Jodie Foster

Tylko Vivie! wyznała, z jakiego powodu krzyczy na nią matka i dlaczego kocha hotelowe pokoje.
/ 28.03.2006 09:53
 

Mimo że ukończyła już 43 lata, ciągle wygląda jak dziewczynka. Ma filigranową budowę i jasne, krótkie włosy. Początkowo mogłoby się wydawać, że jest delikatną kobietką. Wysokie szpilki, marynarka ze skóry i żelazny uścisk dłoni nie pozostawiają jednak wątpliwości, że jest inaczej.

Grać zaczęła zaraz po trzecich urodzinach. To matka zdecydowała, że zostanie aktorką i czasem nawet wbrew woli córki woziła ją z planu na plan. Gdy Jodie skończyła 13 lat, zagrała nieletnią prostytutkę w głośnym filmie Martina Scorsese „Taksówkarz”. Kolejne role filmowe nie przeszkodziły jej jednak w nauce. Z wyróżnieniem skończyła szkołę i studia – filologię angielską na Uniwersytecie Yale. Jeszcze przed trzydziestką zdobyła dwa Oscary – za role w „Oskarżonych” i w „Milczeniu owiec”.

Dziś mówi, że pracowała zbyt ciężko. Wszystko się zmieniło, gdy siedem lat temu na świat przyszedł jej syn Charles. Wtedy Jodie zdecydowała, że nie będzie już grała w tak wielu filmach. Trzy lata później aktorka znowu została matką. Urodziła drugiego syna, Kita. Do tej pory nie wiadomo, kto jest ojcem jej dzieci. Foster nigdy nie zgodziła się odpowiedzieć na to pytanie. Nie dementowała też publikacji prasowych, z których jasno wynikało, że świadomie zdecydowała się na sztuczne zapłodnienie.

Nie pozwała także do sądu tych dziennikarzy, którzy kilka lat temu napisali, że jest lesbijką. Jej nazwisko łączy się z hollywoodzką producentką Cydney Bernard. Obie poznały się w 1993 roku na planie filmu „Sommersby” i od tego czasu są nierozłączne. Niedawno paparazzi zrobili im kilka zdjęć, kiedy razem spacerują ulicami Paryża. To jednak także nie wzruszyło Jodie. „Nie lubię opowiadać o swoim życiu. Kiedy czytam o tym, co mówią o sobie inni aktorzy, wydaje mi się to takie banalne”, zdradza.

Lecz choć tak wiele tematów w jej życiu jest dla dziennikarzy niedostępnych, ona nie sprawia wrażenia zamkniętej w sobie. Jej oczy błyszczą najbardziej nie wtedy, kiedy opowiada o swojej najnowszej roli, ale wtedy, gdy mówi o swoich synach.

 



Iza Bartosz: – W filmie Spike’a Lee „Plan doskonały” po raz kolejny zagrała Pani silną, zdecydowaną, ale i na swój sposób tragiczną postać. Dlaczego zawsze wybiera Pani takie role?
Jodie Foster: Nie wiem. Mam po prostu do tego skłonność. Sama nie mogę uwierzyć w to, że wszystkie moje bohaterki mają ze sobą tak wiele wspólnego.

– Postać, w którą się Pani wcieliła, w pierwszej wersji scenariusza była mężczyzną. Wiedziała Pani o tym?
Nie miałam pojęcia. To dziwne, bo moim zdaniem ta rola świetnie pasuje do kobiety. Grana przeze mnie bohaterka jest pewną siebie i sprytną kobietą. To osoba, która ma wielką władzę i pojawia się zawsze wtedy, gdy dzieje się coś, co zagraża wpływowym osobom z nią związanym. Ona jest od tego, aby przywrócić porządek w złym znaczeniu tego słowa. Bo moja bohaterka to bardzo negatywna postać.

– Ale i bardzo atrakcyjna.
To prawda. To taki typ, który w weekendy robi zakupy na Madison Avenue, a potem w ciągu tygodnia bezwzględnie niszczy wrogów. I robi to w białych rękawiczkach. Jest stonowana, chłodna i niezwykle kulturalna. Mówi „dziękuję”, „proszę” i nigdy nie traci zimnej krwi. Zależy jej na tym, żeby dobrze wyglądać i dużo czasu i myśli poświęca swojej garderobie. Lubi ładne rzeczy.

 



– A Pani prywatnie także przykłada wagę do tego, jak wygląda?
Chyba tak. Lubię ładne ubrania, ale nie jestem materialistką. Nie przywiązuję się do rzeczy i wiem, że potrafiłabym bez nich żyć. Bardziej zależy mi na czymś innym.

– Na czym?
Choćby na podróżach. Uwielbiam jeździć po świecie. A wyjątkowo dobrze czuję się w Paryżu. Kocham to miasto. Muszę tam jeździć co jakiś czas, bo inaczej wariuję. Uwielbiam też mieszkać w hotelowych pokojach. Lubię przystosowywać je do siebie. Oswajać.

– Myślałam, że powie Pani, iż najbardziej lubi grać.
No pewnie, że lubię, ale występowanie w filmach to moja praca. A ja potrafię oddzielić pracę od życia prywatnego. Kiedyś zależało mi na tym, żeby grać jak najwięcej. Bałam się, że jeżeli coś sobie odpuszczę, moja kariera się skończy. Teraz na szczęście to uczucie minęło. Zrozumiałam, że nie muszę przyjmować wszystkich propozycji. Osiągnęłam już tyle, że stać mnie na to, żeby odrzucać scenariusze, które mnie nie przekonują. Ostatnio też postanowiłam, że będę grała tylko u takich reżyserów, którym zaufam bezgranicznie.

– Pani sama jest reżyserem. Ufa Pani sobie?
Dokładnie wiem, co chcę nakręcić i jak. Mam szczęście, że ludzie, którzy ze mną pracują, w pełni mi ufają. Wiedzą, że kiedy mówię, że teraz ma być tak i tak, to dokładnie wiem, co mam na myśli. Reżyser na planie musi być zdecydowany i mieć silną rękę.

– Nic dziwnego, że wybiera Pani role silnych i zdecydowanych kobiet. Wystarczy chwila rozmowy i od razu wiadomo, że to bliskie Pani prawdziwej naturze.
Na pewno nie można mnie nazwać delikatną kobietką. Myślę jednak, że zbyt serio podchodzę do życia. Powinnam się chyba rozchmurzyć.

– To może nadszedł czas, żeby po raz pierwszy zagrała Pani w komedii romantycznej?
Bardzo chętnie. Tylko czy znajdzie się reżyser, który będzie chciał zaryzykować, obsadzając mnie w takiej roli?

– Zaczęła Pani grać w wieku trzech lat. To wyjątkowo wcześnie, nawet jak na standardy Hollywood. Teraz sama ma Pani dwoje dzieci: siedmioletniego Charlesa i czteroletniego Kita. Czy to prawda, że chłopcy nie staną przed kamerą, dopóki nie dorosną i sami będą mogli w pełni decydować o tym, co chcą robić w życiu?
Tak. Moja mama zdecydowała, że powinnam zająć się aktorstwem i woziła mnie z planu na plan. Nie twierdzę dzisiaj, że to było złe. Prawdopodobnie gdyby nie ona, nigdy nie udałoby mi się osiągnąć tak wiele. Ja jednak chciałabym, żeby moi synowie sami zdecydowali, co jest dla nich najlepsze. Teraz widzę, że największą frajdę sprawiają im zabawy na podwórku i bieganie z kolegami. Nie chcę im zabierać tych chwil.

– Czytałam, że zawsze sama opiekowała się Pani synami i nigdy nawet nie wynajęła niani.
To bzdura. Kiedy urodziłam dzieci, przestałam pracować tak dużo, ale jednak ciągle grałam. Nie mogłabym zabierać synów na każdy plan filmowy. Nie byłoby to dla nich dobre. Nie poradziłabym sobie jednak z tym wszystkim bez pomocy niani.

– Podobno Pani mama często ma pretensje, że po urodzeniu dzieci zaniedbała Pani własną karierę?
Zdarza jej się zadzwonić do mnie i zapytać, dlaczego nie zagrałam w tym czy tamtym filmie. Ale potrafi mieć do mnie pretensje także o to, że za mało czasu poświęcam synom. Niedawno przez trzy dni bez przerwy pracowałam na planie filmowym. W końcu mama zadzwoniła do mnie i zapytała: „I co ty sobie w ogóle wyobrażasz?! Trzy dni minęły, a ty nie widziałaś swoich dzieci”.

– Jak Pani tłumaczy swoim dzieciom, co Pani robi w pracy?
Mój starszy syn już doskonale wie, na czym polega aktorstwo. Ale dwa lata temu miałam ciekawą rozmowę z Kitem. Nie pamiętam już, w jakim filmie grałam, ale wiem, że musiałam na kilkanaście dni wyjechać z domu. Kit zapytał mnie wtedy, co będę robiła. Odpowiedziałam mu, że jadę grać smutną panią. Od tamtej pory, kiedy tylko mówię mu, że musimy się rozstać na dłużej, pyta mnie: „Znowu będziesz grała smutną panią?” A ja, mimo że czasem naprawdę bardzo bym chciała, ciągle nie mogę zaprzeczyć.

Rozmawiała Iza Bartosz/ Viva!

Redakcja poleca

REKLAMA