- Dobraliście się na zasadzie podobieństw czy przeciwieństw?
Katarzyna Cichopek: Trudno powiedzieć. Nie patrzymy na to w tych kategoriach. Mamy podobne spojrzenie na wiele spraw, ale również się różnimy. Marcin jest bardziej zamknięty w sobie, małomówny, a ja się ciągle zachwycam, okazuję dużo emocji.
Marcin Hakiel: A ja staram się, jak mogę, żebyś się nigdy nie musiała zmieniać.
– Co wiedziałeś o Kasi, zanim się poznaliście?
M. H.: Nic. Kiedy od organizatorów „Tańca z gwiazdami” dowiedziałem się, że to właśnie Kasia będzie moją partnerką, postanowiłem dowiedzieć się czegoś więcej o niej. Chciałem kupić jakąś gazetę, gdzie będzie jej zdjęcie, żebym przynajmniej wiedział, jak wygląda. Ale nie zdążyłem i przyszedłem na to pierwsze spotkanie kompletnie nieprzygotowany.
– A Ty, Kasia, co pamiętasz z Waszego spotkania?
K. C.: Pamiętam nasz pierwszy trening. Marcin wziął mnie za rękę i się przestraszył. Powiedział, że mam tak delikatne dłonie, iż boi się, że gdy będziemy ćwiczyć te wszystkie figury, zmiażdży mi rękę. Musiałam go przekonać i sama ściskałam sobie dłoń, mówiąc: „Zobacz, nic się nie dzieje, możesz ściskać”.
– Pamiętacie ten moment, kiedy już wiedzieliście, że jesteście w sobie zakochani?
M. H.: Pierwszym sygnałem było to, że nie męczyliśmy się sobą. Spędzaliśmy ze sobą całe dnie i ciągle nie mieliśmy siebie dość.
K. C.: To prawda. Pamiętam, że inni byli tak zmęczeni próbami, a mi ciągle było mało. Ani razu nie spóźniłam się na trening z Marcinem i byłam zaskoczona, że tak szybko się kończy. Najpierw jednak myślałam, że mam po prostu kumpla, z którym mogę o wszystkim porozmawiać. Oj, przepraszam, mała poprawka: któremu mogę o wszystkim powiedzieć, bo u nas od zawsze było tak, że to ja mówiłam, a Marcin słuchał.
– No, ale musieliście chyba w końcu pójść na randkę.
K. C.: Randkę? Nie było żadnych randek. Przecież my, ciągle pracując, przebywaliśmy razem. Więc jak tu się umówić na randkę?
– Jak więc doszło do tego, że zamieszkaliście razem?
M. H.: To tak po prostu wyszło w praniu. My nic nie zakładaliśmy ani nie planowaliśmy. Tak jakoś zauważyłem, że Kasia „niechcący” za każdym razem, kiedy u mnie była, zostawiała jakąś swoją rzecz. Aż w końcu musiałem kupić szafę.
– Tymczasem ciągle pracujecie. W wakacje prowadzicie Akademię Tańca w Zakopanem. Od października rusza Wasza szkoła w Warszawie. Jak na to wszystko znajdujecie czas?
K. C.: Oboje jesteśmy dobrze zorganizowani, ale tak naprawdę to zasługa Marcina. To on się wszystkim zajmuje, łącznie z moimi sprawami zawodowymi. Mówię ci, mam tak niesamowitego partnera, że czasem sama sobie zazdroszczę. I do tego rozumie mnie w pół słowa. Moja mama mówi, że my to się chyba dobraliśmy w korcu maku.
M. H.: Poza szkołą w Warszawie pracujemy jeszcze nad jednym dużym projektem, który jest dla nas jak sprawdzian. Nigdy nie spodziewaliśmy się, że będziemy coś takiego tworzyć. Niestety, nie możemy zdradzić szczegółów, jesteśmy związani umową.
– Macie tak dużo obowiązków, spraw do załatwienia. Nie kłócicie się przez to?
M. H.: Kłótnia to nie jest rozwiązanie. Oczywiście są między nami różnice zdań, ale nie krzyczymy na siebie, nie mówimy sobie przykrych słów.
K. C.: Od początku staraliśmy się dużo ze sobą rozmawiać. Nie zawsze są to łatwe rozmowy, ale problemy są po to, żeby je rozwiązywać, więc kiedy coś idzie nie tak i łzy więzną mi w gardle, to i tak staram się nie zamykać w sobie, tylko mówię, co mi leży na sercu. Zresztą Marcin nie pozwala mi się długo złościć. Zawsze znajduje sposób na rozładowanie sytuacji, ale przede wszystkim uzmysławia mi, co jest najważniejsze. Te wszystkie problemy jeszcze bardziej nas łączą.
– A co Wasi rodzice na to, co się dzieje w Waszym życiu?
K. C.: Bardzo dużo rozmawiamy z naszymi rodzicami. Staramy się ich odwiedzać, jak najczęściej możemy. Szanujemy ich zdanie i często pytamy się o radę.
– Nigdy nie czuliście się sobą trochę zmęczeni?
M. H.: Razem czujemy się bezpiecznie. Odnaleźliśmy się na tym świecie. Od czasu, kiedy jesteśmy razem, rozstaliśmy się tylko na jeden dzień. I było to straszne przeżycie.
K. C.: To były święta Bożego Narodzenia.
M. H.: Pojechałem na Wigilię do rodziców do Gdyni i myślałem, że zwariuję bez niej. Wydzwaniałem, żeby zapytać, co robi, nie mogłem przestać o Kasi myśleć.
K. C.: Czułam to samo i już następnego dnia, czyli w pierwszy dzień świąt, siedziałam w samolocie do Gdańska. Nie chciałam spędzać bez Marcina świąt.
M. H.: Od tego czasu nie rozstaliśmy się już ani na jeden dzień.
– Miniony rok był chyba dla Was naprawdę szczęśliwy?
M. H.: Był szczęśliwy, ale ciężki.
– Dlaczego?
M. H.: Od momentu wygrania programu jesteśmy rzuceni na głęboką wodę. Dostajemy dużo bardzo atrakcyjnych propozycji, wręcz kuszących, i nie jest nam łatwo zdecydować, która z nich jest dla nas zawodowo najlepsza. Wszystko, co się teraz dzieje w naszym życiu, jest tak atrakcyjne, że można się w tym łatwo pogubić. Mamy dużo wątpliwości i wiele decyzji przypłacamy ogromnym stresem i wieloma wyrzeczeniami. Poza tym mamy wiele pomysłów, wiele planów. Nie wszystkie jednak się udają.
– Jak to? Realizujecie przecież swoje marzenia?
K. C.: Niezupełnie tak jest. Kiedyś ktoś mądry powiedział mi, że miarą sukcesu jest ilość wrogów. Po raz pierwszy w życiu mam teraz więcej wrogów niż przyjaciół i nie potrafię się z tego cieszyć.
M. H.: Kasia czasem po prostu nie może uwierzyć w to, że ludzie szkodzą innym z zawiści. Mnie też ciężko było się pogodzić z tym faktem. Nie chcę mówić konkretami, podawać nazwisk, to nie jest nikomu potrzebne. Jesteśmy tak bardzo młodzi, że wielu ludzi bierze nas za naiwnych i po prostu chce wykorzystać. Staram się to Kasi tłumaczyć.
K. C.: Po rozmowie z Marcinem wiem, że mogę znowu walczyć z przeciwnościami. Wyobrażam sobie, że zakładam zbroję i jestem silna jak nigdy wcześniej. I nie boję się ciosów, bo wiem, że w tej walce nie jestem sama.
M. H.: Popełniliśmy wiele błędów, ale to wszystko, co się nam przydarzyło, traktujemy jak ciężką, ale potrzebną nam lekcję. Z każdym dniem jesteśmy coraz mocniejsi.
K. C.: Kiedy zaczęliśmy rozmawiać o naszej szkole, to wyobrażaliśmy sobie, że zrobimy największą szkołę w Polsce, z kilkoma salami, w centrum miasta. Życie i ludzie zweryfikowali te marzenia. Teraz już chcemy mieć małą szkółkę, ciasną, ale własną.
– Przestaliście ufać innym?
K. C.: Nie, ale staliśmy się ostrożniejsi.
– Co jest dla Was najważniejsze?
K. C.: Żeby się w tym wszystkim nie pogubić. Żeby nie zatracić samych siebie, mieć zawsze dla siebie czas. Potrafić z czegoś zrezygnować na rzecz naszej prywatności.
– Jak najlepiej odpoczywacie?
M. H.: Kiedy po ciężkim dniu pracy możemy wieczorem, tylko we dwoje, obejrzeć w domu film, nigdzie się nie spieszyć.
– Planujecie ślub?
M. H.: Na razie nie czujemy takiej potrzeby, jest nam dobrze tak, jak jest.
– Chcielibyście mieć już dzieci?
M. H.: Teraz jeszcze na to za wcześnie. Zobaczymy, co los przyniesie. Na razie jesteśmy szczęśliwi, że możemy spełniać się zawodowo. Poza tym mamy wrażenie, jakbyśmy się poznali wczoraj, dlatego musimy nacieszyć się sobą.
Rozmawiała Iza Bartosz
Zdjęcia Piotr Porębski/Metaluna
Stylizacja Jola Czaja
Makijaż i fryzury Margo Węgierek
Produkcja sesji Elżbieta Czaja
Współpraca Iga Pietrusińska