Katarzyna Zielińska - Głowa pełna planów

Katarzyna Zielińska fot. AKPA
O tym, że ustaliła już datę ślubu, dowiedziała się z... prasy. A o swoich prawdziwych zamierzeniach opowiedziała Marzenie Rogalskiej.
/ 02.03.2012 06:18
Katarzyna Zielińska fot. AKPA
Czasem spieramy się w redakcji o to, kto ma napisać jakiś tekst, porozmawiać z którąś gwiazdą... Tym razem jednak byliśmy jednomyślni – nikt nie zrobi lepszego wywiadu z Kasią Zielińską (32) niż Marzena. Obie występowały jeszcze do niedawna w programie „Kocham Cię, Polsko!”, a poza nim lubią się i przyjaźnią. Intuicja nas nie zawiodła, a efekt spotkania pań okazał się nad wyraz interesujący. Zresztą, oceńcie sami...  

– Nie uwierzyłam w plotkę, że wychodzisz za mąż...
Katarzyna Zielińska:
No przecież jesteś na liście gości!

– I miałam nadzieję, że załapię się przynajmniej na trzecią druhnę...
Katarzyna Zielińska:
Nie dość, że na trzecią druhnę, to może jeszcze i na trzeci ślub, bo było ich z 18. W jednej z gazet byłaś na liście gości, bo ja wszystkiego o sobie dowiaduję się z prasy. Teraz czekam na miejsce ceremonii, bo tego jeszcze nie podali. Jak się dowiem, to ci przekażę (śmiech).

– Teraz z tego kpimy, ale gazety mają straszną moc rażenia i mogą spowodować bunt Wojtka, którego bezpośrednio to wszystko dotyczy.
Katarzyna Zielińska:
I właśnie dlatego mówię: „stop!”, bo zobaczyłam, że mimo mojego sprzeciwu zaczęto mi wchodzić z butami do życia. Jeżeli ktoś z mojej rodziny zaczyna się przejmować, że nie znalazł się na liście gości podanej w gazecie, to znaczy, że można uwierzyć nawet w największą bzdurę. Ja mogę mieć do tego dystans, bo wiem, jaki jest show-biznes, ale inni nie muszą znać tych mechanizmów.

– Twoi bliscy nie wiedzą, jak działają gazety i się tym przejmują. Ty to wiesz, ale też cię to boli.
Katarzyna Zielińska:
Po prostu chcę obronić moich najbliższych. Poza tym dlaczego media nie chcą pisać o mojej pracy? Robię sporo ciekawych rzeczy, wystarczy się wysilić i wejść choćby w Google, żeby to sprawdzić. A ten wyimaginowany ślub? Cóż, wiem, że to się świetnie sprzedaje...

– I nie podzielisz się z mediami szczegółami dotyczącymi swojego ślubu?
Katarzyna Zielińska:
Nie, nikt nie zobaczy żadnej ustawianej sesji. Nie będę się też pokazywać z najbliższymi, z rodziną na okładkowych sesjach. Po prostu nie! Prowadzę blog, w którym udostępniam informacje o sobie i sporo udzielam się charytatywnie... Nie zamykam się w domu, nie ukrywam i nie zamawiam potajemnie co wieczór jedzenia na wynos.

– Odkąd zaczęłyśmy razem pracować, a twój związek się ustabilizował, obserwuję, że poza pracą zaczęły być dla ciebie ważne też inne rzeczy...
Katarzyna Zielińska:
Teraz mam czas na wszystko. Ale nadal muszę mieć plan. Lubię nowe wyzwania. Kiedy zasypiam, muszę wiedzieć, że mam kolejne cele. Na przykład wybrany nowy zakątek świata, który chcę zobaczyć.

– Pamiętam, jak kiedyś mówiłaś, że podróże to twoje marzenie. Teraz zaczęłaś je wreszcie realizować.
Katarzyna Zielińska:
Tak naprawdę realizacji marzeń i wyłączania telefonu nauczyłam się od ciebie. Wiesz, że zawsze ci zazdrościłam, że potrafisz mieć czas na wszystko, że kochasz świat i umiesz go smakować. I dzięki swoim podróżom masz wolną głowę. Może trzeba dojrzeć do takiej postawy, gdy wreszcie uświadamiasz sobie, że gdy gdzieś wyjedziesz, wyłączysz telefon i odpoczniesz, to tak naprawdę więcej zyskasz dla siebie i swojej pracy.

– A my boimy się, że jak zostawimy na chwilę pracę, to coś ważnego nas ominie...
Katarzyna Zielińska:
Bo zazwyczaj kiedy wyjeżdżasz, wszyscy nagle chcą wpisać się w twój kalendarz. Stąd strach, że ominą cię ważne propozycje. A to nieprawda, bo one wrócą i zmaterializują się co najwyżej w innej formie.
Mam taką zasadę, że jeżeli ktoś mnie chce, to na mnie poczeka. Uszanuje to, że potrzeba mi odpoczynku.
Katarzyna Zielińska: Powiem więcej, poza szacunkiem to budzi nawet podziw: „O, ta osoba potrafi odpoczywać, ma swój świat”. Poczułam i zrozumiałam, że warto oddać się pasjom, poświęcić czas sobie, bo to daje siłę, wzbogaca i poszerza horyzonty.

Czy Katarzynie Zielińskiej doskwiera etykietki serialowej aktorki? Czytaj dalej...


– I teraz masz naprawdę dobry okres.
Katarzyna Zielińska:
Podchodzę do tego ostrożnie, bo cenię sobie każdy kolejny dzień. Podświadomie pewnie boję się, że muszą nadejść i te gorsze chwile. Chcę jednak, żeby ten niepokój mnie motywował, a nie paraliżował. Oddalam od siebie złe myśli i wizualizuję te pozytywne. I może przez to jest mi dobrze w życiu. Czuję, że jestem spokojniejsza, i ludzie, z którymi pracuję, mówią: „Ziele, jesteś bardziej zrównoważona”. Cokolwiek to znaczy! (śmiech)

– Potwierdzam. Miło mi patrzeć, jak sobie pięknie dojrzewasz i nabierasz spokoju, oczywiście nie tracąc swojego temperamentu.
Katarzyna Zielińska:
Ale jakbym przeszła za bardzo na tę drugą stronę i straciła temperament, to też mi powiedz!

– Obiecuję. Doskwiera ci etykietka aktorki serialowej?
Katarzyna Zielińska:
Czasem tak, ponieważ są tacy dziennikarze, którzy nie zadają sobie trudu, żeby sprawdzić, ile rzeczy robię poza „Barwami szczęścia”. Traktują mnie jak aktorkę serialową albo celebrytkę. Poza tym nie mam zamiaru tłumaczyć się z mojego udziału w serialu, który dał mi popularność i szansę rozwoju. Do teatru ludzie przychodzą też po to, aby zobaczyć serialową Kasię Zielińską, ale z innej strony. Po spektaklu często słyszę słowa uznania, że wcielam się w inne role niż moja serialowa Marta Walawska, wspaniała kobieta, dobra żona i matka Polka. I o to chodzi. Mam wpisane w kalendarz i dni serialowe, i spektakle, i recitale. Mam potrzebę robienia różnych rzeczy. Poza tym serial to nie jest jakiś gorszy rodzaj sztuki. Zdobyte tu umiejętności, na przykład fotograficzne zapamiętywanie tekstu, często wykorzystuję potem w teatrze.

– Nie porzuciłabyś teatru?
Katarzyna Zielińska:
Mam wrażenie, że dzisiaj łatwiej się dostać do serialu niż teatru. Teatru nie porzuciłabym za nic w świecie, bo gdzie ja bym znalazła taką panią Czesię, naszą garderobianą w Teatrze Roma, która mówi: „O, pani Kasieniuniu, przybyło w biodrach, na kolację woda, bo się nie zmieścimy w te kostiumy!”. To jest magia. Zapach garderoby, pudru, perfum...To, że jesteś twarzą w twarz z publicznością, świadomość, że nie możesz niczego powtórzyć i że każdy wieczór jest inny. W teatrze wszystko ma swój czas, tam się nie pędzi... Pierwszy, drugi dzwonek i wchodzi pan Henryk, nasz ukochany inspicjent, który pilnuje, żeby każdy przychodził na czas.

– Wiele osób mnie pytało, jak zniosłaś porażkę w „Tańcu z Gwiazdami”, a mało kto wiedział, że od początku stawiałaś na Kacpra Kuszewskiego!
Katarzyna Zielińska:
Od początku mówiłam: „Kacper, ty wygrywasz, ja się staram dojść jak najdalej, a potem robimy razem spektakl!”. Oczywiście, jak odpadłam, prasa złapała mnie w pierwszym wolnym dniu, gdy wychodziłam od Magdy Gessler. Cieszyłam się, że mam dzień tylko dla siebie, kupiłam ciastka na wynos, żeby celebrować te chwile w domu, a potem ukazało się zdjęcie z komentarzem, że zajadam porażkę (śmiech).

Jaki spektakl szykuje Katarzyna Zielińska? Czytaj dalej...


– Jaki spektakl szykujecie?
Katarzyna Zielińska:
W związku z tym, że tak pokochaliśmy taniec, postanowiliśmy zrealizować swoje marzenia teatralne. Od dłuższego czasu chodził za mną pomysł na berlińską rewię dla kobiety i mężczyzny. Odwiedzając moją przyjaciółkę w Berlinie, zachwycałam się takimi małymi formami teatralnymi. Zadymiona knajpka, połączenie tańca z piosenką, dobre teksty i do tego zespół z muzyką na żywo. Tyle że napisaliśmy to troszkę inaczej. Rzecz nosi tytuł „Berlin 4 rano”. Jest to kilkanaście obrazków pokazujących parę i to, co się dzieje z nią nad ranem. Pokażemy to w formie kabaretu, nie ukrywam, że będzie też trochę mocnych tekstów. U nas ludzie będą bardziej skupiać się na tekstach niż na muzyce. Połączymy to również z tańcem i dlatego zaprosiliśmy do spektaklu naszych partnerów z „Tańca z Gwiazdami”. Być może przyjdzie mi znowu zatańczyć moje ukochane tango. Mam nadzieję, że jeszcze w tym roku będę mogła zaprosić publiczność na premierę.

– Szybko działasz!
Katarzyna Zielińska:
Mam to po tacie. Odkładanie nie ma sensu. Oczywiście, wymaga to siły, energii i samozaparcia, ale warto spełniać marzenia, bo kiedy, jak nie teraz? Lubię robić dużo rzeczy.

– Będziesz za mną tęsknić w „Kocham Cię, Polsko”?
Katarzyna Zielińska:
Rogal, mogę narysować taką wielką smutną buźkę, a ty wydrukujesz to na całej stronie z tą rozmową. Dla mnie jesteśmy niepowtarzalne. Mam pewność, że jeszcze niejedną rzecz zrobimy razem, bo ja w nas wierzę. Pamiętaj, że mamy wspólny cichy projekt. Proszę cię, nie zapomnij tu napisać, że porównano nasz duet do Manna i Materny i że takich duetów się nie rozdziela.

– Zaraz powiedzą, że sobie za bardzo słodzimy. Przyznaj, o co w programie najbardziej się na mnie złościłaś.
Katarzyna Zielińska:
Wkurzało mnie, że czasem kłóciłyśmy się o bzdety, jak na przykład o baloniki napełniane helem.

– Pamiętam, tobie uciekł i chciałaś zabrać mój... Zachowywałyśmy się wtedy jak dzieci...
Katarzyna Zielińska:
Tak, a potem godziłyśmy się na planie i to było cudowne! Będzie mi brakowało w programie tego kosmicznego porozumienia, naszych tajnych znaków, które na wizji były tylko dla nas dostrzegalne. Ale umówmy się, że na tym nasza przyjaźń się nie kończy. I niech czytelnicy to wiedzą, że dalej będziemy robić razem wiele rzeczy!

– Spójrz też na to z innej strony – już nie będę cię ogrywać, tylko kibicować! (śmiech)
Katarzyna Zielińska:
A ja w imię twoje będę wygrywać! Będę chuchać i wykręcać na kole pięćdziesiątkę! To jest apel do Joasi Koroniewskiej: Wybacz, nie będę się z tym kryła, ale w imię naszego duetu zawisnę na pięćdziesiątce!               

Rozmawiała: Marzena Rogalska

Redakcja poleca

REKLAMA