Jarosław Kuźniar: Nie lubię nudy

Jarosław Kuźniar fot. ZOOM
Pracoholik, cynik, pedant – tyle do tej pory wiedzieliśmy o Jarosławie Kuźniarze. Tylko „Party” prowadzący „X Factor” zdradza, dlaczego nie czuje się gwiazdą, co zarzuca mu Kuba Wojewódzki i czy... planuje ślub.
/ 17.03.2011 08:55
Jarosław Kuźniar fot. ZOOM
Kiedy w 1993 roku Jarosław Kuźniar (33) poszedł do pierwszej klasy liceum, już wiedział, że będzie dziennikarzem. I nie zamierzał czekać, aż ktoś da mu szansę, ale sam się o nią postarał. Napisał artykuł „Koty” o dręczeniu pierwszoklasistów w szkole i poszedł z nim do „Gazety Wyborczej”. Choć tekstu mu nie wydrukowano, przez znajomego dostał się na praktyki do Radia Sudety. Miał wtedy 15 lat. Pierwszą audycję poprowadził już rok później. Został zauważony i trafił do Polskiego Radia Wrocław. Z uporem maniaka ćwiczył dykcję – trzymał w zębach korek od szampana i głośno czytał. Chciał być najlepszy i to się opłaciło. Gdy w 1999 roku odebrał telefon z Warszawy z propozycją pracy w radiowej Trójce, nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Marek Niedźwiecki, Piotr Kaczkowski, Marcin Kydryński – to byli jego idole, a teraz miał z nimi pracować. Przerwał studia (na Uniwersytecie Wrocławskim zrobił licencjat z dziennikarstwa), przeniósł się do stolicy, z nowej pracy nie wychodził nawet w weekendy. Audycja „Zapraszamy do Trójki” stała się całym jego życiem. Ale kiedy przyszła nowa propozycja, długo się nie zastanawiał. Radio Zet miało wtedy największą słuchalność w kraju, każdy radiowiec marzył, by pracować u Kozyry.

A Kuźniar chciał się rozwijać...
Przez pięć lat pracował przy serwisach informacyjnych. To on był na antenie, gdy 11 września 2001 roku terroryści zaatakowali World Trade Center. To on informował o śmierci papieża w kwietniu 2005 roku. Cztery lata temu zamienił radio na telewizję. Przeszedł do TVN24 i to on 10 kwietnia 2010 roku prowadził na żywo program specjalny, gdy samolot z parą prezydencką i 94 innymi osobami na pokładzie rozbił się pod Smoleńskiem.

– Jak dziennikarz newsowy z tak imponującym CV mógł zgodzić się na poprowadzenie show?
Jarosław Kuźniar:
  Bo to nic złego... Widziałem, co robili prowadzący „Mam talent”, i podobało mi się to. A w „X Factorze” poprzeczka jest podniesiona jeszcze wyżej, bo prowadzący jest tylko jeden. Obejrzałem też brytyjską wersję programu i uznałem, że to, co robi tam prowadzący Dermot O’Leary, nie odbiega od mojej pracy w „Poranku TVN24”. Pomyślałem, że warto spróbować. To jest duża szansa, druga może mi się nie trafić.

– Podobno Edwardowi Miszczakowi się nie odmawia...
Jarosław Kuźniar:
  Ciekawe! Wiesz, kiedy w ogóle zainteresowałem się „X Factorem”? Gdy na plotkarskim portalu przeczytałem, że mam go poprowadzić. Potem pisano, że walczę o tę robotę z Bartkiem Węglarczykiem. Dopiero kilka dni później zadzwonił do mnie Edward Miszczak i zaprosił na spotkanie.

– I bez zastanowienia powiedziałeś: „Wchodzę w to!”?
Jarosław Kuźniar:
  Jestem na tym etapie swojej kariery, że jeszcze chciałbym się czegoś nauczyć. Jak przyszedłem do Trójki, to wydawało mi się, że nie chcę już niczego więcej od życia. Ale już po chwili przestało mi się tak wydawać i poszedłem do Radia Zet, gdzie siedziałem zbyt długo, bo nie wiedziałem, co mam ze sobą dalej zrobić. O telewizji nawet nie myślałem, a proszę, i to się zmieniło. Jak już przyszedłem do TVN24, to byłem pewien, że przede mną wiele lat nauki, bo nigdy nie pracowałem przed kamerą. Ale szybko się okazało, że i to mi jakoś wychodzi. W każdej pracy zawsze przychodzi taki moment, że człowiek chciałby nowych wyzwań. Sama przyznaj, że nie da się wciąż na nowo oryginalnie zapowiadać  dwusetną prognozę pogody... „Wstajesz i wiesz” w TVN24 to najdłuższy poranny program w polskiej telewizji, a to sprawia, że boję się, iż zacznę się powtarzać. Pomyślałem więc, że jeżeli pójdę zobaczyć coś nowego, poznam ludzi, którzy pokażą mi, jak inaczej robi się telewizję, to będę lepszy też w TVN24.

Porozmawiajmy o gwiazdach - forum >>


– Co zatem najbardziej zaskoczyło cię przy pracy w „X Factor”?
Jarosław Kuźniar: 
Trzeba umieć „ogarnąć” jury, własne występy na scenie, publiczność i uczestników, którzy albo mają wielki talent, albo są fajnymi szaleńcami. Do tej pory zawsze skupiałem się na jednym zadaniu. W radiu gadałem sobie do mikrofonu, w „Poranku” siedzę za wygodnym stołem i muszę pamiętać, do której kamery mówić. A tu jest żywioł! Poczułem to już na pierwszym castingu. Przed Domem Muzyki i Tańca w Zabrzu stał tłum kilkuset osób. Moim zadaniem było nagranie początku na specjalnej platformie. Poszedł jeden dubel, drugi, ujęcie z prawej strony, potem z lewej. A zimno na zewnątrz jak cholera. I nagle słyszę: „O Jezu, znowu się pomylił...”, albo „K...! Jarek my tu zamarzniemy”. To jest właśnie dla mnie to nowe wyzwanie – żywa publiczność.

– A przełamałeś już granicę bliskości z uczestnikami programu? Prowadzący czasem powinien przytulić, zapłakać.
Jarosław Kuźniar:
  W studiu TVN24 rzucam pytania jak piłeczkę pingpongową. Tu okazało się, że czasem nie powinienem nic mówić, bo ktoś płacze. Uczestnicy po pierwszym castingu stają się dla mnie już trochę jak kumple. Przez te wszystkie rozmowy z nimi staję się im bliski. Dlatego kiedy ktoś fajny odpada, przytula się do mnie i ociera łzy, to jest to dla mnie naturalne. Nikt tu niczego nie udaje. To nie spotkanie z politykiem, który gra. 

– Nie boisz się, że z rozrywki nie ma powrotu do newsów?
Jarosław Kuźniar:
  Widz TVN24 jest świadomym i rozsądnym odbiorcą telewizji, nie pogubi się w tym, że rano mówię o newsach, a wieczorem prowadzę „X Factor”. Tu rozmawiam z politykami, tam ze zwykłymi ludźmi.

– Jak ci się współpracuje z jury: Sablewską, Mozilem, Wojewódzkim?
Jarosław Kuźniar:
  Podoba mi się szaleństwo Czesława. Kuba zaskoczył mnie wyznaniem, że nie wstydzi się tego, że to ja ten program poprowadzę. Maja jest natomiast ciekawą postacią, ale na razie nie mieliśmy zbyt wielu okazji do spotkań twarzą w twarz.

– Niektórzy twierdzą, że jesteś trochę za gruby?
Jarosław Kuźniar:
  Tak mówi Kuba Wojewódzki. Patyczakom trudno dogodzić. Robię, co mogę, żeby mnie było mniej, ale to wcale nie jest takie proste (śmiech).

– Proste nie jest też wejście do show-biznesu. Już codziennie czytam o tobie na portalach plotkarskich: a to o pomyłkach na wizji czy alkoholu, a to znów zwierzenia twojej mamy...
Jarosław Kuźniar: 
To dla mnie nowe doświadczenie. Bolesne, bo bzdurne teksty nikomu i niczemu nie służą. Ale jest też dobra strona takich „afer”. Czy dawniej ktoś z tabloidu słuchałby tego, co mówię w „Poranku”? Nie. A teraz przynajmniej lizną trochę polityki...

– Śmiałeś się publicznie z Kingi Rusin i Krzysztofa Ibisza. Teraz ktoś może zakpić z ciebie.
Jarosław Kuźniar:
  Nie śmiałem się z nich, tylko z tego, że postanowili napisać książki. To jest też moje wielkie marzenie, ale się za to nie zabieram, bo nie potrafię. Nie ma nic trudnego w tym, żeby zrobić wywiad rzekę z sobą samym albo namówić na plotki przyjaciółkę...


– Ale skoro teraz i ty będziesz gwiazdą, to może warto mieć agenta. Filip Mecner, agent Ani Muchy i Joanny Brodzik, to przecież twój kolega z czasów studiów we Wrocławiu.
Jarosław Kuźniar:
  To prawda, Filipa znam od lat, czasem gramy w tenisa. Ale on jest bardzo zajęty, a ja nie potrzebuję agenta. W filmie grać nie chcę, zostaję w TVN24.

– A paparazzi jeżdżą już za tobą? Gdy rok temu byliśmy razem na premierze nowego modelu auta, nie dałeś sobie zrobić żadnego zdjęcia.
Jarosław Kuźniar:
  Dziś jest tak samo. Nic się nie zmieniło. Moje łóżko jest tylko moim łóżkiem, mój dom to prywatna sprawa. Jak odkurzam półnagi moje mieszkanie, to nie obchodzi mnie, czy ktoś u sąsiada na balkonie robi mi zdjęcia, bo nie mam żaluzji. Podobnie jest, kiedy ktoś pisze do mnie, że ma moje zdjęcie z Open’era, jak siedzę nad kuflem piwa. Niech robi z tym, co chce. Dlatego nie zastanawiam się nad paparazzi, nie obchodzi mnie, czy stoją za mną w sklepie, czy będą grzebać w śmieciach.

– Ale na pewno zainteresuje cię, jeśli zrobią zdjęcie twojej narzeczonej i opublikują je wszystkie gazety w Polsce...
Jarosław Kuźniar: 
Tego się boję. Nie zamierzam jej ukrywać, żyjemy normalnie. Ale nie rozumiem, dlaczego kogoś to obchodzi, bo przecież Magda nie jest osobą publiczną. Zależy mi na tym, żeby to uszanowano, choć wiem, że to apel do głuchych. 

– Słyszałam, że jesteś kobieciarzem, a fanki ślą ci maile z niewybrednymi propozycjami. Nie chciałeś nigdy skorzystać?
Jarosław Kuźniar:
  Jestem zdrowym facetem, gdy widzę ładną kobietę, to na nią spojrzę, ale nie biegnę od razu po jej numer telefonu. Choć dawniej tak bywało (śmiech). Zresztą nie polecam, bo często po jednym słowie człowiek pragnie uciekać szybciej niż podszedł. A fanki mam rzeczywiście świetne. Podchodzi do mnie 50-letnia pani i mówi: „Moja córka jest panem zauroczona i też chce być dziennikarką”. Ma... 13 lat! Ale najważniejsze, że „Poranek” ma widzów z różnych pokoleń. To zaszczyt.

– A jeśli mowa o kobietach... Jesteś pewny, że Magda to ta jedyna?
Jarosław Kuźniar: 
Dotąd i w pracy, i w sprawach osobistych byłem bardzo niecierpliwy. Teraz jest inaczej. Nie mam powodu mieć żadnych wątpliwości. 

– To się chyba nazywa prawdziwa miłość... Czy teraz pora na ślub?
Jarosław Kuźniar:
  Jak w sprawach uczuć mówisz „A”, to musisz powiedzieć też „B”. Tak mają chyba porządni faceci (śmiech).

– Czy planujecie już podróż poślubną? Wiem, że wyprawy w ciekawe zakątki świata to od lat twoja wielka pasja.
Jarosław Kuźniar: 
Każda wspólna podróż jest jak poślubna. Tak było w Puerto Rico i na Dominikanie. Największą frajdą na tych wszystkich wyprawach jest to, że sam jestem sobie biurem podróży. Teraz marzy mi się Australia.

– A czy marzysz już o rodzinie?
Jarosław Kuźniar:
  Jak dwie osoby są razem, to już jest przecież rodzina. Odpowiedzialny facet nie porywa się na dorosłość, żyjąc na 40 metrach kwadratowych. Ale to się niedługo zmieni, więc...                             

Marta Tabiś-Szymanek / Party

Redakcja poleca

REKLAMA