Kolejne cudowne dziecię Disney'a, z którego coś wyrosło. Podczas gdy jego koleżankom z Klubu Myszki Miki udało się jedynie podbić muzyczną scenę, on z dużym powodzeniem rozpoczął także romans ze srebrnym ekranem.
Muzyczna kariera Justina rozpoczęła się w 1994 roku, gdy na planie Klubu Myszki Miki poznał JC Chaseza. Chłopaki zaprzyjaźnili się i założyli wokalny kwintet, do którego dołączyli James Lance Bass, Joey Fatone i Chris Kirkpatrick. Tak oto powstał 'N Sync, wypromowany przez Louisa Pearlamana boysband, który stanął w konkury z Backstreet Boys i dzięki któremu świat poznał Justina. Świetnie tańczącego i wyglądającego chłopaczka w tlenionych loczkach, które stały się obiektem kpin jednej z bohaterek serialu Glee - Sue Sylvester.
'N Sync - Bye Bye Bye
Jeśli ktoś myślał, że ten chłopak przepadnie tak szybko, jak znalazł się na szczycie, był w błędzie. Bo nawet związek z księżniczką pop nie przysporzył Timberlake'owi tak dużej popularności, jak jego debiutancki album Justified. Wokalista pozbył się loczków, wskoczył w bardziej odjechane ciuszki i tak oto objawił się w klipie do pierwszego singla z płyty - Like I Love You, nagranego wspólnie z hip hopowym duetem Clipse. Szał ciał! I to tym większy, że na krążku znalazł się także utwór przypieczętowujący koniec związku z Britney Spears. Justin singlem? Ktoś chętny? Piosenka Cry Me A River opowiadająca o rzekomej zdradzie Britney z kolegą Justina - Wadem Robsonem, czego piosenkarka się wyparła - stała się wielkim hitem. W 2004 roku przyniosła wokaliście nagrodę Grammy w kategorii Best Male Pop Vocal Performance, a także zmobilizowała Britney do muzycznej odpowiedzi w postaci teledysku do piosenki Toxic. Role się odwróciły. Podczas gdy Justin piął się po szczeblach kariery, jego była niebezpiecznie z nich spadała, aż w końcu sięgnęła dna.
Czytaj też: Justin Timberlake - Styl Gwiazd
Fot. celebrities.biteus.org, blog.denimtherapy.com
Dużym krokiem w karierze Timberlake'a okazało się nawiązanie współpracy z Timbalandem, w efekcie czego w 2006 roku na sklepowe półki trafił album FutureSex/LoveSounds. Nagrywając Justified wokalista inspirował się muzycznymi dokonaniami Michaela Jacksona i Stevie Wondera. Na krążku FutureSex/LoveSounds zapragnął być połączeniem Davida Bowie i Prince'a. To właśnie z tej płyty pochodzą takie przeboje jak SexyBack, My Love, LoveStoned czy w końcu What Goes Around... Comes Around.
Justin Timberlake - What Goes Around... Comes Around
W nagranym do tego utworu klipie pojawiła się Scarlett Johansson, która tym samym trafiła na listę potencjalnych dziewczyn Justina, pomimo tego, że zaprzeczała tym doniesiom. Timberlake związany był wówczas z Cameron Diaz. Ich związek trwał cztery lata. Zakończył się, gdy wokaliście zawróciła w głowie Jessica Biel. Minęły kolejne cztery lata i Justin znów jest singlem romansującym z koleżankami z branży. Wszystko za sprawą rzekomych zdrad, których dopuścił się będąc z aktorką, a także plotek na temat romansu z Milą Kunis. Osoby z otoczenia piosenkarza nie dziwią się temu. Ich zdaniem Timberlake jest strasznym flirciarzem, który przeleciałby cokolwiek. Nadany mu w 2007 roku przez dziennikarzy Rolling Stone tytuł króla seksu, tylko podłechtał jego ego. W jednym z wywiadów Timberlake stwierdził bowiem, że jest seksowniejszy od Brada Pitta i Georga Clooney'a. Doradził im poszukania miejsca na listach najpiękniejszych panów oraz przestrzegł ich, żeby nie udławili się z zazdrości.
Fot. Filmweb
Utalentowany. Przystojny. Pewny siebie. Justin działa na kobiety jak magnes. Może właśnie dlatego postanowił podbić Hollywood. Początki jego aktorskiej kariery nie były imponujące. Ot średniej jakości komedie tylko dla wytrwałych. Choć w 2007 roku Timberlake pojawił się w bardzo dobrym obrazie Nicka Cassavetesa Alpha Dog, obrazującym życie współczesnej młodzieży, krytycy nie byli nim zachwyceni. Przełom nastąpił za sprawą The Social Network Davida Finchera. Dzięki roli Seana Parkera, założyciela Napstera i byłego prezesa Facebooka, inni reżyserzy spojrzeli na Justina nieco przychylniej. I tym oto sposobem napłynęły kolejne propozycje. Zła kobieta i To tylko seks. Dwie całkiem udane komedie. W pierwszej z nich Justin wcielił się w odpornego na wdzięki seksownej Diaz nieco staroświeckiego i dziwacznego Scotta Delacorte. W drugiej zagrał mężczyznę, który mając dość romantycznych uniesień, zdecydował się na oparty jedynie na seksie związek bez zobowiązań. I wyszło mu to całkiem nieźle, choć do zrobienia prawdziwej kariery aktorskiej czeka go jeszcze długa droga.