Justyna Steczkowska z rodziną

To były cudowne dwa tygodnie. Justyna, Maciek, Leon i Staś spędzili niezwykłe chwile na wyspie Mauritius.
/ 11.05.2006 15:12
Gdzie byłaś, gdy Cię nie było?
Byłam daleko, na Mauritiusie. Tam, gdzie morze jest lazurowe, a słońce wszystkich rozpieszcza. Mieliśmy dużo czasu dla siebie, a mój mąż Maciek złowił wielkiego merlina.

– Chodzi mi o Twoje „medialne zniknięcie”. Nie widać Cię w radiu, telewizji ani w prasie.
Bo był czas, gdy było mnie za dużo... Teraz nagrywam nową płytę, której premiera odbędzie się jesienią, ale pierwszy singel będzie można usłyszeć już w Opolu. Poza tym, po sukcesie koncertu „Famme Fatale”, który znalazł się w pierwszej dziesiątce najlepszych koncertów telewizyjnych w Europie i dostał Róże Montreux w Cannes, z Jankiem Szurmiejem przenieśliśmy go do Teatru Rampa w Warszawie. Tak więc od września można tam będzie oglądać ten ciekawy spektakl muzyczno-teatralny. Z Wielką Orkiestrą Świętokrzyską i chórem wystąpiłam też w „Pasji”. A do tego wszystkiego cały czas gram koncerty. Kalendarz mam wypełniony po brzegi do końca lipca. Sama widzisz, że nie próżnuję, a jeśli już mam chwilę wolną, to jestem po prostu z dziećmi w domu. Pięć lat temu, kiedy urodził się pierwszy syn Leon, bardzo zmieniło się moje życie. Ograniczyłam ilość spotkań do niezbędnego minimum. Jak człowiek jest młody...

– ...czujesz się staro?!
Nie, oczywiście, że nie! Ale już nie mam tak dużo czasu jak kiedyś, żeby chodzić na imprezy, bawić się z ludźmi, spotykać. Często w takich miejscach jest fajnie, ale często też wałkujesz dziesięć razy te same problemy. To wolę ten czas poświęcić dzieciakom. Strata chociażby minuty mojego życia na coś, co jest zbędne, co nie rozwija, jest dla mnie bezsensowna.

– To mamy już kończyć ten wywiad?...
Nie. Ale na pewno nie powinien trwać dłużej niż powinien.

– Powiedz mi tak zupełnie szczerze: wolisz siedzieć w domu na wsi z dziećmi, niż balangować w mieście?
Do momentu urodzenia dziecka nic innego nie robiłam, tylko dobrze się bawiłam. Lubiłam życie towarzyskie, spotykałam się z ludźmi. Przez 10 lat mieszkałam w centrum miasta i było cudownie! Czasami wracam myślami na poddasze w centrum Warszawy, gdzie mieszkałyśmy z siostrami. Wtedy nie miałyśmy żadnych zobowiązań, za to tysiące sercowych problemów. Na zmianę byłyśmy szaleńczo zakochane lub szaleńczo zawiedzione. Było super! Ale ten czas bezpowrotnie minął i do niego nie tęsknię.

– I teraz ciągnie Cię do gotowania zupek i wycierania pupek?
To jest wpisane w bycie rodzicem. Ciągnie mnie oczywiście także do wartościowych rzeczy w sztuce, w muzyce. Kiedy wyjeżdżam z domu na dwa, trzy dni, bo na więcej staram się bez dzieci nie wyjeżdżać, tak sobie ustawiam czas pracy, żeby nadrobić wszelkie zaległości kulturalne. Jestem na bieżąco z premierami filmowymi, ponieważ najczęściej po porannej próbie mam czas, by pójść do kina. Wtedy z moją kochaną przyjaciółką i asystentką Green siadamy w pustawej sali i oglądamy trzy seanse z rzędu. Potem dyskutujemy o tym, co widziałyśmy. Często zdarza się tak, że moje siostry lub bracia robią za mnie próby przed koncertem, ja przyjeżdżam już na gotowe, ponieważ chcę jak najdłużej siedzieć w domu z dziećmi. Wsiadam w samolot i w ostatniej chwili wychodzę na scenę. Koncert, bisy, cudowna atmosfera i wracam szczęśliwa do domu. Jeśli jest lot o piątej rano, to synkowie nawet nie wiedzą, że w nocy byłam na koncercie w innym mieście. To jest możliwe tylko dlatego, że mam takie fajne rodzeństwo.

– Chciałabym się dowiedzieć, jak wygląda Twoje życie poza światłem jupiterów?
Nie ma na świecie gwiazdy, która nie jest jednocześnie zwykłym człowiekiem.

– To podaj przepis na ulubioną zupkę Twoich synów.
Ośmiomiesięczny Stasio je bardzo leciutkie zupy z gotowanych warzyw. Czasem dodaję skrzydełko kurczaka. Pięcioletni Leon sam sobie robi śniadanie. Dzisiaj zrobił nam jajecznicę. Jest naprawdę niesamowity.

– Śpiewasz dzieciom kołysanki do snu?
Leon bez mamusi lub tatusia nie zaśnie. Czytam mu książeczkę, przytulam, całuję, szepczę do ucha bajkowe tajemnice. Staram się go wspierać i budować poczucie jego własnej wartości, bo z tym może pójść w świat. To najlepszy kapitał, jaki mogę mu dać i jaki sama dostałam od rodziców. Nie pieniądze, tylko po prostu czas, wewnętrzna siła dziecka z tym właśnie się wiąże. Akceptuję to, co moje dziecko robi i zawsze je wspieram. Ale też stawiam ograniczenia. W ostateczności podnoszę głos. Ręki nie podnoszę, bo to nie ma sensu.

– Twoi rodzice, żeby dać sobie radę z dziewięciorgiem dzieci, musieli chyba stosować kary cielesne?
Czasem dostałam zasłużonego klapsa, ale mały klaps to nie bicie, które wzbudza strach i zaniża samoocenę dziecka. Miałam szczęśliwe i kolorowe dzieciństwo.

– A Leon? Dostaje klapsy?
Ode mnie chyba raz. I dostał też od Maćka, takiego obiecanego. Ale zawsze staram się pamiętać, że dziecko może mieć swoje racje. Jestem tego najlepszym przykładem. Moi rodzice nie chcieli dla mnie takiego życia, jakie wybrałam sobie sama. Chcieli, żebym grała w filharmonii. Marzyli dla mnie o karierze skrzypaczki w małej kameralnej orkiestrze. Tata wielokrotnie ze mną rozmawiał. Ale moja konsekwencja i chęć śpiewania wygrała.

– Więc synom nie będziesz odradzać kariery w show-biznesie?
Będę wspierać ich decyzje. Bo wiem, jak było mi trudno pogodzić się z faktem, że rodzice nie akceptują moich wyborów. Poczułam się bardzo samotna. I musiałam sobie radzić sama. Nie dlatego, że rodzice nie chcieli mi pomóc, tylko zdałam sobie sprawę z tego, że muszę wziąć odpowiedzialność za swoje decyzje i nie obarczać tym innych, a szczególnie ukochanych rodziców. Zrezygnowałam ze studiów już na pierwszym roku, bo intuicyjnie czułam, że to nie przyniesie mi szczęścia. Czasami nie miałam co jeść. Chodziłam po godzinie 18 na targ i kupowałam za pół ceny nadgniłe owoce i warzywa, żeby z tego, co jeszcze zostało, wyczarować coś na ząb. To wtedy nauczyłam się gotować. Schudłam 10 kilo, a potem jeszcze zgoliłam głowę na łyso, a włosy miałam tak długie, jak teraz, tyle że brązoworude. To była niezła szkoła życia. Na nic nie było mnie stać, bo przede wszystkim musiałam opłacić stancję. Malowałam guziki, żeby przetrwać, śpiewałam wieczorami w klubie, ale płacili mi tyle, że starczało jedynie na bilet autobusowy. Ale to były piękne czasy. Dały mi siłę i nauczyły konsekwencji. Dlatego dotarłam tu, gdzie jestem.

– Zbliżyłaś się do swojej mamy, gdy sama zostałaś matką?
Zawsze byłam blisko niej, ale kiedy urodziłam własne dzieci, powiedziałam mamie, że chylę przed nią czoła. Jest tyle pracy przy jednym dziecku, a moja mama wychowała nas dziewięcioro i nikt z nas nie wpadł w żaden nałóg, alkoholizm, wszyscy skończyliśmy szkoły. Mamy na tyle duże poczucie własnej wartości, że każde z nas radzi sobie w świecie. To jest kobieta! Warta każdej miłości. Gdy tata jeszcze żył, napisałam i do niego list, w którym po prostu wyraziłam, jak bardzo go kocham i jestem mu wdzięczna, że poświęcił mi tak dużo swojego czasu i że to dzięki niemu zostałam muzykiem.

– To wszystko pięknie, ale czasem chyba nerwy Ci puszczają?
Czasami jestem niedospana i marzę, żeby dwa tygodnie spać bez przerwy. Ale mam swoją energię życiową, akumulatory, które szybko ładuję i to wszystko jakoś działa. Kiedy wiem, że muszę wstać o piątej rano, mózg inaczej działa i ciało nie jest zmęczone. Mam trochę bardziej podkrążone oczy, szybciej się starzeję. Ale czy to jest takie ważne?

– Jacy są synowie?
Leon jest kopią mojego męża, Maćka. Jest ślicznym dzieckiem, ale i wolnym duchem, podobnie jak ja. Stasiu jest uroczy! Dużo się śmieje i lubi, jak babcia śpiewa mu stare piosenki. Trudno powiedzieć, jaki będzie. Jest jeszcze taki malutki.



– Jak Leon zareagował na małego Stasia?
Bardzo na niego czekał i cieszył się, gdy wróciliśmy ze szpitala, ale po paru tygodniach przestał mówić, a zaczął gaworzyć. Chciał się upodobnić do brata. Zapytał: „Mamo, czy Stasio jest ważniejszy ode mnie?” Ja go wtedy przytuliłam i powiedziałam, że to nieprawda, że obaj są ważni, tylko Stasio potrzebuje więcej czasu, bo jest malutki, a ja karmię go piersią. Pomimo że staraliśmy się z Maćkiem, żeby nie zaniedbać przyzwyczajeń Leona, jednak poczuł się troszkę zagrożony. Więc wpadliśmy na pomysł, żeby zabierać go co jakiś czas, tylko samego, w różne miejsca. I tak pojechał na narty z tatą. Potem tylko z mamą. A do kina chodziliśmy w trójkę. To bardzo pomogło. Wszystko wróciło do normy i widać, że Leo szczerze kocha brata.

– Często, obserwując nasze dzieci, przypominamy sobie swoje dzieciństwo. Jakie obrazy stają Ci przed oczami z najwcześniejszych lat?
Pamiętam Rzeszów. Mieszkaliśmy w bloku, w czterech pokojach. W jednym stał fortepian i tam odbywały się cudowne lekcje z tatą. W drugim była kanapa, telewizor i sypialnia rodziców. W trzecim stały łóżka. Tam się ciągle tłukliśmy i bawiliśmy.

– Wychowałaś się wśród sióstr, a teraz w Twoim domu sami faceci. Trzech na jedną.
Faceci są inni. I dzięki temu świat jest kolorowy. Nawet gdy nie potrafimy się dogadać, uczymy się spojrzenia na świat z innej strony i szacunku do innego człowieka.

– A czym Cię zaskakują ci mali chłopcy?
Leon mnie zaskakuje tym, że dla niego mama jest księżniczką. Gdy idziemy na spacer, zasypuje mnie kwiatami. Mam nadzieję, że to się przełoży w przyszłości na kobiety, z którymi będzie pracował, i tę jedną, którą będzie kochał. Leon zaskakuje mnie też niesamowitą energią. To też był powód, że zdecydowaliśmy się przenieść na wieś. W blokach, w mieście nie miałby przestrzeni. A teraz ma ogród.

– Rozpieszczasz swoje dzieci?
Kocham je całym sercem, a to lepsze niż rozpieszczanie. Jeżeli chodzi o zabawki, to bardzo rzadko przywożę je z podróży, bo nie chcę, żeby moje powroty kojarzyły się z czymś materialnym. Poza tym Leo ma własną skarbonkę.

– Jak zarabia mały Leon?
Organizujemy domowe występy i koncerty. Mówię: „Przyjdę do teatru, zapłacę za bilet. Ty wrzucisz pieniążki do skarbonki, a potem pójdziemy poszaleć”.

– Opowiedz, jak taki koncert wygląda?
Przychodzimy z mężem, bijemy brawo. Czekamy. „Śpiewaj, bo mamusia czeka”, mówi Maciek. A Leon ukrywa się za fotelami. Więc mówię: „Koncert nie może tak wyglądać, bo zaraz oddamy bilety do kasy”. Kiedyś Leon wzruszył mnie do łez, bo wymigiwałam się przed kupnem kolejnego wozu strażackiego, tłumacząc, że nie mam tyle pieniążków. Na co Leon przynosi pieniążki ze swojej skarbonki: „Mamusia, to ja ci dam swoje! Nie martw się, ja ci wszystkie dam!” Wzruszające, że ma taki gest.

– Widziałam, że nosisz przy sobie zeszyt, w którym coś skrzętnie zapisujesz. Co to jest?
To mały pamiętnik, gdzie wklejam zdjęcia synów i ich powiedzonka. O proszę, co Leon powiedział ostatnio do cioci: „Ciociu, ja mam wszystko, czego mi potrzeba. A jak czegoś nie mam, to znaczy, że to nie istnieje”. Dzieci są cudowne. Szczęśliwe dziecko w swoim własnym domu. Czy może być coś piękniejszego?


– Chcesz pójść w ślady rodziców i mieć dziewięcioro dzieci?
Nie, myślę, że może uda nam się z Maćkiem wyczarować córeczkę. Na razie przerwa. Stasia chciałam urodzić dużo wcześniej, ale po prostu mi się nie udało. Takie są czasy, żyjemy w tak szybkim tempie. Organizm ma swoją mądrość. Dopiero wtedy, kiedy skończyłam płytę „Femme Fatale”, zagrałam koncert w TV z nią związany i zaszłam w ciążę. No i Leon wymodlił Stasia. Ciągle prosił o braciszka lub siostrzyczkę.

– Jak przebiegały Twoje ciąże? Były różne?
Pierwsza była cudowna. Dziecko było owocem miłości, namiętności i było dla nas wielką niespodzianką. Oczywiście mieliśmy zamiar się pobrać, ale nie śpieszyło nam się tak bardzo. Maciek oświadczył mi się w Budapeszcie. Dostałam pierścionek zaręczynowy i byłam szczęśliwa. I wtedy zaszłam w ciążę. Więc pojechaliśmy do Rzymu i wzięliśmy ślub. Tamta ciąża była bardzo spokojna. Byłam bardzo uduchowiona, czytałam mnóstwo książek religijnych. W drugiej, ze Stasiem, pracowałam, grałam koncerty, czułam się bardzo dobrze, aż do siódmego miesiąca. Wtedy dostałam cholastazy ciążowej.

– Co to jest?
Niewydolność wątroby. Po prostu można oszaleć. Nie mogłam spać przez miesiąc. Czułam się, jakby mnie mrówki obeszły. Dostawałam szału, wszystko mnie swędziało. To jest coś strasznego, tego się nie da opisać.

– Twój mąż asystował przy porodzie. Nie zemdlał?
Nie. Był bardzo dzielny.

– Pojawienie się dzieci zmieniło Twoją relację z Maćkiem?
Oczywiście. Buduje się coś niepodważalnego, coś, co jest fundamentem na całe twoje życie. Bez względu na wszystko, jesteśmy na zawsze związani jakąś niewidzialną nicią.

– Czy kobieta, która staje się matką, staje się dla mężczyzny atrakcyjniejsza? Jak to jest z Wami?
Bycie matką zupełnie nie przeszkadza w tym, żeby wciąż być atrakcyjną kobietą.

– Fajnie jest być „dojrzałą trzydziestką”?
Fajnie. Dojrzałość to jest słowo, które mówi wszystko. Inaczej kocha się mężczyznę, z którym stworzyłaś coś ważnego, inaczej, gdy to wakacyjny flirt. Inaczej kochasz kogoś, o kim wiesz, że spędzisz z nim szalone chwile, a inaczej, gdy resztę życia.

– A nie frustruje Was to, że wszystko kręci się wokół dzieci, że już nie skupiacie się na sobie, jak dawniej?
To prawda, mamy mało czasu dla siebie, ale mam nadzieję, że jak dzieci podrosną, wrócimy do siebie jak ludzie bez zobowiązań, z jeszcze większą miłością i intensywnością.

– Wszystko to brzmi sielsko i pięknie. A jak pojawiają się problemy?
Jak jest jakiś problem, to wychodzimy do ogrodu, żebyśmy mogli być sami i zawsze dochodzimy do porozumienia, tym bardziej że wciąż przyciągamy siebie nawzajem z dużą siłą...

– Gdy któryś z synów jest chory, odwołujesz koncerty?
Nie mogę, bo to za duża odpowiedzialność finansowa. Ale miałam trudny moment, gdy Leon był w szpitalu, bo miał zapalenie płuc. Odmówiłam wszystkim i leżałam przy nim na polówce dzień i noc w szpitalu, na przemian z Maciusiem i moją kochaną teściową, a raczej drugą mamą, bo przysłowiowa teściowa do niej nie pasuje.

– Nie cierpisz na brak weny, gdy Stasio ma gorączkę albo kaszel, a Ty nie spałaś cztery noce?
Nie. Bo w tym momencie siadasz w pokoju, zamykasz oczy i masz po prostu chór pięknych melodii w głowie. Trzeba je natychmiast złapać, bo one nie wracają.
Dlatego mam zapisane jakieś papierki w portfelu, notatki na pudełeczku od perfum.

– Dzieci tak szybko rosną. Zaczęłaś bać się starości?
Nie. Raczej myślę, że już nigdy z Maćkiem nie będziemy samotni. Bo mamy coś, o co będziemy dbali i co do końca naszych dni będzie nam przypominało o naszej wielkiej miłości.



Rozmawiała Anna Kaplińska-Struss/ Viva!
Zdjęcia Marek Straszewski
Asystent Mateusz Nasternak
Stylizacja Anna Jurgaś
Asystentka stylistki Pola Madej
Makijaż Ewa Gil dla L’Oréal Paris
Fryzury Rafał Żurek dla Kerastase Paris
Produkcja sesji Elżbieta Czaja