To ten właśnie utwór usłyszała królowa Elżbieta II i zaprosiła młodziutką piosenkarkę do pałacu Buckingham. „Nie myślcie, że powiedziała, że jest fanką mojej muzyki. Nic z tych rzeczy. Usłyszałam od niej tylko tyle, że podoba jej się barwa mego głosu”, mówi „Vivie!” Melua.
Ta 21-letnia drobna dziewczyna nazywa dziś siebie najszczęśliwszą osobą na świecie, bo w ciągu ostatnich trzech lat w jej życiu wydarzyło się więcej, niż zdołałaby sobie wyobrazić. Jej dwie płyty: „Call of the search” i „Piece by piece” okazały się wielkim sukcesem. W samej Wielkiej Brytanii Katie sprzedała w ciągu roku więcej płyt niż Madonna i Mariah Carey. „Nigdy nawet nie śmiałam marzyć o takiej popularności. To oszałamiające”, przyznała piosenkarka. To jednak nie wszystko. Po latach starań ona i jej rodzina otrzymali też brytyjskie obywatelstwo. Bo Katie wychowała się w Gruzji. Brytyjką została zaraz po 20. urodzinach. „Przeszłam długą drogę i tak naprawdę nadal czuję się Gruzinką. Tylko pół serca oddałam Wielkiej Brytanii”, mówi ze śmiechem.
Batumi, ach Batumi
Katie Malua wychowała się w Batumi nad Morzem Czarnym. Bardziej od zabaw z rówieśnikami lubiła, gdy dziadek brał ją na kolana i wyśpiewywał pieśni ze swojej młodości. Mówi, że ciągle pamięta tamte melodie. I srogie gruzińskie zimy. Przez pięć miesięcy w roku w domu małej Katie nie było światła. Mieszkanie oświetlano jedynie świecami. Artystka doskonale też pamięta, jak matka wysyłała ją po wodę, której stale w domu brakowało, a nawet jeśli była, to i tak nie nadawała się do picia. „Ciężkie butelki z wodą trzeba było taszczyć na trzecie piętro do naszego mieszkania. To nie było łatwe życie”, opowiada Melua, ale dodaje zaraz, że to z tamtego czasu pochodzą jej najpiękniejsze wspomnienia.
Kiedy Katie miała osiem lat, jej ojciec, kardiochirurg, dostał pracę w Irlandii. Cała rodzina wyjechała do Belfastu. „Pamiętam to niesamowite uczucie, kiedy pierwszy raz zobaczyłam supermarket. Byłam oczarowana. Wcześniej takie rzeczy widziałam tylko w filmach”, opowiada artystka. To w Irlandii też odkryła kolejne zastosowanie świeczek. „Ze zdumieniem spostrzegłam, że na Zachodzie ludzie używają świeczek przede wszystkim do ozdoby. To mnie naprawdę zdziwiło”, opowiada. Belfast nie okazał się jednak ostatnim przystankiem w życiu rodziny Melua. Po pięciu latach ojciec Katie zdecydował, że wszyscy przeniosą się do Londynu. W stolicy Wielkiej Brytanii mieszkają do dziś. Katie mówi, że uwielbia deszczowy Londyn, ale do Gruzji jeździ co roku. „Nie wyobrażam sobie, że mogłabym nie odwiedzić tam swoich dziadków i przyjaciół”.
Marzenia do spełnienia
Katie zapewnia, że nigdy nie myślała o tym, żeby zostać piosenkarką. Marzyła o polityce. „Kiedy miałam 13 lat, bezustannie zastanawiałam się, co zrobić, żeby na świecie zapanował pokój. Widziałam, jak w Gruzji ludzie chcieli pokonać komunizm. Niewiele oczywiście z tego pamiętam, ale z każdym rokiem bardziej rozumiałam, jakie to było dla nich ważne. Chciałam zadbać o to, żeby już więcej nie musieli się martwić”, przyznaje Katie. Kiedy wraz z rodzicami zamieszkała w Londynie, jej plany uległy zmianie. Uparła się, żeby pójść do szkoły muzycznej. Wybrała Brit School of Performing Arts, którą skończyła z wyróżnieniem. Na jednym ze szkolnych przedstawień zauważył ją brytyjski producent Mike Batt. „Kiedy usłyszałem, jak śpiewa, pomyślałem, że taki głos to prawdziwy skarb. Postanowiłem, że Katie będzie gwiazdą”, opowiada. Nawet on chyba nie przewidział, że stanie się to tak szybko.
Kiedy w 2003 roku wyszła jej pierwsza płyta, z miejsca okrzyknięto ją nową Norah Jones. „Bardzo cenię Norah. Uważam, że ma fenomenalny głos, ale to śmieszne, kiedy mówią ci, że jesteś taka jak ktoś inny, gdy tymczasem ty jesteś po prostu sobą”, powiedziała „Vivie!”
Norah Jones nigdy zresztą nie należała do ulubionych wokalistek Katie. Ona zasłuchiwała się raczej w piosenkach Evy Cassidy, Boba Dylana czy zespołu Queen. Dziś, pytana o najwspanialsze wydarzenie w życiu, opowiada o charytatywnym koncercie, który odbył się rok temu w Kapsztadzie. Wtedy Katie wystąpiła u boku muzyków ze swego ulubionego zespołu. „Queen to dla mnie prawdziwa magia. Nigdy nie zapomnę tego, co działo się na scenie, kiedy mogłam śpiewać z muzykami tak bardzo związanymi kiedyś z Freddiem Mercurym”, wspomina. I mówi, że to dobrze, że nie została politykiem. „To chyba nie byłoby dla mnie. Mam nadzieję, że dzięki swojej muzyce będę mogła pomagać innym”.
Nie czas na miłość
Młoda gwiazda wcale nie chce żyć jak dorosła osoba. Nadal jeszcze nie wyprowadziła się z domu rodziców. Miliony dolarów, które już zarobiła na sprzedaży płyt, powierzyła mamie, twierdząc, że ona lepiej wie, co z nimi zrobić...
Pytana o to, czy sława ją męczy, natychmiast zaprzecza. „To wspaniałe, kiedy masz świadomość, że tak wiele ludzi na świecie zachwyca się twoją muzyką”, zapewnia. Zamieszaniem wokół siebie zniecierpliwiona była tylko raz, kiedy podczas trasy koncertowej okradziono jej pokój. Zdumiała się, kiedy okazało się, że złodzieje zabrali jedynie jej pamiętnik. „Nie rozumiem, po co komu moje zapiski. Tam był też rozpisany cały harmonogram moich koncertów. Bez niego nie wiem dokładnie, gdzie i kiedy powinnam być”, mówiła zmartwiona. Jeden z dziennikarzy podpowiedział jej, że złodziejem mógł być reporter najpopularniejszego angielskiego tabloidu „The Sun”. „Ale po co miałby to kraść? Bardzo proszę, panowie, jeśli rzeczywiście macie mój zeszyt, to po prostu mi oddajcie. On się wam na nic nie przyda”, mówiła z rozbrajającą szczerością.
Bez skrępowania przyznaje też, że nie ma chłopaka i że do stałego związku się jej nie spieszy. „Byłam kiedyś zakochana. Mój chłopak był muzykiem, ale nasze uczucie nie przetrwało. Myślę, że na poważne związki mam jeszcze czas”. Pytana o swoje największe marzenie, znowu wraca do muzyki: „Chciałabym, żeby moja muzyka przetrwała mnie samą i była słuchana nawet wtedy, gdy mnie już dawno nie będzie. Chopin i Beethoven już dawno nie żyją, a my ich ciągle pamiętamy. I to jest prawdziwy cud”.
Iza Bartosz/ Viva!