Agnieszka Osiecka mówiła o Maryli Rodowicz, że jest nieśmiertelna, a pisanie dla niej to szycie na miarę. Nie ma chyba w Polsce nazwiska, które tak silnie i na tak długo zapisałoby się w historii rodzimej piosenki.
Znamy ją jako blond piękność z gitarą na opolskim i sopockim festiwalu. Cała Polska z zainteresowaniem przyglądała się jej związkom z mężczyznami, m.in. z Danielem Olbrychskim. Uwielbiamy ją jako zapracowaną mamę i zakochaną żonę. Ale kiedy wchodzi na scenę w swoich szalonych kostiumach, tłum milknie i wszyscy słuchają, jak śpiewa.
Od zakonnicy do bardotki
Maria Antonina (bo tak naprawdę ma na imię Maryla Rodowicz) urodziła się w Zielonej Górze, ale dzieciństwo spędziła we Włocławku, gdzie chodziła do przedszkola prowadzonego przez siostry zakonne. – Chociaż były surowe, ciekawiły mnie ich kostiumy, takie tajemnicze… – mówi „Party” Maryla Rodowicz o swoim dziecięcym marzeniu, by zostać zakonnicą. – Potem zafascynowałam się Brigitte Bardot i chciałam bardziej wyglądać jak ona niż jak zakonnica – dodaje.
Maryla chodziła do szkoły baletowej, ale od najmłodszych lat jej pasją był sport. Kiedy miała 14 lat, zajęła trzecie miejsce w Polsce w biegu na 80 metrów. Uczyła się też gry na skrzypcach i marzyła o śpiewaniu oraz aktorstwie. Nie była wzorową uczennicą. Urywała się z lekcji, chodziła na prywatki. Kochała się w Presleyu i Beatlesach.
Próbowała swoich sił na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie i Gdańsku, ale się nie dostała. Marzyła o weterynarii – oblała chemię na egzaminach. Ostatecznie zwyciężyła miłość do sportu – jest absolwentką warszawskiej AWF.
Nie zapomniała jednak o śpiewaniu. Jej babcia udzielała się w chórze kościelnym w Wilnie, mama – w chórach zakładowych. Maryla próbowała swoich sił w klubach studenckich.
Dziewczyna w bananówie
W 1967 roku piosenką „Jak cię miły zatrzymać” wygrała Konkurs Piosenkarzy Studenckich w Krakowie. Lawina ruszyła…
Lata 60. i 70. należały do Maryli. Jej piosenki śpiewali nie tylko fani z Polski, ale całego bloku wschodniego. W 1969 roku piosenką „Mówiły mu” Maryla wygrywa Opole. Rok później opolski festiwal podbija hit „Jadą wozy kolorowe”. Wystarczy poczekać trzy lata, a Maryla wylansuje swój największy hit: „Małgośkę”. – Przez te wszystkie lata nikt, nigdy nie zaśpiewał lepiej od niej tej piosenki. Ona jest niedościgniona – mówi Leszczyński.
Zaczęły się trasy koncertowe po całej Polsce i zagraniczne wyjazdy. W 1978 roku Maryla śpiewała na Kubie, poznała Fidela Castro. Koncertowała w ZSRR (Agnieszka Osiecka nazwała ją „Madonną RWPG”). Zdobyła tam zresztą niebywałą popularność, podobnie jak w ówczesnej Czechosłowacji. Natomiast z częstych wyjazdów na koncerty do NRD wspomina zakupy, na które dzięki przepustce wybierała się do Berlina Zachodniego, gdzie kupowała buty i ciuchy.
Jak miłość, to szalona
„Bycie artystką jest bardzo egoistycznym zajęciem, trudno się wyzwolić od myślenia o sobie”, przyznała Maryla w jednym z wywiadów. Na swoim koncie ma związek z czeskim menedżerem Frantisem, dla którego przez dwa lata mieszkała w Czechosłowacji. Trzy lata była związana z Danielem Olbrychskim. W swojej książce „Niech żyje bal” opisała niezwykły początek ich znajomości. Pewnego dnia (w 1977 roku), zamiast swoim porsche 914, wróciła do Warszawy pociągiem. Samochód został w Lublinie z jej ówczesnym menedżerem, który zaproponował Olbrychskiemu, że może się przejechać autem Maryli. Tak też zrobił. „Wrócił do stolicy i wysłał do mnie bardzo zaczepną kartkę, mniej więcej tej treści: »Nieznani fetyszyści porwali Pani samochód, tulę się do kierownicy (na razie)«”, wspomina w książce Rodowicz. Daniel Olbrychski powiedział „Party”, że był bardzo w Maryli zakochany. – Myślałem, że to będzie miłość na całe życie. Mam wiele ciepłych wspomnień z tamtych lat, ale też trochę bolesnych, bo to przecież Maryla ode mnie odeszła – mówi aktor.
Głośno było o jej przelotnym romansie z synem premiera Andrzejem Jaroszewiczem. Potem związała się z Krzysztofem Jasińskim, założycielem i dyrektorem krakowskiego Teatru STU, z którym ma dwójkę dzieci.
Z poprzedniej epoki
W 1979 roku Maryla urodziła syna Jasia. Sprzedała porsche, kupiła poloneza. Zamieszkała w M-3 na Ursynowie, gdzie wciąż psuła się winda, wyłączano wodę. W jednym z wywiadów wyznała, że macierzyństwo jest piękne, ale trzeba umieć się dobrze zorganizować.
W stanie wojennym urodziła Kasię. – Wtedy było szczególnie ciężko. Z dwójką maluchów, bez telefonu, bez mebli – mówi „Party” artystka. Szczególnie, że właśnie wtedy jakby skończyła się jej złota passa. – Zmiany polityczne i społeczne spowodowały, że ludzie woleli mocnego rocka z zaangażowanymi tekstami. Moje liryczne piosenki: „Wsiąść do pociągu” czy „Leżę pod gruszą” zostały niejako wyparte przez repertuar Lombardu, Perfectu, Kultu – tłumaczy Maryla. – Jej kariera przygasła w latach 80., bo była kojarzona z poprzednią epoką – dodaje Leszczyński.
W stanie wojennym śpiewała w zadymionych klubach w Chicago i Nowym Jorku, by dorobić.
A potem zły los się odwrócił. I choć sukcesów zawodowych nadal brakowało, pojawiła się upragniona miłość.
Druga połówka
„Agnieszka Osiecka mówiła mi, że związki z artystami to dla mnie zły pomysł. Twierdziła, że potrzebuję inżyniera”, wspomina Maryla. To Osiecka, najlepsza przyjaciółka, zaaranżowała jej pierwsze „przypadkowe” spotkanie z Andrzejem Dużyńskim, gdy obie oglądały nieruchomości. „Zrobiła na mnie piorunujące wrażenie”, przyznał Dużyński.
Drugi raz spotkali się, kiedy Maryla szukała tłoka do samochodu. „Dostałam od Andrzeja piękny bukiet, a w nim był poszukiwany tłok”, opowiadała w „Zaciszu gwiazd”.
Wzięli cichy ślub. Świadkami była Agnieszka Osiecka i Seweryn Krajewski. Od ponad 20 lat są nierozłączni. On Skorpion, ona Strzelec. „Trafiły na siebie dwie połówki”, mówi Dużyński. „Nauczyłam się ustępować”, przyznaje Maryla.
Teraz najważniejsze jest dla niej szczęście dzieci (w 1987 roku na świat przyszedł syn Jędrek), bez których artystka nie wyobraża sobie życia. Zastanawia się jedynie, czy nie jest zbyt tolerancyjną mamą, ale skoro dzieci mówią o niej „dyktator”…
Sama ze sobą
Maryla Rodowicz jest indywidualistką. Po raz kolejny udowodniła to ostatnio, kiedy odmówiła przyjęcia Złotego Fryderyka za całokształt twórczości. „Artystka wyraża swoją dezaprobatę zarówno wobec kryteriów, jakimi kieruje się kapituła nagrody, jak i wobec samego składu tejże kapituły”, napisała na swojej oficjalnej stronie internetowej.
Udaje, że czas nie istnieje. Przyznaje też, że jest próżna i będzie używać wszelkich dozwolonych sztuczek, by oszukiwać go, jak długo się da. „Jestem jak wino – dojrzalsza, więc lepsza niż kiedykolwiek, wiem to”, wyznała niedawno. Swoje zdjęcia ogląda pod lupą. Nie ukrywa, że nie zawsze się sobie podoba, ma kompleksy, jak każda kobieta. Za to energii mogłaby jej pozazdrościć niejedna 20-latka. – Dostałam witalność w genach – powiedziała „Party” Maryla. – Poza tym napędza mnie muzyka.
Ma kilka pasji, którym jest wierna od lat. Kocha szybkie samochody, uwielbia łowić ryby. „Wędkowanie to dla mnie rodzaj medytacji”, mówi. Jeździ też na nartach, kocha konie, gra w tenisa, jest fanką piłki nożnej. I oczywiście uwielbia robić zakupy.
Eksplozja talentu
Nagrody, pełne sale koncertowe, imponująca dyskografia, wygrane plebiscyty. „Cierpiałam i nadal cierpię na nadmiar talentu”, z rozbrajającą szczerością przyznała w jednym z wywiadów.
Ciągle eksperymentuje, bo, jak największe gwiazdy muzyki – Bob Dylan czy Miles Davis, ma wewnętrzną potrzebę zmian.
W 2004 roku wzięła udział w programie „Muzyka łączy pokolenia” i zaśpiewała piosenkę zespołu Jeden Osiem L. Na płytę „Kochać” teksty piosenek napisała jej Kasia Nosowska, przy najnowszej pracowała z Andrzejem Smolikiem. – To próba pożenienia country z klimatami słowiańskimi. Mam nadzieję, że będzie wzruszała – mówi „Party” o swoim nowym krążku.
Niezaprzeczalnie jest królową polskiej estrady. Zdaniem Olbrychskiego Maryla jest jedną z najwybitniejszych artystek europejskich. – Obok Bajmu, Kayah i Budki Suflera jest najdroższą i najbardziej pożądaną artystką estradową. Jej pozycja na rynku jest niepodważalna – mówi „Party” Leszczyński. A Katarzyna Kanclerz, która pracowała z Marylą przy show „Trzymaj się swoich chmur” (1999 rok), twierdzi, że nie ma dla niej rzeczy niemożliwych: „Nigdy nie rezygnuje, podniecają ją trudności”. Krystyna Demska, żona Olbrychskiego, która zna Marylę od lat, w rozmowie z „Party” podsumowuje: – Nie ma polskiej piosenki bez Maryli Rodowicz. Przez następne 50 lat ona będzie ciągle nie do zdarcia.
Marta Tabiś / Party