Koń na podwórku
„Tato, chciałabym zatrzymać tego konia”, pewnego dnia dziesięcioletnia Kathryn zwróciła się do swojego ojca. Mieszkała wtedy z rodzicami w małym domku na przedmieściach San Carlos w północnej Kalifornii. Nie byli bogatą rodziną, ale też nie klepali biedy. Przebiegła dziesięciolatka wiedziała, że ojciec jej nie odmówi. Dlatego wcześniej przekonała sąsiada, by koń mógł mieszkać na jego podwórku. Od dzieciństwa umiała postawić na swoim. Gdy podczas pierwszego recitalu dostała po ręce od nauczyciela muzyki, podniosła się i powiedziała do matki, że nie sądzi, by on wiedział, czego chce, ale ona wie. Miała wtedy sześć lat i nigdy więcej nie zasiadła do fortepianu. Rodzice jednak nie dali za wygraną, bo widzieli w córce artystyczny potencjał. Tata zaproponował jej więc, by zajęła się malowaniem. On sam był niezrealizowanym artystą, który pracował jako menedżer w fabryce farb. Po latach w jednym z wywiadów Bigelow przyznała, że malarstwo to nie był jej świat. Dziwne… w końcu robiła to przez wiele lat.
Sztuka dla mas
Malowanie szło jej świetnie. Po szkole średniej wyjechała do San Francisco i tam studiowała malarstwo w Art Institute. Potem przyszła pora na Nowy Jork. W Whitney Museum spotkała Vito Acconciego i Susan Sontag i związała się z grupą konceptualistów. Aż w końcu trafiła na Columbia University, gdzie zaczęła też studia filmowe.
„Zaczęłam robić filmy, bo to sztuka, która dociera do szerszego grona odbiorców niż malarstwo”, tłumaczyła się w wywiadach. I już nigdy do malowania nie wróciła. „Nie mogę tego traktować jako hobby. To stan umysłu. Nie jest dla mnie czymś szybkim i relaksującym. Nie mogę połączyć malowania z reżyserią, bo obie te rzeczy wymagają całkowitego poświęcenia. Wybrałam więc film”.
Prywatnie – filmowiec
O jej życiu prywatnym wiadomo niewiele. Być może dlatego, że do tej pory jej filmy nie były kasowymi sukcesami, a ona nie jest skandalizującą młodą reżyserką. Wszystko zmieniło się teraz, przy okazji Oscarów. Paparazzi już wywęszyli, że młodszy od niej o 23 lata Mark Boal, scenarzysta „The Hurt Locker. W pułapce wojny”, jest nie tylko jej współpracownikiem. Felietonistka „NY Observer” Deborah Schoeneman złośliwie napisała o niej, że Bigelow lubi łączyć przyjemne z pożytecznym i krzyżować życie zawodowe z prywatnym: „To osoba, która albo pracuje tak dużo, albo tak kocha swoją pracę, że w końcu zawsze ląduje na randce z kolegą z biurka obok”. Nie pierwszy raz.
Porozmawiajmy o gwiazdach - forum >>
Z Jamesem Cameronem, twórcą wielkich kinowych hitów „Titanic” i „Avatar”, poznali się w 1986 roku. Pobrali się trzy lata później. W 1991 byli już po rozwodzie. Podobno Cameron zdradził ją z Lindą Hamilton. O ich związku nic nie wiadomo oprócz tego, że Cameron, który zmieniał żony jak rękawiczki, jedną po drugiej, po tym rozstaniu nie ożenił się przez kolejnych sześć lat. Nikt nigdy nie słyszał, by wypowiadali się na swój temat. Nieważne, czy dobrze, czy źle. Cztery lata po rozstaniu wspólnie zrobili film „Dziwne dni”. Ona stanęła za kamerą, on ten film wyprodukował. I o tej współpracy oboje mówili w samych superlatywach.
Męskie kino w kobiecych rękach
Nigdy nie dała się namówić na wyreżyserowanie na przykład komedii romantycznej. Przyjaciele dziwili się, że konsekwentnie odrzucała te propozycje. Według nich, mieszkając w nowojorskiej ruinie bez prądu, nie powinna wybrzydzać. Ale Bigelow była nieugięta. Kręcenie kobiecych filmów nigdy jej nie interesowało. Ją kręciło mocne, pełne przemocy kino akcji. Męskie. Pierwszy film, jaki nakręciła, miał 20 minut. Na jego realizację dostała tylko dwa tysiące dolarów. „The Set Up” jest zapisem ulicznej walki, która rozgrywa się na tle filozoficznej dyskusji na temat przemocy.
W 2008 roku zafascynowana opowieścią Marka Boala, dziennikarza, który spędził jakiś czas w Iraku z amerykańskimi saperami, postanowiła przenieść ją na ekran. Patrząc na wysoką, zgrabną, wyglądającą na 10 lat mniej, niż ma w rzeczywistości, kobietę, aż trudno uwierzyć, że to ona nakręciła pełne przemocy i mroczne „The Loveless”, „Near Dark” „Blue Steel”, „Na fali” czy „K-19”. Bigelow zastrzega jednak, żeby fascynacji przemocą nie doszukiwać się na przykład w jej dzieciństwie. „Nic z tego. Niczego tam nie znajdziecie”, mówi dziennikarzom. „Miałam szczęśliwe dzieciństwo, kochających rodziców, którzy pozwolili mi robić to, co kocham najbardziej”. Oboje nie doczekali jednak sukcesu ukochanej córki. Zmarli jedno po drugim w latach 90. Nie wiadomo kiedy, nie wiadomo dlaczego, bo Bigelow nigdy publicznie na ten temat się nie wypowiedziała. Podobnie jak o przyrodniej starszej siostrze, którą poznała, gdy była już dorosła. I której towarzyszyła podczas pięcioletniej przegranej walki z rakiem.
Brudny sekret
Co spowodowało, że „The Hurt Locker. W pułapce wojny” przyniósł jej historycznego Oscara? Może to, że próbowała pokazać prawdę o wojnie, o tym, że dla żołnierzy jest jak narkotyk? „Brudnym sekretem wojny jest to, że mężczyźni ją uwielbiają. A ja starałam się dowiedzieć, dlaczego tak jest”, mówi Bigelow o swoim filmie. Surowy zapis życia saperów na zawsze zapisał się w historii kina. Podobnie jak jego reżyserka. Czy dzięki temu dowiemy się o niej czegoś więcej? Pewnie nie. Za to możemy być prawie pewni, że jej kolejny film znowu będzie… męski.
Katarzyna Zwolińska / Viva!