Julia Roberts niezastąpiona!

Julia Roberts fot. ONS
Była najlepiej opłacaną gwiazdą w historii kina, gdy nagle znikła. Zaszyła się w Nowym Meksyku, by urodzić i odchować trójkę dzieci. Teraz wraca.
/ 22.04.2009 13:19
Julia Roberts fot. ONS
Na premierę filmu „Duplicity” Julia Roberts szła uśmiechnięta, ale na chwiejnych nogach. Nie żeby film był zły. Przeciwnie. Historia szpiegów, którzy łączą siły, by obrabować potężną korporację, już na pokazach wstępnych zebrała entuzjastyczne recenzje. A Julia wraz z Clive’em Owenem zrobili wszystko, by podgrzać atmosferę wokół filmu. Gwiazda zdradzała w wywiadach, że występ u boku brytyjskiego przystojniaka był jednym z głównym powodów, dla których przyjęła rolę. „Czasami człowiek nie potrafi panować nad uczuciami. A my z Clive’em oboje jesteśmy bardzo emocjonalni”, mówiła, tak jakby romans między nimi dosłownie wisiał w powietrzu.

To, jak wygląda, też nie spędzało jej snu z powiek. Mimo że Julia Roberts ma już 41 lat, zachwyca urodą i formą. Wspaniała figura, twarz bez zmarszczek. I ten uśmiech... Zniewala jak dawniej. „Nie stosuję diet, nie ćwiczę i nie kładę się pod nóż. Jedyne, co robię, to zdrowo się odżywiam i stosuję naturalne kosmetyki. Nawet perfumy robi dla mnie przyjaciółka. Dobry genom i miłość Danny’ego”, żartuje. Czego więc bała się słynna Pretty Woman, stąpając po czerwonym dywanie? Cóż... Od jej ostatniego spektakularnego występu w „Bliżej” w 2003 roku minęło sześć długich lat. A od największych triumfów w nakręconej w 1990 roku „Pretty Woman” – niemal 20. W branży filmowej to epoka. A jak mawia się w Hollywood: gwiazdą się nie jest, a tylko bywa.

Ulubienica Ameryki
Dziś Julia Roberts mówi: „Wchodziłam do kina, kiedy kręcono ciekawe filmy. Łatwiej było planować poszczególne kroki w karierze. Teraz praca w tej branży stała się szalona. Skacze się od roli do roli bez głębszego zastanowienia, żeby tylko utrzymać się na powierzchni”.

I trudno się dziwić jej sentymentowi. Julia Roberts nie była przecież ani nazbyt piękna, ani nazbyt zgrabna, ani nawet przesadnie zdolna. Jej największym atutem był najbardziej promienny uśmiech w Hollywood. I pewnie dlatego miliony Amerykanek chciały być jak ta swojska dziewczyna, która mimo przeciętności wspięła się na szczyty popularności.

Dzięki komediom romantycznym, takim jak „Pretty Woman”, „Uciekająca panna młoda”, „Mój chłopak się żeni” czy „Notting Hill”, Julia Roberts stała się ulubienicą Ameryki. Mogła żądać za rolę każdych pieniędzy. Jako pierwsza kobieta w historii kina za występ w „Uśmiechu Mony Lizy” Julia dostała bajońską gażę 25 milionów dolarów, niemal doganiając mężczyzn. Udowodniła też, że świetnie radzi sobie z trudniejszymi rolami, jak w „Sypiając z wrogiem”, „Mexican” czy „Mary Reilly”. Za rolę zwykłej dziewczyny, która podejmuje nierówną walkę z groźną korporacją w „Erin Brokovich”, dostała Oscara. Świat leżał u jej stóp. A ona? Na planie „Mexican” poznała operatora Danny’ego Modera. I zakochała się bez pamięci.

Julia Roberts i Clive Owen w filmie "Duplicity"



Nikt tylko on
Są już ze sobą od ośmiu lat i jest to bardzo udany związek. Młodszy o dwa lata od Julii Danny Moder okazał się wiernym i oddanym mężem. Nie sprawdziły się czarne scenariusze, według których ten związek był bez szans. Wszyscy mówili, że Danny to tylko kaprys pięknej Julii Roberts. Kolejny facet, którym się pobawi, a potem odrzuci w kąt jak zabawkę. Przed Dannym Julia romansowała niemal z każdym z partnerów filmowych. Była związana z Danielem Day-Lewisem, Dylanem McDermottem, Liamem Neesonem czy Matthew Perrym. Raz nawet została mężatką. W 1993 roku wyszła za mąż za dużo starszego od siebie muzyka country Lyle’a Lowetta. Ale niespełna dwa lata po ślubie oboje doszli do wniosku, że ich związek nie ma przyszłości.

Potem Julia Roberts miała zamiar jeszcze dwa razy wyjść za mąż. Raz za Kiefera Sutherlanda, którego poznała na planie „Linii życia”. Trzy dni przed ślubem jednak nagle zmieniła zdanie i uciekła sprzed ołtarza. Kolejny partner Benjamin Bratt był jej wierny jak pies. A mimo to po trzech latach romansu i zaręczynach Julia odeszła. Tak jakby nie była pewna swoich uczuć i czekała na tego jedynego. Na Danny’ego właśnie. Dla niego była gotowa na wszystko. Nawet na przerwanie kariery i założenie rodziny.

Dom to moja specjalność

„Nie wracam z zaświatów. Po prostu urodziłam dzieci. Nie można robić filmu za filmem”, mówi Julia Roberts. Ale czy zwolnienie tempa to rzeczywiście dobre słowo? W 2004 roku urodziła bliźnięta Phinnaeusa i Hazel, dwa lata temu trzecie dziecko – Henry’ego – i rodzina pochłonęła niemal cały jej czas i siły. „Odkąd maluchy pojawiły się na świecie, pojęcie nudy przestało dla mnie istnieć. Nie mogę sobie nawet przypomnieć, co robiliśmy z Dannym, kiedy ich nie było. Teraz wciąż dookoła mnie są ci trzej mali złodzieje czasu. Dlatego pewnie poprzestaniemy na trójce, bo nie chciałabym dopuścić do sytuacji, w której nie mam siły dla któregokolwiek z dzieci”.

W tym czasie, gdy do pierwszej aktorskiej ligi przebijały się kolejne piękne i zdolne aktorki: Angelina Jolie, Charlize Theron czy Reese Witherspoon, która jako pierwsza kobieta dostała 30 milionów za rolę, Julia Roberts uciekła z Dannym na swoją farmę Taos w Meksyku. Prała, sprzątała, gotowała, szydełkowała i uprawiała ogród. Znakomicie odnalazła się zresztą w roli pani domu. Jak mówi: „Nie miałabym śmiałości dawać komukolwiek rad, jak robi to Gwyneth Paltrow na swojej stronie poświęconej prowadzeniu domu. Ale sztuki domowe to moja specjalność. Jestem boginią ogniska domowego”. Doskonale przyrządza mięsa i sałaty. Jej specjalność to sałata z orzechami pini, kozim serem, suszonymi jagodami i jabłkami oraz kurczak z figami i morelami. Przez sześć lat nie robiła więc właściwie nic, by podtrzymać zainteresowanie swoją osobą.


Zabierzcie łapska od moich dzieci!
A jednak czegoś jej brakowało. „Od jakiegoś czasu czułam, że brakuje mi twórczego spełnienia”, powiedziała Julia Roberts w jednym z wywiadów. „Wiele trudów życia mamy polega na tym, że wszystko dzieje się w czterech ścianach. I powoli życie traci barwy. Nawet najszczęśliwsza pani domu potrzebuje nowych bodźców, doświadczeń. Choćby tylko po to, żeby było o czym porozmawiać z mężem przy kolacji”. Choć nie chciała się przyznać, brakowało jej atmosfery i spotkań z ciekawymi ludźmi, jakie towarzyszą kręceniu filmów. Przyrzekła jednak Danny’emu, że nie podpisze żadnego kontraktu, gdyby rola wymagała rozstania z rodziną na dłużej niż dwa tygodnie. I słowa dotrzymała.

Rok po urodzeniu bliźniąt, Pinneausa i Hazel, pojawiła się jedynie na rozdaniu Oscarów. W obcisłej czarnej sukni od Dolce & Gabbana Julia Roberts wyglądała zachwycająco. „To jedyna sukienka, która była w stanie pomieścić moje piersi”, żartowała. I dodawała: „Dziś wieczorem chodzi tylko o to, żeby przypomnieć ludziom, że nie umarłam, a tylko urodziłam dzieci”. Miesiąc potem udzieliła głosu w adaptacji opowieści dla dzieci „Charlotte Webb” oraz w animowanym „Aunt Bulie”.

Zdecydowała się też wystąpić na deskach teatru Bernarda B. Jacobsa na Broadwayu w sztuce „Trzy dni w deszczu”. Praca w teatrze umożliwiała bowiem prowadzenie w miarę normalnego domu. Podczas gdy ona szła na próby i spektakle, Danny zajmował się dziećmi. W Nowym Jorku para nie czuła się też tak skrępowana jak w Los Angeles. „Lubię popularność”, przyznaje Julia. Nie potrafi jednak zaakceptować zainteresowania mediów życiem prywatnym. Wystąpiła z petycją do Baracka Obamy o prawny zakaz robienia zdjęć dzieciom sławnych ludzi. „Ohydne jest to krwawe polowanie na dzieci. Wściekłam się, kiedy pewnego wieczoru zobaczyłam w Internecie zdjęcia bliźniaków, których sama nigdy nie widziałam. Potem przeczytałam komentarze w stylu: »O, to jest całkiem ładne, ale tamto potwornie brzydkie«. Jak można tak mówić o dzieciach? A przecież nam z Dannym i tak udaje się chronić nasze dzieci przed mediami i żyć niemal normalnym życiem”, mówi. 

Znów na topie
Jak twierdzą w Hollywood, Julia Roberts nie powinna się martwić, czy uda jej się wrócić na szczyt. Te sześć lat od jej ostatniego występu minęły jak chwila. I żadna inna aktorka nie zajęła jej miejsca. Ani zgrabna, lecz trochę „sztywna” Jennifer Aniston, ani inna „dziewczyna z sąsiedztwa” – Reese Witherspoon. Ani nawet niekwestionowana gwiazda – Angelina Jolie, która pobudza głównie... męską wyobraźnię. „Nie ma drugiej takiej jak Julia. Tylko ona ma w sobie to coś, czego nawet nie sposób nazwać. I tylko ona może żądać milionów za rolę”, mówi Donna Langley, prezes Universal Studios. 

A czterdziestka na karku? Też będzie prawdopodobnie jej atutem. „Tak właściwie te urodziny nic dla mnie nie znaczyły, bo nie mam nic przeciwko starzeniu się. Człowiek starszy inaczej patrzy na wiele spraw. Jest bogatszy o wiedzę i doświadczenie. Chciałabym ją wykorzystać do budowania ciekawych postaci. Grać role niejednoznaczne moralnie”, zapowiada Julia. I dodaje: „Mam więc teraz wszystko, czego pragnęłam: udaną rodzinę, ≠miłość Danny’ego, pracę, którą kocham. Uwierzcie mi, jestem najszczęśliwszą dziewczyną w mieście. Naprawdę ≠najszczęśliwszą”.

Magda Łuków / Viva!

Redakcja poleca

REKLAMA