Ilona Felicjańska: Jeszcze odżyję!

Ilona Felicjańska fot. AKPA
Ma za sobą ciężki rok – spowodowany po pijanemu wypadek, medialną nagonkę, walkę z uzależnieniem i kryzys małżeński. To mógł być jej koniec. Jednak Ilona nie poddaje się tak łatwo. Teraz wraca z nowym pomysłem na siebie.
/ 09.12.2010 10:16
Ilona Felicjańska fot. AKPA
Wierzy w to, że może być już tylko lepiej. Choć przyznaje, że zdarzają się jeszcze dni, kiedy nie odbiera telefonu i nie wychodzi z domu. Po takiej ilości szyderstw nie jest łatwo się podnieść. Ilona Felicjańska (37) szczere mówienie o swoich problemach uważa za element terapii. Mimo to nie było łatwo namówić ją na ten wywiad. – Po tym wszystkim boję się, że mój każdy, nawet najmniejszy ruch będzie złośliwie komentowany – tłumaczy się. Po kilku próbach spotykamy się wreszcie w mglisty listopadowy poranek. Ilona przyjeżdża na miejsce autobusem i z… walizką. Przeprowadzasz się? – pytam. Uśmiecha się. – Nie. Chciałam ci coś pokazać – mówi, otwierając walizkę. W środku sznury pereł w różnych kolorach. – Te zielone będą sprzedawane z myślą o mojej Fundacji „Niezapominajka” – mówi. Reszta kolorów i kształtów będzie wkrótce dostępna na stronie internetowej IFyou. Inicjały Ilony zgrały się w nazwę nowego interesu, który rozkręca z dwoma wspólnikami. Gdy Ilona opowiada o swoich pomysłach, zaczyna przypominać dawną siebie. Piękną kobietę, która parła do przodu, nie oglądając się za siebie. Nie jest już tą Iloną, która wiosną tego roku najchętniej zapadłaby się pod ziemię.

– Jesteś wyraźnie odmieniona. Czy to zasługa tego, że masz nowy pomysł na siebie?
Ilona Felicjańska:
Tak. Jestem pełna nadziei i sił do pracy. Będę sprzedawać biżuterię z pereł importowanych bezpośrednio z hodowli na południu Chin. Wiem już chyba wszystko o tym, jak małż wydaje na świat klejnot, i mogę opowiadać o tym godzinami. Mój pomysł jest taki, by klientki kupowały jeden sznur, a potem dołączały kolejne. Tak samo jak słynne charmsy w bransoletkach Pandory albo zawieszki na sznureczku Lilou.

– Perły to łzy. Mówi się, że przynoszą nieszczęście. Nie boisz się, że to niezbyt dobrze wróży Twojemu nowemu przedsięwzięciu?
Ilona Felicjańska:
Nie wierzę w takie przesądy. Ta legenda została przecież wymyślona przez australijskich złotników. Gdy na początku XX wieku perły zaczęły być modne, wpadli w popłoch, że złoto straci na wartości i rozpuścili pogłoski, że to są „łzy syren” i przynoszą nieszczęście. Poza tym wiem, że łzami okupiony jest niejeden sukces. Musiałam przejść tyle, by inaczej spojrzeć na siebie, na życie. Dziś wstałam, patrzę, a za oknem tak szaro... Mogłabym wpaść w gorszy nastrój, ale to przecież kwestia podejścia. Ostatnio robiłam sesję zdjęciową z perłami. Marta, która mnie fotografowała, od razu powiedziała: „Ilona, oby tylko słońce nie świeciło”. Zaczęłyśmy zdjęcia prawie w deszczu. I wyszły świetnie.

– Czyli nie zawsze musi świecić słońce? Nie zawsze osiągnięcie sukcesu daje człowiekowi poczucie szczęścia?
Ilona Felicjańska:
Tak i ja jestem na to najlepszym przykładem. Mnie sukces kosztował stanowczo zbyt dużo. Ale dotarło to do mnie dopiero dwa miesiące po wypadku. Wtedy miałam największy kryzys. Na początku byłam wszystkim ogłuszona. Myślałam: „Zapłacę, poniosę konsekwencje i jakoś to będzie”. Czułam się tak, jakby to nie dotyczyło mnie, ale kogoś innego. A potem okazało się, że jest dużo gorzej, niż sądziłam. To, że odsunęli się ode mnie przyjaciele, bardzo bolało. Ogromnym ciosem było także to, że sponsorzy Fundacji „Niezapominajka”, której jestem prezesem, zaczęli się wycofywać ze współpracy ze mną. Wtedy zrozumiałam, że zawiodłam nie tylko samą siebie i najbliższą rodzinę.

Porozmawiajmy o gwiazdach - forum >>


– Jak poradzili sobie z tym Twoi synowie?
Ilona Felicjańska:
Słyszeli w telewizji, że Ilona Felicjańska ma problem z alkoholem. Oni tego nigdy nie widzieli, nigdy nie zobaczyli  mnie pijanej, bo zazwyczaj piłam, kiedy poszli już spać. Raz tylko, gdy w ciągu dnia wypiłam dwa kieliszki wina, usłyszałam od starszego syna: „Nie chcę, aby ci się zmieniał głos”. Wydawało mi się, że dwa kieliszki wina niczego w moim zachowaniu nie zmieniają. A jednak! Rozmawiałam potem o tej sytuacji z psychologiem. Powiedział mi, że człowiek nawet po niewielkiej ilości alkoholu zaczyna inaczej mówić, bo inaczej się słyszy. Obiecałam mojemu synowi, że już nigdy więcej nie zmieni mi się głos i dotrzymam słowa.

– Ostatnie miesiące to był też czas wielkiej próby dla Twojego małżeństwa. Czy prawdziwe są pogłoski o Twoim rozwodzie?
Ilona Felicjańska:
Dokumenty rozwodowe nigdy nie zostały złożone. Owszem, przed moim wypadkiem mieliśmy z Andrzejem poważny kryzys. Dziś myślę, że chyba szukałam dziury w całym. Zupełnie niepotrzebnie. Zadaję sobie mnóstwo pytań. Jedno już wiem na pewno: Andrzej jest genialnym ojcem i wspaniałym przyjacielem. Nie odsunął się ode mnie w najtrudniejszym momencie.

– W przeciwieństwie do niektórych przyjaciół. Wspomniałaś, że część z nich nagle odwróciła się od Ciebie.
Ilona Felicjańska:
W pewnym momencie zaczęli mówić: „Teraz powinnaś się zająć sobą. Może dla twojego dobra nie kontaktujmy się”. Kiedy moją najbliższą współpracowniczkę, z którą miałyśmy tak bliski kontakt, że niemal czytałyśmy sobie w myślach, poprosiłam o numer jakiegoś telefonu, nagle usłyszałam: „Nie mam”. Z trzech osób pracujących ze mną w fundacji została tylko jedna. Na miejscu tych, którzy odeszli, pojawili się nowi, inni ludzie. Tacy, którzy rozumieją, że w życiu zdarza się mnóstwo sytuacji, nad którymi nie możemy zapanować. Że nie wszystko jest od nas zależne. Jednak mimo wszystko doceniam wartość tego, co się stało. Również dlatego, że sama już nigdy nie ośmielę się nikogo oceniać. Jeśli ktoś postępuje niewłaściwie, musi mieć powód.

– Po wypadku przyznałaś się do uzależnienia od alkoholu i zaczęłaś publicznie mówić o swojej walce z nałogiem. Skąd w Tobie taka odwaga?
Ilona Felicjańska:
Jeśli oswoimy jakieś zwierzę, to się go mniej boimy. Poza tym, żeby zacząć walczyć z alkoholizmem czy innym nałogiem, trzeba się najpierw przyznać, że się jest uzależnionym. Dopóki alkoholik udaje przed sobą samym i przed innymi, że nie ma problemu z piciem, dopóty nie zacznie się starać wyjść z nałogu. Moje szczere i publiczne mówienie o uzależnieniu jest formą pomocy samej sobie. Im więcej osób wie, że jestem uzależniona, tym trudniej będzie mi sięgnąć po kieliszek. Często słyszę pytanie: „Ilona, kiedy to się u ciebie zaczęło? Gdzie jest ta granica?”. Nie mam pojęcia. Musisz odstawić alkohol i zobaczyć, jak bardzo ci go brakuje. Moje uzależnienie prawdopodobnie zaczęło się od tego, że byłam słaba psychicznie, kiedy przyjechałam do Warszawy. Poznałam wtedy człowieka, który lubił pić piwo i ja z nim to piwo popijałam. Piłam z radości, żeby coś uczcić, albo ze smutku, aby coś zamazać.

– Co teraz czujesz, kiedy widzisz przed sobą kieliszek wina?
Ilona Felicjańska:
Nic.


– A co robisz, kiedy jesteś o krok od tego, by sięgnąć po alkohol?
Ilona Felicjańska:
Zajmuję się dziećmi. Albo dzwonię do mojego przyjaciela Huberta i długo rozmawiamy. Poznaliśmy się kilkanaście lat temu. On po wypadku nie tylko się ode mnie nie odwrócił, ale też podał rękę i pomógł mi się podnieść. Mamy teraz wspólny pomysł na założenie butiku w Warszawie. Często zdarza mi się też, że kiedy czuję nadchodzący kryzys, to włączam muzykę, która łagodzi moje myśli. Albo zaczynam sobie przypominać pijącą Ilonę. I nie lubię jej!

– Niedawno w Internecie zamieszczono nagranie wywiadu z Tobą z pokazu mody duetu Paprocki i Brzozowski. Mówisz tam niewyraźnie. Komentarze były jednoznaczne – to dowód, że znów pijesz?
Ilona Felicjańska:
Wiesz, jak ktoś usilnie chce coś zobaczyć, to to zobaczy. Ale prawda jest taka, że byłam wtedy zupełnie trzeźwa. Na ten pokaz przyszłam po ciężkim dniu, byłam potwornie zmęczona. Ktoś złapał mnie w biegu i poprosił o wywiad. Tam był taki hałas, że nie słyszałam nie tylko pytań, lecz także samej siebie. Ale plotkarskie portale nie były zainteresowane poznaniem prawdy, wygodniej było napisać, że nadal piję. Najgorsze jest to, że niektórym ludziom z mojego otoczenia rozpuszczanie takich plotek było na rękę.

– Ilona, czy to znaczy, że ktoś chce Ci zaszkodzić?
Ilona Felicjańska:
Nie wiem. Być może te osoby, które nie rozumieją, że jestem w trudnej sytuacji i muszę czasem odpowiedzieć: „Przepraszam, bardzo chcę ci oddać te pieniądze, ale w tym momencie nie mam jak tego zrobić”. Popłaciłam rachunki i mandaty. Żyję z pieniędzy pożyczonych od mamy. Nie ukrywam, że mam długi.

– A w jakiej kondycji jest Twoja fundacja?
Ilona Felicjańska:
Wiele firm wycofało się ze współpracy ze mną. Kiedy dzwonię z pytaniem, czy minął już okres mojej kwarantanny, słyszę: „Jeszcze nie”. Ostatnio dostaliśmy dofinansowanie z ECCO – ponad sto tysięcy – i przekazaliśmy Specjalnemu Ośrodkowi Szkolno-Wychowawczemu „Zabajka” w Bogumiłku. Zorganizowaliśmy kilka turnusów rehabilitacyjnych dla rodziców z dziećmi z porażeniem mózgowym. Te pieniądze to była nagroda, którą przyznano mi jeszcze w lutym w Kopenhadze, ale czekałam na te pieniądze kilka miesięcy. Ośrodek Zabajka jest dla mnie bardzo ważny. Tam czuję prawdziwą miłość. Ktoś może pomyśleć, że to egoistyczne, ale z każdego wyjazdu wracam z jedną myślą: „Jaka ja jestem szczęśliwa, że mam zdrowe dzieci”. Sprawdza się powiedzenie – pomagając innym, pomagasz też sobie. Te dzieci wiedzą, że jestem z nimi. Jestem ich ciocią, a nie Iloną Felicjańską. Tak naprawdę po wypadku potępiły mnie media, część środowiska, ale nie zwykli ludzie. Oni mają to szczęście, że przed nikim nie muszą niczego udawać.

– Co jest teraz dla Ciebie największą karą?
Ilona Felicjańska:
To, że nie mogę jeździć samochodem. Prowadzę fundację, rozkręcam biznes z perłami i muszę korzystać z komunikacji miejskiej.

– To jak należy Cię teraz przedstawiać?
Ilona Felicjańska:
Tym, co cenię najbardziej, jest moja fundacja. Staję na głowie, żeby ją utrzymać. A co poza tym?... Długo unikałam tego słowa, ale chyba czas się przyznać, że jestem bizneswoman (śmiech). Zresztą byłam nią w pewnym sensie już przed wypadkiem, kiedy organizowałam eventy dla znanych firm. Teraz wierzę w nasz nowy interes z perłową biżuterią. Wierzę też, że wszystko jeszcze się odmieni, odżyje. Jak to się mówi? Że wstanę, niczym Feniks z popiołów?

Sylwia Borowska / Party

Redakcja poleca

REKLAMA