Nie milkną plotki na temat dwóch wydarzeń: sopockiego koncertu Top Trendy, podczas którego Edyta Górniak świętowała 20 lat swojej kariery muzycznej, i Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni, gdzie pojawiła się z kolei Alicja Bachleda-Curuś, jedna z jurorek festiwalu.
Wywróciło się w show-biznesie do góry nogami, jeśli chodzi o te dwie panie: jednej zarzucono nadmuchanie gwiazdorstwa, drugiej wręcz przeciwnie – zejście z pantałyku Ale o co właściwie chodzi? O to, że Edycie nagle się odmieniło, zeszło z niej gwiazdorskie powietrze, a Ali z kolei napompowało się w niektórych partiach samouwielbienia. Aż za bardzo.
Zacznijmy od Edzi: polsatowskie Top Trendy tak naprawdę reklamowane były jako wydarzenie muzyczne, którego punktem – czy też koncertem – kulminacyjnym miał być występ Górniak. Minęło bowiem 20 lat, od kiedy piosenkarka po raz pierwszy pokazała się na scenie i zafascynowała Polaków swoim głosem i postanowiła tę rocznicę uczcić wyjątkowym recitalem podsumowującym jej muzyczne dokonania. I wszyło naprawdę śpiewająco: Edyta była w świetnej formie, zarówno wokalnej, jak i emocjonalnej, a także – co zaskoczyło wszystkich, wizualnej. Bo Górniak zerwała ze stylizacyjnym kiczem na rzecz stonowanych, ale seksownych kreacji, skromnego makijażu i prostej fryzury. A za kulisami ponoć nie szalała jak dotychczas: ani się nie spóźniła, co miała w nawyku (zwyczajowy poślizg gwiazdy wynosił 2 godziny), ani nie kręciła nosem na propozycje makijażystki czy garderobianej. A „komitet powitalny” w postaci fanów, którzy zgotowali jej grupowe głośne podziękowanie za jej dokonania, przyjęła ze szczerymi łzami wzruszenia w oczach. Pomijając niegrzecznego f*cka posłanego do kamery podczas wykonywania przez Górniak jednej z piosenek, wszystko było normalne aż do bólu. Diametralnie inne niż to, do czego zdążyła nas przyzwyczaić największa ekshibicjonistka polskiego show-biznesu. Czy jednak szczere – nie wiadomo, ale liczą się przecież fakty, prawda? A Edyta tym nowym, ugrzecznionym zachowaniem zyskała w oczach, szczególnie swoich antagonistów. Górniak zaliczyła więc na 20-lecie swojej kariery drugi lepszy i – zgodnie z planem - profesjonalny biegun swojego ja. I oby na jak najdłużej!
Z kolei inna, dopiero co wschodząca (bardziej dzięki romansowi z Colinem Farrellem niż własnemu
dorobkowi artystycznemu) gwiazda polska, Alicja Bachleda-Curuś, zaliczyła niesamowity rajd wśród grupy ochroniarzy, których miała podczas festiwalu najwięcej spośród innych gwiazd... a raczej miała ich jako jedyna osoba stąpająca po czerwonym, gdyńskim dywanie. Nie dość, że nie udzieliła żadnego wywiadu, to na dodatek oficjalnie zakazała fotografowania i filmowania swojej osoby. Okazji do strzelenia fotek i tak nie było zbyt wielu, bo Ala siedziała cały czas w swoim pokoju hotelowym, nie wyściubiając stamtąd nosa i ograniczając swoje wyjścia tylko do uczestniczenia w posiedzeniach festiwalowego jury. Czy Ala widziała coś poza głowami swoich goryli? Chyba tylko czubek własnego nosa. W każdym razie mając niespełna 27 lat, aktorka poczuła wiatr w żaglach i zaczęła udawać wielką gwiazdę, której zwykły świat do pięt nie dorasta. Ponoć się również spóźniła na na galę otwarcia festiwalu (złe nawyki Górniak!), a gdy ktoś chciał jej zrobić zdjęcie, „skromnie” zakrywała się dłońmi. Nic więc dziwnego, że Szymon Majewski uciekł się do prowokacji i zatrudnił ustylizowanego na Colina Farrella aktora, który co rusz wysiadał z wynajętego samochodu i potrząsając lalką udającą syna pary, Henry'ego, i wołał: „Alicja! Nakarm dziecko!”, a Kuba Wojewódzki podsumował wypad do Sopotu Balchedy-Curuś krótko: "W Gdyni na Festiwalu Polskich Filmów pojawiła się najbardziej zagraniczna polska gwiazda Alicja Bachleda-Curuś. Jej pobyt można opisać mniej więcej tak: Ochroniarz, ochroniarz, ochroniarz, ochroniarz, ochroniarz, ochroniarz, ochroniarz, ochroniarz, ochroniarz, ochroniarz. Alicja gdzieś w środku" („Polityka”).
Jeden zero dla Edyty Górniak!
Fot. MWmedia
Magdalena Mania