Pierwszy poważny dramat miłosny 29-letniego syna Lecha Wałęsy. Młody polityk cierpi, bo kobieta, którą pokochał, inaczej rozumiała miłość, a on chciałby zbudować rodzinę, w jakiej sam się wychował.
Krystyna Pytlakowska: Czy jest Pan uparty?
Jarosław Wałęsa: Gdybym był uparty, to już bym miał obrączkę na palcu, miłą żonę, dzieci.
– A chce Pan je mieć?
No pewnie, że tak. Każdy mężczyzna chce mieć dzieci i rodzinę.
– Może źle się Pan do tego zabrał?
Pracowałem nad tym przez długi czas.
– Pracowałem?
Właśnie, bo ja to traktowałem jak pracę, a nie jak przyjemność. Może dlatego ten związek się skończył?
– Chyba tak. Kobiety nie lubią, jak traktuje się je jak obowiązek.
Ma pani rację. Ale z drugiej strony obowiązkiem każdego mężczyzny jest zadowolić kobietę, w pełnym tego słowa znaczeniu. Ludzie za mało pracują nad swoimi związkami, za mało pracują nad miłością. Miłość to inwestycja, jeśli można użyć tego określenia. To jest tak: dajemy siebie tej drugiej osobie, otrzymujemy coś w zamian. Związek pochłania nasz czas, energię, które poświęcamy, by nauczyć się otwierać przed drugą osobą, by pokazać jej swoją słabość.
– Zaraz, zaraz… Pan mi tu mówi, że w miłości działa się z premedytacją?
Nie, nie. Mówię tylko, że człowiek samotny nie osiągnie tyle, ile zdobędzie, mając przy boku ukochaną.
– Trzeba mieć wsparcie w domu?
Jak najbardziej. Ja miałem takie wzorce, patrząc na rodziców. Jestem przekonany, że ojciec nie zdobyłby swojej pozycji, gdyby nie mama. To ona była kobietą, która stworzyła mu dom, gdzie mógł się schronić. Tu miał normalność, codzienność, spokój.
– Mama się nie wtrącała w sprawy polityki?
Teraz wtrąca się bardziej niż przedtem. Kiedyś ona rządziła w domu, tata – na zewnątrz.
– I Pan też by tak chciał?
Niestety, nie można już powielać takiego modelu. Kobiety coraz bardziej uczestniczą w męskim świecie.
– Polityk powinien mieć żonę?
Nie tylko polityk. Każdy mężczyzna powinien mieć swoją kobietę, która stoi za nim i potrząsa głową, jeśli on coś głupiego zrobi.
– To jak to było z Pańską Małgosią?
Minęło kilka miesięcy, więc łatwiej mi o tym już rozmawiać. Bo przechodzi się różne etapy, od głębokiej miłości i desperacji, przez bunt, aż do pogodzenia się ze stanem rzeczy.
– Byliście ze sobą sześć lat?
To bardziej skomplikowane. Poznaliśmy się sześć lat temu, ale byliśmy ze sobą od września zeszłego roku. To ona mnie znalazła, wzięła za rękę i posadziła przy swoim stoliku w kawiarni u naszej wspólnej znajomej. Myślała, że się nudzę. Potem żartowaliśmy, że to ona mnie poderwała. A teraz minęło kilka tygodni od naszego rozstania i wszedłem w etap zrozumienia sytuacji – mojej i jej.
– Rezygnacja?
Rezygnacja jest chyba jeszcze przede mną. Najpierw jest niedowierzanie, złość, wreszcie nienawiść. Potem zwątpienie w samego siebie: może to moja wina, może trzeba było wrócić, naprawić? A teraz myślę, że niestety, ale tak już musi pozostać. Mogę już siebie analizować na chłodno, bez rozbuchanych emocji.
– To była Pana decyzja?
Chyba nie powinienem o tym mówić.
– Kłótnia? Impuls?
Rozmawialiśmy przez telefon. Usłyszałem dwa zdania, które już na zawsze wryją mi się w pamięć. Nie będę w stanie ich wymazać. Poczułem straszny ból, jakby troll przebiegł mi po wszystkich trzewiach i zaczął uprawiać boks z moim sercem. Poczułem duszność. Ostatkiem sił zapytałem, czy mogę odłożyć słuchawkę, bo nie chciałem jej rzucać.
– Co Pan usłyszał?
Nie powiem, to było zbyt straszne. Ale zrozumiałem w tym momencie, że mamy odmienne cele i że nasz związek nigdy nie będzie tak prawdziwy, owocny, pełen wzajemnego oddania, jaki powinien być. Jaki sobie wymarzyłem. Po tym, co usłyszałem, byłem jak sparaliżowany i trzy dni zajęło mi, żeby pojąć, że coś złego się stało.
– Słowa zabijają?
Takie – tak. W jednej chwili straciłem do niej zaufanie.
– Pierwszy raz rozstawał się Pan z kimś?
Nie, ale Gosia była prawie moją żoną. Tak ją przedstawiałem. I rodzicom, i znajomym. Nie widziałem żadnej innej kobiety na jej miejscu.
– I pierścionek też Pan kupił?
Z zaręczynami był cały teatr, bo szukałem tego odpowiedniego pierścionka, godnego Małgosi. Podobno zaręczyłem się na łamach prasy. Ale to nie tak było. Po prostu dziennikarze zadzwonili do mnie i pytali o narzeczoną, a ja odpowiedziałem, że z przyjemnością stanąłbym na ślubnym kobiercu w kwietniu 2006 roku. A oni zrobili z tego sensację. No i wszystko stało się nie tak, jak chciałem.
– To ją zdenerwowało?
Na pewno. A potem jeszcze przyłączyła się do tego jej rodzina, że niby jestem gaduła i tak dalej.
– A Pana rodzice? Też mieli za złe?
Machnęli ręką. Znają mnie, są przyzwyczajeni do tego, że jestem otwarty. Tak mnie zresztą wychowali. Ale jej rodzice odebrali to tak, jakbym powiedział coś bardzo intymnego. To przykre. Nie miałem takich intencji.
– To był jednak związek na odległość, trudny do utrzymania.
Rzeczywiście, ja jestem w Gdańsku, Małgosia – w Warszawie.
– Myśli Pan, że kobiety są w stanie długo wytrzymać miłość przez telefon?
Nie za długo. Zresztą nie tylko kobiety. Mężczyźni też.
– Miłość wymaga obecności?
Wymaga zaangażowania i poświęcenia. Ale przecież to działa w obie strony. Jeśli ja jestem gotowy, to mam prawo oczekiwać, że ona też. A przynajmniej może spróbować.
– Może za mało się kochaliście?
Wiem, że z mojej strony było to prawdziwe uczucie. Nie popada się w depresję po zakończeniu czegoś nieautentycznego.
– A Pan popadł?
Straciłem sens życia. Straciłem wiarę w uczucie. Jeśli przyjdzie następne, będę już miał w sobie rezerwę, dystans. Ze szkodą dla tej następnej miłości.
– To nie jest tak, że kiedy my kochamy, druga strona musi kochać tak samo.
Możliwe. Bo nam poszło właśnie o miłość, o zrozumienie tego słowa i co się pod nim kryje. Nasze definicje były różne.
– Nie może być tak, że w małżeństwie obie strony poświęcają się karierze?
Od tego się właśnie zaczęło. Gosia myślała bardziej o karierze, chociaż już przekonałem ją do trójki dzieci i w ogóle. I już było prawie dobrze. Ale jeszcze wynikł problem, czy ja się przeprowadzę do Warszawy, czy ona wróci do Gdańska. Uważałem, że to ona powinna wrócić. Wiem, że kobietom to, co mówię, nie będzie się podobać. Bo kobiety teraz są wyzwolone i nie chcą rezygnować ze swojego życia zawodowego.
– Myślę, że to kwestia uczuć. Znam popularną aktorkę, która wsiadała do taksówki o czwartej rano, żeby być ze swym ukochanym trenującym 60 kilometrów od jej domu. Powiedziała, że dla miłości wiele rzeczy trzeba schować do kieszeni.
Pięknie powiedziała.
– Cierpi Pan nadal?
Cierpię. Naprawdę wierzyłem, że będziemy razem, na dobre i złe. I że w przyszłym roku weźmiemy ślub. A potem pojawi się syn lub córka. Tak się nastawiłem, bo jestem już na to gotowy. O dzieciach myślę coraz częściej. Może się starzeję?
– Sądzę, że przeobraża się Pan z chłopca w mężczyznę.
Myślę też trochę o śmierci. Tylko dzieci dają nieśmiertelność.
– Może Małgosia właśnie przestraszyła się dorosłego życia u boku polityka?
Może… Ale to ja zerwałem. Jestem jednak przekonany, że ona kierowała mnie w tę stronę. Ja mówiłem, jak widzę miłość, zaufanie, szacunek. I moja wiara w nią była niezachwiana. A Gosia mówiła: „A może nie? Może nie powinniśmy?”. I w pewnym momencie padały słowa, z których wycofać się już nie da.
– Panie Jarku – chłopaki nie płaczą?
Nigdy! Jestem twardy. Ale przyznam się, że takiego dołka w życiu nie miałem. Dziękowałem Bogu, że mam pracę. Dzięki niej nie uciekłem w butelkę i miałem powód, by wstawać rano. To bolało prawie fizycznie. Praca przynosiła mi ulgę. A mój szef bardzo to krytykował, bo jak ja dużo pracuję, to i on musi.
– Szef, czyli tata?
No tak. Ułożyłem taki plan zajęć, że codziennie było po kilka spotkań, a wyjazdów nie zliczę. Ojciec nie wytrzymywał już takiego tempa, prawie mu serce siadało. Ale mnie to bardzo pomogło. Teraz już czuję się o wiele lepiej, może dlatego, że jest słońce? Zauważyłem je dopiero tydzień temu.
– Już w naszej poprzedniej rozmowie mówiliśmy o Pańskiej wrażliwości i nieśmiałości. Czy to dobre cechy dla polityka?
Nie wiem. Z drugiej strony jestem mocny. Teraz też się o tym przekonałem. Mam w domu niezłą kolekcję win. Gdy wracałem wieczorem, ciągnęło mnie, by się napić, ale nie zrobiłem tego, bo obiecałem to mojej byłej narzeczonej.
– Dotrzymuje Pan obietnic?
Staram się. W każdym razie patrzyłem na te butelki i myślałem: chłopie, napij się, to cię trochę znieczuli. Ale poczucie obowiązku mówiło: Jarek, jutro praca, będzie cię bolała głowa, nie będziesz mógł się skupić. No i nie napełniałem kieliszka.
– Od tamtej rozmowy nie uczyniliście żadnego kroku?
Nawet dziś dostałem od niej e-maila: „Co słychać?”. Serce trochę przyspieszyło. Gosia chciałaby, żebyśmy zostali przyjaciółmi. Ale ja wiem, że to się już nie odwróci, bo zasugerowałem, że powinna prosić mnie o wybaczenie. A ona tego nigdy nie zrobi.
– Przepraszam, ale jesteście parą dzieciaków.
Możliwe. Nasi przyjaciele mówią o nas „ciężarówy”. Bo mamy taki ładunek emocjonalny w sobie, że jedziemy powoli i mozolnie. Ciężarówka rozbija po drodze każdą przeszkodę. Ale jak jedna wjedzie na drugą, to koniec. Na pewno nie jestem łatwy, umiem doprowadzić kogoś do białej gorączki.
– Na pewno jest mnóstwo pocieszycielek, które chciałyby Panu zastąpić Gosię?
Kilka jest. Odezwały się po programie Kuby Wojewódzkiego. Bardzo fajne dziewczyny, ale teraz nie byłbym w stanie zaangażować się w następny poważny związek. A na niepoważne szkoda czasu. Poza tym moje życie jest serią dziwnych wydarzeń, z pozoru nielogicznych. Bo coś, co było złe, okazuje się z czasem najlepszym wyjściem.
– Co na przykład?
Chociażby gimnastyka sportowa. Bardzo się zaangażowałem w treningi. Po trzech latach wysiadło mi kolano. To przekreśliło moją karierę. Ale dzięki temu mogłem wyjechać do Stanów i skończyć tam studia.
– Rodzice się już uspokoili, że myśli Pan poważnie o swojej przyszłości?
Dali już spokój niepokojom. Nie obawiają się już, że kocham inaczej, bo pewnie i takie myśli przychodziły im do głowy.
– No tak, to teraz modny styl życia erotycznego.
Bo jak nie ma żony, to pewnie jest gejem. Ale ja za bardzo kocham kobiety.
– Na ile zmieniła Pana ta miłość?
Mam nadzieję, że nie będę zgorzkniały i nieufny. Wolę żałować czegoś, co zrobiłem, niż tego, czego nie doświadczyłem. Zawsze włożę palec między drzwi. I pozostanę optymistą.
– Jakie będzie Pana życie? Myśli Pan o tym?
Burzliwe. Wie pani, ja mogę pokochać tylko taką kobietę, która potrafi sprawić, że krew się we mnie zagotuje. Przed Małgosią miałem dziewczynę, wspaniałą kandydatkę na żonę. Ideał. Ale była za uległa. Na wszystko się zgadzała. A postęp rodzi się poprzez wspólne dojrzewanie, ulepszanie się. I to wcale nie jest łatwe ani bezbolesne.
Rozmawiała Krystyna Pytlakowska
Zdjęcia Rafał Masłow/Melon
Stylizacja i charakteryzacja Iza Wójcik
Produkcja sesji Elżbieta Czaja
Za pomoc w realizacji sesji serdecznie dziękujemy Klubowi Żeglarskiemu Klipper w Gdyni