterologiczne, to tu różnimy się zupełnie. I to jest właśnie ciekawe, bo co to za wyzwanie grać siebie, tylko przebranego za kogoś innego. Chociaż myślę, że aktorzy mają tak „porozciąganą” osobowość, że ciężko czasami się zorientować, gdzie kończy się aktor, a gdzie zaczyna się postać.

Nie przeszkadza ci, że to kolejna rola amanta? Chyba cię trochę zaszufladkowano jako niebieskookiego przystojniaka.

Amant to bardzo anachroniczna szufladka. To by oznaczało, że ciągle gram to samo, a obsadzany jestem głównie z powodu wyglądu, a tak przecież nie jest. Grałem różne role i różne charaktery. Fakt, te postacie wyglądają jak ja, ale oprócz twarzy niewiele nas łączy. I tak najbardziej liczy się prawda emocji. Pop-media taką już mają naturę, że niejako z założenia upraszczają, żeby być bardziej komunikatywnymi. Niestety nie chce im się prześledzić i przeanalizować tego, co robiłem do tej pory, tylko idą drogą na skróty, wrzucając mnie do takiej, a nie innej szuflady. Łatwiejsze okazuje się zaglądanie do czyjegoś portfela czy do majtek niż dowiedzenie się czegoś o człowieku.



Ja właśnie cały czas próbuję się czegoś dowiedzieć! Zawsze partnerujesz pięknym kobietom. Jak się pracuje z gwiazdami z okładek?

To zdolne, inteligentne i profesjonalne aktorki, którym zależy na wiarygodności granych przez siebie postaci. Chciałbym też rozwiać wyobrażenia o ich jakoby gwiazdorskich zachowaniach. Ja się z czymś takim nie spotkałem, a doniesieniom medialnym nigdy nie wierzyłem. Muszę kogoś poznać, żeby mieć o nim własne zdanie.

A to nie jest przyjemne, gdy posądzają cię o romanse z samymi pięknymi kobietami? Marta Żmuda Trzebiatowska, Anna Czartoryska, Joasia Koroniewska, Maja Bohosiewicz...

Póki nie pojawię się oficjalnie z żoną, to media będą pisać takie bzdury. Jakby nie można było się z kimś po prostu kumplować… Towarzystwo pięknej kobiety jest przecież miłe (śmiech). A z plotkami na mój temat nie wchodzę w dialog, bo czasu i tak mam dla siebie mało. Głupotą byłoby tracić go na tak nieistotne zajęcie.

A jaka jest prawda? Nie chcesz się ożenić i założyć rodziny?

A kto powiedział, że nie chcę? Tyle że od chcenia do realizacji jest dosyć daleka droga. Przecież nie wyjdę na miasto z transparentem „Szukam żony!” (śmiech). To moja intymna i prywatna sprawa.

Może tak naprawdę nie chce ci się już nikogo szukać?

Oj, bardzo mi się chce, uwierz mi. Ale miłość to jest chyba jedyna rzecz w życiu, na którą zupełnie nie ma się wpływu. Ja nie jestem tu wyjątkiem.



To dobrze, bo już myślałam, że jesteś zatwardziałym singlem, który nie pozwala wchodzić nikomu na swoje terytorium. Takim samotnikiem.

Ja jestem zwierzę lubiące się dzielić, ale coraz mniej towarzyskie, przyznaję. Samo słowo singiel mnie irytuje, jakby język polski był ubogi, a przecież nie jest. Ale to tak na marginesie. Bycie samemu pozwala się w siebie wsłuchać, a to doświadczenie bezcenne. Aczkolwiek bycie z kimś i dla kogoś uważam za sens życia, przynajmniej mojego. Po różnych doświadczeniach zawsze się okazuje, że więzi z ludźmi są najważniejsze. Poza tym z naturą nie ma co dyskutować. Trzeba ją tylko zrozumieć i jej się poddać.

Widzę, że masz to wszystko dokładnie przemyślane. A przyznałeś ostatnio, że czujesz się jeszcze dzieciakiem...

Ale to nie oznacza, że jestem niedojrzały. Miałem na myśli otwartość i wrażliwość, taką gotowość do zachwycania się małymi rzeczami. Też przy okazji aktorstwa, bo myślę, że pielęgnować w sobie dziecięcą wrażliwość to wręcz mój obowiązek. Przecież nie miałem na myśli, że jestem gówniarzem!

Jako nastolatek chciałeś być przystojny czy mądry?

Ciekawe pytanie, nigdy nie myślałem, że jedno wyklucza drugie (śmiech).

Ale o wygląd dbasz. Sport to chyba nadal twoja wielka pasja?

Sport to sposób na ogarnianie chaosu. Poza tym, w sporcie trzeba przestrzegać zasad, a to daje dużo satysfakcji i zauważalne efekty, które można obiektywnie oceniać. Tego nie daje aktorstwo, bo tam wszystko jest subiektywne i zależne od gustów. Kryteria w sporcie są jasne i przejrzyste. To mi bardzo odpowiada. Muszę też przyznać, że jestem szczęściarzem, bo odnalazłem w końcu sport, który stał się moją prawdziwą pasją. Mówię o narciarstwie biegowym.



Nie chcesz być gwiazdą triathlonu? Teraz to takie modne wśród artystów.

Na szczęście z modami zawsze mi było nie po drodze, ale myślę, że większość moich kolegów robi to dla zdrowia, a nie z potrzeby popularności. Uprawianie każdego sportu wzbudza we mnie szacunek i podziw, a triathlonu szczególnie, bo to dyscyplina wytrzymałościowa, tak samo jak narciarstwo biegowe. Wiem, ile trzeba poświęcić, żeby dojść do jakichś efektów.

Jesteś zadowolony z tego, co osiągnąłeś do tej pory?

Raczej tak, ale staram się nie chwalić dnia przed zachodem słońca (śmiech).

Redakcja poleca

REKLAMA