Gotowanie na ekranie

Jak zachęcić Polaka, który omija kuchnię szerokim łukiem, do gotowania? Jak udowodnić, że krojenie cebuli to nie tylko łzy, ale niezła frajda, kiedy ma się świadomość, że wejdzie w skład czegoś większego i smacznego? Trzeba pokazać, jak to się robi – na ekranie. I niech robi to ktoś, kto w ciekawy sposób pokaże, że gotowanie nie gryzie. Na jesieni powracają na ekrany telewizorów kulinarni ulubieńcy z nowymi przepisami.
/ 22.09.2009 23:47
Jak zachęcić Polaka, który omija kuchnię szerokim łukiem, do gotowania? Jak udowodnić, że krojenie cebuli to nie tylko łzy, ale niezła frajda, kiedy ma się świadomość, że wejdzie w skład czegoś większego i smacznego? Trzeba pokazać, jak to się robi – na ekranie. I niech robi to ktoś, kto w ciekawy sposób pokaże, że gotowanie nie gryzie. Na jesieni powracają na ekrany telewizorów kulinarni ulubieńcy z nowymi przepisami.

Pascal Brodnicki

Gotowanie na ekranie
nocoty.pl

„Pascal: po prostu gotuj!” – jego program w TVN-ie rozpoczął triumfalny pochód kulinarnych programów w polskiej telewizji. Łamaną polszczyzną sympatyczny pół-Francuz (po mamie) i pół-Polak (po tacie) na ekranach telewizorów uczył milionów Polaków, jak szybko i smacznie przygotować obiad czy deser, czerpiąc nie tylko z jedzenia, ale z samego z gotowania dużo przyjemności. Z początku planował być cukiernikiem – w wieku 14 lat uczęszczał na praktyki cukiernicze we Francji, ale zrezygnował z powodu... wczesnych godzin wstawania cukiernika (o 3. lub 4. nad ranem). Mimo sprawiania wrażenia bycia bardziej pasjonatem kulinarnym niż profesjonalnym kucharzem z dyplomem, ma za sobą ukończenie dwóch szkół kulinarnych we Francji i Kraju Basków oraz praktyki w hotelach (Briston, Sheraton) i licznych restauracjach (m.in. w Chelsea Hotelu w Londynie i Les Pyrénées we Francji), w których pracował czasem aż 16 godzin dziennie, żeby sprostać wymaganiom szefów kuchni. Gdy trafił do Warszawy, miał niespełna 30 lat – i to właśnie w Polsce zdobył największą renomę i popularność. Zaproszenie do prowadzenia programu kulinarnego pojawiło się znienacka, ale od razu je przyjął – pomyślał, że przyda się Polakom pokazać, że na ziemniakach i schabowym świat się „smakowo” nie kończy, przybliżając tajemnice kuchni ze wszystkich zakątków świata i robiąc z każdego z nas mistrza własnej, domowej patelni. W październiku 2006 roku ruszył ze swym kulinarnym blogiem, niedługo potem wydał książkę „Po prostu gotuj”, a potem „Po prostu mi to ugotuj”. Lubiany przede wszystkim za to, jak podaje swoje przepisy – szczególnie „językowo”. Edukujący kulinarnie Polaków Francuz okazał się strzałem w dziesiątkę – bawi, a jednocześnie pokazuje, że gotowanie jest naprawdę proste – wystarczy chcieć.

Robert Makłowicz (i szczypta Piotra Bikonta)

Gotowanie na ekranie
gala.onet.pl

Jako jedyny omija kuchnię, ale tylko jako pomieszczenie – potrawy testuje i smakuje we wszystkich zakątkach świata, czasem ciekawszych niż to, co uda mu się ugotować. Bardziej dziennikarz niż kucharz, i bardziej amator niż profesjonalista w gotowaniu. Jeździ po świecie i smakuje kuchnie różnych krajów, co ciekawsze (lub raczej co bardziej proste) przekładając na język ekranu, w dość dowcipny zresztą sposób. Co rusz się myli w tym, co pichci, w tle mając morskie bałwany lub zmagając się z wichurą, która rozpętała się wokół stanowiska z kuchenką, nadrabiając dublami i rzucanymi co rusz żartami (niekoniecznie ze sfery kulinarnej), no i atrakcyjnymi widokami odwiedzanych przez niego miejsc. Lubi opowiadać o potrawach, ich genezie,obyczajach z nimi związanymi, odkrywać ginące tradycje kulinarne, dodając do nich ciekawą otoczkę teoretyczną i to mu wychodzi najlepiej – zaś w połączeniu z Piotrem Bikontem, także krytykiem kulinarnym, tworzą niesamowity duet humorystyczno-gawędziarsko-kulinarny, opowiadając o światowych przepisach, ale jednocześnie własnych kuchniach, także tych, których smak pamiętają z dzieciństwa. Bardziej to program o tym, co jest związane z jedzeniem, a nie o nim samym – ale także ciekawe i udowadniające, że kuchnia potrafi łączyć nie tylko smaki, ale kultury, ludzi i całkiem oddalone – na pierwszy rzut oka – dziedziny życia.

Nigella Lawson

Gotowanie na ekranie
smvblog.com

Jedyna kobieta w tym zestawieniu – a mówi się, że gotowanie to „babska rzecz”.
Atrakcyjna, dowcipna i pełna ciepła pięćdziesięciolatka o zaokrąglonych, ale nie obfitych kształtach, zrobiła ze swej małej, ale w rzeczywistości skrywającej całą masę tajemnic kuchni królestwo kulinarne. Jest potwierdzeniem tego, że wykształcenie nie zawsze idzie w parze z życiową pasją – absolwentka filologii średniowiecza na Oxfrodzie pierwszą pracę zaczęła w gazecie „The Spectator” jako redaktor rubryki kulinarnej, potem pojawiła się propozycja prowadzenia podobnego działu w „Vouge’u”. W międzyczasie wyszła za mąż dwukrotnie (pierwszy mąż, dziennikarz  John Diamond, zmarł na raka przełyku), zdobywając coraz większą popularność jako dziennikarka i... kucharka.
Czy znane nazwisko pomogło? Pewnie tak, ale przede wszystkim działalność matki, Vanessy Salmon, właścicielki sieci restauracji, przyczyniła się do rozwijania w Nigelli pasji kulinarnych i jednoczesnych zainteresowań dziennikarskich. Zaczynała jako krytyk kulinarny, skończyła jako gwiazda – i wciąż się rozwija. Gotowanie ją fascynuje i odpręża – lubi to i to widać na ekranie, kiedy w podjada przygotowane przez siebie potrawy, a jej opowieści o daniach: o ich historii (równie dobrze mogą to być charakterystyczne dania dla danego regionu czy kraju, ale także takie, które samej Nigelli przypadkiem udały się podczas prywatnych, kulinarnych eksperymentów) czy kraju pochodzenia, a także reakcji jej rodziny na to, co im od czasu do czasu serwuje, są tak ciekawe, że czasem zapomina się, że jest to program kulinarny. Wydała już 7 książek, pojawiła się w 3 programach telewizyjnych, m.in. „Nigella gryzie”, „Nigella ekspresowo” i „Lato w kuchni przez cały rok”, cyklicznych spotkań z Nigellą, które można zobaczyć w TVN Style.
Jedynym zarzutem może być tylko to, że gotuje „na całego”, nie ograniczając się kalorycznością potraw i ich późniejszym wpływem na zdrowie. Co jakiś czas jednak można sobie zaserwować jeden z deserów Nigelli i na pewno nikomu to zbytnio nie zaszkodzi, a na pewno nie będzie tego żałował, bo jej dania to miód dla podniebienia – dosłownie.

Chodzi o to, by nie robić z siebie niewolnicy stojącej w upalny dzień nad gorącą kuchenką.


Karol Okrasa

Gotowanie na ekranie
syndykatartystyczny.pl

Zabawy z kuchnią to coś, co lubi – twórcze i nieskrępowane niczym gotowanie powinno być codziennością dla każdego kucharza.
Podobnie jak Brodnicki jest dyplomowanym kucharzem – ukończył jedną z najbardziej prestiżowych szkół gastronomicznych w Polsce: Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. Tuż po studiach trafił do Hotelu Jan III Sobieski, by tam rozpocząć karierę jako praktykant kulinarny, a rozwijał ją już jako szef kuchni w Hotelu Bristol, gdzie pracował niemal 10 lat. Od 2003 roku prowadzi program „Gotuj z Okrasą” i szybko stał się popularny – już dwa lata później dostał nagrodę Oskara Kulinarnego w kategorii osobowość kulinarna, a w 2007 roku otrzymał z kolei HERMES 2007 jako osobowość gastronomii. Od małego podglądał mamę i babcię w kuchni przy pracy i to one namówiły go na studia gastronomiczne, choć z początku chciał być mechanikiem samochodowym.
Inspiracje: kuchnia śródziemnomorska, bo można z nią kombinować na różne sposoby – nie ma konkretnych zasad, jeśli chodzi o kulinarne przyzwyczajenia czy zasady, dlatego lubi z nią eksperymentować, ale również kuchnia polska, której tradycję stara się przekazać na ekranie w jak najbardziej atrakcyjny i smaczny sposób – bo zwykłą kaszę gryczaną można ugotować na wiele sposobów, łącząc ją z najmniej oczekiwanymi składnikami i dekorując w pomysłowy sposób. Swoje dania serwuje jednak przede wszystkim „pod gościa” – jeśli wie, co ten lubi, menu zawsze podyktowane jest indywidualnymi gustami.
Preferuje – co jest wyjątkowe wśród ekranowych kucharzy – zdrowe i beztłuszczowe gotowanie, szczególnie na parze. Jest zwolennikiem poglądu, że to, co smaczne, wcale nie musi być kaloryczne, wystarczy zamienić np. śmietanę na jogurt a smażenie na maśle – na oleju. I tym właśnie zyskuje nie tylko wśród zwykłych łasuchów, ale i żywieniowców i dietetyków.

Magdalena Mania

Redakcja poleca

REKLAMA