Koniec amanta

Jako przystojny mecenas Korzecki w serialu „Magda M.” zdobył tysiące wielbicielek. Jednak Paweł Małaszyński nie chce skończyć jako serialowy amant.
/ 28.11.2007 10:02
Marzy o wielkim kinie i poważnych rolach – takich, jakie grał jego idol Bogusław Linda.

Już od czasów szkoły teatralnej Paweł Małaszyński jest zafascynowany aktorstwem Bogusława Lindy. Napisał nawet na jego temat pracę magisterską. O swoim ulubionym filmie „Zabij mnie, glino” mówi, że to popis mistrzowskiego kunsztu Lindy. Z idolem łączą go nawet pewne podobieństwa. Jest ucieleśnieniem kobiecych marzeń. Ma wizerunek twardziela. Kocha tylko jedną kobietę – swoją żonę. Nie bywa bohaterem skandali i ceni sobie życie rodzinne. Prawie jak Linda. No właśnie, prawie... Aby Paweł mógł doścignąć ideał, brakuje mu jednego – ambitnych ról, w których mógłby się wykazać.

Więzień seriali?
Jak każdy młody aktor po skończeniu szkoły teatralnej marzył o wielkich kreacjach. Ale to już nie te czasy, w których karierę zaczynał Linda, gdzie prym wiodło kino moralnego niepokoju. Dziś, żeby zostać zauważonym w filmowym świecie, trzeba grać w serialach telewizyjnych o wysokiej oglądalności. Producenci chcą mieć w obsadach filmów ludzi, których zna i kocha widownia. Swego czasu Małaszyński zdecydował się na epizod w „M jak miłość” (zagrał Marcina, ukochanego Hanki Mostowiak z lat młodości), który otworzył mu drzwi do kariery.

Choć chyba nie do końca takiej, o jakiej marzył. Nie posypały się bowiem ambitne propozycje. Paweł zatrudniany był niemal wyłącznie w serialach. Wystąpił w „Oficerze” i w „Oficerach”, czterech seriach „Magdy M.”, „Tajemnicy twierdzy szyfrów”, a teraz gra w „Twarzą w twarz”. I choć w rozmowach Paweł próbuje odciąć się od komercyjnych przedsięwzięć, mówiąc na przykład, że „Taniec z gwiazdami” to nie jest jego sposób na popularność, to tak naprawdę siedzi w komercji po same uszy.


Walka o wielkie role
Ratunkiem mógł być „Świadek koronny”, który miał otworzyć Pawłowi drzwi do wielkiego kina. Niestety, rola dziennikarza szukającego sprawiedliwości w gangsterskim świecie przeszła bez echa. Krytycy zachwycali się grą aktorów drugoplanowych – Więckiewicza i Bobrowskiego, a wysiłki Małaszyńskiego pominęli. Zastanawiano się, czy Paweł nie zrezygnuje z ambitnych produkcji. Przez pewien czas słychać było tylko o serialu „Twarzą w twarz” i o tym, że użyczył głosu w animowanym filmie o Żółwiach Ninja.

Aktor pracował już wtedy na planie nowego filmu Andrzeja Wajdy. W „Katyniu” zagrał Porucznika, który w 1940 r. znalazł się wśród jeńców wymordowanych w Katyniu. Rola, choć mała, została doceniona przez krytyków. „Żal, że nie dano więcej zagrać Małaszyńskiemu, który pokazał w tym filmie klasę” – pisali. A widzowie zachwycali się na forach internetowych: „Bije z niego siła i wiarygodność”, „Jego rola najbardziej porusza”.

Niedawno okazało się też, że potrafi zdystansować się do swoich serialowych postaci. W zrealizowanej przez Szymona Majewskiego „Magdzie M. 20 lat później” Paweł sparodiował Korzeckiego, udowadniając, że potrafi śmiać się z samego siebie. A to wśród aktorów rzadka umiejętność.

Brutalna rzeczywistość
Jakim aktorem jest Małaszyński? – O jego wartości świadczy fakt, że jest tak rozchwytywany – mówi Jan Englert. Czy uda mu się pozbyć metki aktora serialowego? Zależy mu pewnie na tym bardziej niż na wielkiej gaży, choć paradoksalnie nawet Linda wie, że dziś nie da się żyć z ambitnych ról. Aktor przyznał otwarcie, że do zagrania w sitcomie „I kto tu rządzi” skłoniły go pieniądze. – Zagrałem w ponad 60 filmach, powinienem mieć za co żyć, a nie mam. Dzięki serialowi zapewnię rodzinie byt – powiedział Linda w jednym z wywiadów. Paweł Małaszyński nie powinien się więc martwić, że jest gwiazdą komercyjnych produkcji. Nawet najzdolniejsi muszą za coś żyć.

Dominika Bartczak / Party

Redakcja poleca

REKLAMA