Aktor śpiewał ją, wchodząc do hotelowego apartamentu, w którym za chwilę miał odbyć się wywiad. Frazę zakończył, unosząc ręce do góry i kiwając biodrami. „Nieźle, co?”, zapytał. „Tak, to jest to”, odpowiedział sam sobie, strzelając palcami. „Jestem Jamie i jestem gotowy”, ogłosił z uśmiechem, siadając wygodnie na krześle. I dopiero teraz zdjął wielkie słoneczne okulary, zasłaniające mu pół twarzy. „Oto ja!”, powiedział, opierając prawą stopę na lewym kolanie.
Widać było, że jest zadowolony z tego, jak wygląda. I trudno było mu się dziwić, bo prezentował się doskonale. Jasnoniebieska lniana marynarka w delikatne białe paski i błękitny T-shirt. Do tego granatowe dżinsy. No i biżuteria. Wielki złoty łańcuch sięgał mu prawie do połowy klatki piersiowej. Rozpięta marynarka eksponowała pasek z zapięciem w kształcie ogromnej głowy smoka. Na małym palcu prawej ręki Jamie miał pierścień z gigantycznym kamieniem. W uszach kolczyki podobne do tych, które nosi David Beckham. No i jeszcze zegarek na grubym białym skórzanym pasku z rządkiem małych brylancików.
Nie tak wyobrażałam sobie aktora, któremu światową sławę przyniosły role dramatyczne. Foxx ani na chwilę nie może się powstrzymać od żartów. Przyznaje, że jest raczej bezproblemowym facetem, który kocha cały świat. Ale najbardziej kobiety. One odpłacają mu, kupując jego płyty i honorując go tytułami jednego z najprzystojniejszych mężczyzn na świecie. „Za co cię tak kochają?”, zapytałam. „A co, nie widać tego na pierwszy rzut oka?”, rzucił, mrużąc powieki. Opowiedziałam mu, że na e-Bayu można było kupić poszewkę na poduszkę z jego podobizną, na której napisane było: „Nie budź mnie. Marzę o Jamiem Foksie”. „Żartujesz?”, zaśmiał się aktor. A potem zaczął wymieniać swoje zalety, które na płeć przeciwną działają jak magnes.
„Uwielbiam seks”
Niedawno w jednym z wywiadów przyznał, że dobrą kondycję zawdzięcza temu, że codziennie uprawia co najmniej półgodzinny seks. Z kim – nie chciał zdradzić. Teraz rozparty wygodnie w hotelowym fotelu na chwilę poważnieje. „Miłość fizyczna między dwojgiem kochających się ludzi jest czymś najwspanialszym, czego można doświadczyć”, mówi. To on opracował sceny miłosne w „Miami Vice”. Foxx w filmie zagrał detektywa, męża czarnoskórej Naomi Harris. „Jest tam scena, kiedy po powrocie z pracy kocham się ze swoją żoną. Naomi nie brała w niej udziału. Wstydziła się paradować nago przed całą ekipą i poprosiła o dublerkę. A ja nakłoniłem reżysera, żeby pozwolił mi samemu wyreżyserować miłość tych dwojga. I myślę, że wyszło z tego coś pięknego. Byłem taki dumny. A reżyser obejrzał całość, powiedział, że mu się podoba i... wyciął więcej niż połowę”, Foxx znowu się śmieje. „Na szczęście zostawił jeden z kluczowym momentów, kiedy leżąc na swojej partnerce, wtulam się w nią i zasypiam. Uważam, że ta scena jest wspaniała i mówi wszystko o tej parze. Pokazuje, jak bardzo czują się ze sobą bezpiecznie, jak sobie ufają. Większość mężczyzn po seksie odwraca się od swojej partnerki albo idzie pod prysznic. Jeśli naprawdę kochasz drugą osobę, nie chcesz wypuszczać jej z ramion przez całą noc”, mówi aktor, bawiąc się swoim pierścieniem. Chwilę milczy i dodaje: „Nie wierzę, że żyje gdzieś facet, który nie marzyłby o takiej miłości”.
„Umiem śpiewać”
„Od dziecka marzyłem o tym, żeby śpiewać. To był mój cel. Bo aktorstwo to mój zawód, a muzyka to moje życie. A teraz uwaga, bo to będzie rozśpiewany wywiad”, mówi Jamie i zaczyna śpiewać piosenkę z filmu „Dreamgirl”, w którym zagrał razem z Beyoncé. Potem puszcza oko i dodaje, że cieszy się, że z muzyką nie wychodziło mu na początku najlepiej. „Gdyby tak było, to nigdy nie dostałbym Oscara. Byłbym po prostu jednym z wielu czarnoskórych muzyków”. Jego pierwszy solowy album R&B „Peep this”, wydany w 1994 roku, przeszedł bez echa. Za to piosenki z jego drugiego krążka, „Unpredictable”, od razu zajęły najwyższe miejsca na amerykańskich listach przebojów. „Dlatego udział w filmie »Ray« o Rayu Charlesie był dla mnie jak ziszczenie wszystkich marzeń. W końcu przed kamerami mogłem grać na fortepianie i śpiewać. Czułem się jak Bóg”. Jamie mówi, że fortepian to dla niego cały świat. Zaczął na nim grać, kiedy miał siedem lat. Był tak dobry, że po latach otrzymał stypendium muzyczne w United States International University w San Diego. „Ale mój talent muzyczny i aktorski to nic w porównaniu z moim poczuciem humoru”, mówi.
„Potrafię rozśmieszać jak nikt”
Jamie poprawia się na krześle, pochyla do przodu i opiera ręce na okrągłym stole. „Kiedy byłem mały, nauczyciel czasem pozwalał mi wychodzić na środek klasy i opowiadać kolegom kawały. Wiedziałem, że robi to tylko po to, żeby samemu się pośmiać i potem, kiedy skończyłem szkołę, powiedział mi, że nikt nie potrafił go rozśmieszyć tak bardzo, jak ja”. Pewnie dlatego, kiedy w 1990 roku Foxx przeniósł się z Teksasu do Los Angeles, najpierw na życie zarabiał jako komik. Stał się tak popularny, że szybko otrzymał angaż do programu rozrywkowego „In Living Color”. W 1996 roku zaproponowano mu prowadzenie własnego programu „The Jamie Foxx Show”. Jamie kilkakrotnie otrzymał nagrody dla najlepszego komika i najlepszego aktora telewizyjnego w USA. „To właśnie moje pogodne usposobienie sprawia, że w życiu poznaję takich wspaniałych ludzi. Mam mnóstwo przyjaciół i myślę, że nigdy nie będę sam”, mówi Foxx.
Jego rozrywkowy tryb życia zaimponował nawet Tomowi Cruise’owi. Kiedy obaj grali w „Zakładniku”, Foxx kończył właśnie 36 lat. O imprezie urodzinowej, którą wówczas zorganizował, głośno było w całym Los Angeles. Tom Cruise był tak ciekaw, jak wygląda życie kolegi z planu, że także przyszedł złożyć mu życzenia. „Pamiętam, kiedy wszedł. W moim domu było wtedy mnóstwo ludzi, a on chyba na początku był trochę zagubiony. Potem jednak zaczął rozmawiać z moimi przyjaciółmi. Byłem nawet zdziwiony, bo Tom zawsze uważa, z kim się zadaje, a nazwiska moich kumpli wcale nie figurują na liście najlepiej prowadzących się mężczyzn w USA”, opowiada Jamie i zanosi się śmiechem. Nie jest tajemnicą, że aktor ma kontakty ze światem przestępczym. Był czas, że on także był ścigany przez policję. W 2003 roku został zatrzymany w Nowym Orleanie za szarpaninę z policjantem. Mówił, że został sprowokowany. Za karę dostał pół roku więzienia w zawieszeniu i dwuletni dozór kuratorski. Musiał też zapłacić 1500 dolarów grzywny. Teraz nie chce już o tym pamiętać. „W środku jestem porządnym facetem”, twierdzi.
„Wiem, jak dbać o bliskich”
Najważniejszą osobą w życiu Jamiego jest jego 11-letnia córka Marie. Aktor, opowiadając o niej, po raz pierwszy w ciągu całej rozmowy staje się poważny. „Gdybym nie mógł się z nią kontaktować lub w jakikolwiek sposób bym ją zawiódł, stałbym się wrakiem”, mówi. Marie to owoc przelotnej miłości aktora, ale Jamie odwiedza ją, kiedy tylko może. „Chcę, żeby wiedziała, że ma ojca. Ja wychowałem się bez rodziców”.
Kiedy Jamie miał zaledwie siedem miesięcy, matka oddała go na wychowanie dziadkom. Nigdy go nie odwiedzała. „To babcia nauczyła mnie wszystkiego. Dzięki niej chodzę wyprostowany. Zawsze mówiła mi, że muszę być małym dżentelmenem. Jeśli się tak nie zachowywałem, łoiła mi skórę. Nikt tego nie robił tak wprawnie, jak ona. Odkąd nie żyje, bardzo mi jej brakuje. Mogę jednak z nią rozmawiać za każdym razem, gdy mam ochotę. Odwiedza mnie w snach”. Jamie nie wstydzi się mówić o tak intymnych rzeczach. Mówi, że jego układy rodzinne to nie jest żadna tajemnica. Tak samo jak to, że jest wzorowym przyjacielem. „Staram się być lojalny wobec moich kumpli. Mam nadzieję, że często mi się to udaje”. Jednym z jego najbliższych znajomych jest teraz Colin Farrell. Od czasu, kiedy zaczęli pracę na planie „Miami Vice”, spotykali się razem także po zakończeniu zdjęć. Farrell nawet przez kilka miesięcy mieszkał w domu Foxxa. „To było wtedy, gdy prasa zorganizowała na niego nagonkę w związku z nadużywaniem alkoholu. Chciałem, żeby miał trochę spokoju. To wspaniały facet”.
„Jestem do wzięcia”
Wystarczy chwila rozmowy i już widać, że wie, jak traktować kobiety. „Potrafię romansować i rozpieszczać kobiety. Tymczasem sztuka flirtu w dzisiejszych czasach zupełnie umarła. Mam nadzieję, że to się zmieni, choćby dzięki moim piosenkom”, mówi Foxx. A ja przypominam sobie skandal, jaki wybuchł, kiedy Jamie po jednym ze swoich koncertów w Londynie zaprosił do apartamentu cztery dziewczyny. Jego ochroniarz zdradził wtedy, że stoją tam cztery podwójne łóżka obsypane płatkami róż. „Jamie jest wielki i może wszystko. Nic dziwnego, że spotyka się z kobietami, które mu się podobają”, wyznał wtedy jego menedżer Jaime King. A czy teraz aktor z kimś się spotyka? „Na razie staram się zaprosić na randkę Halle Berry. Niestety, bezskutecznie, a to jest chyba jedyna kobieta na świecie, dla której zrezygnowałbym z kawalerskiego stanu”, mówi.
Na koniec pytam go o ideał kobiety. „Pochodzę z Teksasu. Tam większość kobiet jest pulchna i apetyczna. I takie podobają mi się najbardziej”, deklaruje. Postanawiam przypomnieć mu, że kiedyś kobiety porównywał do samochodów. Powiedział, że mężczyzna, wiążąc się z kobietą, zachowuje się tak, jakby właśnie kupił najnowszego mercedesa. Po pięciu latach wchodzi nowy model, więc trzeba się pozbyć starego i tak w kółko. Tymczasem tak naprawdę mężczyźni szukają klasyki i to, co im potrzebne, to corvetta rocznik 1967. „Ja coś takiego powiedziałem? No i dobrze. Bo coś w tym jest, coś w tym jest”, mówi. Aż trudno uwierzyć, że aktor, który w grudniu skończy 39 lat, ciągle nie może odnaleźć corvetty, której już nigdy nie chciałby wymienić na inną.
Iza Bartosz/ Viva