Twoje życie dzieli się na dwie części – przed „Tańcem z gwiazdami” i po nim?
Zdecydowanie tak. Ten program spowodował w moim życiu lawinę zmian. Z jednej strony, gdy wygrałam pierwszą edycję w parze z Olivierem Janiakiem, mnóstwo ludzi zaczęło się interesować mną oraz moimi kolegami z „Tańca...”. Z drugiej rozstałam się z moim wieloletnim partnerem w życiu prywatnym i na parkiecie, Rafałem Maserakiem.
– Byliście razem pięć lat. Rozstaliście się przez ten program?
Rozstaliśmy się przez zmęczenie sobą. Spotkaliśmy się, gdy mieliśmy po 16 lat. Później pięć lat tańczyliśmy razem. Byliśmy chyba zbyt młodzi na tak poważny związek. Rozstaliśmy się jednak w wielkiej przyjaźni i do dziś mamy bardzo dobre relacje. Po wybuchu wielkiej popularności Rafała, po drugiej edycji programu, wspólnie śmialiśmy się z tych głupot, które pisały na jego temat brukowce. Jaki z niego macho! Znam go od lat i wszystko można o nim powiedzieć, ale nie to, że jest macho. On sam śmiał się z tego do rozpuku. A my jako była para? Dziś oboje wiemy, że to rozstanie wyszło nam na dobre, nawet w sensie zawodowym. Wtedy doszliśmy do momentu, kiedy nie mogliśmy się już dalej rozwijać. Teraz każde z nas ma innego partnera, mogliśmy więc pójść w swoich umiejętnościach dalej. Teraz tańczę z Łukaszem Czarneckim, który w „Tańcu z gwiazdami” będzie partnerem Anny Samusionek.
– Nie jesteś zazdrosna?
Nie, bo wiem, że Łukasz twardo chodzi po ziemi i ma dystans do świata. On już zaznał sławy w środowisku, kiedyś tańczył z Anetą Piotrowską i osiągali wtedy doskonałe wyniki. Uważam, że ma zwierzęcy talent. Jego rodzice prowadzą szkołę tańca, Łukasz wychował się praktycznie na sali tanecznej. Jesteśmy dobraną parą, uczymy się od siebie nawzajem.
– Łukasz będzie zazdrosny o Twojego partnera?
Proszę cię! Ja tańczę ze statecznym panem, Krzysztofem Tyńcem, kochającym mężem i ojcem dzieciom. Nie sądzę, żeby ktoś nam wmawiał jakieś romanse (śmiech). Oczywiście rozmawialiśmy o tym z Łukaszem przed programem, bo widzieliśmy losy naszych przyjaciół, którzy byli opisywani w gazetach. Ale rozumiemy, że to jest ta druga strona medalu. Ufamy sobie i oboje mamy dystans.
– Pierwsza edycja programu nie była jednak aż tak głośna i pełna skandali, jak kolejne. Co myślałaś, oglądając z boku, jak Twoi koledzy z parkietu stają się gwiazdami?
Faktycznie, niektórym osobom bardzo spodobał się ten styl życia. Niektórzy zaczęli nawet udawać, że urodzili się gwiazdami. Nie przyznają się do nas. To śmieszne, bo przecież znamy się od dziecka. Pewnie dla niektórych sława jest czymś nie do uniesienia.
– To się zdarza nie tylko tancerzom...
Domyślam się, ale my akurat stanowimy mały, zamknięty światek, jak ludzie z jednej wioski. Wiemy o sobie wszystko, bo spędzamy w swoim środowisku całe życie. I od razu widzimy, czy ktoś zaczyna zachowywać się dziwnie, czy ktoś się zmienił. To przykre.
– Maserak też się zmienił?
Wiesz, na pewno bardziej uwierzył w siebie i tę swoją „męskość”, wielokrotnie opisywaną w prasie. Na szczęście jednak wciąż pozostał wesołym, serdecznym chłopakiem. Inni zmienili się bardziej. Ale myślę, że to zależy od wychowania, od tego, jacy jesteśmy w życiu. My, tancerze, mieliśmy być w tym programie parobkami, mieliśmy pchać gwiazdy do przodu. Zaskoczyła nas wszystkich ta popularność. Nie wierzę tancerzom, którzy mówią, że nie zależy im na wygranej. Każdemu zależy. Ci, którzy są w programie dłużej, są popularniejsi i potem mają więcej propozycji pracy na pokazach tanecznych.
– Jak można pogodzić treningi zawodowe z pokazami i jeszcze udziałem w programie?
Jeśli bardzo się chce, to można. Ja nie porzuciłam zawodowego tańca, choć padałam na twarz ze zmęczenia. Niektórzy popularni tancerze zrezygnowali z udziału w turniejach. Co innego zaczęło im się podobać. To wszystko kwestia wyborów i wysiłku.
– A Ty dlaczego nie wybrałaś tego drugiego życia?
Jestem tancerką i powinnam tańczyć. Udział w programie jest świetną przygodą i wielką przyjemnością, ale poza tym przecież normalnie trenuję i nie mogę tego zaniedbywać. Na szczęście Łukasz ma podobne podejście. Teraz dzielimy swój czas między treningi zawodowe a przygotowania do „Tańca z gwiazdami”. Zaczynamy dzień od wspólnego treningu, potem uczymy gwiazdy, następnie mamy zajęcia w szkołach tańca, a wieczorem wracamy na salę i znowu trenujemy we dwoje.
– Masz jeszcze czas na życie rodzinne? Na obiady u mamy, rozmowy z rodzeństwem?
Muszę mieć czas, bo potrzebujemy siebie nawzajem. Mam ciężko chorą babcię. Wiesz, jeśli obok tych wszystkich błyszczących strojów i piór, które nosisz na parkiecie, znasz też prawdziwe, niełatwe życie, nie odpłyniesz w luksus i blichtr. Wychowałam się na wsi, mama ma salon fryzjerski. Nie byliśmy bogaczami. Zakup butów do tańca i opłata za treningi były dla rodziców sporym wysiłkiem. I to oni nauczyli mnie doceniać to, co mam. Bardzo dużo zawdzięczam mojemu rodzeństwu, oni również pomagali mi przejść przez trudne chwile. A ja o tym nigdy nie zapomnę.
– Wracasz do „Tańca z gwiazdami” dopiero po kilku edycjach od swojej wygranej. Dlaczego tak późno?
Nie dostałam propozycji tańczenia w kolejnych edycjach najprawdopodobniej dlatego, że w pierwszej miałam kontuzję. Myślę, że producenci obawiali się, czy dam radę...
– Olivier znokautował Cię na parkiecie?
Nie, sama się tak załatwiłam. Było tyle pracy, że nie nadążałam ze wszystkim. Nie robiłam wystarczającej rozgrzewki i zerwałam ścięgno w nodze podczas treningu quickstepa. A to jest taniec, w którym trzeba non stop używać stawu skokowego. Siedziałam na krześle, żeby nie przemęczać nogi, i patrzyłam z boku, jak Olivier męczy się z tym quickstepem. Tańczył kompletnie nie do rytmu i byłam przerażona, jak da radę podczas programu. I właśnie wtedy, na żywo w telewizji, udało mu się zatańczyć doskonale. Dostaliśmy najlepsze noty.
– Ten program bez wątpienia wiele dał tancerzom w Polsce. Ale nie sądzisz, że także coś zabrał?
Program podzielił środowisko taneczne na tych znanych i anonimowych. Jest wielu tancerzy w Polsce, którzy są świetni, ale nie tak popularni, jak ci z „Tańca...” Wcale nie znaczy, że są gorsi, a często bywa tak, że środowisko niezwiązane z tańcem tak ich postrzega. Oczywiście pojawiły się nieporozumienia, zazdrość. Ci nieznani doszukiwali się u nas, występujących w „Tańcu...”, błędów. Nie ma jednak co narzekać – dzięki temu programowi cała Polska zaczęła tańczyć. A osoby, które już tego spróbowały, zrozumiały wreszcie, co to jest taniec towarzyski. To ciężka praca i godziny codziennych treningów, a nie tylko piękne, błyszczące sukienki.