Justyna Kowalczyk: Jej bieg o życie

Justyna Kowalczyk fot. ONS
Czy wyznanie o depresji nie zaszkodzi jej w karierze?
/ 13.02.2015 09:49
Justyna Kowalczyk fot. ONS

To wyznanie było jak grom z jasnego nieba. Justyna Kowalczyk (31), która pół roku temu ze złamaną stopą zdobyła złoty medal na igrzyskach w Soczi, w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” powiedziała, że teraz bierze udział w dużo ważniejszym biegu – biegu o życie. „Od ponad roku mam zdiagnozowane stany depresyjne. Od ponad półtora roku walczę z bezsennością. Może by się zebrało kilkadziesiąt nocy, które w tym czasie normalnie przespałam (…). Było ciężko i cały czas jest. Chcę o tym wreszcie opowiedzieć otwarcie, bo coraz ciężej mi już przychodziło ukrywanie się”. Kowalczyk w sporcie osiągnęła już wszystko. Zwyciężała z bólem, presją, wielkimi rywalkami. Zawsze chroniła swoją prywatność. Aż nagle szczerze mówi: „Byłam wrakiem. Chciałam rzucić narty”. I dodaje, że jej dół nie miał ze sportem nic wspólnego. Co się w takim razie stało?

Zawiedzione nadzieje
Zapowiedzią tego wywiadu był już wpis, który w maju Justyna zamieściła na Facebooku: „Okropny dzień. Rok temu straciłam swoje Dzieciątko. Czas nie leczy ran…”. Wiele osób nie mogło uwierzyć, że narciarka naprawdę spodziewała się dziecka. W Internecie pojawiły się domysły, że chodzi o… pieska. Ale Kowalczyk w wywiadzie potwierdziła: „Tak, byłam w ciąży, poroniłam rok temu w maju, na obozie treningowym. Właśnie wtedy, gdy szykowałam się do wyprostowania swoich ścieżek”. Miała już w planie inne życie – była gotowa ogłosić, że nie wystartuje na igrzyskach w Soczi, że robi sobie przerwę od uprawiania sportu i zakłada rodzinę. Z kim? Tego nie zdradziła. Wiadomo tylko, że – wbrew temu, o czym plotkowano – nie był to jej treningowy partner Maciek Kreczmer. Ponoć chodziło o sportowego dziennikarza… Chociaż Justyna nie mówi tego wprost, to z rozmowy wynika, że ukochany ją rozczarował. „Byłam przez ostatnie dwa lata na wiecznym rozdrożu, a droga wyboru nie zależała, niestety, ode mnie. Albo zależała w bardzo małym stopniu. Teraz drzwi się nieoczekiwanie zatrzasnęły. Most spalił się w bardzo niefortunnych i niezrozumiałych okolicznościach”. A potem gorzko dodaje: „Trzy ostatnie lata mojego życia okazały się kłamstwem. Zawiodłam się bardzo”. Choć przeżywała tragedię, udawała, że wszystko jest w porządku. Zdecydowała, że przygotuje się do igrzysk. To miało być zadanie do wykonania, które oderwie ją od czarnych myśli. Ale ani mordercze treningi, ani nawet złoty medal nie przyniosły ukojenia. Organizm zaczął się buntować, nie tolerował antydepresantów. Kowalczyk walczyła z nudnościami, zasłabnięciami, gorączką… Na początku maja przeżyła załamanie nerwowe. Ale wróciła do treningów. „Skoro wszystko mi się w życiu sypie, skupię się na sporcie. Może dzięki biegom drobnymi kroczkami się jakoś z tego wyciągnę. Złapię się tego, co jest dla mnie pewne, jasne, stabilne”. Czy mistrzyni tym razem da radę?


Sport to szaleństwo
– Nie jestem zaskoczona, że Justyna wpadła w depresję. Mnie też w karierze towarzyszyły różne stany. Nie nazwałabym ich depresją, ale na pewno był to obniżony nastrój. Uprawianie sportu wyczynowego to szaleństwo, zadanie dla wariatów. Sama do nich należę – mówi „Fleszowi” Sylwia Gruchała, florecistka, medalistka olimpijska. Psycholog Małgorzata Ohme uważa, że zawodowi sportowcy to grupa narażona na depresję. – Jako kibice mamy względem nich bardzo duże oczekiwania i zarazem mało tolerancji dla ich porażek, kłopotów – wyjaśnia. Morderczy wysiłek, medalowa presja, wieloletnie wyrzeczenia, nieustanny stres, gorycz porażki… No i przede wszystkim ciągłe życie na walizkach. „Jeśli poza sportem nie ma się tego drugiego, prywatnego świata, bardzo trudno to wszystko znieść”, tłumaczyła w „Gazecie Wyborczej” Monika Pyrek, utytułowana tyczkarka. A Kowalczyk tej odskoczni nie miała. Szczerze przyznaje, że walizek i pokoi hotelowych nienawidzi od dawna. Ale innego życia nie zna. Jej plan, żeby ułożyć je bez nart, nie wypalił.

Wielka odwaga
Mistrzowie chorują na depresję, ale mało który ma odwagę o tym opowiedzieć. Kowalczyk zaryzykowała: „Wiele osób widzi we mnie silną dziewczynę. Mówią mi czasem, że najsilniejszą dziewczynę w Polsce. Jeśli ta najsilniejsza korzysta z pomocy specjalistów, to może i ktoś inny przełamie wstyd i skorzysta albo zrzuci maskę i się oczyści. Może ludzie coś zrozumieją. Trzeba zacząć o tym mówić”, czytamy w „Gazecie Wyborczej”. I jest tak, jak chciała. Mówią o tym wszyscy! W Internecie pod głośnym wywiadem natychmiast pojawiły się setki wpisów z życzeniami energii i powrotu do zdrowia. – W moim sercu Justyna jeszcze bardziej zyskała. Przyznanie się do słabości jest wielką siłą. Ona pokazała, że jest mocna: nie boi się prawdy, jest niesamowita. Będę z niej brała przykład, żeby móc pozwolić sobie na gorsze samopoczucie – twierdzi Sylwia Gruchała. Małgorzata Ohme sądzi, że Kowalczyk powiedziała to w dobrym momencie swojej kariery. – Ważne jest to, że mówi to jako osoba na szczycie. Gdy Jerzy Janowicz powiedział o swoich problemach po przegranym meczu, to odbiór jego słów był głównie negatywny. Wszyscy uważali, że próbuje szukać usprawiedliwienia – wyjaśnia psycholog.

Narciarka przyznaje, że pojawiło się sporo osób, które odradzały jej takie wyznanie, mówiły: „Ulży ci na sekundę, ale zobaczysz, jaki odbiór będzie później”. Na pewno byli wśród nich eksperci od wizerunku. Nie jest przecież tajemnicą, że firmy lubią wiązać się z osobą, która jest bez skazy. Ale Raiffeisen Bank, sponsor Justyny, nie chce tego komentować. – Nie sądzę, żeby wyznanie Kowalczyk miało jakiś wpływ na zmianę naszych wzajemnych relacji. To są osobiste sprawy pani Justyny i wolimy zachować neutralność w tej kwestii – mówi „Fleszowi” rzecznik banku Marcin Jedliński. Szymon Kołecki obawia się jednak, że to wyznanie może się za sportsmenką ciągnąć. – Gdy nie wystartuje w zawodach albo zajmie miejsce poza podium, komentatorzy sportowi będą się zastanawiać, czy to może mieć związek z jej psychiką… – mówi wicemistrz olimpijski w podnoszeniu ciężarów.

Co na to wszystko Justyna? Twierdzi, że ma już w nosie udawanie. Od kilku tygodni pracuje z psychoterapeutką. Po udzieleniu wywiadu wyjechała na zgrupowanie do Ramsau. Swoje wybawienie widzi teraz w nartach. Mówi, że nie musi już nikomu w sporcie nic udowadniać. W tej dziedzinie czuje się spełniona. „Chcę spokoju (…). Wracam, by zawalczyć o siebie”, deklaruje. I chyba nie ma osoby, która nie życzyłaby jej wygranej…

MAREK ZALEWSKI, JM

Redakcja poleca

REKLAMA