Katarzyna Figura w "Vive!". Wywiad z Katarzyną Figurą w "Vive!"

Katarzyna Figura fot. Zuza Krajewska i Bartek Wieczorek/LAF AM/ Viva!
Jak gwiazda przygotowuje się do nowej roli?
/ 19.06.2013 16:49
Katarzyna Figura fot. Zuza Krajewska i Bartek Wieczorek/LAF AM/ Viva!

Katarzyna Figura i Kalina Jędrusik. Dwie kobiety, dwie gwiazdy, dwie osobowości. Dwie wielkie aktorki. Skandalistki, seksbomby, ikony. Czy to możliwe, że „spotkają się” na scenie? Katarzyna Figura po raz pierwszy od miesięcy przerywa milczenie. O sobie dziś mówi głosem Kaliny. Co z tego wynika i czy to tylko rola, czy może manifest? Sprawdza Katarzyna Przybyszewska.

Oto jak Katarzyna pojawia się w tej historii. Jest czerwcowe popołudnie. Jeden z niewielu ciepłych dni tej wiosny. Słońce świeci od rana, choć już zanosi się na burzę. Czekam na nią w domu. Trochę się spóźnia. Skończyła próby w teatrze, zaraz po próbie miała wsiąść w samochód, przebić się przez miasto. Są godziny szczytu.

Telefon. Na ekranie komórki pojawia się słowo „Ukryty”. Kasia. Na pewno Kasia. Znam niewiele osób, których numer się nie identyfikuje. Ale Kasia lubi zaskakiwać, wymykać się schematom. Lubi być nieidentyfikowalna. „Przepraszam, zaraz jestem. Męczący dzień. Już dojeżdżam. Pa. Pa. Paaa”.

Dziesięć minut później dzwonek do drzwi. Otwieram przekonana, że to ona. Ale to ona – nie ona.

Spodziewałam się krótkowłosej blondynki w legginsach i swetrze, ostatnio ulubiony look Kasi. Tak, żeby było szybko i żeby się schować przed światem. A za drzwiami stoi szatynka. Brązowe włosy z grzywką spływają do ramion. Czarne okulary zasłaniają pół twarzy. Obcisła sukienka opina biodra. Na nogach niebotyczne szpilki.

„Jestem”, szepcze. Powolnym gestem ściąga okulary. Mruży oczy. Rzęsy kładą się jej na policzkach.

„Gorąco”, mówi. „Duszno. Zaraz lunie deszcz. Zaraz zagrzmi”.

Kołysząc biodrami, podchodzi do okna. Obcasy stukają o parkiet.

Odwraca się. Rzuca okiem spod grzywki. „Zaczynamy?”.

Jest Warszawa, XXI wiek, a ja czuję się jak przeniesiona w lata 60. ubiegłego stulecia. Czuję się jak w teatrze.
Jak w kinie. Jak we śnie.



I tak Kalina Jędrusik pojawia się w tej historii.

Bo do mnie wtedy nie Kasia przyszła, lecz Kalina.

Kalina i Katarzyna będą zresztą często występowały tu na przemian. Będą walczyć ze sobą o względy w tej opowieści. Tak, jak na zdjęciach ilustrujących tekst, bo na sesję zdjęciową Kasia przyjechała z perukami Kaliny i nie wiem, jak ona, albo jak one to robiły, ale w sekundę z Kasi zamieniała się w Kalinę i odwrotnie. Duch Kaliny krążył nad nami niespokojnie, raz po raz wchodząc w Kasię, następnie ją opuszczając.

Potem pytam Kasię, czy aktor musi stać się postacią. „Nie”, odpowiada z namysłem. „Musi ją zrozumieć. A przynajmniej postarać się zrozumieć”.

Kalina Jędrusik, wielka gwiazda, wielka aktorka, wielka osobowość, wielka skandalistka. Dla mojego pokolenia nieco zapomniana i zakurzona, choć pewnie wszyscy, którzy ją znali, zaraz się obrażą. Żeby zrozumieć dzisiejszą Kasię, musiałam znaleźć własną drogę do Kaliny. Jej biografie nudne, źle napisane, bez aury, magii, która ponoć towarzyszyła jej życiu. Filmy z jej udziałem? Trudne do zdobycia. Ratują mnie przyjaciele Kaliny z „tamtych lat”, gdy ona była boginią. Pielgrzymuję na Stary Żoliborz, zobaczyć jej dom, gdzie koczowali gapie, by zaobserwować, jak Kalina wygląda rano, bez makijażu i w szlafroku. Łapię strzępki opowieści o niej.

W życiu Katarzyny Figury Kalina Jędrusik pojawiała się wiele razy.

Kasia: „Wychowałam się na Kalinie. Tak, jak na Brigitte Bardot, Claudii Cardinale, Ginie Lolobrigidzie czy Sophii Loren. Kalina w mojej wyobraźni, dziecięcej wizji była tu, w Polsce, równorzędna z zachodnimi idolkami. Przekraczała nasze granice, wyrastała ponad normalność. Była nie z tego świata”.

Jest koniec lat 60. Kilkuletnia Kasia w nocy zakrada się do pokoju rodziców, przez uchylone drzwi wpatruje się w migający ekran lazuryta. Na ekranie w „Kabarecie Starszych Panów” śpiewa Kalina. Czarna sukienka opina duży biust. Przymknięte oczy rzucają długie spojrzenia. „Bo we mnie jest seks (…) Któż oprzeć się ma mu”. Za te spojrzenia, za ten biust, za ten seks i za krzyż na piersi Kalina kilka lat wcześniej zostaje zdjęta z ekranu, jej rola wycięta, ona sama zyskuje opinię „osoby dziwnej”. Zofia Gomułkowa krzyczy w domu do męża: „Kto tę kurwę wpuścił na ekran!”, co przechodzi do historii.

Ale mała Kasia jest za mała, by o tym wszystkim wiedzieć. Jest koniec lat. 70. Kasia już nie mała, ale wciąż z małym biustem, a raczej bez biustu, kręci się przed lustrem w rytm piosenek Kaliny. Już wznosi swoje słynne modlitwy o duże piersi, bo chce być taka jak ona. Tak wyglądać, tak się poruszać. Kochać swoje ciało. Być aktorką. Mieć gdzieś, że w tamtych czasach aktorka nie powinna być ładna. Bo przecież jak ładna, to głupia, jak zmysłowa, to wulgarna. Właściwie powinna być brzydka, toporna, jakiś babsztyl. Na pewno nie jak Kalina. Seksbomby zdejmuje się z ekranu, prawda?

A może tak na przekór wszystkim?

Kasia: „Przez lata gdzieś w głowie kołatała mi się myśl zaszczepiona przez tatę. Mówił: »Kasiu, bądź taka, jaką chcesz być, a nie taka, jaką chcieliby cię widzieć inni. Nawet jak cię odrzucą, przeklną, bądź sobą!«. I tak byłam, jestem, będę sobą, choć cenę za to zapłaciłam. Nie raz i nie dwa.



Koniec lat 80. Kasia już z dużym biustem, już aktorka, już znana, popularna, z sukcesami, już po „Pociągu do Hollywood”, po „Kingsajzie”. Jakieś przyjęcie w Warszawie, jacyś ludzie, jakaś muzyka. „Pytasz, czy spotkałam kiedyś Kalinę?”. Kasia patrzy na mnie. „Spotkałam, ale wymazałam to spotkanie z pamięci. Nie wiem, gdzie to było i jak. Ale zobaczyłam mój symbol seksu, moją gwiazdę, moją idolkę przedwcześnie postarzałą, grubą, zaniedbaną, mocno zniszczoną. Uciekłam stamtąd. Nie chciałam jej takiej widzieć. Chciałam żyć legendą, mitem”.

Sierpień 1991 roku. Kalina odchodzi. Wiadomość o jej śmierci zastaje Katarzynę w Hollywood.
Wrzesień 2012. Dla Kasi trudne decyzje i trudne chwile. Ale na scenę wyjść trzeba. Więc schodzi z niej po spektaklu „Śmierć i dziewczyna” Elfriede Jelinek, zmywa makijaż w garderobie, gdy podchodzi do niej reżyserka Małgorzata Głuchowska, niegdyś asystentka Pawła Miśkiewicza, u którego Kasia grała w sztuce „Alina na zachód”. Głuchowska ma dziś 27 lat, czerwone włosy, pali papierosa za papierosem i poraża siłą, energią i zdecydowaniem.

I tak prosto z mostu do Kasi: „Czy chcesz zagrać Kalinę Jędrusik? Mam pomysł na monodram o Kalinie i nie wyobrażam sobie nikogo innego w tej roli”. Katarzyna krótko: „Chcę”.
Potem mówi mi: „Ta Kalina dała mi nową energię i nadzieję. Wokół mnie toczyła się burza, a ja pomyślałam, że Kalina będzie moim ptakiem, uwolni mnie i wyzwoli”.

Zawsze, kiedy walił jej się świat, kiedy w życiu było pod górę, kiedy nie wiedziała, co robić, zanurzała się w granie. Aktorstwo było dla niej zawsze bezpieczną przestrzenią, w której budowała swoją siłę.

Tak – myśli Katarzyna – potrzebuję Kaliny, by znów stać się Figurą.

Cały reportaż o Katarzynie Figurze i jej nowej roli przeczytacie w najnowszej "Vive!" (13/2013)

Redakcja poleca

REKLAMA