Kobiecość według gwiazd

Piękne, niezależne, spełnione – Danuta Stenka, Dominika Ostałowska i Maja Ostaszewska to nie tylko doskonałe aktorki.
/ 24.05.2006 16:02


„Vivie!” Danuta Stenka, Dominika Ostałowska i Maja Ostaszewska opowiedziały, jak stawały się kobietami i uczyły się akceptować siebie.


Danuta Stenka
Doskonale pamiętam, kiedy zaczęłam zmieniać się w kobietę. Jak ze szczypiorowatego dziewczęcia przeistoczyłam się w dość postawną pannę z wielkim biustem. To była tragedia! Z takimi kształtami podobałam się przeważnie dojrzałym mężczyznom; rówieśnikom, niestety, zbyt rzadko. Pamiętam, jak na początku mojej drogi zawodowej Izabella Cywińska, obsadziwszy mnie w jednej ze sztuk, zachwalała, że zagram tam piękną kobietę. A na mnie padł blady strach. Pomyślałam: „Jezus Maria, przecież cała widownia pęknie ze śmiechu!” Ale potem zaczęłam chudnąć, a przede wszystkim mądrzeć. I akceptować siebie. Lubię tę babkę, którą jestem teraz. Ze wszystkimi jej niedoskonałościami. Nauczyłam się być dla siebie wyrozumiała. Kiedy wstaję rano i zamiast twarzy, do której przywykłam, widzę w lustrze nadmuchany ponton, mówię sobie: „No trudno. Dzisiaj zaproponuję otoczeniu tę wersję”. Oczywiście nie będę udawać, że nie lubię się podobać. Bardzo lubię. I podejrzewam, że nie jestem w tym osamotniona. Prowokuję. I owszem. Jestem wielką fanką płci przeciwnej. Nie wyobrażam sobie życia bez flirtu, słownego ping-ponga. To dopiero jest szczęście zobaczyć nagle w tygrysie onieśmielonego, bezradnego chłopca! Myślę, że każda z nas musi swoją kobiecość odkrywać na własną rękę. Mam dwie córki. Młodsza ma dopiero 7 lat, natomiast starsza, 13-latka, jedną stópką weszła już w świat kobiecy. Coraz częściej rozmawiamy o chłopakach z jej otoczenia, ale nie staram się zasypywać jej złotymi radami. Moją uwagę przykuwają kobiety emanujące spokojem, którego fundamentem jest siła wewnętrzna, świadomość własnej wartości. A wszystko to zanurzone w poczuciu humoru, zwłaszcza na własny temat. Mam wielką nadzieję, że takie oto kobiety wyfruną w świat spod moich skrzydeł.

Dominika Ostałowska
Od najmłodszych lat zdecydowanie identyfikowałam się ze swoją płcią, bo już mając dwa lata odmówiłam wyjścia na plażę bez biustonosza. Mama bezwarunkowo musiała mi go uszyć. Potem z upodobaniem chodziłam w bardzo długich spódnicach, które nie znajdowały akceptacji u moich babć. Potem w podstawówce mama wplatała mi we włosy kolorowe kokardy, a ja czułam się wyjątkowo atrakcyjnie. Mimo to teraz miewam kłopoty z uświadomieniem sobie, że podobam się mężczyznom. Kiedy już się zorientuję, że ktoś mi się intensywnie przygląda, zawsze w pierwszym odruchu obawiam się, że może przesadnie jestem potargana albo może właśnie zaczyna mi się osuwać spódnica. Nie jestem więc nadmiernie wyczulona na to, jak odbiera mnie płeć przeciwna. Może dzieje się tak dlatego, że dorastałam w bardzo sfeminizowanym świecie. Nie miałam braci, nie zdążyłam już poznać swoich dziadków. Rodzice rozwiedli się, gdy miałam trzy lata. Wiele zmieniło się, kiedy poznałam mojego partnera Huberta (Zduniaka – przyp. red.). Kiedy cztery lata temu urodził się nasz syn, nagle okazało się, że mam w domu aż dwóch mężczyzn i muszę przyznać, że czuję się z tym komfortowo. Mój syn stara się wyglądać jak tata, naśladuje nawet jego sposób chodzenia, a mnie traktuje jak prawdziwą kobietę, z wyjątkiem chwil, kiedy próbuje po mnie skakać. Docenia, kiedy ładnie wyglądam. Ostatnio przerwał na chwilę zabawę, dotknął mojej sukienki i powiedział z uznaniem: „Jaka milutka”. Innego dnia stanowczo stwierdził, że jestem najpiękniejszą kobietą na świecie. „Wyglądasz jak księżniczka”, oświadczył. Czy można usłyszeć coś milszego?


Maja Ostaszewska
Kiedy byłam mała, chciałam być chłopcem. Wspinałam się na drzewa, chowałam po kryjówkach, jeździłam na deskorolce. Od koleżanek różniłam się nie tylko wyglądem (chuda, ostrzyżona na pazia), ale także marzeniami na temat kobiecości: one chciały być księżniczkami, a ja wyobrażałam sobie, że jestem elfem. Jestem wdzięczna rodzicom za to, że nie zasypywali mnie stereotypowymi poglądami na to, co to znaczy być dziewczynką, co panience, a później kobiecie wypada czy wolno. Z takich zawsze grzecznych, miłych i we wszystkim ustępujących chłopcom dziewczynek często wyrastają nieszczęśliwe kobiety, które nie potrafią walczyć o swoje zdanie i racje.
Miałam szczęście, bo przyszło mi dorastać wśród naprawdę wspaniałych kobiet. Moja mama była zawsze bardzo naturalna. Miała piękne długie włosy, nigdy się nie malowała i nosiła kolorowe spódnice do kostek. Natomiast babcia była damą. To dzięki niej odkrywałam uroki dawnej elegancji. Ja sama poczułam i doceniłam swoją kobiecość, kiedy zaczęłam akceptować i lubić samą siebie, kiedy przestałam rywalizować z mężczyznami. Wtedy też w gronie moich najbliższych przyjaciół pojawiło się więcej kobiet niż mężczyzn. Kobieca przyjaźń i solidarność to wielka siła. Kobiety, które podziwiam, są naturalne, świadome siebie i swojej siły. Wierzą w intuicję, potrafią odnaleźć w sobie spokój i harmonię, jednocześnie nie tłumiąc tego, co dzikie i wolne. Najbardziej kobieca czuję się wtedy, gdy kogoś kocham i jestem kochana. Teraz mam to szczęście – czuję się zakochana. Mogę dać tyle, ile potrafię i przyjmować od ukochanego mężczyzny to, co on mi daje.



Wysłuchała Iza Bartosz/ Viva!
Zdjęcia Piotr Porębski/Metaluna
Stylizacja Jola Czaja
Makijaż Julita Jaskółka/IsaDora
Fryzury Rafał Żurek/D’Vision
Produkcja sesji Ewa Opalińska.
Ubrania: Mango, Galeria Mokotów, ul. Wołoska 12, Warszawa, Dominika: kombinezon – Michał Starost/Forget-me-Not, ul. Chmielna 21/3, Warszawa.